Rekolekcje Wielkopostne 2006

5 kwietnia, środa

Spread the love

5 kwietnia 2006

środa

V tygodnia Wielkiego Postu

Dzisiejsze czytania

Wyzwolenie przez słowo

Elżbieta Krzewińska

Odpowiedział im Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Każdy, kto popełnia grzech, jest niewolnikiem grzechu.

Te słowa są o mnie: to ja jestem niewolnikiem grzechu. To ja upadam na twarz i oddaję cześć posągom różnych bożków w strachu, że w przeciwnym razie zostanę wrzucona do „rozpalonego pieca” kpin, złośliwości, obelg, oplucia, nienawiści, niechęci, oszczerstw. Nie potrafię tak, jak trzej młodzieńcy, spokojnie powiedzieć: „Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś.” Nie ma we mnie wiary Abrahama i dlatego kłaniam się grzechom: nieczystości, chciwości, zazdrości, łakomstwu, gniewu, pychy, lenistwa…

Jezus nazywa to po imieniu – nie przyjęcie Jego nauki o miłości do Boga i drugiego człowieka jest niczym innym jak zabijaniem Go w sobie i w innych.

Na szczęście jest dla mnie ratunek – stanięcie w prawdzie przed Bogiem, spojrzenie na siebie w przez pryzmat Pisma świętego. Tylko nazwanie grzechu po imieniu, zobaczenie go w świetle może mnie wyzwolić. Paradoksalnie tym światłem czasem jest cierpienie. Ono potrafi zedrzeć człowieka  wszelkie maski, jakie na siebie nałożył, postawić przed nim pytanie o sens życia, o to, co jest najważniejsze. W cierpieniu widać jasno, czy człowiek pokłada ufność w sobie, czy w Bogu, czy zależy mu na doczesności [by przeżyć ją łatwo i przyjemnie], czy zależy mu na życiu wiecznym, do którego prowadzi wąska i wyboista ścieżka. Czy swoje życie składa w ręce Boga, czy jest w nim dość ufności, by to życie Bogu oddać. Może jednak nosi w sobie taki obraz Boga, że strach pęta jego serce i umysł i nie pozwala zaufać odwiecznej Miłości, pozwolić, by to Ona kierowała jego życiem i czyniła, co chce…

Gdy człowiek świadomie mówi Bogu „tak” nawet wtedy, gdy grozi mu „rozpalony piec” zła i cierpienia, gdy będąc w jego środku śpiewa hymn uwielbienia Boga i Jego dzieł, tylko wówczas ma szansę na to, że stanie przy nim anioł. Że ten, kto go w „rozpalony piec” wrzucił, zobaczywszy anioła uwierzy w Boga, który JEST zawsze obok każdego człowieka.

Świadome mówienie Bogu „tak” nawraca innych, nawraca mnie samą w każdym momencie, gdy to słowo wypowiadam szczerze i z wiarą, pokonując swoją słabość Jego mocą.

Ale jakże często mówię Bogu, że nie jestem „niewolnikiem grzechu”, pytam, z czego On chce mnie uwalniać? Trwam w ciemności, bo przecież „jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy.” [1 J 1,8]. Boję się stanąć w prawdzie, chowam się przed Bogiem jak Adam w raju i zwalam na drugiego człowieka winę za swój grzech… Jakże wtedy mam być wolna? Żyję spętana lękiem, nie-wolna. Niosę swój strach, wstyd i nie potrafię jak Piotr – rzucić się na ziemię i zapłakać nad swoją winą. Przyjść i powiedzieć Ojcu, że zgrzeszyłam – powiedzieć Mu prawdę o sobie, poznać tę prawdę, by mieć w sobie życie, mieć je w obfitości.

„Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli”…

To jest przecież takie proste: Gdybyście byli dziećmi Abrahama, to byście pełnili czyny Abrahama – jakie są moje czyny, czyim dzieckiem ja jestem? Czy tak jak Jezus mogę powiedzieć, że w moich czynach, działaniach jest Bóg, że to On mnie posłał?

Jeśli pragniesz poświęcić chwilę czasu na modlitwę nad Słowem Bożym i proponowaną refleksją

Kliknij tutaj

Chcesz dowiedzieć się czegoś o autorce powyższego tekstu

Kliknij tutaj

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code