Publicystyka

Szacunek nie oznacza równouprawnienia

Spread the love

Szacunek nie oznacza równouprawnienia

Szymon Gurbin

Kiedy widzę jak przedstawiciele tego czegoś, co się nazywa Młodzież Wszechpolska rzucają stekiem wyzwisk w to coś, co się nazywa protestem przeciw dyskryminacji, krew zalewa mnie w dwójnasób, a moje niepokoje przybierają powoli rozmiar frustracji.

Polityka nie musi taka być, ale jednak jest, a przynajmniej z reguły bywa – wulgarna, wredna, cyniczna i głupia. Z jakiś dziwnych powodów politycy starają się zbijać swoje wyborcze punkty nie na tym, co właśnie dla państwa jest najbardziej istotne, lecz wynajdują zamiast tego problemy, którymi w sposób niezwykle łatwy, grając na strunach emocji, rozpalają elektorat do białości i wywołują ogólnonarodową burzę.
Przy okazji chyba każdego z tzw. marszów równości, zarówno prawica, jak i lewica, starają się nie tyle wgryźć w problem, co raczej wykorzystać go dla partykularnych celów.

Zapomnijmy zatem na chwilę o tym, co doskonale znamy z telewizyjnych migawek, albo z ulic swoich miast. Niech znikną twarze wykrzykujące swoje jedynie słuszne racje przynależne a to do obrońców moralności tak zagorzałych, że gotowych palić nowe stosy; a to do piewców wolności polegającej na uczynieniu normą braku wszelkich norm… Popatrzmy tylko na problem, bez jego politycznego tła: Czy w demokratycznym państwie wolno manifestować?
Otóż tak i z reguły znajdzie się ktoś, kto z celem tego manifestowania się nie zgadza. Na tym właśnie polega demokracja, że jedni mogą krzyczeć „tak”, a inni będą wykrzykiwać swoje „nie”. Zatem czy osoby domagające się „zaprzestania dyskryminowania mniejszości seksualnych w Polsce” powinny móc wyjść na ulice? Tak, powinny móc wyjść. Przecież w katolickiej Polsce, nota bene tak ochoczo przez całe lata popierającej zdecydowanie mało katolicki Sojusz Lewicy Demokratycznej, muszą być ludzie, którym chrześcijańska wizja świata nie odpowiada i dla których wiele spraw dotyczących etyki i moralności nie pokrywa się z nauczaniem Kościoła. A że państwo jest od Kościoła, na całe szczęście, oddzielone, zatem wolni obywatele powinni mieć prawo wyrażania swoich poglądów i niepokojów.

Teraz jednak powstaje kolejne pytanie: czego domagają się organizatorzy i uczestnicy tzw. marszów równości? Przypominam, że odsuwamy na chwilę politykę i zakładamy, że marsze te są rzeczywiście przejawem niepokojów środowisk homoseksualnych, a nie aktywnością lewicy, zbijającej punkty na tym, że uda się jej sprowokować intelektualnie wątlutkich, choć fizycznie rosłych młodzieńców z drugiej strony barykady. Tych „prawdziwie polskich” aż do bólu.

Otóż dla środowisk homoseksualnych słowa – klucze w organizowanych marszach to: „równouprawnienie” i „dyskryminacja”. Krótko mówiąc chodzi o to, by zachowania homoseksualne traktować we wszelkich sferach życia, a więc w prawie i w szeroko rozumianej kulturze jako kwestie równe sobie. Tyle samo warte. Zgodnie z nauką Kościoła i autorytetem Pisma jest to nie do zaakceptowania dla katolików i wielu innych chrześcijan, choć nie wszystkich. Pamiętając jednak o przykazaniu miłości, żaden chrześcijanin nie może potępiać żadnego bliźniego. Może się nie zgadzać z jego postępowaniem, ale każdy człowiek, bez wyjątku, musi być szanowany w swojej osobie. A z barkiem elementarnego szacunku ludzi wobec siebie, w katolickiej przecież Polsce, bywa problem…

Tutaj właśnie, według mnie, chrześcijanina, dochodzimy do punktu, w którym uczestnicy i zwolennicy marszów równości popełniają zasadniczy błąd. Ci ludzie nie dopominają się szacunku, do którego mają święte prawo, ale żądają, by ich homoseksualizm traktować tak samo, jak heteroseksualizm. A szacunek niekoniecznie musi oznaczać równe traktowanie. I tutaj zupełnie się z uczestnikami marszów równości zgodzić nie mogę (jak myślę nie tylko na gruncie mojego chrześcijaństwa), bo zupełnie nie do zaakceptowania jest dla mnie np. kwestia zrównania w prawach do wychowywania dziecka związku kobiety i mężczyzny ze związkiem homoseksualnym.

Ale z tego tylko powodu, że się nie zgadzam na tego typu równouprawnienie, nie mam jeszcze prawa zakazywać manifestowania innych poglądów. Kiedy jednak jakaś manifestacja przeradza się w obsceniczne widowisko, wówczas widzę już tylko wyuzdane rozpasanie, do którego mam niechęć tej samej miary, co do bezmyślnych, zgiełkliwych i agresywnych bojówek na usługach radykalnych partyjek.

Dlatego właśnie na początku tego tekstu użyłem sformułowania „to coś, co się nazywa protestem przeciw dyskryminacji”. Bo często marsze te nie spełniają ani wymogów protestu, ani nie walczą z dyskryminacją, lecz są roszczeniem sobie prawa do swawoli, do negowania wszelkich norm. Choć nie zawsze! Czasem rzeczywiście ludzie inaczej ode mnie postrzegający świat, chcą zaznaczyć swoje istnienie, chcą nawet o swoją wizję świata walczyć. I do tego mają prawo.

Widzę w homoseksualizmie zakłócony obraz człowieka. Homoseksualizm, według mnie, nie pozwala człowiekowi rozwinąć się w pełni, co więcej, jest ułomnością. W niektórych europejskich krajach i w niektórych częściach USA za to ostatnie stwierdzenie mógłbym zostać ukarany, nawet więzieniem. Za „dyskryminację” właśnie… Niebezpieczeństwo skrajnego liberalizmu może zachwiać w posadach naszą cywilizacją. Moralność może zastać zastąpiona prawem regulującym nasze życie w coraz większej ilości szczegółów. Wreszcie prawnicy, w swojej sądowej grze, zastąpią miejsce autorytetów, które starały się dociec prawdy. Ale to już temat na zupełnie inny tekst.

W batalii o ludzką godność nie można innym ludziom odmawiać prawa do wolności wypowiedzi. Nie można też machać krucyfiksem, który jest znakiem Zmartwychwstałego, jak maczugą. Nasza wiara, jest wiarą ludzi prostych i dających świadectwo miłości. I chyba bardziej na tym świadectwie trzeba się skupić, niż na walce z cudzym grzechem. Kto wie, czy niebawem chrześcijaństwo nie będzie musiało przypomnieć sobie czasy początku swojej historii, czasy bycia na marginesie. Wtedy jedyną siłą będzie miłość braci, a nie nienawiść do tak czy inaczej urządzonego świata. Choć rzecz jasna w każdym przejawie swojej codziennej aktywności trzeba samemu również ten świat budować.

Dyskusja na Forum

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code