Benedykt XVI

Pielgrzymka wiary i nadziei

Spread the love

Pielgrzymka wiary i nadziei

Dariusz Piórkowski SJ

Wizyta Benedykta XVI była wielkim duchowym przeżyciem. Co prawda różniła się nieco od pielgrzymek Jana Pawła II, może najbardziej od tej ostatniej w 2002. Jednak obaj papieże przybywali do nas z tym samym orędziem: umocnić wiarę, wydobyć i docenić w wierzących cenne dobro, którego może często nie jesteśmy świadomi.

Ojciec Święty wygłosił do nas piękną i poruszającą katechezę o wierze. Niezbyt często słyszymy takie słowa w kościołach. Nieraz mam wrażenie, że “wiara” wydaje się nam czymś oczywistym, jakby nie wymagającym refleksji. I być może to jest nasza największa  słabość. Papież przekonywał, że wiara, w której nie łączy się uczucie, myślenie i działanie w rzeczywistości pozostaje martwym rytuałem. Co więcej, ciągle zagraża nam pokusa wiary “bezosobowej”, czyli spełnianie jakichś religijnych praktyk bez realnego poczucia, komu i czemu one służą. Dlatego usłyszeliśmy o budowaniu wiary na skale, którą jest Chrystus i Jego Słowo, a także na opoce, którą jest Piotr. Papież nie jest przywódcą jakiejś wpływowej międzynarodowej organizacji. Urząd Piotrowy to charyzmat – dar Opatrzności, dzięki któremu otrzymujemy drogowskazy, który pomaga nam kroczyć do Boga tak, abyśmy nie pobłądzili. Jednakże, paradoksalnie, Papież uczy nas samodzielności. Osiąga się ją w jedności z Chrystusem, z Kościołem, dochodząc całe życie do dojrzałości wiary. To ważna lekcja dla naszego Kościoła, dla poszczególnych grup i osób.

Urzekły mnie szczególnie te wypowiedzi Ojca Świętego, w których ukazuje się nam nie jako heros, ale jako jeden z nas. Przyjechał, aby “upewnić się, czy trwamy w wierze”, ale także, aby znaleźć inspirację i umocnienie dla swojej wiary. Mówił o doświadczeniu trudnej modlitwy, w której Bóg milczy, ale działa. Mówił o cząstkowej poznawalności Boga, o tajemnicy, przed którą wszyscy stajemy w wierze. Nie lękał się objawić swojej bezradności wobec tajemnicy cierpienia i milczenia Boga w Auschwitz. Nie kreował siebie na kogoś, kto zna odpowiedź na wszystkie pytania. Uśmiechał się, wzruszał, słuchał uważnie. Nie wzbraniał się prosić nas z wielką usilnością o pamięć i modlitwę za niego. Tak jak wszyscy chrześcijanie Papież także jest pielgrzymem wiary.

Określenie “Panzerkardinal”, którym prasa zachodnia naznaczyła kard. Ratzingera, wydaje się w tym kontekście jakąś pomyłką. Bo tej “pancerności” w nim nie widać, a na pewno nie w jego usposobieniu i charakterze. Co najwyżej można mówić o tym, że jest to człowiek ugruntowany moralnie, intelektualnie, pewnie i jasno głosi to, w co wierzy. I być może to jest solą w oku dla tych, którzy postrzegają go jako kogoś nieustępliwego, stanowczego i bezkompromisowego. “Pancerność” dla niektórych oznacza żywienie przekonania, że istnieje prawda, że warto ją głosić i dla niej żyć, że nie wszystko usytuowane jest na ruchomych piaskach relatywizmu, sceptycyzmu i ciągłej chwiejności.

Następcę Jana Pawła II przyjęliśmy ciepło i serdecznie. Będąc w Niemczech często słyszałem, że my Polacy kochamy Jana Pawła II, bo jest on naszym rodakiem. Niewątpliwie. Trudno żeby nie odgrywało to żadnej roli. Niemniej, po tej pielgrzymce przekonałem się, że Polacy są przywiązani do Papieża także jako do Piotra. Nie tylko dlatego, że to “przyjaciel Karola Wojtyły” i jego najbliższy współpracownik. Nie tylko dlatego, że powoływał się co chwila na “umiłowanego Poprzednika” i cytował w swoich przemówieniach. Było to widać szczególnie podczas spotkań z młodzieżą: pragnienie przewodnika, ojca, kogoś, kto wskaże drogę i umocni. I wierzę, że to było szczere. Te spotkania z młodzieżą na Franciszkańskiej i na Błoniach pokazały, że w naszej wierze jest wiele autentyczności.

Bardzo poruszyło mnie spotkanie na terenie obozu w Auschwitz-Birkenau. Skupienie i wymowne milczenie poraziło swoją głębią, bardziej niż niejedno nabożeństwo. I ciekawe, że był to ostatni, bardzo symboliczny etap papieskiej pielgrzymki: bez wiwatów, bez oklasków i okrzyków. Wobec tajemnicy, która zamyka nam usta. Może właśnie tam najbardziej spotykamy Boga. Zło, cierpienie, bezradność, niemy krzyk w ciemności absurdalnej śmierci. W pewnym sensie poczucie opuszczenia przez Boga to, jak świadczą mistycy, szczyt religijnego doświadczenia. To moment, w którym Bóg najbardziej się do nas przybliża. Jakże to pojąć, właśnie tam, w Auschwitz!

Myślę, że wizyta Benedykta XVI przełamie również wiele stereotypów i uprzedzeń wśród Niemców i Polaków. Nie tylko poprzez zgotowane przyjęcie i serdeczności, chociaż to chyba najbardziej urzeka naszych sąsiadów. Papież pokazuje, że najgłębszą płaszczyzną, na której możemy dojść do pełnego pojednania, przekroczenia uprzedzeń i uzdrowienia ran jest wiara. Wiara chrześcijańska stoi ponad narodową przynależnością. Przekracza także wszelkie historyczne doświadczenia, chociaż nie wymazuje ich z pamięci. Nietrudno było dostrzec wielkie wzruszenie Papieża podczas wizyty w Auschwitz. Sam wielokrotnie doświadczyłem, jak trudno było mówić zwłaszcza starszym Niemcom o niechlubnej przeszłości ich narodu. Ten wstyd można przekroczyć nazywając zło po imieniu, wyznając je, przyjmując przebaczenie. Dopiero przejście tego procesu pozwala spojrzeć z nadzieją w przyszłość.

Podczas pielgrzymki kolejny raz zrozumiałem, że Polska jest krajem kontrastów. Kiedy dzieje się u nas coś ważnego, nagle potrafimy mówić zgodnym głosem. Podziały i kłótnie schodzą w cień. Zapominamy o urazach i niesnaskach. Stajemy się bardziej solidarni, gotowi do współpracy. Bardziej słuchamy, niż przekonujemy się nawzajem. Jakaż to była ulga, kiedy przez kilka dni nie musieliśmy się przyglądać i przysłuchiwać przepychankom naszych polityków. Wszystko jakby zamarło. Może właśnie największa nasza bolączka, która jest zarzewiem wielu konfliktów i niepowodzeń, polega na nieumiejętności słuchania, począwszy od rodziny aż po najwyższe szczeble władzy państwowej?

Tak było już po śmierci Jana Pawła II. Podczas wizyty Benedykta XVI towarzyszył nam podobny nastrój, chociaż na mniejszą skalę. Czy jednak słowa Prezydenta, że “Polacy po pielgrzymce stają się lepsi”, znajdą oddźwięk w codzienności? Czy teraz, po powrocie Papieża do Watykanu, jego usilne prośby o jedność, solidarność, silną wiarę, wyjście poza sprawy własnego podwórka będą się spełniały? Czy będziemy rozważać przesłanie Ojca Świętego, wyciągać z niego wnioski i podejmować działanie? Miejmy nadzieję, że to nie była dla nas “podróż sentymentalna”. Wiele wskazuje na to, że nie tylko. Wypada więc ufać i wierzyć, że przemiana w Kościele i społeczeństwie  będzie powoli zachodzić, jeśli się do tego wszyscy solidnie przyłożymy. 

Rozmowa o pielgrzymce na forum. Dodaj swój komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code