Codzienność z Jezusem
Elżbieta Krzewińska
Czytania na dziś
Bardzo lubię ten fragment z Ewangelii Jana (J 21.1-14): Apostołowie wiedzą już, że Jezus zmartwychwstał. Ukazał się im, jadł z nimi. Mogę sobie jedynie wyobrazić ich zachwyt i radość. Jak tu normalnie żyć, pracować? Co robić? Nie wiadomo przecież, kiedy Jezus znowu wejdzie „mimo drzwi zamkniętych”.
Piotr postanawia zająć się czymś – razem z innymi idzie do swojej pracy, idzie łowić ryby. Pewnie fakt, że nic nie złowili, nie stanowił dla nich, jako rybaków, niczego zaskakującego. Już nie raz w przeszłości ciężko się napracowali i nie osiągnęli spodziewanych efektów. Wracając zobaczyli człowieka, który zapytał ich, czy mają coś do jedzenia. Ponieważ nie mieli, podpowiedział, by zarzucili sieć po prawej stronie łodzi.
Rybacy łowili całą noc, na pewno byli bardzo zmęczeni. To w sumie dziwne, że posłuchali kogoś nieznajomego – na początku nie poznali przecież, że to Mistrz. A jednak zdobyli się na jeszcze jeden, ostatni wysiłek: ponownie zarzucili sieć… „i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć.”
Nasza codzienność jest bardzo podobna. Krzątamy się wokół różnych spraw, przecież nie da się z „siedzenia” w kościele wyżywić dzieci czy opłacić rachunki. Wielu z nas pracuje dużo i jeszcze więcej, czasem bez umiaru, by mieć dużo i jeszcze więcej. Wielu pracuje tyle, ile trzeba, by mieć jeszcze czas i siłę dla rodziny, dla znajomych, dla siebie samego. Czasem, gdy ta nasza praca mniej lub bardziej wytężona, trudna, monotonna nie przynosi spodziewanych efektów, a nawet – co też się zdarza – nie przynosi żadnych efektów, ogarnia nas zniechęcenie, poczucie bezsensu, smutek. I ciekawa jestem, czy gdyby w takiej sytuacji ktoś nieznajomy zachęcał nas do jeszcze jednego kroku, jeszcze jednego gestu, czy potrafilibyśmy zaufać, zdobyć się na wysiłek, zacisnąć zęby i „zarzucić sieć”? Przeważnie rezygnujemy, przerzucamy się na inne możliwosci działania, nie zatrzymujemy się, by posłuchać rady i zachęty drugiego człowieka. Zachęty do wytrwania…
I niestety, nasze sieci nadal są puste.
Jezus dał rybakom konkretną wskazówkę: „zarzućcie po prawej stronie łodzi”. Wierzę, że i nam ciągle daje takie wskazówki, tylko czy potrafimy je odczytać? Czy czasem nie uważamy Jezusa za Kogoś od spraw duchowych? Jaką wskazówkę może On dawać górnikom, nauczycielom, urzędnikom? Co On może wiedzieć o problemach z płatnościami za wykonaną usługę czy sprzedany towar; co mógłby doradzić rolnikom, by osiągnęli większe plony; przedsiębiorcom – by otrzymali wystarczającą zapłatę za swój trud?
Patrząc w ten sposób na Tego, który stworzył świat, tak naprawdę mówimy tylko jedno: my nie skoczymy w morze, by zbliżyć się do Niego nawet wtedy, gdy w naszym życiu dzieją się cuda. Bo my tych cudów po prostu nie umiemy dostrzec, nie potrafimy w codziennych kłopotach i frasunkach dostrzec Jego miłującej Obecności. Nie ma w nas miłości Jana, wiary i porywczości Piotra. My jesteśmy ostrożni i wolimy bardziej słuchać ludzi, niźli Boga, że nie wspomnę o cierpieniu dla Jego Imienia…
Co robi Jezus dla spracowanych rybaków? Szykuje dla nich posiłek. Zaprasza, by i oni podzielili się z Nim tym, co złowili. Zaprasza także nas i daje nam Pokarm na życie wieczne – Eucharystię. Myślę, że tak do końca nie umiemy pojąć, jak wielkim pokrzepieniem w naszym życiu jest ten Chleb i Wino. Nie potrafimy pojąć, że w zamian Jezus nic od nas nie chce – nic, poza miłością. Tylko ona może zmazać nasze zapieranie się Go i tylko dzięki niej jesteśmy w stanie iść za Nim. Nawet jeśli ta nasza miłość jest niedoskonała. Ona uzdalnia człowieka do służby aż po męczeńską śmierć. A później, po śmierci, pozwala stanąć przed Bożym tronem i śpiewać:
Baranek zabity jest godzien wziąć potęgę i bogactwo, i mądrość, i moc, i cześć, i chwałę, i błogosławieństwo.
Siedzącemu na tronie i Barankowi błogosławieństwo i cześć, i chwała, i moc na wieki wieków.
Amen. Amen. Amen.