Rozważania niedzielne

X Niedziela Zwykła, rok A

Spread the love

Czytania na dziś

Miłość Boga rodzi miłosierdzie wobec bliźnich

Andrzej Miszk

„Miłości pragnę, nie krwawej ofiary,
poznania Boga bardziej niż całopaleń.”
/Oz 6,6

W dzisiejszym Słowie Bóg mówi nam o pierwszeństwie miłości wobec Niego i ludzi. Wpierw, o czym w pierwszym czytaniu przypomina nam prorok Ozeasz, mamy dbać o miłość do Boga, tak, aby – jak zaświadcza Jezus w Ewangelii Mateusza – owocowała ona miłością miłosierną wobec naszych bliźnich, zwłaszcza najbardziej okaleczonych i odrzuconych. Jezus mówi o prymacie miłosierdzia w kontekście powołania celnika Mateusza na swego apostoła.

Wpierw chciałbym zaproponować Wam pogłębienie zrozumienia wagi miłości samego Boga w naszym życiu i sposobów jej praktykowania, a następnie spróbujemy odnaleźć szczególne rysy Bożej miłości, która poprzez nas udziela się bliźnim, zwłaszcza najbardziej skrzywdzonym i odrzuconym.

Poprzez proroka Ozeasza Bóg pięknymi słowami ujawnia swój zamiar uwiedzenia ludzkiej duszy: „Dlatego chcę ją przynęcić, na pustynię wyprowadzić i mówić jej do serca” (Oz 2, 16). Jest to Jego odpowiedź na niewierność Izraela wobec Niego. I do nas Bóg przychodzi w kontekście naszej codzienności: zwykle naznaczonej grzechem, obojętnością i pewnym oddaleniem od Boga, dla którego nie mamy czasu. Kontekst i sposób, w jaki Bóg przychodzi do nas może być bardzo różny, dostosowany do sytuacji każdego z nas. Natomiast ważne, a być może najważniejsze w naszym życiu jest coś innego: usłyszeć w konkretnym momencie życia bardzo osobiste zaproszenie Boga do intymnego dialogu z nami w głębi naszego serca. Ten dialog, choć może mieć podprowadzające zapośredniczenia ze strony innych osób, zawsze jest momentem lub okresem sam na sam z Bogiem. Jest to dialog miłości, w którym doświadczamy całej gamy duchowych poruszeń towarzyszących każdej wielkiej miłości: wzruszeń, łez, żalu, skruchy, czułości, zachwytu, piękna, pieszczoty, ekstazy, tęsknoty, oddania i bliskości. W tym samotnym spotkaniu Bóg daje nam bliskie, oblubieńcze poznanie samego siebie.

Kontekst sytuacji Bożego zaproszenia poznajemy po tym, że Bóg jakby oczyszcza teren wokół nas: nic nas specjalnie nie interesuje, ani nie porusza, zaczynamy odczuwać większą niż zwykle potrzebę samotności i wyciszenia, i szukamy ich. W tym samotnym, pustynnym, oblubieńczym spotkaniu Bóg objawia nam siebie jako Miłość i wzbudza w naszym sercu miłość, nieraz szaloną, do Niego. Bóg zna kruchość, płytkość i niestałość ludzkiego serca, dlatego mówi dziś do nas: „Miłość wasza podobna do chmur na świtaniu albo do rosy, która prędko znika”. Dlatego tak ważne, fundamentalne i niezastępowalne dla naszej relacji z Bogiem, jest to najbardziej osobiste, oblubieńcze spotkanie z Nim. Czym jest ono głębsze i dłuższe, tym trwalszą i owocniejszą czyni naszą więź miłości z Bogiem.

Miłość do Boga wyraża się bardzo konkretnie, przede wszystkim poprzez osobisty i regularny czas poświęcany tylko Jemu. Dzięki modlitwie osobistej, pielęgnowaniu chwil i okresów samotności, wyciszenia i kontemplacji piękna Boga obecnego w stworzeniach, adoracji Eucharystii i Krzyża, medytacji Słowa Bożego, głębokiemu przeżywaniu Świętej Liturgii, codziennemu rachunkowi sumienia, dojrzałemu korzystaniu z sakramentu pokuty i pojednania, systematycznej osobistej refleksji moralnej i lekturze duchowej, dzieleniem się z innymi tym, co Bóg czyni w naszych sercach i życiu, odnajdujemy i wzrastamy w miłości do Boga.

I choć dla naszego wzrastania w miłości Boga, ważne jest również doświadczenie miłości innych osób do nas, pielęgnowanie bezpośredniej miłości Boga ma pierwszeństwo. Wynika to z faktu, że miłość innych osób do nas, często jest jedynie tzw. naturalną ludzką miłością, dobrą samą w sobie, ale rodzącą się na bazie naturalnych ludzkich skłonności: upodobania, zmysłowej i uczuciowej przyjemności, pragnienia czułości, korzyści, lęku przed samotnością, itd., które niekoniecznie otwarte są na Boga i miłość nadprzyrodzoną. Ten swoisty egoizm naturalnej miłości, jeśli nie jest otwarty na Bożą miłość, nie daje nam energii i światła dla bezinteresownej miłości wobec bliźnich spoza naturalnego kręgu, a zwłaszcza wobec ubogich, uzależnionych, nieciekawych, zmarginalizowanych, słabszych, chorych, itd. Miłosierdzie jest możliwe jedynie dzięki doświadczeniu Bożego miłosierdzia zarówno osobiście, jak i za pośrednictwem osób, które Nim żyją.

W Ewangelii Mateusza, Jezus spotyka się z zarzutem wyrażonym w pytaniu do Jego uczniów: „Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?” Jezus odpowiada: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają”. Dla Żydów było sprawą gorszącą i podważającą reputację Jezusa jako nauczyciela, fakt, że spotykał się z tym, których pobożni Żydzi uważali – nie bez podstaw – za grzeszników, kolaborantów, ale również ludzi chorych, zwłaszcza na choroby zakaźne lub za takie uważane. W pobożności żydowskiej tamtego czasu, odrzucenie społeczne miało charakter sankcji religijnej i służyło z jednej strony napiętnowaniu grzeszników, z drugiej zaś strony miało chronić pobożnych przed skażeniem, rozumianym w niemal dosłowny sposób: spotkanie z grzesznikiem zarażało pobożnego jego grzesznością. To odrzucenie miało charakter religijnego tabu. Stąd spotkania Jezusa z celnikami, prostytutkami, trędowatymi, itd. budziły szok u pobożnych Żydów.

W tak zarysowanym kontekście chciałbym zaproponować spojrzenie na nasz stosunek do współczesnych grzeszników, czy szerzej ludzi odrzuconych, mając w pamięci dzisiejsze słowa Jezusa i naszą wcześniejszą refleksją nad miłością Boga. Wpierw warto zwrócić uwagę na związek między społecznym odrzuceniem a uznaniem grzeszności wykluczonych. Tak właśnie było w społeczeństwie Izraela. Jezus zakwestionował tę społeczno-religijną definicję. Z dwóch powodów: po pierwsze, okazało się, że wielu „grzeszników” w istocie nie było grzesznikami, ale ludźmi społecznie wykluczonymi i napiętnowanymi, choćby ze względu na chorobę np. trąd, ubóstwo, brak znajomości Prawa, itd., którym niewłaściwie przypisano moralną grzeszność. Po drugie, owi grzesznicy, w przeciwieństwie do wielu pobożnych, okazali się niezwykle otwarci na Ewangelię Jezusa i nawrócenie. Jezus przywraca więc właściwe rozumienie grzechu, który w swej istocie jest nie tylko odwróceniem się od Boga poprzez niemoralne czyny, ale jeszcze bardziej zatwardziałością w odrzucaniu łaski nawrócenia i niedostrzeganiu samego Boga. Owa zatwardziałość w grzechu, może charakteryzować zarówno tzw. pobożnych, tak jest zwłaszcza w społeczeństwach religijnych, takich jak ówczesny Izrael, albo grupy szczególnie uprzywilejowane społecznie i materialnie lub żyjące z działalności przestępczej. Kościół mówi w tym kontekście o tzw. strukturach grzechu.

Kim są nasi współcześni celnicy, nierządnice i grzesznicy, do których posyła nas Jezus? Są to ludzie, być może większość z nas, którzy upadają moralnie, a nawet czasowo prowadzą życie istotnie niezgodne z Bożymi przykazaniami, ale którzy są duchowo otwarci na nawrócenie. Współczesnymi faryzeuszami i w ogóle „sprawiedliwymi” mogą być ci, którzy z różnych powodów – rutyny i pychy religijno-klerykalnej, uprzedzeń ideologicznych wobec Kościoła, chrześcijaństwa czy religii, zatwardziałości w grzechu, połączonej z pychą – uważają się za ludzi, którzy nie potrzebują nawrócenia i żywego kontaktu z Bogiem, choćby część z nich spełniała praktyki religijne.

W praktyce chrześcijańskiego świadectwa i ewangelizacji uprzywilejowanymi adresatami naszego orędzia są osoby skrzywdzone, uzależnione, społecznie lub/i moralnie słabsze, a jednocześnie otwarte na osobiste nawrócenie i spotkanie Boga. Ponieważ, podobnie jak za czasów Jezusa, wielu grzeszników potrzebujących nawrócenia i otwartych na łaskę Bożego miłosierdzia jest wśród społecznie najmniej atrakcyjnych grup, wobec których zwykłe ludzkie motywy zainteresowania są zbyt słabe, dlatego takiej wagi nabiera świadectwo miłości miłosiernej. I tutaj wracamy do miłości oblubieńczej Boga: jedynie taki rodzaj intymnej miłości i doświadczenie nadprzyrodzonej bliskości Boga, umożliwia osobie zakochanej w Jezusie, kochanie w stopniu heroicznym i dawanie świadectwa miłosierdzia wobec tych, którzy po ludzku z różnych powodów nas odstręczają.

W psychologii mówi się, że istotnym znamieniem osobowej dojrzałości jest umiejętność wytrzymywania napięć w sytuacjach poznawczej i moralnej wieloznaczności, czyli również przebywania i służenia osobom, które zdecydowanie się od nas różnią i nie spełniają naszych etycznych czy światopoglądowych standardów. Na poziomie duchowo-moralnym tej osobowej dojrzałości odpowiada nadprzyrodzona miłość, caritas, dzięki której zdolni jesteśmy do bezinteresownego świadectwa miłości Boga i miłosierdzia wobec bliźnich, najbardziej potrzebujących. Ci najbardziej potrzebujący mogą znajdować się w różnych grupach społecznych: nie tylko wśród najuboższych, uzależnionych, społecznie zmarginalizowanych. We współczesnym świecie, również w Polsce, najszerszą chyba grupą „grzeszników” zamkniętych na Bożą miłość, przebaczenie i wspólnotę Kościoła, są ci, którzy zostali skrzywdzeni tak głęboko, że przestali wierzyć w miłość. Często też są to ci, którzy bezkrytycznie ulegają współczesnej kulturze konsumpcji, hedonizmu, powierzchowności, zaabsorbowania sprawami materialnymi: to są chyba właśnie ci najbardziej potrzebujący nawrócenia i Boga, dotknięcia bezinteresowną miłością.

Wobec tak wielu przeciwności: struktur społecznego grzechu, dość powszechnej obojętności wobec Boga, nie zawsze dobrego przykładu nas, jako chrześcijan i wspólnoty Kościoła, powszechności ludzkiej biedy duchowej, moralnej i materialnej, potrzeb nam tego, co Jan Paweł II nazywał „wyobraźnią miłosierdzia”. Ta wyobraźnia rodzi się jedynie z osobistego miłosnego dialogu z Jezusem i dogłębnego przyjęcia Jego przebaczenia i zachwycenia się Jego osobą i Ewangelią. Wyobraźnia miłosierdzia oznacza kilka rzeczy: fundamentalną otwartość wobec potrzebujących – potencjalnie „potrzebującym” Boga i Jego miłości jest każdy, choć są różne grupy uprzywilejowanej troski; dostrzeżenia najbardziej osobistego kształtu niemożności, bólu, darów osoby, której służymy i ofiarowani mu/jej pomocy z pełnym szacunkiem i miłością, z uwzględnieniem kontekstu czyjejś sytuacji; szukanie właściwych, zwłaszcza nowych sposobów i wymiarów służby drugiemu człowiekowi; wrażliwość na społeczne, ekonomiczne i kulturowe uwarunkowania ludzkiej biedy, również moralnej i duchowej; odczytywanie osobistego powołania w służbie miłości bliźniemu i Kościołowi; świadome wzrastanie w skromnym stylu osobistego życia i rosnącej bezinteresowności swych działań i postaw; otwartość na miłosierdzie Boga i ludzi wobec mnie samego, itd.

Sprawdzianem głębi, prawdziwości i realizmu wyobraźni miłosierdzia jest nasz stosunek do bliźnich. Miłość Boga obdarza nas w głębi serca Jego spojrzeniem, energią, rozeznaniem, ufnością i twórczą wyobraźnią. Jedynie dzięki osobistemu doświadczeniu Jego bezinteresownej i czułej miłości w głębi naszych serc, stajemy się zdolni dawać wytrwałe i głębokie świadectwo miłosiernej miłości wobec naszych sióstr i braci, którzy pod ciężarem trosk życia, nieraz wielkiej krzywdy i niesprawiedliwości, nieraz krzywdy zadanej im przez ludzi Kościoła, nieraz zwykłej lekkomyślności oddalili się od prawdziwego dobra i od Boga. Dzięki naszemu miłosierdziu wobec bliźnich, które ich nie poniża, ale przeciwnie – przywraca godność i podnosi, wzrastać też będzie nasza miłość do Boga. Stawką w tej sprawie jest sens naszego życia tu i teraz, i życie wieczne w przyszłości: życie bez miłości – nie tylko wobec członków najbliższej rodziny i przyjaciół, bo „tak czynią również poganie” – bez szukania i wspierania tych, „którzy się źle mają”, nasze życie nie ma sensu i nigdy nie spotkamy prawdziwego Boga.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code