27 marca 2006
poniedziałek
IV tygodnia Wielkiego Postu
Dzisiejsze czytania
Wiara, bo Bóg traktuje nas poważnie
Elżbieta Krzewińska
Jezus rzekł do niego: Jeżeli znaków i cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie. Powiedział do Niego urzędnik królewski: Panie, przyjdź, zanim umrze moje dziecko. Rzekł do niego Jezus: Idź, syn twój żyje. Uwierzył człowiek słowu, które Jezus powiedział do niego, i szedł z powrotem.
Jezus mówi dziś do mnie, że dopóki znaków i cudów nie zobaczę, nie uwierzę. Problem w tym, że ja te znaki widzę, a i tak pełno we mnie niedowiarstwa. Czy mogę rozgrzeszać się tym, że Apostołowie przez kilka lat co dzień widzieli cuda, przewyższające te, które mnie są dane: wskrzeszenia, uzdrowienia ze ślepoty, głuchoty, wyrzucanie złych duchów, a jednak nie uwierzyli i podczas aresztowania Jezusa uciekli?
Dlaczego tyle w człowieku niewiary? Dlaczego Jezus z jednej strony doskonale wie, że bez tych znaków i cudów ludzie nie uwierzą, a jednak, np. nie zszedł z krzyża, nie dokonał tego wielkiego spektakularnego cudu? Może wiedział, że i tak ludzie by nie uwierzyli? Że wiara to akt woli człowieka – to ludzkie „tak” w odpowiedzi na Boże zaproszenie.
Wiara jest łaską i wielokrotnie spotkałam się z takim twierdzeniem osoby niewierzącej, że ta łaska nie została mu dana. W ten sposób tłumaczy siebie, tłumaczy swoją „niechęć” do zawierzenia, do uznania siebie za stworzenie, które nie jest panem. Bo wiara z tym nieodłącznie jest związana – z uporczywym, wbrew podszeptom złego i wbrew własnemu egoizmowi, stawianiem Boga na pierwszym miejscu w swoim życiu. Na „traceniu” siebie, swoich zachcianek, swojej woli, a poszukiwaniu woli Tego, który Jest i wypełnianiu jej.
Dlatego tak ważne jest tu słuchanie. Wiara rodzi się ze słuchania. Jednak żeby usłyszeć, trzeba zamilknąć, zamknąć się w „izdebce”, wyjść na „pustynię” – zostawić cały zgiełk tego świata, stracić z oczu swoje pragnienia.
Zastanawiam się nad swoim słuchaniem drugiego człowieka – jak szybko tracę zainteresowanie jego sprawami, jak szybko, prawie natychmiast spieszę z „dobrymi radami”, jak bardzo jestem zdziwiona, że ktoś nie chce słuchać moich rozwiązań, nie jest skupiony na mojej osobie i na tym, co ja myślę i co ja uważam w danej sprawie za ważne. I myślę, że patrząc na relacje z bliźnim mogę dostrzec jak w zwierciadle, czemu nie słucham Boga. Bo po prostu ciągle On mało mnie interesuje. Ciągle ważniejsza jestem ja.
A potem dziwię się, że moje modlitwy są nie wysłuchane, że w chwilach prób ogarnia mnie szybko zwątpienie w Bożą Opatrzność, że nie potrafię dostrzec dobra, nie potrafię uznać wartości człowieka, który myśli inaczej niż ja, że to chrześcijaństwo jest takie trudne.
Gdybym miała wiarę jak ziarnko gorczycy…
Myślę, że bez wiary ojca z dzisiejszej Ewangelii Jezus nie wskrzesiłby tego dziecka… Wprawdzie wiara człowieka nie jest warunkiem koniecznym dla działania Boga i Jego mocy, ale Jezus nie jest czarodziejem. Jemu zawsze chodzi o człowieka, który o cud prosi.
A ja boję się, że moja niewiara wielokrotnie stanęła Bożym planom na przekór, przez nią nie dokonało się wiele cudów w moim życiu i życiu moich najbliższych – bo nie prosiłam…
Jeśli pragniesz poświęcić chwilę czasu na modlitwę nad Słowem Bożym i proponowaną refleksją
Kliknij tutaj
Chcesz dowiedzieć się czegoś o autorce powyższego tekstu
Kliknij tutaj