Miesięcznik "Posłaniec Serca Jezusowego"

Logika naczyń połączonych

Spread the love

Logika naczyń połączonych

Krzysztof Mądel SJ

Wielka powódź może stać się punktem wyjścia do solidarnych działań, za sprawą których nie tylko uda się zapobiec podtopieniu, ale także pokonać niemal każdą bezradność społeczną.

Dwudziestolecie polskiego samorządu przypada w okresie usuwania skutków powodzi, która w połowie maja i na początku czerwca 2010 r. zalała lub podtopiła 2157 miejscowości w 660 gminach leżących w dorzeczu Wisły i Odry. Po wodą znalazło się 554 tys. hektarów ziemi, ponad 30 tys. osób zostało zmuszonych do ewakuacji, a 25 straciło życie w kontakcie z żywiołem.

Prawo fali

W porównaniu z tzw. powodzią stulecia z 1997 r., w której zginęło 117 mieszkańców Polski, Czech i Niemiec, ten kataklizm miał nieco łagodniejszy przebieg, jednak przyczyny i dynamika obu zdarzeń były podobne. Obie powodzie miały charakter opadowy i wystąpiły gwałtownie. Intensywne, lecz krótkotrwałe opady atmosferyczne prowadzą zazwyczaj do lokalnych podtopień, jednak przy braku bujnie rozwiniętej roślinności oraz wysokim poziomie wód gruntowych wywołanych wcześniejszymi opadami, nowe opady przekraczające kilkadziesiąt milimetrów słupa wody w ciągu doby są w stanie wywołać zagrożenie powodziowe w skali całego kraju. Wezbrane rzeki górskie i podgórskie tworzą wówczas tzw. falę powodziową, która kulminuje się w wolniej przemieszczających się wodach niżej położonych odcinków rzek.

Wysokie straty materialne, szacowane obecnie przez rząd na co najmniej 10 mld złotych, oraz fakt, że wydatki publiczne na ich likwidację wielokrotnie przekraczają wydatki na zapobieganie powodziom, powinny skłonić władze publiczne do zmiany strategii w zakresie bezpieczeństwa powodziowego. Z informacji udzielonej przez MSWiA portalowi www.money.pl (maj 2010) wynika, że w ciągu ostatnich 13 lat państwo polskie wydało na inwestycje przeciwpowodziowe zaledwie 4,5 mld złotych, podczas gdy likwidacja szkód po powodzi tysiąclecia i kilku następnych pochłonęła co najmniej 28 mld złotych.

Zasiłki dla powodzian objęły tylko 333 mln złotych z tej sumy, na remonty zniszczonych dróg i budynków komunalnych wydano 4,5 mld, natomiast pozostałe środki przeznaczono na odtworzenie infrastruktury przeciwpowodziowej, czyli na naprawę wałów, jazów, śluz i urządzeń melioracyjnych. Wydatki na nowe inwestycje w tej dziedzinie przedstawiają się o wiele skromniej. Ze wspomnianej kwoty 4,5 mld złotych większość pochłonął Program dla Odry 2006 (3,5 mld), który po powodzi tysiąclecia uznano za priorytetowy, a na kolejne lata zaplanowano dalsze wydatki w ramach Programu dla Wisły 2020 i Programu Żuławskiego 2030.

Wszystkie te inwestycje powinny poprawić bezpieczeństwo powodziowe w Polsce, bo Wisła, jedna z największych europejskich rzek, wciąż pozostaje rzeką na wpół dziką, słabo uregulowaną i praktycznie nieżeglowną. Z punktu widzenia bezpieczeństwa powodziowego ważna jest koordynacja prac w całym dorzeczu. Poprawa stanu obwałowań i oczyszczenie koryta na jednym odcinku rzeki może doprowadzić do powodzi w miejscu, w którym takich prac nie podjęto, gdyż prowadzi do nierównomiernego przemieszczania się fali wezbraniowej.

W opinii części hydrologów wycofanie zabudowy i aktywności człowieka z obszarów zalewowych jest tańszym i skuteczniejszym rozwiązaniem niż dalsze wypiętrzanie wałów. Zdaniem dra inż. Janusza Żelazińskiego z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej przerwanie wałów na Wiśle w okolicach Sandomierza i Kazimierza Dolnego ocaliło Warszawę w czasie tegorocznej powodzi, zmniejszyło bowiem o 20-30 cm wysokość fali kulminacyjnej w stolicy, która na tamtejszym wodowskazie przekroczyła stany alarmowe, sięgając 780 cm. Tworzenie polderów i obwałowań odsuniętych jak najdalej od koryta rzek, a jednocześnie przeznaczanie możliwie dużych terenów pod zalanie tam, gdzie to tylko możliwe, powinno zdaniem Żelazińskiego przynieść lepsze efekty niż podejmowanie zaawansowanych robót hydrologicznych zmierzających wyłącznie do zwiększenia retencji w sztucznych zbiornikach lub zwiększania prędkości przepływu masy wód w samym korycie rzeki.

Zdaniem innych hydrologów tych ostatnich prac nie można jednak lekceważyć. Prof. Maciej Zalewski z Uniwersytetu Łódzkiego jest przekonany, że bez rozbudowy systemu sztucznych zbiorników nie będziemy w stanie zatrzymać nawet części tych wód opadowych, jakie w przeszłości były zatrzymywane na obszarze Polski przez wielkie obszary leśne, gęstą roślinność i małe zbiorniki wodne masowo tworzone niegdyś przez człowieka.

Pogłębianie solidarności

W pierwszych tygodniach po tegorocznej powodzi 110 tys. osób i 5 tys. firm wystąpiło o odszkodowania do swoich ubezpieczycieli, co wymownie świadczy o skali szkód. Ubezpieczanie się od szkód powodziowych nie jest obowiązkowe, a ponadto jest relatywnie drogie, z kolei tańsze polisy nie pozwalają na wyrównanie wszystkich strat, dlatego rząd przewidział trzy kategorie zasiłków dla rodzin dotkniętych skutkami powodzi. Mają one sięgać 6, 20 i 100 tys. złotych w zależności od wielkości szkód i będą wypłacane przez samorządy. Zdaniem Michała Boniego, szefa Komitetu Stałego Rady Ministrów, około 25 tys. rodzin może skorzystać z tej formy pomocy.

W czerwcu 2010 r. rząd przyjął projekt ustawy o usuwaniu skutków powodzi, który poparły wszystkie kluby parlamentarne. Ustawa ta przewiduje m.in., że przedsiębiorca, który w związku z powodzią został zmuszony do zaprzestania lub ograniczenia działalności gospodarczej między majem a lipcem tego roku, będzie mógł uzyskać nieoprocentowaną pożyczkę z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych na wypłatę wynagrodzenia swoim pracownikom, z kolei przedsiębiorcy, których dochody spadły na skutek powodzi o co najmniej 15%, będą mogli skorzystać z pomocy przewidzianej w ustawie o łagodzeniu skutków kryzysu ekonomicznego dla pracowników i przedsiębiorców z 1 lipca 2009 r.

Z pomocą powodzianom pośpieszyły służby publiczne, organizacje charytatywne i sami obywatele. Pomoc publiczna w przypadku kataklizmów klimatycznych jest zawsze spóźniona i niewystarczająca, jest jednak niezbędna, gdyż gwarantuje nieodzowną koordynację działań oraz możliwość sięgnięcia po środki nadzwyczajne. Reforma administracyjna z 1999 r. główne zadanie w tym względzie stawia przed wojewodą, regionalnym przedstawicielem rządu, z którym w sytuacji kryzysowej współpracują wszystkie jednostki samorządu terytorialnego. Wojewódzkie centra kryzysowe gromadzą informacje o zagrożeniu powodziowym i zarządzają akcją pomocową.

W tym roku wojewodowie wielokrotnie korzystali z pomocy policji, wojska i straży pożarnej w celu ewakuacji ludności, zabezpieczenia wałów i śluz, a później w dostarczaniu wody pitnej, żywności, odzieży i środków higienicznych poszkodowanym. W kilku przypadkach, jak choćby w okolicach Sandomierza, okazało się, że służby wojewódzkie nie były w stanie dotrzeć na czas do mieszkańców z wiadomością o zbliżającej się fali wezbraniowej, bo wiadomość tę podawano jedynie drogą medialną, a fala powodziowa przyszła nocą.

Zdarzało się również, że sami mieszkańcy nie wyrażali chęci szybkiego pozostawienia swych domostw mimo usilnych nalegań straży i policji, co później w chwili powodzi niepotrzebnie skomplikowało akcję pomocową. W jednym i drugim przypadku konieczne jest lepsze powiązanie działań publicznych z potrzebami samych obywateli. Specjalna regulacja prawna powinna zobowiązywać służby publiczne do utrzymywania stałego kontaktu z lokalnymi stowarzyszeniami mieszkańców, skłaniając obie strony do wspólnego przygotowywania i stałego aktualizowania planów interwencji kryzysowych, co pozwoliłoby na precyzyjne określenie potrzeb każdej z rodzin oraz praktycznego sposobu zaradzenia tym potrzebom na wypadek powodzi.

Obok regulacji prawnych potrzebna jest jednak także aktywna postawa samych obywateli. Częste interwencje mieszkańców w lokalnym samorządzie niejednokrotnie są czynnikiem przesądzającym o podjęciu decyzji o szybkim remoncie wałów przeciwpowodziowych w danej miejscowości. Ci sami aktywni obywatele wykazują się później większą od innych troską o stan infrastruktury przeciwpowodziowej w czasie samej powodzi, mobilizując tym samym innych do podobnej postawy, a po powodzi służą im pomocą w szacowaniu strat i ubieganiu się o środki odszkodowawcze.

Pomoc kościelnej Caritas, parafii i organizacji charytatywnych jest w tym względzie nie do przecenienia. Parafialne lub osiedlowe akcje charytatywne zazwyczaj podejmowane są na rzecz konkretnych osób lub miejscowości, podobnie jest z akcjami rozwijanymi na poziomie diecezjalnym, a to pozwala na osobistą identyfikację pomagających z osobami potrzebującymi pomocy.
Instytucje charytatywne w Polsce z reguły przekazują pomoc materialną w postaci gotowych produktów, znacznie rzadziej natomiast dysponują pomocą prawną, psychologiczną, logistyczną czy też pomocą w postaci rąk gotowych do darmowej pracy przy remoncie lub odbudowie domu. Zebranie możliwie szerokiej informacji o potrzebach konkretnych rodzin bardzo ułatwiłoby zorganizowanie takiej pomocy, a w wielu przypadkach byłoby nawet ważniejsze niż gromadzenie i dystrybucja dostępnych środków. Akcje organizowane w Krakowie od lat przez ks. Jacka Stryczka i jego Stowarzyszenie “Wiosna” zmierzają właśnie w tym kierunku. Punktem ich wyjścia jest spotkanie i rozmowa z samymi potrzebującymi.

W społeczeństwie pokomunistycznym potrzeby obywateli i publiczna pomoc wciąż nie potrafią się spotkać tak dobrze, jak to się dzieje w starych demokracjach. Stowarzyszenia obywatelskie strzegące bezpieczeństwa powodziowego w Holandii są tak silne, że holenderska gospodarka bywa wręcz nazywana “ekonomią polderową”, gdyż decyzje podejmowane tam przez obywateli w miejscu zamieszkania stanowią ważny punkt odniesienia dla samorządu terytorialnego i zawodowego nie tylko w kwestiach bezpieczeństwa, ale także w kwestii planowania przestrzennego i inwestowania. Nigdy nie byłoby to jednak możliwe, gdyby sami obywatele stracili pewność, że mogą na siebie liczyć jako sąsiedzi, mieszkańcy tej samej ulicy, osiedla czy polderu. Wielka powódź w takich warunkach przestaje być sennym koszmarem, a staje się punktem wyjścia do solidarnych działań, za sprawą których można nie tylko zapobiec podtopieniu, ale także pokonać niemal każdą bezradność społeczną.

Pomagać w szukaniu pomocy

Przyjęty przez polski rząd projekt ustawy o likwidacji skutków powodzi pozwala starostom na zatrudnianie przez okres roku osób bezrobotnych do prac interwencyjnych nad usuwaniem skutków powodzi. Środki na wynagrodzenia będą pochodzić z Funduszu Pracy. Z tego funduszu mogą też być wynagradzani pracownicy przedsiębiorstw zniszczonych powodzią pod warunkiem, że ich właściciele zechcą utrzymać stan zatrudnienia. Przedsiębiorcy mogą także zatrudnić na rok osoby bezrobotne do podobnych prac interwencyjnych. Przedsiębiorcy i obywatele mogą liczyć na szereg czasowych zwolnień, m.in. z opłaty skarbowej za dokumenty i czynności podejmowane w sprawach związanych z powodzią; od podatku dochodowego za nieodpłatne lub częściowo płatne świadczenia otrzymane na usuwanie skutków powodzi lub od darowizny otrzymanej na takie cele.

Skorzystanie z tych i innych udogodnień prawnych, podobnie jak korzystanie z dostępnej pomocy publicznej i charytatywnej nie jest łatwe dla kogoś, kto w wyniku powodzi stracił dom, majątek, a nawet nadzieję, dlatego organizacje charytatywne powinny szybko wyspecjalizować się pomaganiu obywatelom w sięganiu po pomoc oraz w zbieraniu i przekazywaniu informacji na temat tej pomocy.

Odpowiedzialni obywatele, planując swe wakacyjne wyprawy, nie powinni omijać terenów powodziowych, nie powinni także sądzić, że hojny datek wrzucony do skarbonki czy pospiesznie wysłany SMS mogą zastąpić osobisty kontakt z rodziną, która znalazła się sama na ziemi spustoszonej falą wielkiego potopu. Bądźmy naprawdę solidarni…

Ks. Krzysztof Mądel – jezuita, przygotowuje doktorat z filozofii społecznej, współpracuje z jezuickim Centrum Społecznym, zamieszcza felietony w “Dzienniku Polskim”.

Tekst pochodzi z „Posłańca”

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code