Wiadomości KAI

„Sternik” – szkoła totalna

Spread the love

„Sternik” – szkoła totalna

Paweł Zuchniewicz

Jeden ze zwyczajnych dni roku szkolnego. Pod przedszkole w Józefowie koło Warszawy podjeżdża mini van. Za jego kierownicą – mama. Z samochodu wysypuje się gromadka dzieci. Część z nich to rodzeństwo, są także dzieci sąsiadów. Pani prowadzi je do budynku – za chwilę wraca, bo na pokładzie znajdują się jeszcze starsi – tych trzeba zawieźć do szkół w Falenicy i Międzylesiu. Wieczorem dzieci odbiorą sąsiedzi, bo właścicielka samochodu razem z mężem mają spotkanie z opiekunem jednej ze swoich pociech. Będą rozmawiać o „postępach w szkole i w domu”, to znaczy o tym, jak ich synkowi udało się zrealizować zadania, które ustalili dla niego w czasie poprzedniego spotkania.

– Kiedyś o piłkarzach Holandii mówiło się, że grają futbol totalny. My możemy powiedzieć, że to jest szkoła totalna – mówi jeden z ojców (mają pięcioro dzieci, od niedawna mieszkają w Józefowie, zdecydowali się na przeprowadzkę, aby mieć bliżej). Totalna, ponieważ wciąga rodziców w proces wychowawczy, a że jest tu wiele rodzin z licznym potomstwem, to obowiązki mnożą się niepomiernie. „Sternik” bardzo angażuje rodziców w sprawy szkolne. – Pewnie dlatego w czerwcu, po 10 miesiącach „współpracy”, mieliśmy już trochę dość – dodaje matka trójki dzieci. – Jednak w wakacje nie mogliśmy się doczekać, kiedy powrócimy do szkolnego rytmu.

Placówki „Sternika” działają od pięciu lat, a konkretnie od 1 września 2004 roku w kilku podwarszawskich miejscowościach (Międzylesiu i Falenicy, a ostatnio Józefowie). Ich początki były nader skromne: 85 rodzin, 126 dzieci. Najwięcej w przedszkolu (77), natomiast w szkołach zaledwie 23 dziewczynki i 26 chłopców w pierwszych trzech klasach. Dziś, na rozpoczęcie roku szkolnego 2009/2010 w projekcie uczestniczy przeszło 500 rodzin i blisko 900 dzieci. Otwarto już gimnazja, a wyniki pierwszych testów szóstoklasistów (z lat 2007/2008 oraz 2008/2009) plasują uczniów w krajowej elicie.

Rodzice, nauczyciele i dzieci są aktywni także poza szkołą. W gronie rodzin szkoły dla chłopców – czyli „Żagli” – zrodził się pomysł zorganizowania Orszaku Trzech Króli – ulicznych Jasełek. W inicjatywę włączyły się Centrum Myśli Jana Pawła II i Fundacja Świętego Mikołaja. 4 stycznia tego roku wielobarwny korowód złożony z rodziców, nauczycieli i uczniów „Żagli” zgromadził się na Placu Zamkowym w Warszawie. Najpierw przyjęli błogosławieństwo od metropolity warszawskiego arcybiskupa Kazimierza Nycza, potem pomaszerowali do Żłóbka na Rynku Nowego Miasta. W imprezie wzięło udział blisko 10 tys. warszawiaków.

Rodzice rodzicom

Do Stowarzyszenia docierają pytania o dalsze plany „Sternika”. „Otwórzcie u nas taką szkołę, a chętnie zapiszemy do niej dziecko” – tak można streścić brzmienie maili i telefonów.

Ci, którzy tylko czekają, pewnie się nie doczekają, gdyż u źródeł powstania placówek „Sternika” zawsze jest poważny wysiłek samych rodziców. Tak powstawały one na całym świecie – w 38 krajach jest ich dzisiaj ponad 500.

A zaczęło się od rady, którą dawał rodzicom założyciel Opus Dei św. Josemaria Escriva. „Zakładajcie szkoły dla swoich dzieci – mówił – szkoły będące przedłużeniem domu rodzinnego, w którym praktykuje się ducha służby, współpracy, hojności, jedności”.

Pierwsza powstała w 1952 roku. Przez ponad pół wieku nagromadziło się wiele doświadczeń – najważniejszym jest aktywna rola rodziców.

Tak było też w Polsce. Rodzice założyli Stowarzyszenie „Sternik”, szukali odpowiednich partnerów do współpracy, wzięli też na siebie ciężar znalezienia środków materialnych. Zaczęły się przyłączać inne rodziny. Czy nie mieli wątpliwości? Owszem, i to spore. – Na początku było bardzo dużo obaw – wspomina jedna z matek dziewcząt uczęszczających do „Strumieni”. – Przejrzałam program szkoły. Owszem, zgrabny – myślę – ambitny. Brawo! W wielu programach szkolnych widziałam już te postulaty. Niezmiennie robiły na mnie wrażenie, chociaż realizowane były potem różnie.

Czytam program wychowawczy: „Zawsze się uśmiechaj, kiedy ktoś ciebie o coś prosi”. Stop. Zdziwienie. Jeszcze raz: „Zawsze się uśmiechaj, kiedy ktoś ciebie o coś prosi”. To jeden z nawyków do przyswojenia dla przedszkola. Konkretnie dla… trzylatków!

A dalej: „Wychowawca, który jest indywidualnym opiekunem dziecka, przestrzega zasady, aby podejść do każdego z powierzonych mu dzieci przynajmniej raz dziennie bez konkretnego powodu i porozmawiać z nim”. Hm… przecież właśnie tak staramy się postępować w domu!

Powracające dotąd natarczywie pytania: „czy nas na taką szkołę stać?”, „czy mamy siłę ponieść liczne trudy z tego wynikające?”, „dlaczego chłopcy i dziewczęta mają uczyć się oddzielnie?” – zastępuje już tylko jedno: „jak to zrobić?”.

Szkoła dla elit?

Pod koniec roku szkolnego 2008/2009 telewizja TVN w programie „TVN UWAGA” wyemitowała kilkunastominutowy film o projekcie „Sternik”. Zapowiedź programu brzmiała sensacyjnie: szkoła, do której uczęszczają dzieci ministrów i biznesmenów, a przy tym prowadzona przez tajemnicze Opus Dei.

Wszystko, co trzeba, aby przyciągnąć uwagę widza. Sam reportaż pokazał jednak przedszkola i szkoły, których elitarność polega na zgoła czymś innym. Faktem jest, że wśród dzieci „Sternika” znaleźć można kilka znanych nazwisk (będzie to ok. 3 procent wszystkich uczniów w projekcie). Ważniejsze jest jednak to, że w projekcie uczestniczy duża liczna rodzin wielodzietnych.

A jego znakiem firmowym jest tzw. tutor – opiekun pozostający w ścisłym kontakcie z rodziną.

W szkołach nie ma wywiadówek, są za to okresowe spotkania opiekuna z rodzicami – koniecznie z obojgiem, nie ma możliwości „wysłania jednoosobowej delegacji”.

Po trzecie – na każdym poziomie edukacji (począwszy od przedszkola) proponowany jest rodzicom program wychowawczy polegający na pracy nad dobrymi nawykami – takimi jak hojność, pracowitość, uprzejmość, porządek. Realizowany jest on równolegle w domu i w placówce edukacyjnej.

Po czwarte – cały system wychowania i nauczania opiera się na edukacji spersonalizowanej. Chodzi tu o uszanowanie tożsamości dziecka i dostosowania stawianych mu wymagań do poziomu rozwoju.

Po koedukacyjnym przedszkolu dzieci idą więc do szkół podstawowych prowadzonych osobno dla chłopców i dziewcząt. W „Sterniku” używa się właśnie tego terminu: „dla dziewcząt”, „dla chłopców”, a nie – szkoła żeńska i szkoła męska. Różnica jest zasadnicza. W tym drugim przypadku chodzi o placówki, gdzie po prostu uczą się same dziewczynki lub sami chłopcy. „Szkoła dla…” to coś innego. Tu cały program wychowawczo-edukacyjny jest dostosowany do specyficznych wymagań płci.

Po piąte – bycie w tej szkole wymaga niemałego wysiłku. Jest on związany zarówno z obciążeniem wychowawczym, jak i materialnym. Z roku na rok rośnie liczba chętnych, prowizoryczne pomieszczenia wynajęte w Falenicy i Międzylesiu nie tylko nie wystarczają, ale nie odpowiadają w pełni wymaganiom stawianym przez ten nowatorski system edukacyjny.

Ciężar bieżącego utrzymania placówek i rozwoju inwestycyjnego spoczywa na barkach samych rodziców, którzy wychodzą z założenia, że najważniejszą inwestycją życia są ich dzieci. Z drugiej strony założyciele postawili sobie cel, że pieniądze nie mogą być barierą we włączeniu się w projekt. Dlatego z każdą rodziną prowadzone są indywidualne rozmowy mające prowadzić do ustalenia takiego postępowania, które zapewni jej udział przy jednoczesnym zapewnieniu finansowania projektu.

…tajemnicze Opus Dei

Do szkół „Sternika” przylgnęła już nazwa „szkoły Opus Dei”. – Prawdopodobnie wynika to z faktu, że opiekę duszpasterską w placówkach sprawują księża z Dzieła – mówi wikariusz regionalny Opus Dei w Polsce ksiądz Piotr Prieto.

– Prosili nas o to rodzice, którzy zakładali Stowarzyszenie. Zwrócili się oni do Prałatury Opus Dei z prośbą o pomoc w utrzymaniu chrześcijańskiej tożsamości szkół. Na podstawie umowy między Dziełem a „Sternikiem” Prałatura wyznacza kapelanów do poszczególnych placówek wychowawczych. Księża ci działają we własnym imieniu i nie reprezentują Prałatury jako takiej. W praktyce oznacza to, że przygotowują dzieci i rodziców do sakramentów, odprawiają Msze święte, spowiadają, prowadzą nauki w czasie dni skupienia. Jeśli więc chcemy ściśle określić organ założycielski tych placówek edukacyjnych, to jest nim Stowarzyszenie „Sternik”, czyli – świecka inicjatywa grupy rodziców – wyjaśnia kapłan.

Ks. Prieto dodaje, że podstawowe zasady założycielskie tego typu szkół dał przed ponad pięćdziesięciu laty założyciel Opus Dei św. Josemaria Escriva. Ale wcieleniem idei w życie zajmowali się już ludzie świeccy.

– Św. Josemaria zawsze podkreślał, że Opus Dei oznacza Dzieło Boże i że tak naprawdę chodzi o to, aby chrześcijanin czynił to Boże dzieło wszędzie tam, gdzie się znajduje – dodaje ksiądz. – Jestem pełen uznania dla rodziców, którzy mieli odwagę zainicjować ten projekt.

Janusz Siekański, przewodniczący rady Stowarzyszenia: – Chętnie mówimy o szkole dla rodziców wymagających od siebie. I cieszymy się, że właśnie tacy do nas przychodzą. Są wśród nich osoby korzystające z różnych typów formacji w Kościele: rodziny z neokatechumenatu, z oaz… Są też osoby zwyczajnie uczestniczące w życiu parafialnym bez dodatkowej formacji. Jesteśmy otwarci na każdego, komu zależy na dobrym wychowaniu dziecka, bez względu na przynależność wyznaniową czy wyznawany światopogląd, pod warunkiem że rodzice podzielają ideał wychowania opartego na ogólnoludzkich wartościach i chrześcijańskiej wizji człowieka.

Czy zatem można te placówki nazwać szkołami katolickimi?

– Zakładający szkołę pragnęli, aby była ona przedłużeniem rodziny także w najważniejszym jej zadaniu, jakim jest chrześcijańska formacja dzieci – wyjaśnia dalej Siekański. – W każdej placówce jest kaplica, możliwość udziału we Mszy św., możliwość spowiedzi, lekcje religii. Ważne, aby cały program wychowawczo-edukacyjny spójnie realizował tę tożsamość. W Polsce przez szkołę wyznaniową rozumie się placówkę założoną przez diecezję lub jakąś inną instytucję religijną. W tym sensie nie mieścimy się w tej klasyfikacji, ponieważ założycielem jest stowarzyszenie rodziców – mówi.

Ks. Prieto: – Poznałem podobne szkoły w Hiszpanii. Funkcjonują one już kilkadziesiąt lat i owoce ich pracy są widoczne. Wychodzą z nich absolwenci, którzy stają się fachowcami w swoim zawodzie, tworzą często trwałe rodziny. Dzieje się coś dobrego, w zwyczajnym życiu powstają dzieła Boże. Ufam, że w Polsce może być podobnie.

Paweł Zuchniewicz

Ramka:

Ścisła współpraca rodziców i nauczycieli oraz prymat wychowania nad dydaktyką – to najważniejsze cechy szkół funkcjonujących pod egidą Stowarzyszenia Wspierania Edukacji i Rodziny „Sternik”.

Opiekę duszpasterską sprawują nad nimi księża z Prałatury Opus Dei. Stowarzyszenie prowadzi w Warszawie i okolicach przedszkole, dwie szkoły podstawowe i dwa gimnazja. Wszystkie placówki wychowawcze – poza przedszkolem – działają osobno dla dziewcząt (jako „Strumienie”) i chłopców (jako „Żagle”). Korzystają z doświadczenia i wsparcia podobnych szkół istniejących za granicą. – Projekt edukacyjny zakłada wychowanie i kształcenie dziecka od 3. roku życia do matury – wyjaśnia dyrektor generalny „Sternika” Marcin Wyszomirski.

Czesne za naukę wynosi od 710 do 1040 zł. Rodzice wykupują też udziały w spółce „Rodzice dla Szkoły”, która zbudowała już nowoczesne przedszkole w podwarszawskim Józefowie i rozpoczyna budowę szkół.

Zdaniem członków Stowarzyszenia, struktura społeczna rodzin uczestniczących w projekcie „Sternika” jest zrównoważona. Wśród rodziców są zarówno pracownicy sfery budżetowej, małych i średnich przedsiębiorstw, przedstawiciele wolnych zawodów, menadżerowie, jak i właściciele firm. – Wbrew pozorom, pieniądze nie są barierą wejścia do projektu – podkreśla Wyszomirski. – Wiele rodzin korzysta z funduszu edukacyjnego.

W szkołach „Sternika” na jednego opiekuna (tutora) przypada ok. 15-17 dzieci. Rodzice w ciągu roku otrzymują od 4 do 5 świadectw z informacjami wychowawczymi i edukacyjnymi dotyczącymi ich dzieci.

Tekst pochodzi z Wiadomości KAI nr.37

Zaprenumeruj ekai-tygodnik!

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code