Teksty

… w tym niewiedzy stanie

Spread the love

… w tym niewiedzy stanie

ANDRZEJ STEMBARTH SAWICKI

Zbigniewowi Herbertowi

Pan Cogito nie może sobie z tym poradzić. Sciślej – nie może sobie poradzić “z tym wszystkim”, czyli z niczym. Widzi przez okno zaśnieżony park zbydniowski, ale nie może myśleć o niebieskich cieniach na śniegu, o splątanym deseniu gałęzi, o drobnym ściegu zajęczych tropów, ani o sikorkach uczepionych kawałka słoniny. Okno mży bladym blaskiem, jak pusty ekran telewizora. Pan Cogito widzi czerwony stygmat kuli na czole szesnastoletniego powstańca czeczeńskiego, widzi krwawe strzępy ciał rozrywanych wybuchami w Egipcie,Palestynie, w Irlandii, w Anglii, w Jugosławii – kiedy wzniesie się duchem wyżej, widzi jak mknąca w przestworzach błękitna planeta ocieka krwią. Nie potrafi zrozumieć dlaczego ten gatunek istot podobno rozumnych i uduchowionych niszczy wszystko wokół i sam siebie. Destrukcja i autodestrukcja.

Co ludzi dzieli – głupota, czy rozum, miłość, czy nienawiść? Jakie urojenia? Jakie szaleństwo? Prawda, że tworzenie świata polegało na różnicowaniu ale nie na przeciwstawianiu. “Duch Przeciwny” to sprawił, że kruchy i niemrawy umysł ludzki zdołał wszystko wszystkiemu przeciwstawić i na to szaleństwo znalazł nazwę dialektyki. Doprowadził do wojny w człowieku, wojny człowieka z człowiekiem i wojny człowieka z Bogiem.

X

Paul Valery powiada: “Człowiek, który nie starał się stać podobnym bogom, nie jest w pełni człowiekiem.” Stać się podobnym bogom oznacza zaledwie przekroczenie możliwości danych naturze ludzkiej. Być podobnym Bogu oznacza przekroczenie istoty ludzkiej i bycie wszystkim – to jest osiągnięcie poziomu absolutnej jedności. Święty Paweł mówi o Chrystusie , że “wszystko w Nim ma istnienie.” Szczególnie jasną świadomość “ wszystkości” Boga wyrażają mistycy. Anioł Ślązak o duszy szukającej Pana mówi: “Że w Nim jest wszystko/ Wszystko w Nim znajduje”

Kabała uważa świat za emanację Boga. Świat wypływa z Boga i jest jego przejawem. “On wypełnia wszystko i jest wszystkim” – twierdzi Gikatila, kabalista hiszpański z XIII wieku. Emanacje Boga nazywa się sefirotami i jest ich dziesięć. Pierwsza spowodowała następnych dziewięć. Składają się one na Drzewo Życia i są aspektami boskiej osobowości. Gałęzie drzewa rozpościerają się na cały świat, godząc wszelką różnorodność w zjednoczonym, obrazie… Nie tylko Kabała proponuje taki jednorodny obraz świata. Jawi się on w każdym doświadczeniu mistycznym niezależnie od tego w obrębie jakiej kultury i religii ono zachodzi. W takim doświadczeniu czas jest nieruchomy a przestrzeń sprowadza się do punktu. Doświadczenie mistyczne w tym sensie stanowi przeciwstawienie doświadczenia mitycznego, które posiada rozciągłość czasową i wyodrębnioną przestrzeń sacrum. W ten sposób mit niejako tłumaczy rzeczywistość idealną na język poznania czasoprzestrzennego. Tędy wiedzie droga od rzeczywistości idealnej, wolnej od podziałów ( “ A jedność jest światłem gdyż kocha siebie samą i nie może pragnąć czegoś innego” – mówi Boehme) do świata doświadczalnego zmysłowo, świata materii. Tu – przeciwnie do jedności sacrum – wszystko rości sobie pretensje do indywidualnego istnienia- może lepiej powiedzieć – indywidualnego bycia. Dlatego też świat profanum poprzecinany jest wieloma sprzecznościami i wielorakimi podziałami.

Osobliwość ontologiczna dzieł sztuki polega na tym, że łączą obecność idealną z dostępną zmysłowo, materialną postacią. Równocześnie podlegają i nie podlegają czasowi. Prawda sztuki jest równie oporna wobec wszelkiego języka jak prawda doświadczenia mistycznego: w najdoskonalszej formie wyczuwa się jakąś nieporadność wobec tego, co jest owej formy pierwszą przyczyną. Dlatego filozofia i nauka rozpościera przed nami obraz świata materii pełen sprzeczności i pęknięć, zaś sztuka nie potrafi wyrazić absolutnej jedności sacrum. Co najwyżej przybliża jej przeczucie. Najbardziej dramatyczną z właściwych temu obrazowi antynomii jest ta, że przeciwstawiając świat materii światowi ducha, rozdwaja się samą osobę autora takiego przeciwstawienia, czyli człowieka. Będąc złożonym z dwu przeciwstawnych pierwiastków, żyjąc równocześnie w dwu opozycyjnych wzajemnie światach, to schizofreniczne stworzenie skromnie mianuje się homo sapiens, nie dostrzegając, że sama nazwa jest contradictio in adiecto. Mnóstwo energii umysłowej zużył człowiek by odrzucić jeden z danych sobie światów i umotywować swój wybór. Z dokonanego w duchu manichejskim przeciwstawienia dwu aspektów świata wynikła trwająca przez wieki niepewność ontologiczna i epistemologiczna naszego kręgu kulturowego. Z tych dwu zaś niepewności wynikają w sposób oczywisty komplikacje w dziedzinie etyki i estetyki.

Świat materii, czy świat ducha; świat doczesności, czy świat pozaczasowy; świat Natury, czy świat Łaski; świat przyrodniczy, czy świat psychiczny; człowiek wewnętrzny, czy człowiek biologiczny? – Pytania te jakkolwiek sprowadzają się do jednego, przybierają różne odcienie w zależności od tego w jakim zostały postawione polu: nauki, filozofii przyrody, antropologii kulturowej, teologii, czy psychologii. Nawet logika, algebra boole`owska – najpowszechniej używane narzędzie – została ukształtowana na zasadzie dwuwartościowości. Wrażliwsi przedstawiciele naszego gatunku boleśnie odczuwaja to rozdwojenie i usiłują je wykorzystać by wznieść się – jak Karl Gustaw Jung – ku syntezie . Jung właśnie znakomicie oddaje dramatyzm napięcia pomiędzy tym, co w człowieku odwieczne a tym, co dane na krótką chwilę ziemskiego bytowania. “Jestem efemerydą, trawiony przez wszystkie możliwe emocje, jestem niczym płomień, który rozbłyska a potem szybko gaśnie. Ja byłem sumą moich emocji – ten Inny, który tkwił we mnie był bezczasowym kamieniem.”

X

Niepewność i szamotanina między przeciwieństwami szczególnie dotkliwie szkodzi w dziedzinie sztuki. Bo jakże odpowiedzieć na pytanie czym jest sztuka skoro brak nam pewności do jakiego świata ona należy. Dowolnie przyjęty sąd, nawet najbardziej skrajny, jest praktycznie nieweryfikowalny. Oto wahadło wychyla się w stronę materii – sztuką określa się wówczas każdy przedmiot ukształtowany w pewien sposób; wahadło wychyla się w stronę ducha i sztuką nie są żadne przedmioty, tylko emanacje Absolutu; wahadło zajmuje kolejną pozycję i sztuką okazują się jednak przedmioty ale nasycone intencją – wykonane przez artystę lub przez niego wskazane. Możemy równie dobrze orzekać, że sztuka jest naturalną, specyficzną aktywnością człowieka, że jest stanem łaski, w którym artysta – medium nawiązuje łączność z Absolutem, że jest sprawą hormonalną, albo nerwową, że jest poznaniem wyższego rzędu i że jest ekspresją uczuć, że jest niczym i że jest wszystkim. Mając pękniętą podstawę ontologiczną nie potrafimy stworzyć żadnego stabilnego systemu odniesień.

Taka sytuacja fortunna okazuje się dla szarlatanów, którzy dowolnie mogą fałszować wartości i symulować powoływanie dzieł. Taka sytuacja fortunna jest też dla rynku, którego prawa zastępują skale wartości i umożliwiają dowolną manipulację ceną każdego obiektu arbitralnie uznanego za dzieło sztuki. Rozchwianie kryteriów, rozmycie języków – to, co powszechnie określa się mianem kryzysu sztuki – jest w istocie kryzysem wartości wywołanym wielką niepewnością ontologiczną.

Święty Jan od Krzyża, ukazując drogę na górę Karmel, czyli górę doskonałości, zaleca nie tylko postępowanie negatywne – to jest ascezę, ale i pozytywne: ćwiczenie cnót. W sztuce współczesnej brak zarówno jednego jak i drugiego: jasnego sformułowania co sztuką nie jest, jak i dążenia do doskonałości z powodu braku wyobrażenia o niej. Podobnie jak istnieją religie nawołujące do ruchu naprzód i nawołujące do ruchu wzwyż – istnieją koncepcje sztuki stymulujace ku nowości i koncepcje kierujące wzwyż , ku doskonałości. Te ostatnie są prawie nieobecne w dwudziestym stuleciu, kiedy wiele mówi się o postępie, a mało o dążeniu ku ideałom, kiedy bardziej myśli się o atakowaniu rynku nowościami niż o ruchu w stronę świata idealnego. Drogę wzwyż ukazują mistycy, a wiek nasz nie jest wiekiem mistyków. Raczej wiekiem szamanów.

X

Pan Cogito niechętnie opuszcza bibliotekę. Nie to żeby był nieżyczliwy wobec świata. Przeciwnie. Kocha ludzi, odczuwa solidarność gatunkową aż nazbyt boleśnie, gorącą miłością synowską darzy wielkiego poetę Herberta. Ale wie też, że świat nie słucha głosu poetów ani ich wyniosłego milczenia. Pan Cogito pochyla się nad mapą Europy i nie to go dziwi, że ciągle tam pełno granic, tylko, że tyle tam blizn bardzo niekiedy starych ale nadal widocznych, usztywniających i deformujących materię. Te blizny są po wybuchach nienawiści. Czy było jej więcej w wojnie trzydziestoletniej, czy w drugiej wojnie światowej, czy teraz w Jugosławii.

A przecież w tym czasie ludzie malowali obrazy, komponowali muzykę, pisali wiersze i modlili się w różnych językach. Może się za mało modlili, może za mało pisali wierszy. Pan Cogito przypomina sobie, że w czasie ostatniej podróży widział w Wiedniu, Monachium i Paryżu złe twarze: usta zaciśnięte z nienawiścią, spojrzenia uważne i niechętne, pięści gotowe do zadawania ciosów. Sam doświadczał wprawdzie serdeczności, przyjaźni nawet – ale przecież widział jak choroba agresji pożera zachodnie demokracje, w których Mitteleuropa upatrzyła sobie “raj utracony”. To, co łączy jednych ludzi z drugimi, to nienawiść. I najwyższe wzloty ducha ludzkiego pozostają wobec niej bezradne. Bluźnierstwem byłoby dziś powiedzieć o Bogu, że “On wypełnia wszystko i jest wszystkim.”

X

Skoro jednak zlokalizowaliśmy zasadnicze pęknięcie w płaszczyźnie ontologicznej – zapewne tam powinniśmy poszukiwać sposobów ponownej integracji świata ludzkiego. Taką próbę podjął Teilhard de Chardin. Jego świat jest rządzony zasadą naturalnej jedności. Fenomen ducha nie jest ani metafenomenem, jakby tego chciała tradycja spirytualistyczna, ani epifenomenem jak to widzą spadkobiercy pozytywizmu. Duch jest fenomenem naturalnym: “nie można mówić o duchu, lecz należy mówić o spirytualizacji. Życie wzięte integralnie w swej czasowej i przestrzennej całości stanowi pewien etap przeobrażenia o wielkiej amplitudzie w toku którego to, co nazywamy materią (w najszerszym znaczeniu tego słowa) niejako odwraca się, skupia w sobie, uwewnętrznia się/…/ Jest to zmiana stanu w skali kosmicznej.” Teilhard de Chardin optymistycznie zakłada, że naturalnym kierunkiem ewolucji jest kierunek ku zjednoczeniu wszechświata w Chrystusie – Omedze. Jeden z narządów jakie ukształtowały się w trakcie ewolucji uniwersum stanowi sztuka. Sprzyjała temu właśnie jej niejasna – na granicy dwu światów – sytuacja ontologiczna. W miarę rozwoju powinna ona być coraz bardziej klarowna.

Teraz w procesie twórczym łączy się materialne z duchowym, racjonalne z iluminacją, świat Natury ze światem łaski. “Dzieło to (tworzenia) nie jest pojednaniem lecz budowlą, którą wznosi w swej istocie prawdziwy duch. To jest jego mieszkanie.” – mówi Jakob Boehme. Świat podzielony przez błąd ludzkiego binarnego intelektu – jednoczy się w akcie twórczym. Tak sztuka, wypływając z rozwoju duchowości ludzkiej równocześnie stymuluje ten rozwój. W nieustającym procesie przemian rzeczywistość wzbogaca się w substancję integrującą materialne z duchowym: tę substancję stanowią dzieła sztuki. Gdybyśmy pole sztuki oczyścili ze wszystkich przedmiotów fałszywych, udających dzieła ujrzelibyśmy sztukę jednorodną jak sacrum. Bo taka jest jej istota i źródło.

Nieporozumieniem wydaje się wydzielanie jakiejś cząstki jako sztuki religijnej. Sztuka religijna to sztuka wiążąca – jak na to wskazuje etymologia słowa religia – wiążąca to, co zostało rozdarte na poziomie ułomnej Natury: wypływa z wolego od sprzeczności sacrum i podnosi ku sacrum rzeczywistość ludzką. Wielcy mistycy, jak św. Jan od Krzyża, pokazują nie tylko drogę na górę Karmel, lecz również drogę na górę Parnas:
„ Jeżeli wiedzieć chcecie
gdzie źródło tej mądrości
w tajemnym wizji świecie
w wyniosłej boskiej istności
sprawia to dobroć Jego
że w tym niewiedzy stanie
jest najwyższe poznanie.”

X

Pan Cogito nie jest mistykiem. Pokornie przyznaje, że jego ciało zbyt obciążone “pokarmami ziemskimi” nie potrafi lewitować. Siedząc w gabinecie w stanie półsennego odrętwienia oddaje się pobożnym ćwiczeniom, jakie uprawiano w średniowiecznej Francji: w skupieniu prowadzi palec po labiryncie wyrysowanym na stole. Są w nim labirynty z Chartres, Rawenny i Pawii. Powoli, mijając z namysłem ślepe zaułki, brodząc przez “mare tenebrarum” – zbliża się ku centrum, gdzie ujrzy Jerusalem w blasku, albo “noc zmysłów”, jakieś “ciemne świecidło”, niemy kamień, który odpowie na wszystkie pytania, bo w świecie absolutnie jednorodnym nie ma pytań. Pan Cogito pracowicie powtarza wysiłek pokoleń i wśród labiryntu tęskni do apriorycznej i pełnej wiedzy aniołów. Z jego okien nie widać góry Karmel ani góry Parnas – tylko zimowy park a dalej ośnieżony garb góry Kamionna.

Andrzej S. Sawicki

luty 1995

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code