Jan Paweł II

W rocznicę Jego odejścia

Spread the love

W rocznicę Jego odejścia

Andrzej Miszk

Odszedł Ojciec.
Łzy. Smutek. Pustka. Niema modlitwa. Ból opuszczenia. Brak łatwych pocieszeń. Śmierć zawsze zostawia nas samych. Śmierć czyni samotnym odchodzącego. Nie trzeba zagłuszać bólu pobożną paplaniną. Trzeba pozwolić, by ból we mnie zamieszkał, by tej pustki Odejścia nic nie przesłoniło za wcześnie. Świat opustoszał. Wszystkie słońca na niebie zgasły. Omdlały dłonie rozmodlonego ludu. Z trudem oddychamy, brakuje powietrza, którym dla nas byłeś. Schrypiała nasza mowa, bo zabrakło Twoich słów, którymi nas karmiłeś. Bóg nawet się oddalił, bo zabrakło tego, który z taką mocą powtarzał Jego imię. Nie wiedziałem Ojcze, że byłeś tak blisko, nie wiedziałem, że byłeś tlenem mego duchowego życia, nie wiedziałem, że nieporadnie próbowałem powtarzać Twoje gesty, Twoje słowa, Twoją nadzieję. Nie wiedziałem, że cały Twój lud czynił podobnie. Nie wiedziałem, że tak wiele w nas dźwigałeś. Nie wiedziałem, że nawet poniewierka na obczyźnie była mniejsza, bo z miłości dla Ciebie inni wybaczali nam wiele.

Nie wiedziałem kim jesteś, dopóki nie odszedłeś, choć myślałem, że tak wiele o Tobie wiem. Twoja pokorna, czuła miłość z jaką ogarniałeś każdego człowieka, zwłaszcza skrzywdzonego, słabego, cierpiącego. Każdy człowiek był dla Ciebie zupełnie jedyny i wyjątkowy. Byłeś zakochany w nas, rozpromieniony tą miłością, czułością, troską. Cieszyłeś się z nami, cierpiałeś z nami, smuciłeś się z nami. Przy Tobie każdy czuł się jakoś ocalony, większy. Dla Ciebie właśnie człowiek był drogą Kościoła. Kościół, któremu przewodziłeś budowałeś wpierw swą miłością do konkretnych ludzi.

Cały tekst: Świadek Bożego Miłosierdzia

***

Powyższe słowa pisałem zapłakany nazajutrz po śmierci Papieża. Dziś, w rocznicę Jego odejścia do Pana zastanawiam się, jak Jan Paweł II jest obecny wśród nas i co się zmieniło. Na pewno pustka pozostała, i nie zastąpili jej w pełni wybitny następca zmarłego, Bendykt XVI, oryginalny kontynuator pontyfikatu Karola Wojtyły, ani nowy biskup Krakowa, kardynał Dziwisz, wieloletni sekretarz Papieża. Myślę, że ta pustka i pewne osierocenie, zwłaszcza Kościoła w Polsce, ma swoje wielkie pozytywne znaczenie: musimy bardziej samodzielnie wypracowywać swoją tożsamość bycia katolikami i ludźmi we współczesnym świecie. Większa samodzielność wiernych oznacza więcej pytań, wątpliwości, większą niepewność, trudność w utrzymaniu konsensusu i jedności w Kościele i społeczeństwie. Tę samodzielność możemy różnie wykorzystać: albo tak jak były jezuita, ojciec Obirek, dla którego śmierć Papieża była niejako momentem wyzwolenia z okowów nadmiernie autorytarnego Kościoła, albo jak o. Rydzyk zaostrzając polityzację katolicyzmu, albo jak polski episkopat odważając się wreszcie na solidarne i stanowcze działania przeciw tej polityzyacji w imię integralnej prawdy Ewangelii.

Nieobecność dominującego autorytetu w sferze duchowej i religijnej umożliwia większą polaryzację postaw i działań wśród polskich katolików. Jednocześnie nasz Wielki Nieobecny, jest też Wielkim Obecnym. Inaczej, w sposób bardziej duchowy. Jego inspiracja stała się bardziej zapośredniczona, mniej nachalna, zarówno poprzez pamięć o osobie, czynach i dziełach, jak i duchowy kontakt poprzez modlitwę za wstawiennictwem Sługi Bożego Jana Pawła II. Myślę, że dla Kościoła w Polsce ten rodzaj nieobecnej obecności Jana Pawła II może być niezwykle cenny, bo naszą wielką bolączką jest chyba brak większej twórczości i powierzchowność w przeżywaniu i rozumieniu wiary, stąd nadmierna skłonność do prostego naśladownictwa. Lękamy się ryzyka wiary i pójścia własnymi drogami, lękamy się przemodlić i przemyśleć katolicyzm na własną rękę. Siła fenomenu Radia Maryja oferującego w istocie przedsoborowy i silnie spolityzowany katolicyzm, pokazuje jednocześnie ubóstwo Kościoła w Polsce, niezdolnego do tworzenia szerszych ruchów kościelnych, czy ich federacji w oparciu o posoborową odnowę teologiczno-pastoralną.

Naszą bolączką jest z jednej strony oportunizm wielu duchownych i wiernych, z drugiej strony maskowana antykościelność części katolików oraz słabo ugruntowana i selektywna wiara. Katolicy polscy, zarówno duchowni jak i świeccy potrzebują większej odwagi i pasji w głoszeniu i życiu Ewangelią, przekraczania rutyny, barier wewnątrzkościelnych i zwykłej inercji życia. Ujawniany przez tak wielu z nas lęk przed szerszym światem, globalizacją i pluralizmem, choć psychologicznie zrozumiały, osłabia uniwersalizm ewangelicznego przekazu. Z lęku przed światem i osłabionej wiary rodzą się tak pozornie tylko różne zjawiska jak kultura quasi plemiennego katolicyzmu, reprezentowana przez Radio Maryja, jak i prywatyzacja wiary znaczącej części polskich inteligentów, zamkniętych w enklawach tzw. kościółów przyjaciół, pozbawionych zupełnie misyjnego i społecznego oddechu. A właśnie bogate osobiste życie Ewangelią połączone ze znajomością kultury są najlepszym sposobem katolickiej misyjności otwartej na globalizujący się pluralistyczny świat.

Stąd tak ważne jest dla nas centralne przesłanie Jana Pawła II: „Nie lękajcie się! Otwórzcie cały świat Chrystusowi!”, rozpisane w setkach Jego tekstów i czynów. Jedynie Kościół natchniony misyjnym dynamizmem, płynącym z osobistego i wspólnotowego przeżycia wiary w Chrystusa, głębokiej modlitwy, umocniony solidną formacją kulturalną i duchową, wierny Tradycji i otwarty na „znaki czasu”, będzie miejscem bliskiej i komplementarnej współpracej duchownych i świeckich, otwarty na dialog ekumeniczny i międzyreligijny. Taki Kościoł  będzie charyzmatycznie otwarty na twórcze powiewy Ducha, wrażliwy na niesprawiedliwość i piękno, głęboko rozumiejący współczesny dramat człowieka, który jest jego drogą. Jedynie taki Kościół może stać się współczesną Arką Noego z odwagą i otwartością przemierzającą świat, by głosić Ewangelię, która ocala człowieka. Taką właśnie wizję Kościoła zostawił nam nasz Ojciec.

Myślę też, że jednocześnie potrzebujemy pewnego epoche, czyli wzięcia w nawias dorobku Jana Pawła II i pewnej jego relatywizacji. Jak to rozumiem? Przestańmy deklamować, nie powtarzajmy jedynie Jego słów i gestów, nie żywmy się głównie historią wielkich spotkań z Ojcem Świętym. Odejście Ojca oznacza ryzyko samodzielności, a może i błędu, odwagi pójścia w nieznane, dokonania własnego twórczego przekładu czyjegoś dorobku, zakwestionowania niektórych rozstrzygnięć. Zapomnijmy czasami o Ojcu Świętym jako wielkiej historycznej postaci, a już nigdy nie czyńmy z niego idola. Postawmy pytania ryzykowne: co mi w Papieżu i Jego dorobku pomaga, a co mi może nie pomaga być w pełni człowiekiem i wierzącym? Dlaczego? O czym chciałbym dziś z nim porozmawiać? O co zapytać? Co zakwestionować? Może coś widzę zupełnie inaczej, ale nigdy, ze wzlędu na presję kościelną czy społeczną, nie potrafiłem tego ujawnić? Wziąć Papieża w twórczy nawias, oznacza więc pewne zapomnienie o Jego ciężąrze historycznym, by wejść z nim w przyjazną relację dialogu i możliwej niezgody. Możemy być pewni, że z niczego nasz zmarły Ojciec nie ucieszyłby się bardziej.

Nie lękajmy się Jego odejścia. Zaufajmy Bogu i pójdźmy swoją drogą.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code