Wiadomości KAI

Szansa na zbliżenie Kościołów: polskiego i rosyjskiego

Spread the love

ANALIZA

Szansa na zbliżenie Kościołów: polskiego i rosyjskiego

Paweł Przeciszewski

Od stycznia br. trwa oficjalny dialog Patriarchatu Moskiewskiego z Kościołem katolickim w Polsce. Jego celem jest opracowanie wspólnej deklaracji o pojednaniu. Ma ona szansę stać się istotnym elementem w stosunkach naszych Kościołów, w konsekwencji ułatwiającym relacje polsko-rosyjskie.

10 kwietnia nastąpiła katastrofa pod Smoleńskiem. Dni narodowej żałoby obfitowały w akcenty wzywające do pojednania. W tym trudnym czasie przewodniczący Konferencji Episkopatu abp Józef Michalik, Prymas Polski abp Henryk Muszyński i metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz zinterpretowali tragiczne wydarzenia pod Smoleńskiem jako okazję do pogłębienia dialogu polsko-rosyjskiego. Kard. Dziwisz, przemawiając podczas Mszy pogrzebowej Pary Prezydenckiej, wyraził nadzieję, że tak jak pierwsza katastrofa katyńska nas rozdzieliła, zwłaszcza poprzez zakłamanie trwające dziesiątki lat, tak druga tragedia w tym miejscu może nas zbliżyć.

Potrzeba wzajemnego otwarcia

Pojednanie z rosyjskimi prawosławnymi elitami wydaje się niezbędne. Nie można przedłużać w nieskończoność wzajemnej obcości dwóch siostrzanych Kościołów: prawosławnego w Rosji i katolickiego w Polsce.

Z rosyjskim prawosławiem – poza pewnymi wspólnymi dogmatami wiary – łączy nas składnik mentalności, którego nie da się opisać, ale który odczuwamy i nazywamy słowiańskością. Podobne jest też peryferyjne położenie obu naszych Kościołów wobec centrów duchowości i cywilizacji chrześcijańskiej: Rzymu i Konstantynopola. Dzieli nas z kolei stosunek do posługi Biskupa Rzymu, obrządek liturgii oraz znaczne różnice kulturowe. A przede wszystkim przyjęte przez oba narody diametralnie różne koncepcje państwa i społeczeństwa. One to – pomimo bliskości geograficznej – skazały nas na konfrontację trwającą od co najmniej pięciu wieków.

Dziś Rosja – w świadomości Polaków – znalazła się „poza naszym światem”. Przyjmujemy milcząco, że żyjemy nie tyle między Berlinem a Moskwą i Kijowem, ale jakby na samym skraju cywilizowanego świata, niczym nad brzegiem oceanu, którego drugim brzegiem jest dopiero Japonia.

Rosjanie, podobnie jak my nimi, nie interesują się nami. Mało zdajemy sobie sprawę z tego, że dla Rosjan stanowimy tylko peryferie Europy, które trzeba jak najszybciej minąć, a jeszcze lepiej przelecieć nad nami samolotem, aby dotrzeć do jądra Europy. Trudno jest mówić o roli Polski jako „pomostu między Wschodem a Zachodem”, gdyż ani my takiej platformy porozumienia nie stwarzamy, ani Rosjanie tego od nas dziś nie oczekują. Taką rolę Polska pełniła w okresie komunistycznym, gdyż przybywający tu rosyjscy inteligenci mogli spotkać się z zachodnimi nurtami intelektualnymi, czy chociażby kupić książki, które do nich nie docierały. Po 1989 r. – nie robiąc niemal nic na płaszczyźnie wzajemnych relacji w sferze kultury – rolę tę zatraciliśmy.

Rosja nadal wzbudza w nas obawy. Dla młodego pokolenia Polaków stanowi rzeczywistość egzotyczną, coraz częściej porównywaną z Chinami. Jednak w przeciwieństwie do Chin, Rosja nie wzbudza już prawie żadnego zainteresowania. Podświadomie nie chcemy już o Rosjanach niczego więcej wiedzieć, byleby nas tylko zostawili w spokoju. Chcielibyśmy zamknąć z Rosjanami wszystkie rachunki, niech się tylko uczciwie rozliczą za Katyń.

Rosjanie nigdy nie lubili rozmawiać bezpośrednio z nami. Do tej pory problemy, którymi były zainteresowane i Rosja i Europa Zachodnia, a w których Rosjanie nie umieli porozumieć się z Polakami, już od początków XVIII wieku, załatwiano ponad naszymi głowami. Dotyczyło to wszystkich dziedzin życia; religia nie stanowiła tu wyjątku.

Tym bardziej godna jest zauważenia i docenienia niedawna inicjatywa rosyjskich mnichów – poparta i kontynuowana przez najwyższe czynniki hierarchiczne Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.

Inicjatywa mnichów z Pustelni św. Niła Stołobieńskiego

Jest sprawą ogromnej wagi, że inicjatywa upamiętnienia polskich jeńców, więzionych w klasztornych murach, a rozstrzelanych później w Twerze i pochowanych w lesie w pobliskim Miednoje, wyszła od mnichów z Pustelni św. Niła Stołobieńskiego, położonej na wyspie jeziora Seliger na Wałdaju. Ci konserwatywni mnisi podjęli ją wyłącznie z pobudek moralnych. Pustelnia św. Niła jest jednym z największych i najważniejszych klasztorów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Chęć złożenia hołdu Polakom zamordowanym tylko za to, że byli Polakami – w dzisiejszej Rosji zjawisko całkiem nietypowe – podjęli najprawdziwsi konserwatyści, którym z postaci znanych w świecie, najbliższy ideowo był Aleksander Sołżenicyn.

Polskich internowanych (nie mieli oni statusu jeńców wojennych), których później wymordowano, więziono w murach dwóch słynnych klasztorów prawosławnych, należących do najważniejszych na zachodzie Rosji: – Optinej Pustelni „obóz Kozielsk” i – Niłowo-Stołobieńskiej Pustelni „obóz Ostaszków”. Inicjatywę upamiętnienia niewinnie wymordowanych Polaków podjęli jedynie mnisi stołobieńscy, którzy przed główną bramą klasztorną, dla upamiętnienia wymordowanych Polaków, postawili prosty łaciński krzyż, a ostatnio przygotowują budowę kaplicy z ikoną Matki Bożej Częstochowskiej – są wyjątkiem na mapie Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.

Zaczyn wniesiony przez stołobieńskich mnichów nie może nie być autentyczny. Pokazuje, że nadszedł czas na prawdziwe pojednanie. Jeśli rzeczywiście rozbudzone nadzieje są zasadne, najpierw czysto kościelny, potem ogólnochrześcijański dialog Polaków z Rosjanami może mieć kapitalne znaczenie dla obu stron.

Problem rozliczenia zła popełnionego w historii

Tymczasem, poza nielicznymi osobami, nikt w Rosji nie myśli o potrzebie rozliczenia się ze zła wyrządzonego sąsiadom, w tym Polakom. Jeżeli się już podnosi tę sprawę, to raczej w charakterze pochodnej rozliczenia się ze złem we własnym domu. Rosyjska przeszłość niestety do tej pory nie została rozliczona, niczyich działań nie osądzono. Niezbędnym warunkiem dla dokonania tego jest szeroka dyskusja publiczna, którą skutecznie blokuje zarówno obecny układ władzy, jak inercja społeczeństwa niechętnego podważaniu „prawd”, do których przyzwyczajono się przez pokolenia. Obecny stan świadomości w Rosji w aspekcie rozliczeń z przeszłością nie ma żadnych analogii w krajach Europy Środkowej, czy nawet na Ukrainie.

Problem tkwi w sile utrwalonych schematów, określających sposób myślenia społeczeństwa. Niezależnie od tego, co by odkryto i napisano, Rosjanie zawsze uczyli się w szkołach tylko jednej, integralnej i wyjaśniającej wszystko wizji swojej historii. Oparta jest ona na wizji prawosławnego imperium, stworzonej w latach 1816-1829 przez Mikołaja Karamzina, która w czasach radzieckich, w swej skrajnie uproszczonej wersji pozbawionej ocen moralnych, służyła uzasadnieniu misji narodu rosyjskiego w szerzeniu jedynego sprawiedliwego modelu społeczeństwa.

Dziś, gdy wśród większości wiernych Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego, jak i wśród reszty społeczeństwa dokonuje się proces restauracji starego imperium, zaczęty zarówno od góry, jak i zupełnie spontanicznie od dołu, splatają się w nim w jedną całość postawy reprezentujące wartości nie do pogodzenia. Stare imperium próbuje się bowiem odrestaurować bez jednoczesnego przeprowadzenia osądu imperium sowieckiego. Świat wartości dawnego carskiego imperium, mimo popełnianego przez nie zła, był światem chrześcijańskim. Sowieccy ideolodzy usunęli z wizji Karamzina, męczennika w imię prawdy Chrystusowej, arcybiskupa-metropolitę moskiewskiego, św. Filipa (Kołyczowa), który umiał skutecznie sprzeciwić się woli twórcy samodzierżawia, Iwana Groźnego. Tymczasem święty metropolita Filip, dla rosyjskiego prawosławia jest dużo istotniejszy niż św. Stanisław ze Szczepanowa dla polskiego katolicyzmu. Jest on najważniejszym świadectwem jego chrześcijańskiej prawdziwości. Imperium sowieckie nie uznawało żadnych kryteriów moralnych, dla niego jedyną kategorią wartościującą był dowolnie interpretowany materializm historyczny.

Niestety nadal, w świetle wciąż obowiązującej – a uproszczonej przez ideologów komunistycznych – wizji Karamzina, pozbawionej elementu osądu moralnego, każde inne widzenie własnej rosyjskiej historii może wydawać się czymś w rodzaju narodowej apostazji. Stąd „walka o narodową historię” ma w obecnej Rosji znamię walki o przetrwanie sowieckiej zakłamanej wizji historii, którą chciałoby się bezkonfliktowo połączyć z wizją starego prawosławnego imperium.

Obrona tak rozumianej „narodowej pamięci” sprowadza się w Rosji do walki o zachowanie pomników Lenina, jak i pomników bohaterów II wojny światowej, bez względu, czy przedstawiają one bohaterskich żołnierzy, czy też ich katów: oficerów politycznych i członków formacji NKWD i SMIERSZ, które powinny być już dawno uznane za organizacje przestępcze.

Natomiast w ludowym prawosławiu, prawie pozbawionym rzeczywistej wiedzy, dochodzi nierzadko do nieoczekiwanych syntez sprzeczności, pojmowanych jako „wartości” w postkomunistycznym społeczeństwie.

Opcje „konserwatywna” i „otwarta” w Kościele prawosławnym

Do tych, którzy osądzenie zła własnej historii i jednoczesne wzajemne wybaczenie sobie zła z sąsiadami traktują jako zadanie pierwszoplanowe i niezbędne dla normalnego funkcjonowania społeczeństwa, należeli chyba w podobnej mierze ujawniający się w czasach sowieckich dysydenci, jak i konserwatyści, o których wiadomo było tylko tyle, że przeważali w kręgach zbliżonych do Kościoła prawosławnego. Symbolem sprzeciwu konserwatystów wobec kłamstwa komunizmu stał się Aleksander Sołżenicyn, ewoluujący zdecydowanie ku prawosławiu.

W kościele prawosławnym postawa chronienia wartości, pozostawała w czasach radzieckich ukryta pod korcem oficjalnej symfonii z państwem. Państwem, którego jednym z podstawowych celi było nie tylko zniszczenie Kościoła jako takiego, ale wykorzenienie wszystkich religii. Rezultatem agenturalnej (bo inny model w ogóle nie istniał) współpracy z władzą radziecką było sprowadzenie większości hierarchów do roli tajnych współpracowników. Autorytet Kościoła przetrwał niemal wyłącznie dzięki poszczególnym wybitnym „ojcom duchownym” nastawionym bardzo konserwatywnie, ukrytym na ogół z nielicznych klasztorach, którym udało się ocalić pewną autonomię. Dziś w odrodzonym Kościele prawosławnym w Rosji przeważa zdecydowanie opcja, którą – w odniesieniu do naszego systemu pojęciowego – można nazwać konserwatywną, granicząca z integryzmem.

Stąd zdecydowaną większość środowisk prawosławnych charakteryzuje zamknięcie na obcych. Taki jest dominujący styl działania tego Kościoła, który jakby celowo zniechęcał do zbliżania się do niego. Dodatkowym elementem sprzyjającym postawie „zamkniętej” okazało się przywrócenie jedności kanonicznej z Cerkwią Zagraniczną, czyli emigracyjną. Prawosławni Rosjanie na emigracji okazali się integrystami i antyekumenistami, co jest porównywalne z katolicyzmem trydenckim. Przy tym nurt ten jest pryncypialny moralnie i nie dopuszcza żadnych kompromisów. Kościół emigracyjny nie usprawiedliwiał w żaden sposób „sergijaństwa”, czyli pełnej kapitulacji wobec władzy bolszewickiej, dokonanej w roku 1929 przez metropolitę Sergija Stragorodzkiego.

Niestety w Rosyjskim Kościele Prawosławnym nie znalazła się nisza, która umożliwiłaby zajęcie należnego miejsca dla opcji „Kościoła otwartego”, ekumenicznego, utożsamianego z pewnym liberalizmem prawosławnym. Nie powstał drugi, bardziej otwarty filar Kościoła, analogicznie jak świecka, dawna inteligencja dysydencka, nie zdołała zająć należnego jej miejsca w strukturach dzisiejszego państwa rosyjskiego.

Formacja „otwarta” w rosyjskim Kościele prawosławnym nie należy do licznie reprezentowanych. Na terenie całej ogromnej Rosji nie da się znaleźć więcej niż kilkudziesięciu duchownych o nastawieniu ekumenicznym. Opcja ta – jeśli chodzi o duchowe korzenie – sięga pierwszych lat XX stulecia, a konkretnie dialogu Kościoła z inteligencją (reprezentowanego wówczas głównie przez starców z Optinej pustyni).

Dialog ten rozwijał się wtedy dzięki archimandrycie Serafimowi (Batiukowowi). Do jego kontynuatorów należeli księża Piotr Szypkow i Sergiej Żołudkow, a w następnym pokoleniu najbardziej znany w świecie, a zamordowany skrytobójczo Aleksander Mień.

Dziś większość naprawdę poważnych, oddolnych kontaktów z rosyjskim prawosławiem, zawdzięczamy liberalnym kapłanom, takim jak ksiądz Georgij Koczetkow, albo uczniowie Mienia: Aleksander Borisow, Lew Bolszakow, czy niedawno przedwcześnie zmarły Georgij Czistiakow. Oni to, kontynuując z pełną determinacją opcję ekumeniczną Kościoła prawosławnego, zawsze bardzo chętnie wchodzili w relacje z katolikami, podkreślając przy tym, że prawosławie jest wprawdzie podstawową gałęzią chrześcijaństwa, ale tym niemniej jest nie jedynym, a jednym z dwóch jego filarów. W sprawach rozliczeń z przeszłością w stosunku innych narodów byłego bloku radzieckiego i samego ZSRR, mają oni podejście takie same, jak środowiska o tradycji dysydenckiej, z których najczęściej się wywodzą.

Poza tymi wąskimi kręgami, w rosyjskim prawosławiu przeważa stosunek do ekumenizmu identyczny z naszym katolickim, obowiązującym przed soborem. Ekumenizm, poza wymienionymi środowiskami – jest mało popularny. Kojarzony jest bardziej z indyferentyzmem nie tylko konfesyjnym, ale i religijnym, i traktowany jako zagrożenie dla identyczności prawosławia – zamazywanie jego wyjątkowości na tle innych konfesji. Prawosławny konserwatyzm nierzadko potrafi łączyć się z rosyjskim imperialnym nacjonalizmem, starymi rosyjskimi kompleksami peryferii i niestety z wciąż żywą ideą mesjańską, której podmiotem w większym stopniu jest państwo niż prawosławny naród.

Mimo to, prawosławny konserwatyzm nie stracił nic ze swojej siły przyciągającej dla rosyjskich elit. U najwybitniejszych duszpasterzy reprezentujących kierunek konserwatywny, archimandrytów Nauma (Bajborodina) i Cyryla (Pawłowa) spowiada się po parę tysięcy osób, wśród nich najwybitniejsi ludzie sztuki, nauki, biznesmeni i politycy. Ojciec Cyryl ponadto sprawuje kontrolę duchowną nad klasztorami stauropigialnymi, czyli najważniejszymi ze wspólnot monastycznych, znajdujących się w bezpośredniej jurysdykcji patriarchy. Kontrola duchowa nad tymi klasztorami oznacza w praktyce kierowanie formacją wszystkich bez wyjątku klasztorów Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego.

Pod względem charyzmy i prawości życia chrześcijańskiego i siły duszpasterskiej, ze starcami Naumem i Cyrylem mógł się równać – spośród kapłanów otwartego Kościoła – tylko ojciec Aleksander Mień.

Dziś, mimo wszystkich trudności, ignorancji, powierzchowności osiągnięta przez Rosjan własna tożsamość religijna owocuje w tym, że powrót do źródeł duchowości oznacza praktycznie zawsze powrót do prawosławia. Rosyjscy dysydenci w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku uważali, że Kościół prawosławny stał się na tyle skostniały i archaiczny w swoim konserwatyzmie, że po nadejściu wolności religijnej, inteligencja skieruje się w stronę katolicyzmu, a prosty lud w stronę ewangelicznego protestantyzmu, zwłaszcza baptyzmu. Po nastaniu wolności okazało się, że katolicy i protestanci nie stanowią więcej niż po pół procent ogółu ludności, i ten udział się nie zwiększa. Sami Rosjanie udowodnili więc, że żaden prozelityzm ze strony „zagranicznych” konfesji nie jest w stanie zagrozić prawosławiu.

Polityka zewnętrzna patriarchy Cyryla

Jednakże od ekumenizmu Rosyjski Kościół Prawosławny nie może się odżegnać oficjalnie, ze względu na swoje cele przekraczające granice krajów Patriarchatu Moskiewskiego. Należy do nich współdziałanie z innymi Kościołami uchodzącymi za tradycyjne, przede wszystkim katolickim, a w następnej kolejności luterańskim.

Dążenie do dialogu z Watykanem i luteranami podjął z nowym zaangażowaniem patriarcha Cyryl. W wywiadzie dla KAI z 2007 r. – jeszcze jako metropolita smoleński – dostrzegał potrzebę zwrotu w stosunkach z katolicyzmem. Tłumaczył to faktem, iż musimy razem bronić wyznawanego przez nas wspólnie systemu duchowych i moralnych wartości. Pojednanie między dwoma głównymi wyznaniami chrześcijańskimi postrzegał jako niezbędny warunek świadectwa wobec sekularyzowanego świata.

Chodzi nie tylko o bardziej skuteczne przeciwstawianie się sekularyzowanej rzeczywistości, i w tym celu uporządkowanie skomplikowanych historycznie stosunków z innymi Kościołami, ale przede wszystkim o to, o czym nigdy się nie mówi: że dalekosiężnym celem rosyjskiego prawosławia, jest zajęcie dominującej pozycji w całym prawosławiu, kosztem patriarchatu ekumenicznego.

Analogiczną linię reprezentuje najbliższy współpracownik Cyryla, dziś metropolita i przewodniczący oddziału kontaktów zewnętrznych patriarchatu, Hilarion (Ałfiejew). Jego zdaniem, najbardziej potrzebny jest nie tyle sojusz teologiczny prawosławia i katolicyzmu, co sojusz strategiczny. Kierowane przezeń wezwanie dotyczy kwestii etycznych, takich jak bioetyka, czy polityka rodzinna. „Debata między chrześcijanami a ideologią sekularyzmu jest debatą o przyszłość Europy, ma ona charakter antropologiczny. (…) Wspólnie możemy pomóc Europie w rozwiązywaniu wielu problemów” – przekonuje bp Hilarion.

Zaczątki nauki społecznej rosyjskiego Kościoła prawosławnego

Jak trudnym zadaniem jest zmierzenie się odbudowywanego Kościoła z problematyką społeczną, może świadczyć opracowana w 2007 roku koncepcja społeczna Rosyjskiego Kościoła Prawosławnego. Koncepcja ta – mimo zastosowania w niej nowoczesnego języka – nie mówi prawie nic o naprawdę nabrzmiałych problemach społecznych, natomiast trzy czwarte rozważań poświęca relacji Kościoła i władzy państwowej. Prezentowana jest ona wciąż w duchu należącej jeszcze do świata antycznego poprawki o Symfonii do kodeksu Justyniana Wielkiego i oznacza pełną współpracę między władzami duchowną i świecką. Choć koncepcja ta w istocie jest próbą aktualizacji modelu Kościoła, opisywanego w literaturze jako „Kościół konstantyński”, to jednak są w niej obecne pewne nowe elementy.

Wśród nich znajdziemy uznanie, że Cerkiew winna mieć charakter ponadpolityczny oraz że Kościół nie identyfikuje się z opozycją, tak samo jak nie identyfikuje się z partią rządzącą. Podkreśla się, że Kościół musi być wolny, co jest niezbędne, aby stać się głosem sumienia narodu. Stąd – nie wchodząc w proces polityczny – Cerkiew pozostawia sobie prawo moralnej i duchowej oceny politycznych programów. Nie tylko politycznych, ale i ekonomicznych, aby mieć wpływ na działania zmniejszające niesprawiedliwości społeczne.

W czerwcu 2008 roku, patriarcha Aleksy II podpisał następny dokument o charakterze społecznym, zatytułowany: „Podstawy nauczania rosyjskiego Kościoła prawosławnego o godności, wolności i prawach człowieka”. Dokument omawia wszystkie niezbywalne prawa w kolejności przyjętej w prawodawstwie świeckim, poprzedzając je wstępem, że „prawa człowieka nie są ustanowione przez Boga i nie powinny wchodzić w konflikt z objawieniem Bożym”.

Podkreśla się ponadto, że „coraz częściej chrześcijanie żyją w warunkach, w których struktury społeczne są gotowe zmuszać ich do myślenia i postępowania wbrew przykazaniom Bożym, co stoi na przeszkodzie dążeniu do najważniejszego celu życia ludzkiego – wyzwolenia z niewoli grzechu i osiągnięciu zbawienia”. Wobec czego prawa człowieka nie mogą być postawione ponad wartościami świata duchowego.

Nowością jest także przyjęcie – po raz pierwszy na gruncie rosyjskiego prawosławia – tomistycznego usprawiedliwienia dla buntu przeciwko tyrańskiej władzy. Wreszcie św. Filip, metropolita moskiewski uzyskał oficjalnie należne mu miejsce.

Restauracja rosyjskiego imperium. Prawosławie w roli mostu

Ze strony struktur państwa rosyjskiego od Kościoła prawosławnego oczekuje się dziś przede wszystkim wypełniania roli mostu i łącznika między starą Rosją, tą z przed 1917 roku, a Rosją dzisiejszą. Cerkiew jest przecież jedyną instytucją, która przetrwała 74 lata władzy bolszewickiej. Władza oczekuje od Kościoła, aby był swego rodzaju „klamrą” spajającą stare prawosławne imperium z dzisiejszym imperium odrestaurowanym.

W praktyce putinowskiej Rosji, niełatwo jest zapobiec próbom sprowadzania Cerkwi do roli dekoracyjnej wobec panującego reżimu, a także do funkcji pomocniczej wobec władzy, w sensie oddziaływania na własne społeczeństwo. Pociąga to za sobą niebezpieczne dla misji Kościoła utożsamienie prawosławia z kulturą rosyjską w stopniu o wiele silniejszym niż z samym chrześcijaństwem i jego nauką. Dochodzi do tego uzależnienie finansowe od państwa. Metodą może być zarówno rozdział środków budżetowych, jak i oferowanie poszczególnym duchownym dołączenia do grona osób uprzywilejowanych, czerpiących profity dzięki nieformalnym powiązaniom władzy i biznesu.

Duszpasterstwo

Niezależnie od spełniania oczekiwań społeczeństwa i jego władz, Rosyjski Kościół Prawosławny na co dzień mierzy się ze zdechrystianizowaną rzeczywistością społeczeństwa poradzieckiego. I to stanowi najważniejsze wyzwanie przed nim stojące. Zadań ewangelizacyjnych nie ubywa w miarę odtwarzania sieci parafii, klasztorów, seminariów, wyższych uczelni kościelnych i prawosławnych środków masowego przekazu.

Podróżując po Rosji zauważamy, że „infrastruktura religijna” miast i miasteczek – która nie istniała jeszcze dwadzieścia lat temu – dziś nie ustępuje przeciętnej europejskiej. Gorzej jest na niezurbanizowanych terenach wiejskich na południu, centrum i północy Rosji, gdzie rolnictwo praktycznie zanikło, a wieś uległa wyludnieniu. Społeczności poszczególnych gmin wiejskich rzadko są w stanie utrzymać kapłana z rodziną, co stanowi warunek odtworzenia dawnej lub założenia nowej parafii. Na terenach wiejskich, zupełnie jak w czasach radzieckich, straszą zrujnowanie świątynie, często w stanie rozpaczliwym. Ateizacja na pokołchozowej wsi postąpiła tak daleko, że przypadkowi ludzie pytani, czy nie przeszkadza im rozsypująca się ruina w środku osady, odpowiadają retorycznym pytaniem: „A jeśli odbudujemy cerkiew, to będziemy żyć lepiej?”

Inaczej jest na terenach zurbanizowanych. Niemal w każdym miasteczku otwierane są co roku nowe świątynie. Oprócz uruchomienia na nowo prawie wszystkich historycznych świątyń, w miastach buduje się dużo nowych. Zmienił się też skład społeczny uczestników liturgii, wszędzie przeważają ludzie w średnim wieku, młodzi i bardzo młodzi. Spotyka się wiele małżeństw z dziećmi. Dawne „babuszki” zeszły na drugi plan.

Według danych publikowanych przez Centrum Lewady widoczny jest wzrost tendencji do określania się mianem prawosławnych. W 1991 r. niespełna co trzeci Rosjanin deklarował się jako prawosławny, obecnie już ponad połowa – 56 proc. Niestety nie idzie to w parze z rzeczywistymi praktykami. Gdy upadał Związek Radziecki w niedzielę do cerkwi chodził co setny Rosjanin, dziś co pięćdziesiąty.

Tradycyjne prawosławne duszpasterstwo sprowadza się do paru elementów: indywidualnego kontaktu ze spowiednikiem, pielgrzymek i gowienija, czyli rekolekcji. Te ostatnie, tak jak i cały styl duszpasterstwa wschodniochrześcijańskiego, różni się od katolickich mniejszym udziałem słowa, a większym skupienia w modlitwie i paraliturgii.

Życie parafii sprawia wrażenie cieplejszego i bardziej rodzinnego, niż u nas w katolicyzmie. Przyczyną tego jest to, że parafia prawosławna zawsze jest prowadzona przez parę małżeńską. W każdą niedzielę, po zakończeniu liturgii, ślubów i ewentualnie nabożeństwa żałobnego otpiewanija, w parafii zawsze odbywa się trapeza, czyli odpowiednik katolickiej agape. W trapezie uczestniczą najaktywniejsi parafianie, podczas trapezy omawia się wszystkie sprawy dotyczące życia parafii. Wadą tych parafialno-rodzinnych trapez jest sprawa doboru uczestników, klucza według którego zaprasza się członków laikatu.

Paradoksalnie, odwrotną stroną tych zupełnie rodzinnych, ciepłych spotkań parafialnego laikatu jest „zamknięcie” parafii. Powszechna jest opinia, że – również paradoksalnie – na otwartość parafii bardzo często negatywnie wpływa jakość jej duszpasterza. Parafie z wybitnymi duszpasterzami bardzo szybko stają się zamknięte i snobistyczne. Przykładów można by przytoczyć bardzo wiele. Poza tym społeczeństwo rosyjskie jest w znacznie większym stopniu zamknięte na ludzi z innych środowisk, niż polskie czy zachodnio-europejskie. Bardzo się to czuje podróżując po Rosji i odwiedzając parafie. Ze zdumieniem stwierdza się, że sami Rosjanie w swoim kraju czują się nie mniej obco, niż my.

Regułą jest niespowiadanie się i nieprzyjmowanie komunii świętej poza własną parafią. W porównaniu z Kościołem katolickim dość słabe są też związki poziome między poszczególnymi parafiami i monasterami. Zdecydowanie mniejszy jest też autorytet hierarchii, dużo bardziej formalny niż w katolicyzmie; zawsze ponad nim stał autorytet ojców duchownych.

Dlatego też wszystkie plany hierarchów są znacznie trudniejsze do zrealizowania niż w katolicyzmie. Prawosławie wykazuje bowiem dużo większą inercję, można by powiedzieć pewien bezwład, niesterowalność. Zawsze to chroniło i niekiedy nawet ratowało Kościół przed naciskami ze strony państwa, ale i niezmiernie utrudniało realizację jakichkolwiek postanowień synodów i soborów lokalnych.

Następnym po wszechmocnych parafiach składnikiem duszpasterstwa prawosławnego są bractwa cerkiewne, odpowiednik dawnych katolickich sodalicji, z jedną różnicą: odrodziły się one dzisiaj w stopniu dużo większym niż podobne, tradycyjne formy zrzeszeń katolickich. Bywają ogromne, cieszą się wielkimi wpływami, jak na przykład bractwo młodzieży prawosławnej Synaksis. Obecne jest we wszystkich eparchiach, ale żadnej władzy kościelnej nigdy nie udaje się go scentralizować. Inną formą są maleńkie wspólnoty modlitewne przeszczepione, jak uważa wiele osób, z Zachodu do Rosji przez o. Aleksandra Mienia, i bardzo szybko podchwycone przez innych duszpasterzy – doskonale sprawdziły się na gruncie prawosławnym.

W latach osiemdziesiątych, kiedy ludność masowo przyjmowała chrzest – we wschodnim chrześcijaństwie zawsze połączony z pierwszą komunią i bierzmowaniem – wystarczały tradycyjne metody duszpasterstwa indywidualnego i odtwarzająca się sieć parafialna.

Ale już w latach dziewięćdziesiątych zaczęto przygotowywać kadry świeckich duszpasterzy, zakładając szkoły katechetów. Początkowo była to inicjatywa poszczególnych światłych kapłanów, a najbardziej znaną stała się szkoła zorganizowana w Moskwie przez o. Georgija Koczetkowa. Dziś szkoły katechetów działają już w prawie każdej eparchii, zwykle są one związane organizacyjnie z seminariami duchownymi.

Duszpasterstwo parafialne i monasterskie w Rosji, nie jest już „duszpasterstwem starców”, polegającym na indywidualnym kontakcie ze spowiednikiem, który jeśli był charyzmatycznym duszpasterzem był uważany za „starca”. Nabyło ono solidnych ram organizacyjnych, widać je nie tylko przy świątyniach, ale również w telewizji, Internecie, gazetach, powszechnie rozmawiają o nim młodzi ludzie na studiach i w miejscach pracy. Daleko mu jeszcze do polskiego, ale śmiało wytrzymuje porównanie z wieloma krajami Europy Zachodniej. Analogicznie w humanistyce – Rosja nadrabia zmarnowany wiek XX w literaturze o charakterze religijnej.

Zadań nie ubywa, a gdy obecność Kościoła stała się naturalnym elementem otaczającej rzeczywistości, minął pierwszy entuzjazm dochodzenia do wiary. Dziś kapłani muszą umiejętnie wychodzić do społeczeństwa, które znajduje się na etapie nie tyle masowego poszukiwania wiary, co raczej przezwyciężania mentalnych skutków powszechnej ateizacji. Sytuacja ta nie ma analogii w Europie. Owa „deateizacja” – jak ją nazywają Rosjanie – nie oznacza jeszcze przyjęcia wiary, mającego charakter osobistego spotkania z Bogiem. Przyjęcie autentycznej wiary jest tym trudniejsze, że skutecznym hamulcem w tym zakresie wydaje się typ zlaicyzowanej kultury zachodniej, coraz silniej penetrujący dziś Rosję. Warunkiem rechrystianizacji wyzwolonej od ideologii, musi być najpierw resakralizacja, która w warunkach dzisiejszej cywilizacji, tracącej swój sakralny kod jest coraz trudniejsza.

W istniejącej w Rosji sytuacji trudno wyrokować, czy dokonująca się żywiołowo „deateizacja” ludzi prostych, rzeczywiście ma szansę na przekształcenie się w rechrystianizację w wymiarze społecznym.

Katolicka mniejszość

Liczbę katolików w Rosji szacuję się na 600 – najwyżej 800 tysięcy. Nie jest ona porównywalna z liczbą wiernych rosyjskiego Kościoła Prawosławnego mającego od 65 do ok. 70 mln wiernych. Mimo to katolicy w Rosji są zauważalni. W większości głównych miast posiadają okazałe świątynie, a na Syberii istnieją całe wsie przez nich zamieszkałe.

Schemat katolika jako Polaka i Niemca powoli odchodzi w przeszłość, choć polskie pochodzenie wśród nich jest nadal w modzie. Dziś wśród rosyjskich katolików – poza Syberią – przeważają rosyjskojęzyczni wychodźcy z Białorusi, w mniejszym stopniu z Litwy i Łotwy. Katolicy z Białorusi, w zależności od sytuacji, raz podają się za Białorusinów, drugi raz za Polaków, tym niemniej nie należą oni w do świata duchowości i kultury rosyjskiej. Skład etniczny katedralnej parafii Niepokalanego Poczęcia w Moskwie spowodował, ze nazywana jest ona żartobliwie „Baranowiczami”.

Podczas pontyfikatu Benedykta XVI można mówić o pewnym „ociepleniu” relacji watykańsko-rosyjskich, choć do ich ułożenia jest jeszcze bardzo daleko. Śmierć Jana Pawła II zmieniła bardzo dużo. Odszedł autorytet, którego po stronie moskiewskiej niezmiernie się obawiano. Umożliwiło to stronie rosyjskiej wymuszenie na Stolicy Apostolskiej usunięcie z Moskwy abp. Tadeusza Kondrusiewicza – wielkiego autorytetu dla tutejszych katolików, którego rosyjskie prawosławie obawiało się niemal tak samo, jak Jana Pawła II.

Dziś rosyjscy prawosławni przestali już praktycznie mówić o groźbie prozelityzmu, natomiast sprawy ukraińskie wciąż działają rozdrażniająco. Nie chodzi bynajmniej tylko o grekokatolików, choć ich istnienie ciągle jest wykorzystywane jako przeszkoda w porozumieniu z Watykanem. Konflikt o cerkwie z Kościołem prawosławnym patriarchatu kijowskiego i z ukraińskimi autokefalistami niczym się nie różni od konfliktu z grekokatolikami, a zbuntowane cerkwie prawosławne stwarzają znacznie większe zagrożenie dla interesów Moskwy na Ukrainie, niż grekokatolicy.

Paweł Przeciszewski

Krótko

Abp Józef Życiński zaproponował, aby „otoczyć szczególną troską cmentarze żołnierzy rosyjskich”. – Tu nie chodzi o to, by odwdzięczyć się, za okazywaną przez Rosjan (po katastrofie pod Smoleńskiem) delikatność. Tu chodzi o coś głębszego, o solidarność okazywaną na poziomie śmierci – powiedział metropolita lubelski dziennikarzom. Zaapelował, by młode pokolenie, które troszczyło się o cmentarze żydowskie, wywołując wdzięczność Żydów, umiało teraz zatroszczyć się o cmentarze żołnierzy rosyjskich.

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code