Małżeństwo i Rodzina

Kiedy myślę o małżeństwie

Spread the love

Gustav Klimt
Pocałunek,1907-08
Olej i złoto na płótnie
Osterreichische Galerie, Vienna

Kiedy myślę o małżeństwie i rodzinie, rodzi sie w duszy dużo trudnych do wypowiedzenia emocji i sądów. Chociaż ten temat jest jednym z najważniejszych dla mnie teraz i często do niego wracam, to jednak jakoś trudno wypowiadać się na jego temat…

Pierwsze, co przychodzi do mnie to ból uświadomienia sobie, iż to, co myślę o małżeństwie i to, co wyczuwam czym jest malżeństwo i jakim powinno być, jest tak odmienne od tego, co większość swego życia slyszalam od innych i co spostrzegałam w rodzinach innych ludzi. Ogólne wrażenie, które dostałam w społeczeństwie ukraińskim jest takie, że kiedy przychodzi odpowiedni czas, każda dziewczyna, chce tego czy nie chce, powinna ‘kogoś sobie znaleźć’ i za wszelką cenę wyjść zamąż. Jeżeli nie zrobi tego do trzydziestki, patrzą na nią jak na ‘starą dziewicę’, której czegoś na pewno brakuje, bo ‘nikt jej nie chciał’. Każda dziewczyna, zaczynając od lat tak gdzieś szesnastu, wyczuwa na sobie presję psychologiczną społeczeństwa z tego powodu, i wiele, jeżeli nie każda, buduje swoją samoocenę właśnie z tego punktu widzenia: ‘czy ktoś mnie chce’.

Pamiętam tak wiele wypadków, kiedy moje znajome wychodziły zamąż, bo były w ciąży. I spostrzegałam tak dużo rodzin, w których nie ma tej jedności, poszanowania dla siebie i doceniania tego, kim inny naprawdę jest dla mnie. Bo myślenie o małżeństwie tak często nie idzie dalej, głębiej… Były też i inne doświadczenia bycia z rodziną, w której czujesz
się ogarnięty obecnością miłości, wzajemnej tolerancji i opiekowania sie sobą nawzajem.

Pamiętam jak byłam druhną panny młodej na ślubie mojej koleżanki. Czułam się wtedy bardzo źle, nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak się przejmują każdym drobiazgiem i sądzeniem innych ludzi, a nowa rzeczywistość pojednania dwojga ludzi w jedno jakoś ucieka. Czułam się tak, jak gdyby nie było czym oddychać, jak gdyby płuca były ściśnięte tą zewnętrzną presją.

Teraz jestem w Stanach Zjednoczonych. Każdego dnia, w telewizji, w najdrobniejszym obrazie, nawet w reklamie kremu dla dziecka, doświadczam presji obrazów erotycznych. Niektórzy moi przyjaciele żyją jak mąż i żona pod jednym dachem bez ślubu. Pocałunek i dotyk nie są już znakiem miłości i zaangażowania się – traktuje się je raczej jako zabawę, próbę, przyjemność.

Chryste, jak ciężko jest żyć w takiej rzeczywistości i myśleć inaczej! Czasem pytam siebie: czy ktoś pamięta jeszcze o tym, czym jest małżeństwo? Czy ktoś siebie o to jeszcze pyta? Czasem wydaje mi się, że tak wiele ludzi wstępuje w związek małżeństwa przypadkowo, zupełnie o tym nie decydując. Bo tak trzeba, bo już czas, bo pojawiło się dziecko, bo trzeba, aby ktoś zarabiał lub aby ktoś gotował obiad, bo chcę zaspokoić swoje potrzeby…

Więc co ja o tym myślę?
Myślę przede wszystkim, że jeżeli kiedykolwiek wyjdę zamąż, to nie dlatego, że mam 24 czy ilekolwiek lat, nie dlatego, że po prostu boję się samotności lub że nie mogę sobie poradzić i chcę aby ktoś się mną zaopiekował, nie dlatego, że strona seksualna nieustannie o sobie przypomina i wyłazi jak igła z torby, nie dlatego aby mój mąż mi pomagał i abym czuła się lepiej.

Jeżeli kiedykolwiek wyjdę zamąż, to tylko aby przyjąć wyzwanie daru z siebie i nowej rzeczywistosci umierania dla siebie i życia dla innego. Nie aby on mną sie opiekował, ale abym ja robiła się coraz mniejsza i pokorniejsza służąc. Tak, służąc z miłości swemu mężowi. Nie dlatego, że on jest kimś a ja nikim, nie bo zarabia więcej, nie bo jeszcze coś tam, ale dlatego, że tak chcę, że tak mi się spodobalo, że taką decyzję podjęłam i zostanę jej wierna do końca życia. Tak właśnie rozumiem miłość, jako trudną decyzję woli, jako powiedzenie ‘tak’ na lepsze i na gorsze, jako ofiarę z siebie.

Wiem już teraz, że nie jestem zdolna do takiej ofiary. Ale nie znaczy to, iż nie podejmę tego wyzwania nigdy. Znaczy to już teraz upokorzenie się, milczenie i modlitwę. Modlitwę o to, aby Duch Święty mnie uzdolnił do tego, do czego ja, pelna pragnienia przyjemności i egoizmu, zdolna nie jestem. Modlitwę za swego przyszłego męża, aby nie potknął się w drodze, abyśmy doczekali się siebie cierpliwie i w czystości, abyśmy zachowali wszystko, co mamy dla siebie nieuszkodzonym, niezabrudzonym.

Przypominam sobie słowa lisa z „Małego księcia” Antoine’a de Saint-Exupery: ”Jesteś odpowiedzialny za to, co oswoiłeś”. Kiedy zbliżam sie do innego, wyczuwam tą odpowiedzialność; relacje międzyludzkie są tak kruche… Tak łatwo poddać się swoim pragnieniom i zapomnieć o rzeczywistości innego człowieka obok siebie. Nie, to nie zabawa, ani przyjaźń, ani spotkanie chłopaka z dziewczyną. Nie wiem czy jest jeszcze coś więcej absorbującego i poważnego, przecież chodzi o serce innego człowieka – jest przed tobą obnażone, bo je poręczyłeś. O wszystkim innym myślę tylko od czasu do czasu, kiedy ta rzecz tego wymaga. Natomiast relacja z inną płcią pochłania wszystkie myśli, wprowadza w inną rzeczywistość, wszystko sie zmienia, ja sama też.
I małżeństwo nie jest jedną z prostych rzeczy, które się przydarzają w życiu, nie jest na tym samym poziomie, co studia, praca, grypa. To coś zupełnie innego, co wyciąga mnie z siebie na świat Boży, który tak chcę zobaczyć – tak pięknym jak jest naprawdę.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code