"Tygodnik Powszechny"

Rzeka żółci

Spread the love

Rzeka żółci

Marek Zając

„Kościół, Żydzi, Polska” – wywiad rzeka Grzegorza Górnego i Rafała Tichego z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim w równym stopniu przytłacza, co budzi opór.

Książka przytłacza gęstością faktów i cytatów sprawiających wrażenie erudycyjnego rozmachu oraz aptekarską wręcz precyzją w opisie dialogu chrześcijańsko-judaistycznego i polsko-żydowskiego od lat 80. do 1998 r., którego jedną z czołowych postaci był właśnie bohater rozmowy, kapłan archidiecezji warszawskiej, wykładowca Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego specjalizujący się w Starym Testamencie i konsultor Rady Episkopatu ds. Dialogu Religijnego. Kiedy czytamy np. wielostronicowe relacje z jego podróży do Ameryki, dowiadujemy się nie tylko o przebiegu dosłownie każdego, zdawałoby się, nawet błahego spotkania z diasporą żydowską czy Polonią, ale poznać możemy menu zarówno prywatnych śniadań, jak i oficjalnych obiadów.

Zarazem książka budzi opór, bo nawet mało zorientowany w meandrach dialogu międzyreligijnego czytelnik nie przejdzie do porządku dziennego nad fragmentami chociażby takimi jak nagłośniony już przez prasę passus, że „ortodoksyjny Żyd ma obowiązek cichego wymawiania przekleństw na widok chrześcijańskich symboli religijnych – krzyża, kościoła czy kapliczki”. Ks. Chrostowski, choć nie potrafi wskazać źródła tak nienawistnego obowiązku religijnego, obsadza siebie w roli odważnego demaskatora i głosiciela prawdy, która z początku – jak stwierdza – wywołać musi „zdziwienie, a następnie irytację i wzburzenie”.

I w tym właśnie tkwi największe niebezpieczeństwo takich publikacji – takich, bo w tym samym nurcie mieści się wiele innych, np. obelżywa broszura Jerzego Roberta Nowaka „O W. Bartoszewskim bez mitów”. Otóż zdziwienie, a następnie irytacja i wzburzenie, które budzą się podczas lektury, na ogół mają charakter intuicyjny, a nie opierają się na wiedzy. W zderzeniu z masą przywoływanych detali, nazwisk, dat i cytatów opór słabnie, by na końcu doprowadzić nawet krytycznie nastawionego czytelnika do wniosku, że przecież w tym wszystkim musi być choć kilka ziaren prawdy.

Dlatego polemizując z ks. Chrostowskim, nie warto wdawać się w spory interpretacyjne ani personalne utarczki. W gruncie rzeczy bezproduktywnym zajęciem byłoby np. dowodzenie, że Jerzy Turowicz nie był człowiekiem, który – jak ocenia biblista – chytrze sondował innych, by koniec końców zmanipulować ich dla swoich celów. Poszczególne wypowiedzi ks. Chrostowskiego trzeba natomiast brać pod lupę i weryfikować, czy są zgodne z rzeczywistością i logiką. A wystarczy zdrapać nieco z tego, wydawałoby się, eksperckiego poloru, by na wierzch wyszły przeinaczenia i przekłamania.
Biorąc pod uwagę rozmiary recenzji, trudno odkłamać wszystko, co wypaczyła książka licząca razem z bibliografią grubo ponad 600 stron. Zresztą o kulisach sporu wokół klasztoru Karmelitanek w Oświęcimiu czy krzyży na tamtejszym Żwirowisku napisano już tak wiele, że jałowe byłoby odtwarzanie krok po kroku tamtych wydarzeń. Zatem kilka tylko przykładów, dotyczących za to fundamentalnych dla ks. Chrostowskiego wniosków i tez.

Bracia czy nie bracia

W rozmowie z ks. Chrostowskim musiał się pojawić jego koronny, od dawna powtarzany argument, który nieświadomym niczego maluczkim ma udowodnić, jak daleko idącym manipulacjom są poddani, gdy mowa o dialogu chrześcijan i żydów. A mianowicie historycznie i teologicznie błędne jest – jak twierdzi biblista – rozpowszechnione w Kościele nieostrożne nazywanie żydów „starszymi braćmi”.

Czyżby ks. Chrostowski pouczał samego Jana Pawła II, który wypowiedział te słowa w kwietniu 1986 r. podczas wizyty w rzymskiej synagodze? Oczywiście, że nie. To papieskie przemówienie zniekształcono. Przez przypadek? – pyta ksiądz profesor, a jego pytania trudno nie uznać za retoryczne.

Biblista demaskuje:
Jan Paweł II powiedział przed ponad 20 laty „Jesteście naszymi umiłowanymi braćmi i w pewien sposób, można by powiedzieć, naszymi starszymi braćmi”.

Tymczasem w polskim wydaniu „L’Osservatore Romano”, gdy watykańską redakcją kierował – czego ks. Chrostowski nie omieszkał zaznaczyć – ks. Adam Boniecki, zniknęło wyrażenie: „w pewien sposób”.

Można by wzruszyć ramionami – i cóż z tego? Może redakcja otrzymała inną wersję tekstu? Każdy, kto jako dziennikarz relacjonował wystąpienia Jana Pawła II, wie, że Papież często zmieniał przygotowany tekst przemówienia, dodawał od siebie słowa bądź opuszczał całe frazy. Gdy przemawiał, to – jak na studenta polonistyki i aktora Teatru Rapsodycznego przystało – na bieżąco korygował kiksy językowe i wpadki stylistyczne, które popełnili przepisujący i szlifujący tekst pracownicy papieskiego sekretariatu. Stąd brał się nieraz bałagan, bo jedni posługiwali się wersją z poprawkami Jana Pawła II, inni – materiałem otrzymanym uprzednio np. z Sala Stampa czy z Sekretariatu Stanu.

A przede wszystkim owo wtrącenie – „w pewien sposób” – można by potraktować jako mało istotne, bo przecież nie unieważnia ono najgłębszego sensu papieskich słów, czyli podkreślenia idei braterstwa między chrześcijanami i żydami wywodzącymi się z jednego starotestamentalnego źródła.

Jednak kto wzrusza ramionami, ten popełnia kardynalny błąd – ostrzega ks. Chrostowski. Bo w papieskim dopowiedzeniu biblista szuka uzasadnienia dla swego krytycznego stosunku do teologicznego dialogu z wyznawcami judaizmu. Wykładowca UKSW wielokrotnie powtarza, że judaizm biblijny i judaizm rabiniczny, rozwijający się od zburzenia świątyni przez Tytusa, dzieli przepaść. Ba, współcześni wyznawcy judaizmu, jak dowodzi, w pewnym sensie są naszymi młodszymi braćmi w wierze, bo „chrześcijaństwo pojawiło się wcześniej niż judaizm rabiniczny” i to ono w wielu punktach jest bliższe tradycjom starotestamentalnym. Z judaizmem biblijnym warto byłoby teologom dialogować; sens spotkania z judaizmem rabinicznym jest ograniczony.

Tyle że ks. Chrostowski nie zająknie się, iż Jan Paweł II mówił także „o starszych braciach” bez żadnych dopowiedzeń, np. podczas audiencji generalnej 28 kwietnia 1999 r.: „W tym miesiącu, w kwietniu, odradza się w mojej pamięci szczególne doświadczenie, jakim były odwiedziny rzymskiej synagogi – jeżeli dobrze pamiętam w roku 1986 – tam, gdzie zwróciłem się do wspólnoty izraelskiej naszego miasta jako do naszych starszych braci w wierze”. Albo podczas trzeciej pielgrzymki do Polski w 1987 r. na spotkaniu z przedstawicielami Związku Religijnego Wyznania Mojżeszowego: „Kościół katolicki zawsze jest blisko swych starszych braci w wierze”. Albo 23 marca 2000 r. podczas spotkania z rabinami Izraela: „Jesteście naszymi starszymi braćmi”.

Gdyby w tym miejscu zastosować metodę nadinterpretowania wydarzeń w stylu ks. Chrostowskiego, można by wysnuć następujący wniosek: albo Papież dopuścił się teologicznego niechlujstwa, albo po latach zmienił zdanie i uznał, że żydów można jednak nazywać starszymi braćmi bez żadnych zastrzeżeń. Ale czarno na białym widać, że snucie podobnych rozważań, podlanych spiskową teorią dziejów, jest bezcelowe.

Czarne było czarne

Inna fundamentalna dla ks. Chrostowskiego teza brzmi: dialog z Żydami i wyznawcami judaizmu w Polsce zmonopolizowały środowiska tzw. Kościoła otwartego, związane z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Więzią”. Zmonopolizowały i zafałszowały, bo usunęły na margines tych spośród polskich katolików, którzy – jak bohater rozmowy Górnego i Tichego – nie chcieli przyjąć postawy ślepego ustępowania Żydom we wszystkim i pielęgnowali ideę dialogu toczonego w prawdzie, a nie pod dyktando szermujących polityczną poprawnością.

Przykładem ma być m.in. historia polemiki ks. Chrostowskiego z artykułem „Czarne jest czarne” ks. Stanisława Musiała, w którym jezuita skrytykował biskupów za lekceważenie antysemickich ekscesów ks. Henryka Jankowskiego. Biblista z UKSW wspomina, że po tekście ks. Musiała do redakcji „Tygodnika Powszechnego” napłynęły głosy krytyczne, ale redakcja zamieszczała tylko pochwalne. Ks. Chrostowski rozmawiać miał, osobiście i telefonicznie, z kilkoma autorami tych polemicznych listów. Skarżyli się, że „ich głos został kompletnie zlekceważony. Dopiero w tych okolicznościach, po ponad dwóch tygodniach, nie chcąc dopuścić, by głos ks. Musiała i wąskiej grupy jego popleczników okazał się jedynym liczącym w tych sprawach, napisałem odpowiedź”. Tekst „Tęcza na czarno” przekazał Katolickiej Agencji Informacyjnej, bo przecież wysłanie go do cenzurującego debatę „Tygodnika” było „zbyteczne”.

Tymczasem wystarczy przewrócić kilka kart w roczniku „TP” z 1998 r., żeby natknąć się na artykuł… „Tęcza na czarno”. Obok redakcja zamieściła wyjaśnienie, w którym wyraża żal, że ks. Chrostowski artykułu nie przesłał do „Tygodnika” i musiała przedrukować tekst za KAI. „Ufamy, że lektura tej polemiki przyczyni się do poważnej, merytorycznej debaty na temat stosunków polsko- i chrześcijańsko-żydowskich. Jesteśmy na nią otwarci. A sugestia ks. Chrostowskiego, że mogliśmy otrzymać listy krytyczne wobec artykułu ks. Musiała i ich nie publikować, jest bezpodstawna (jedyne uwagi krytyczne, jakie otrzymaliśmy, były anonimami lub – ze względu na poziom argumentacji – nie nadawały się do druku). Nie opublikowaliśmy też szeregu listów popierających ks. Musiała” – czytamy w „Tygodniku”. W książce „Kościół, Żydzi, Polska” nie ma o tym ani słowa.

Bzdury oświęcimskie

Dialog chrześcijan ze środowiskami żydowskimi skażony jest grzechem asymetrii – powtarza po wielokroć ks. Chrostowski. Tylko strona polska i katolicka rzeczywiście angażuje się w pojednanie, na serio dokonuje rachunku sumienia, szanuje wrażliwość partnerów i za każdym razem ustępuje, podczas gdy strona żydowska mnoży żądania.

A naiwni katolicy z „Tygodnika” i „Więzi”, zamiast bronić polskich i katolickich interesów, przyjęli postawę kapitulancką. W czasach sporu wokół Żwirowiska ks. Chrostowski miał ostrzegać, że „ewentualne usunięcie krzyża niczego nie załatwi, bo będziemy mieli do czynienia ze spiralą i eskalacją kolejnych nacisków. Sprawa krzyża jest kolejnym ogniwem, ale wcale nie ostatnim. I rzeczywiście, w połowie lat 90. pojawiły się nowe żądania, między innymi usunięcia z katedry w Sandomierzu malowidła przedstawiającego tak zwany mord rytualny”.

Kto jednak spojrzy na fakty, zauważy, że diagnoza ks. Chrostowskiego jest kompletnie fałszywa. Od końca lat 90. nie ma żadnych poważniejszych napięć chrześcijańsko- i polsko-żydowskich wokół Auschwitz. Nawet ks. Chrostowski nie wymienia żadnego przykładu prób – by posłużyć się jego językiem – judaizacji Miejsca Pamięci. Przecież na terenie byłego obozu odbywają się Msze i drogi krzyżowe, w których uczestniczą tysiące ludzi. Podczas rocznicy wyzwolenia wspólnie z rabinami odmawiają psalmy księża i biskupi różnych wyznań chrześcijańskich. I nikt nie protestuje.

Warto też dodać, że nad Auschwitz-Birkenau od 2000 r. czuwa m.in. Międzynarodowa Rada Oświęcimska, która stanowi dobry przykład współpracy ludzi różnych wyznań i narodowości. Co więcej, współdziałanie obu stron pozwala skutecznie walczyć z historycznymi kłamstwami szkalującymi Polaków. To przecież dzięki wsparciu środowisk żydowskich oraz władz Izraela udało się przeforsować na forum UNESCO zmianę nazwy dawnego kacetu na: „Auschwitz-Birkenau. Niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny i zagłady (1940–1945)”, by zaprzeczyć twierdzeniom o rzekomo polskich obozach zagłady.

Ta zgodna współpraca stała się możliwa m.in. dzięki temu, że w początkach dialogu zaangażowani w niego katolicy i polskie władze – biorąc pod uwagę historyczne uprzedzenia żydowskich partnerów – szanowały ich postulaty, dzięki czemu udało się zdobyć ich zaufanie. Na jakim etapie wzajemnych relacji byśmy się znajdowali, gdyby nadal toczył się spór o oświęcimski Karmel?

Ale tych pytań ks. Chrostowski sobie nie stawia, bo w wykreowanym przez niego świecie wszędzie czai się antypolonizm. Stąd biorą się w książce fragmenty urągające nie tylko faktom historycznym, ale nawet zdrowemu rozsądkowi. Dlaczego obozy zagłady Niemcy budowali na terenach polskich? Ks. Chrostowski wyjaśnia: „Nazistom chodziło – z czego Polacy najczęściej wcale nie zdają sobie sprawy – o nieodwracalne skażenie żydowskiej pamięci o Polsce. Dokonali fizycznej eksterminacji Żydów i zabili dobrą pamięć żydowską o naszym kraju, zmienili sposób patrzenia na obecność Żydów i ich dzieje u nas”.

Wywód ten jest kompletnie oderwany od zasad logiki. Pod koniec 1941 r. powstał pierwszy obóz zagłady, Kulmhof we wsi Chełmno nad Nerem – czyżby już wtedy naziści w swoich lucyferycznych planach przewidywali, że przegrają wojnę, i rozważali, jak po swoim upadku jeszcze zaszkodzić Polsce? Jak naziści mieli skazić żydowską pamięć o Polsce, skoro wszystkich polskich Żydów skazali na eksterminację? Po co było psuć Polakom opinię, skoro również byli narodem przeznaczonym na wyniszczenie?

Żeby dowiedzieć się, po co powstała ta książka, trzeba dobrnąć do przedostatniej, 558. strony rozmowy, gdzie ks. Chrostowski tłumaczy: „Gdybyśmy nie podjęli i nie przeprowadzili tej rozmowy, zapewne większość inicjatyw i wydarzeń, o których rozmawialiśmy, poszłaby w zapomnienie i niebyt. Gdyby tak się stało, powinienem tamten czas i swój wysiłek uznać w dużej mierze za zmarnowany i bezowocny. Nie chciałem tego! Mówi się, że historię piszą zwycięzcy. Nie chciałem, by historię pierwszej dekady dialogu Kościoła katolickiego z Żydami i judaizmem w Polsce napisali ci, którzy nie mają skrupułów wobec prawdy i obchodzą się z nią niemiłosiernie”.

Zasług w inicjowaniu i rozwijaniu dialogu chrześcijan z wyznawcami judaizmu i Polaków z Żydami w latach 80. i na początku lat 90. nikt ks. Chrostowskiemu odmówić nie zamierza. Kłopot w tym, że najnowsza odsłona jego batalii o swe miejsce w historii przynosi efekt odwrotny do zamierzonego – i to w podwójnym sensie. Bo książka „Kościół, Żydzi, Polska” nie tylko zatruwa i zniekształca pamięć przez półprawdy i nieprawdy. Szkodzi też samemu ks. Chrostowskiemu, który uważa się za postać niewygodną dla – jego zdaniem – fasadowego dialogu z wyznawcami judaizmu i Żydami. A książka pokazuje, że nie jest postacią niewygodną, ale po prostu – niewiarygodną.

Marek Zając

„Kościół, Żydzi, Polska. Z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim rozmawiają Grzegorz Górny i Rafał Tichy”, wyd. Fronda 2009.

Tekst pochodzi z „Tygodnika Powszechnego”

“Tygodnik” numer 19 już w kioskach, a w nim:

Jak przetrwać Pierwszą Komunię? Blok tekstów o polskich komuniach

Zbigniew Nosowski: Papież jedzie do Izraela

Rozmowa z rabinem Davidem Rosenem

Przedstawiamy program czwartego dnia Festiwalu im. Josepha Conrada!

Zaprenumeruj e-tygodnik!

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code