Rekolekcje Adwentowe 2005

Poniedziałek – 12 grudnia

Spread the love

12 grudnia 2005

poniedziałek III tygodnia Adwentu

Czym jest Adwent?

Dzisiejsze czytania

Kamień, o który się potykamy

Dariusz Piórkowski SJ

„Gdy Jezus przyszedł do świątyni i nauczał, przystąpili do Niego arcykapłani i starsi ludu z pytaniem: ‘Jakim prawem to czynisz? I kto Ci dał tę władzę’ (Mt 21, 23)?

To już kolejna Ewangelia w ostatnim tygodniu, która zwraca uwagę, że Bóg objawia się w konkretnej rzeczywistości, a człowiek ma ciągle poważne problemy z Jego rozpoznaniem. Człowiek sądzi bowiem, że wszystko powinno wyglądać nieco inaczej, przynajmniej odrobinę inaczej. Szkopuł w tym, że problemy tkwią w samym człowieku, a nie w Bogu, który raczej dostosowuje się do ludzkiego sposobu patrzenia, słuchania, czucia, rozumienia. Staje się człowiekiem, wchodzi w dialog poprzez słowo i czasami potwierdza jego skuteczność znakami.

Tym razem przeciwnicy Jezusa pytają o źródło Jego autorytetu i władzy. Dochodzi do bezpośredniego sporu. W tej konfrontacji, która później przybierze różne oblicza, ciekawe jest zwłaszcza to, że pomimo nieszczerych czy wręcz złowrogich intencji rozmówców, Chrystus wchodzi z nimi w dialog. Jakby chciał pokazać, że nigdy nie przekreśla człowieka, zmaga się o niego na różne sposoby do granic możliwości, nawet jeśli ten trwa w ciemnościach i jawnie walczy z Bogiem. Dopiero po pojmaniu Jego usta się zamykają. Ostatnią oznaką miłosierdzia dla zagubionego człowieka będzie Jezusowe milczenie.

Aby zrozumieć sens tej sceny, zapytajmy, co jest owym „to” w pytaniu adwersarzy Jezusa? W pierwszym rzędzie chodzi o Jego nauczanie. Można by więc sparafrazować ich pytanie w następujący sposób: „Kto uprawnił Cię do nauczania w świątyni”? Ale czy to już wszystko? Spójrzmy na szerszy kontekst tego zajścia.

Według św. Mateusza Jezus przed dwoma dniami wjechał triumfalnie do Jerozolimy, po czym pierwsze swe kroki skierował na dziedziniec świątynny. Powywracał stoły. Powypędzał przekupniów. W tym samej chwili zbliżyli się do Niego chorzy, których uzdrowił. Na dodatek dzieci zaczęły wołać: „Hosanna, Synowi Dawida” (Mt, 21, 16), czyli Mesjaszowi. Na widok postępku Jezusa arcykapłani bardzo się oburzyli. Ale Mateusz pisze, że Jezus „zostawił ich z tym i wyszedł poza miasto do Betanii i tam zanocował” (Mt 21, 17). Nie wszedł od razu w polemikę z przywódcami religijnymi.

Wygląda na to, jakby celowo chciał wzbudzić w nich taką reakcję. „Zostawił ich z tym” brzmi tak jak: „Niech się z tym prześpią, niech pomyślą, może coś w nich pęknie”. Na drugi dzień, kiedy Jezus znowu pojawia się przed świątynią, przeciwnicy od razu żądają od Niego uzasadnienia czy legitymizacji takiego a nie innego postępowania.

Ale Jezus na ich pytanie sprytnie odpowiada pytaniem, i to genialnym. Jeśli się dobrze wczytamy w deliberacje arcykapłanów, dojdziemy do wniosku, że pytanie postawione przez Jezusa miało ujawnić w nich sprzeczność, w jaką sami się uwikłali.. Jeśli bowiem odpowiedzieliby Jezusowi, że chrzest Jana pochodzi z nieba, skłamaliby. Na kolejne prawdopodobne pytanie Jezusa („Dlaczego mu nie uwierzyliście”?) , które perfidnie przewidzieli, musieliby odpowiedzieć: „Nie wiemy” albo „ Nie uwierzyliśmy, bo jego chrzest wcale nie pochodził z nieba”. I wówczas wpadliby w mechanizm błędnego koła.

A w drugim przypadku, gdyby odrzekli, że chrzest Jana był czysto ludzkim wydarzeniem, musieliby zanegować wiarę „motłochu”, który jednak wedle późniejszych słów Jezusa uwierzył Janowi Chrzcicielowi. W ten sposób również wykazaliby własną niewiarę, chociaż uważali się za wiernych Bogu.

Pytanie Jezusa miało więc wydobyć na jaw ich niewiarę, skrywaną za maską teologicznej wiedzy i rzekomej znajomości Boga. „Nie wiem” oznacza więc unik i ucieczkę przed prawdą w tzw. nieokreśloność. Ta ucieczka zablokowuje na przyjęcie orędzia o prawdziwym pochodzeniu władzy Jezusa. To by tłumaczyło dlaczego Jezus nie udziela im bezpośredniej odpowiedzi. A mógłby, na przykład, powiedzieć: „Tę władzę daje mi Ojciec”. Ale tego nie robi, gdyż to arcykapłani nie byli gotowi na jej przyjęcie. Jeśli nie dostrzegali boskiej władzy Jezusa w Jego wcześniejszych słowach, znakach, uzdrowieniach, wskrzeszeniach, to na nic zda się ich dalsze przekonywanie. I tak prawda nie przedrze się przez ich niewiarę. Poza tym, Jezus powiedział już tak wiele, że ileż razy można to powtarzać? Zaskakujące jest jednak to, że ta niewiara kryje się w ludziach, którzy uznają się za wierzących, są gorliwi, modlą się, poszczą, przestrzegają różnych przepisów itd.

Jakie wnioski można wysnuć z tej Ewangelii?

Po pierwsze, niewiara może się ukrywać za pobożnymi maskami czy frazesami, za powoływaniem się nawet na samego Boga, za znajomością Jego Słowa po to, by nim manipulować i traktować je tak, jak nam się podoba. Można odprawiać wiele modlitw, jeździć od jednych rekolekcji do drugich, być członkiem różnych ruchów i wspólnot, a jednak w istocie rozmijać się z rzeczywistym Bogiem, który do nas przemawia. Bo niewiara nie polega wyłącznie na tym, że nie uznajemy istnienia Boga, ale też na tym, że wierzymy w boga fałszywego, skrojonego na naszą modłę.

Po drugie, działanie Boga może nas szokować, a nawet bulwersować, bo zwykle nie jest po naszej myśli. Często dzieje się tak w tym celu, aby coś w nas w końcu drgnęło, zawrzało, abyśmy weszli w spór z Bogiem. I tak bywa. Nierzadko o Bogu nie myśli się dopóty, dopóki nie spadnie na nas jakieś bolesne czy zaskakujące doświadczenie. Wtedy nagle Bóg pojawia się na horyzoncie, ale głównie jako przeciwnik i winowajca całego naszego stanu. Dlatego nieraz musi zostać zburzony porządek naszej „wewnętrznej świątyni”. Nasz świat musi się zawalić. Inaczej trwalibyśmy nadal w pewnym odrętwieniu i obywalibyśmy się bez Boga.

Po trzecie, aby rozpoznać Boga i Jego działanie w świecie i swoim życiu trzeba się upodobnić do Jego sposobu objawiania się. Któryś ze świętych ujął to obrazowo mówiąc, że „Boga wlewamy do serca naczyniem pokory”. By lepiej wyjaśnić, o co mi chodzi, zwróćmy uwagę na pointę Łukaszowej przypowieści o bogaczu i ubogim Łazarzu. Kiedy bogacz zorientował się, że cierpienie, które go dotknęło po śmierci, nie ominie także jego braci, prosi Abrahama, aby posłał Łazarza z przestrogą do jego domu. Abraham odpowiada jednak, że wystarczy im słowo, które wypowiedzieli do nich Mojżesz i Prorocy. Ale nieszczęśnik jest przekonany, że dopiero jakieś nadzwyczajne zjawienie kogoś zmarłego, otrząśnie ich i się zmienią. W końcu Abraham podsumowuje całą rozmowę: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby kto z umarłych powstał, nie uwierzą” (Łk 16, 31).

Parę rozdziałów wcześniej mamy z kolei inną scenę, w której Jezus uzdrawia w szabat pochyloną kobietę. Po dokonanym cudzie przełożony synagogi z właściwym sobie poczuciem oczywistości skwitował go tak: „Jest sześć dni, w których należy pracować. W te więc przychodźcie i leczcie się, a nie w dzień szabatu” (Łk 13, 14). Mówi on tak, jakby uzdrowienia zdarzały się w tym miejscu na porządku dziennym i zupełnie nie dociera do niego przesłanie, które Jezus ukazał w tym znaku. Rachuba była stosunkowo prosta: Bóg w szabat „nie pracuje”, lecz „odpoczywa”. Jeśli więc ktoś uzdrawia w szabat, to jego działanie na pewno nie pochodzi od Boga. I po sprawie. Nawet cud nie mógł przełamać tak silnie zakodowanego w sercu wyobrażenia o sposobie działania Boga.

Zdumiewające są te przykłady, gdyż wynika z nich, że jeśli słowo nie jest w stanie przekonać człowieka to żadna nadzwyczajność również do niego nie dotrze. Żadne cuda nic tutaj nie wskórają. Ponieważ usłyszane i przyjęte słowo może głębiej zapaść w serce człowieka niż jakiekolwiek niesłychane i nadprzyrodzone zjawisko. Jezus wprawdzie czyni znaki, ale w „zewnętrznym przejawie uznany jest za człowieka” (Por. Flp 2, 7). Nie afiszuje się zanadto ze swoją boską mocą. Mówi do nas zwykłymi słowami i używa obrazów z życia codziennego. Naczynie pokory to uznanie majestatu Boga w małości i kruchości słowa, z którym zwraca się do nas. Arcykapłani nie mogli pojąć, jak jakiś zwykły cieśla z zapadłej mieściny, miał czelność powoływać się na autorytet Boga i działać Jego mocą. Bóg bowiem najbardziej wstrząsa nami swoją prostotą i pokorą, a nie wszechmocą. I to jest kamień, o który najczęściej się potykamy.

Jeśli pragniesz poświęcić chwilę czasu na modlitwę nad Słowem Bożym i proponowaną refleksją

Kliknij tutaj

Chcesz dowiedzieć się czegoś o autorze powyższego tekstu

Kliknij tutaj

Poprzednie rozważanie

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code