Publicystyka

Wspomnienie legendy

Spread the love

Wspomnienie legendy

26 rocznica podpisania porozumień sierpniowych

Szymon Gurbin

Jednym z najbardziej najpiękniejszych elementów składających się na polską historię jest „Solidarność”.

„Solidarność” to niezwykły czas wypełniony atmosferą nadziei.
Solidarność to zupełnie różni ludzie, z odmiennymi wizjami tej samej Polski, którzy mimo to potrafili być razem ze sobą. Co więcej, wygrali ze swoim przeciwnikiem, bo ich moralny kręgosłup był na tyle silny, by wznieść się ponad nienawiść i logikę przemocy.

Wreszcie „Solidarność” to ta najlepsza Polska – nie na mapie, ale pielęgnowana w sercach i umysłach wielu ludzi. Uczyli nas jej Jan Paweł II, ks. Józef Tischner, Zbigniew Herbert, ks. Jerzy Popiełuszko, Czesław Miłosz, Jacek Kaczmarski, ale również, czy to się komuś podoba czy nie: Jacek Kuroń i Adam Michnik.

Po pamiętnej homilii Papieża w 1979 roku na ówczesnym Placu Defilad w Warszawie, Duch zstąpił. Widząc największy moralny autorytet w Białym Pielgrzymie, przeszliśmy przez czerwone morze suchą nogą. Dopiero na drugim brzegu piękny mit „Solidarności” został rzucony w bagienko politycznej walki, rozgrywanej między tymi, którzy pokonawszy zło, tak często tracili poczucie dalszej potrzeby bycia solidarnymi.

Dzisiejszych dwudziestosześciolatków średnio interesuje doszukiwanie się różnic między Michnikiem a Wildsteinem, a obchody 26-lecia podpisania porozumień sierpniowych wywołują u wielu młodych ludzi, dorastających na przełomie XX i XXI wieku, takie same emocje, jak rocznica bitwy pod Grunwaldem. Zresztą „Solidarność” bardziej kojarzy im się z pewną Akcją Wyborczą, niż z wielomilionowym ruchem, który porwał pokolenie ich rodziców.

Być może jednak dzisiejsi dwudziestosześciolatkowie przypominają sobie legendę, czytaną im, kiedy byli dziećmi i tyle zresztą razy sfilmowaną w hollywoodzkich fabrykach snów: zamek Camelot i okrągły stół, przy którym zasiadał Król Artur i jego rycerze, by razem decydować o losach królestwa… Czy w 1989 roku w Polsce wybrzmiały ostatnie słowa legendy rozpoczętej w roku 1980? Gdzie w naszej polskiej baśni jest miejsce dla złego Mordreda, który w celtyckim oryginale jednak doprowadził do tragicznego końca legendy…?

”Solidarność” z trudem walczy o należne jej miejsce w historii Europy. Dziś 26-letni berlińczyk, ciągle kojarzący Polaków (jak wskazują badania opinii publicznej) ze złodziejami samochodów i niskim rozwojem cywilizacyjnym, ma niewielką świadomość, że najnowsza historia Starego Kontynentu naprawdę zaczęła się w Stoczni Gdańskiej. Po jałtańskim porządku nastał zupełnie inny czas. Drogę do naprawdę zjednoczonej Europy otworzyli ludzie, jak wierzymy, kierowani tym Duchem, Którego wezwał Jan Paweł II w 1979 roku w Warszawie.

Skoro tak mało ludzi o tym pamięta, to czy legenda „Solidarności” umarła i pozostały po niej już tylko duchy? W Polsce rozgoryczeni rodzice często nie wierzą już baśniom, a ich dzieci nie mają na nie czasu… A szkoda. Warto wierzyć, że Polska 1980 roku, z wpiętym znaczkiem „Solidarności”, to chwila, o której nie zapomną przynajmniej sami Polacy, czerpiąc z niej wiele inspiracji na przyszłość. Bo przyszłości nie ma w tak ochoczo wyciąganych z archiwów ubeckich teczkach. Warto ciągle wierzyć, że legendy żyją, gdzieś głęboko w nas.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code