Rozważania niedzielne

XV Niedziela Zwykła, rok A

Spread the love

Czytania na dziś

Zasiać nadzieję

Alicja Karłowska

Po co ziarno między szczelinami skał, po co na gruncie, który nie pozwoli wydać plonu? Takie pytania cisną się na usta w kontekście przypowieści o siewcy. Proponuje jednak skierować pytania do samego siebie.

Przypowieść to „narracyjny utwór dydaktyczny przekazujący pod postacią alegorii lub symbolu ogólną prawdę moralną” – podaje encyklopedia PWN. Przypowieść o siewcy jest jedną z najbardziej znanych. Kto nie słyszał jej czytanej w kościele, ten z pewnością miał okazję zapoznać się z tekstem w szkole podczas lekcji języka polskiego. Pewnie często zadawano sobie pytanie – po co właściwie ziarno pada czasem na teren skalisty, skoro wiadomo, że nie przyniesie owocu? Dlaczego jedni z takim zapałem idą całe życie drogami Ewangelii, a inni łamią się jak suche konary przy byle wietrze zwątpienia? Te pytania jednak pozostawiam otwarte. Nie porywam się na odpowiedzi, co więcej – dodam do listy refleksji kolejne. Będzie to pytanie nie o kogoś obok mnie, ale o mnie samego.

Jakim jestem siewcą

Pytanie, które chcę zaproponować w tej krótkiej refleksji to: jakim jestem siewcą? Jako ten, który przyjmuje słowo, naukę Chrystusa, jestem tez tym, który pozwala (bądź nie) tej nauce owocować. W jaki sposób? Przekazuję ją dalej – życiem, słowem, codziennością. W ten sposób, także i ja jestem siewcą, czyli tym, który sieje ziarno dobra. Zasiać to dać początek czemuś – rzucić ziarno początku. Zanim ziarno wyda owoce, musi dojrzewać, kiełkować, musi mieć odpowiednią temperaturę, wilgotność, glebę. Przekładając to na rzeczywistość codziennych działań – żeby udało mi się coś osiągnąć (zrealizować), muszą zaistnieć sprzyjające okoliczności: czas, miejsce, ludzie.

„Oto siewca wyszedł siać” (Mt 13, 3) – czytamy w Ewangelii św. Mateusza. Ten właśnie fragment uczynię jednym z punktów kluczowych. Siewca, aby zasiać cokolwiek musi wyjść. Opuścić miejsce, w którym przebywał dotychczas, wejść w inną przestrzeń. Co to oznacza? W zależności od tego, co chcę uczynić, czasem może to być zmiana mojego patrzenia na ludzi, przewartościowanie dotychczasowego sposobu życia.

Wyjść siać to zdobyć się na wysiłek przyglądnięcia się tej nowej rzeczywistości, w którą wchodzę – poznać środowisko, ludzi, możliwości, które się przede mną otwierają. Siewca ma władzę nad ziarnem. Od niego zależy, czy zadba o właściwy grunt, czy też niedbale wykona swoje prace siewcy. I tak ziarno dobra, którym dysponuję może przyjąć się wśród ludzi, ale może też być zmarnowane przez samego siewcę. Zatem to, jakim jestem siewcą zależy od tego co sieję, ale tez od tego jak się przygotuję do mej roli siewcy dobra.

Ziarno nadziei

Nawet, jeśli siewca nie zobaczy upragnionych plonów swego zasiewu, może zobaczyć coś, co czasem bywa bardziej istotne. Zamiast owoców – nadzieja możliwości i spełnienia w oczach drugiego człowieka. Wielokrotnie bywa tak, że chcemy zrobić coś dobrego. Poprzedzone jest to rzetelnym przygotowaniem, pracą, często wyrzeczeniami.

Wychodzimy ku drugiemu człowiekowi, jednak efekty (z różnych względów) nie są takie, jak tego oczekiwaliśmy. Czy oznacza to porażkę siewcy? Nie! Wspaniałym owocem ziarna dobra zasianego przeze mnie jest nadzieja, którą komuś dałem. I to nie nadzieja złudna, nadzieja, która jest jakimś oszustwem, ale nadzieja dająca siłę przetrwania. Jak pisał ks. Tischner – “Losem człowieka jest: dać się pokonać nadziei. Ginie ten, kto przestaje jej ulegać”. To jest ta nadzieja na owoce dobra, nawet wtedy, gdy ziarno nie wyda od razu oczekiwanego owocu.
„Człowiek ufa czemuś, czego jeszcze nie zna i czego nie może oczekiwać, ufa, że to, co się stanie, nie obróci się przeciw niemu” (A. Hernas). Nie można być dobrym siewcą, jeśli nie ufa się nadziei.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code