Rekolekcje Adwentowe 2005

Wigilia

Spread the love

Jak to jest z tym miejscem dla Jezusa?

Dariusz Piórkowski SJ

„Kiedy tam przebywali nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).

I tak z wolna docieramy do mety naszej adwentowej wędrówki. Mety? Daj Boże, żebyśmy kiedyś do niej dobrnęli. Być może część z nas pójdzie w Wigilię z dziećmi na jasełka. Reszta przypomina sobie pewnie to barwne i poruszające przedstawienie z własnego dzieciństwa: Maryję z niemowlęciem – płaczącą lalką, uskrzydlonych aniołków w bieli, umalowanych trzech króli, grubych gospodarzy betlejemskich, obdartych i wymarzniętych pasterzy, tudzież delegacje najróżniejszych stanów oddających pokłon małemu Jezusowi. Tak się jakoś utarło, że na samym początku widowiska Józef z Maryją idzie od domu do domu, puka do drzwi, po czym wychodzi do nich jakiś obleśny i nieczuły typ, który bez litości odsyła ciężarną kobietę z kwitkiem mówiąc: „Nie ma miejsca”! Chociaż Pismo Święte nie wspomina nic na temat przyczyny jego zachowania, reakcję gospodarza zwykliśmy utożsamiać z jego złośliwością. (Jakby doskonale wiedział, z kim ma do czynienia). A może rzeczywiście tego dnia wszystkie gospody pękały w szwach od nadmiaru gości?

Jakkolwiek by nie było, wiemy jedno: żaden ciepły kąt w ludzkim domu się nie znalazł. Więcej, to wcale nie było jakieś przypadkowe zrządzenie losu – to typowa postawa naszego świata. Być może wnętrzności się w nas przewracają na widok obojętności mieszkańców Betlejem, bo jak można być tak krótkowzrocznym i niewrażliwym na ludzką biedę? Ale czy myślimy, że betlejemscy gospodarze byli gorsi od nas? Czy dzisiaj Bóg znajduje tak łatwo miejsce w ludzkim życiu i w społeczeństwie? Czy całe nasza przedświąteczna bieganina nie służy jedynie temu, aby nie natknąć się w święta na Boga, na którego czekamy z upragnieniem? Czy przyjmujemy go ochoczo z drzwiami serca otwartymi na oścież? Czy w chwilach najrozmaitszych wyborów bierzemy pod uwagę, co Bóg ma nam do powiedzenia i po której stronie opowiedziałby się w poszczególnych rozstrzygnięciach? Czy Bóg obecny jest w naszej codziennej świadomości, myśleniu, rozmowach, rozrywce? Czy nie staramy się obejść bez Niego i odsyłamy go gdzieś na obrzeża miast i wsi do dzisiejszych stajni? Tam przynajmniej nam nie wadzi i nie przeszkadza.

A co myśli o Bogu współczesny świat? Oto głosy niektórych jego przedstawicieli:

Witold Gombrowicz: „Mnie Bóg, w życiu moim, nigdy nie był potrzebny – od najwcześniejszego dzieciństwa, ani przez pięć minut – byłem zawsze samowystarczalny. Więc gdybym teraz „zakochał się” (pomijając, że ja w ogóle nie mogę kochać)… („Dziennik”)

Zbigniew Herbert: „Proszę księdza – ja naprawdę Go szukałem i błądziłem w noc burzliwą pośród skał piłem piasek jadłem kamień i samotność tylko Krzyż płonący w górze trwał („Homilia”)

Hans Jonas: „Przez lata oświęcimskiego szału Bóg milczał. Cuda, które się wydarzały pochodziły tylko od ludzi. Natomiast Bóg milczał. Teraz powiem: Nie ingerował nie dlatego, że nie chciał, lecz dlatego, że nie mógł” („Idea Boga po Auschwitz”)

John Hick: „Pewien Amerykanin, który ostatnio wygrał 5 mln dolarów powiedział: „Chwała Bogu i Jezusowi”. Oczywiście większość z tych, którzy mówią dzisiaj w podobny sposób, w naszym przeszytym sekularyzmem wieku, nie używa słowa „cud” w religijnym sensie, lecz po prostu w znaczeniu zdziwienia i ulgi. Podobnie wyrażenie „Dzięki Bogu za to” jest niczym innym jak wyrazem serdecznej ulgi”.

Warto dodać jeszcze inne spostrzeżenie, które rzuca dodatkowy snop światła na dzisiejsze przeżywanie świąt Narodzenia Pańskiego.

Ciekawe, że w czasie ziemskiego życia Jezusa i także po Zmartwychstaniu nikt nie wątpił w realność człowieczeństwa Chrystusa. Żydzi zarzucali Mu raczej co innego: “Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga” (J 10,33).

Sytuacja zmieniła się diametralnie już po około 100 latach. Pierwsi Ojcowie Apostolscy, jak Ignacy Antiocheński, weszli w spór z tymi, którzy negowali fakt, że Jezus “przyszedł w ciele”. Jego cielesność miała być tylko przebraniem i ułudą, dla Jego bóstwa. Dlaczego tak trudno było uznać człowieczeństwo Jezusa? Głównie dlatego, że nie pasowało to do ówczesnych wyobrażeń Boga: niezmienny, nieprzemijalny, miał się poddać narodzinom, wzrostowi, cierpieniu? Z punktu widzenia greckiej filozofii to był absurd. Co więcej, sama materia i cielesność była postrzegana bardzo negatywnie, jako siedlisko zła, jako więzienie tego, co duchowe. Tym, co tak naprawdę tworzy człowieka jest dusza, która jest niebieska i boska. Jak to więc możliwe, aby Jezus Chrystus mógł być bez grzechu, skoro “bratał się” z materią?

Z kolei dzisiaj szala przechyliła się na przeciwną stronę. Jezus jest tylko prawdziwym człowiekiem, i to takim aż do bólu. Natomiast kłopot pojawia się z uznaniem Jego bóstwa. Dlaczego? Powodów jest wiele. R. Cantalamessa pisze, że “Ojcowie Kościoła żyli w kulturze naznaczonej spirytualizmem i pogardą (przynajmniej na poziomie teoretycznym) dla materii, my natomiast żyjemy w kulturze przesiąkniętej materializmem i egzaltacją materii i ciała”. Dawniej materia była odsądzana od czci, a w naszych czasach jest niemal ubóstwiana. Jakby w niej wszystko już się zawierało i wyczerpywało. Nacisk położony na to, co materialne, także w przygotowaniu do świąt, w szukaniu wrażeń, odsłania się w tym kontekście w zupełnie innym świetle. Zbytnie przylgnięcie do posiadania może przesłonić Boga w taki sposób, że chociaż w słowach odwołujemy się do Niego, to jednak de facto jest On dla nas kimś zupełnie odległym i niedostępnym. Dzieje się tak często na nasze własne życzenie.

Gdy nadto weźmiemy jeszcze pod uwagę stałe oddziaływanie mediów, które poprzez wybiórczość informacji i obrazu próbują zrodzić w nas mylne wrażenie, jakby z mitologicznej puszki Pandory wysypało się na ten świat wszelkie możliwe zło, to czy można pośrodku tego w ogóle pytać się o Boga? Kiedy poważnie zastanowimy się nad ukazywanym ogromem okrucieństwa i zła w świecie, to od razu narzuca się myśl: Boga w nim nie ma.

Nie. Żłob w Betlejem nieustannie woła do nas, że Bóg nie wziął rozwodu z tym światem, ani się nań nie obraził, za to, że ludzie nadepnęli Mu na odcisk. Leży na sianie pośród zwierząt jako bezbronne dziecko i myśli sobie: A nuż człowiek zboczy któregoś dnia ze swoich krętych ścieżek, może przypadkiem zabłądzi i natknie się na stajnię? A nuż zatrzyma się i wstąpi tutaj na chwilę, i popatrzy na Mnie, i pomyśli, i rozważy, i rozraduje się i powie sobie: „Teraz to dopiero zaczęła się dla mnie droga. Czas stanąć na starcie”!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code