Publicystyka

Katecheza – czyli przerwa na kanapkę

Spread the love

Katecheza – czyli przerwa na kanapkę

Alicja Karłowska

Zaczęły się już wakacje. Odpoczywają uczniowie i nauczyciele. Ale wypoczynek też może być twórczy. Co zrobić, by już od września katecheza była lekcją religii, a nie klubem dyskusyjnym lub mini barem?

Zgodnie z lipcowym rozporządzeniem podpisanym przez Ministra Edukacji Narodowej, od 1 września 2007 ocena z religii (lub etyki) będzie się wliczała do średniej ocen ucznia. Zdania jak zwykle są podzielone: wśród uczniów i nauczycieli. Podstawowe pytanie zwykle brzmi: czy religia (jako przedmiot w szkole) będzie traktowana poważniej? Czy uczniowie bardziej rzetelnie będą podchodzili do wymagań, jakie stawia im katecheta (zakładając, że sam wywiązuje się ze swych obowiązków)?

– U nas na religii to ksiądz podyktuje notatkę, a potem czyta gazetę – powiedział mi kiedyś pewien licealista. – U nas w szkole lepiej – dołączył się jego kolega – ksiądz prowadzi lekcje, tylko, że my mu nie pozwalamy.

Jak wyglądają lekcje religii w gimnazjum i liceum? Z czego wynika fakt, iż dla wielu uczniów to po prostu tzw. „luźna lekcja”? Można wtedy uczyć się do sprawdzianu z matematyki albo zjeść kanapkę.

Wiedzieć, czego się chce – to podstawa

Tomek studiował teologię na KUL-u. Przez rok uczył religii w gimnazjum. Potem zajął się informatyką, pracuje w urzędzie. – Z czegoś trzeba płacić rachunki – śmieje się.

– Największy „meksyk” to był z trzecimi klasami – wspomina prowadzone katechezy – ale spoko, na mnie nie było bata. Problemów nie miałem.

Tomek twierdzi, że jasno określone zasady na początku to sposób na uniknięcie wielu kłopotów potem. – Wiedza i sposób przekazu – to się liczy. No i musisz wymagać: od siebie i od nich. Nie możesz tylko odwalać roboty, bo to się czuje i działa w obie strony – mówi Tomek.

W podstawie programowej katechezy w gimnazjum czytamy m. in. O potrzebie i konieczności „ukazania sensu życia proponowanego przez chrześcijaństwo; wprowadzeniu w świat pojęć religijnych przez poznanie języka i orędzia zbawczego Biblii oraz teologii, prawd wiary i zasad moralnych”. Ktoś świadomie i odpowiedzialnie przeżywający swój katolicyzm powinien też poprzez lekcje religii w szkole uzyskać „przygotowanie do umiejętnego wyboru dobra w konkretnych sytuacjach życiowych”. To zaledwie kilka punktów, zawartych w celach katechetycznych, już jednak rodzą się pytania.
Jak jest naprawdę?

– Ja tam program często odkładałem na bok. W gimnazjum tłukliśmy Pismo Święte, katechizm, części Mszy św. To podstawa. Ludzie nie znali podstaw, a to była dla nich ostatnia szansa przed bierzmowaniem – opowiada Tomek.
Jak się potem okazało, właśnie te najbardziej podstawowe zagadnienia były dla gimnazjalistów fundamentem pytań i dyskusji. Żeby dyskutować, trzeba najpierw coś wiedzieć…

To, jak nauczyciel – a więc i katecheta – będzie radził sobie w szkole zależy też od grona pedagogicznego i dyrektora. Katecheta nie może być traktowany jak opowiadający o niebie, roześmiany dobrodziej, który i tak stawia zawsze same piątki w dzienniku. Ważne, by nauczyciel religii stanął na wysokości zadania i rzeczywiście był wychowawcą. Ten, kto wychowuje, potrafi we właściwy sposób pochwalić to, co dobre, ale i zganić, gdy dzieje się coś złego.

…jak lody z bakaliami w upalny dzień

– Katecheza w szkole powinna być jak puchar lodowy w upalny dzień…- mówi dominikanin o. Marek Kosacz, nauczyciel w jednym z rzeszowskich liceów.
Sztuką jest połączyć w ramach jednych zajęć kilka czynników, które dopiero wtedy mogą tworzyć „deser” wartościowych treści.

– Puchar lodowy stawiam katechecie, który potrafi z pasją połączyć w ramach zajęć luz i swobodę, konkretne wiadomości, ciekawe metody pracy oraz dba o dyscyplinę. Na dodatek jeszcze interesuje go to, co mówi, jest świetnie przygotowany i potrafi odpowiedzieć na pytania uczniów zupełnie z innej beczki, niż temat zajęć… – przedstawia pomysł na udaną katechezę o. Marek.

Czy taka wizja jest możliwa? Czy człowiek, który obok zajęć w szkole ma też obowiązki w parafii – spowiadanie, dyżury w kancelarii, opieka nad grupą przy parafii… – jest w stanie równie rzetelnie wywiązywać się ze swych obowiązków? A może więcej czasu i chęci mają katecheci świeccy, którzy pewnie chętnie przejmą godziny religii w szkole, bo muszą utrzymać rodzinę… Tymczasem odwieczny problem polega na tym, że nie ma dla nich godzin.

Czy jest jakaś sprawdzona metoda, by uczniowie szli na katechezę z zainteresowaniem? By mieli świadomość, że przed nimi lekcja o problemach bardzo istotnych, bo dotyczących skomplikowanych zależności i relacji: świat – Bóg – człowiek.

– To, czy coś zostanie uczniom po zajęciach, to głównie ich decyzja… ja mogę zrobić wszystko jak najlepiej, starać się, stawać na głowie… jeśli nie będzie otwarcia z drugiej strony – nic z tego nie wyjdzie… – podsumował o. Marek Kosacz.

Powyżej refleksje ludzi, którzy uczyli (lub uczą) katechezy w szkole. A jakie są opinie młodych ludzi? Jak wspominają lekcje religii ci, którzy chodzili na zajęcia do salek przy kościołach? Wydawać się może, że wprowadzenie religii do szkół wyszło na dobre katechetom i uczniom – czy rzeczywiście?

Każdy człowiek chce w głębi serca, by traktowano go poważnie, w tym – jego pytania i wątpliwości. Katecheta (osoba świecka lub konsekrowana), dla którego droga czynów i słów to dwie różne ścieżki, nie może być wiarygodny. By to stwierdzić, nie trzeba być teologiem, nie trzeba nawet być wierzącym. Oby lekcje religii w szkole były rzeczywiście zastrzykiem wiedzy i refleksji dla uczniów. Na tym bowiem będą opierać swój dalszy rozwój religijny… lub też jego brak.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code