W cieniu Dobra i Zła

Moralność otwarta i zamknięta

Spread the love

Moralność otwarta i zamknięta

Rozmowa z dr Grzegorzem Mitrowskim, filozofem

Proszę powiedzieć, jaka jest pańska opinia na temat kryzysu wartości we współczesnym świecie? Czy sądzi pan, że można jakoś zapobiec ich dalszej degradacji?

Uważam za wielką bzdurę mówienie, iż w obecnych czasach mamy do czynienia z jakimś szczególnym upadkiem wartości moralnych. Ten upadek istniał bowiem zawsze, a należałoby raczej rzec, że nigdy wzniosła teorie dobra, sprawiedliwości albo uczciwości nie pokrywały się z ludzkim działaniem. Zresztą ten temat był już przez pana poruszany. Inna rzecz, że dawniej wiele występków można było ukryć, chociażby dlatego, że nie istnieli dziennikarze i nie było środków masowego przekazu. Kto wie, czy nie dlatego tak często ubarwiamy przeszłość i twierdzimy, iż była ona bardziej moralna. Dzisiaj tuszowanie amoralności polityków, księży czy innych „wielkich” głosicieli norm etycznych, nie jest już sprawą łatwą. Panuje przekonanie, że mass media to czwarta władza. Nieprawda – to władza pierwsza: ona kreuje polityków, wartości i modele całego życia społecznego. Ale złożoność tego zagadnienia polega również na tym, że większość z nas nie rozumie, iż etyka to jedno, a moralność – drugie. Moralność jest to bowiem praktyka, czyli realizowanie w życiu wartości. Mianem etyki określa się natomiast teorię dotycząca tychże wartości. Można więc być światowej klasy etykiem pozbawionym moralności, jak i prostaczkiem wysoce moralnym, nie posiadającym jednak „świadomości metodologicznej”. Pamiętajmy również, że wiedza etyczna może służyć do manipulowania ludźmi moralnymi.

Co pan przez to rozumie?

Świat pełen jest absurdów, proszę pana. Jeżeli podejdzie do pana żebrak i powie wprost: „Człowieku, nie bądź sknerą i daj mi trzydzieści złotych na papierosy i butelkę wódki”, to w jaki sposób pan zareaguje? Z pewnością obruszy się i odpowie żebrakowi z irytacją w głosie: „Co?! Na papierosy?! Ja muszę ciężko pracować! Jeśli chcesz palić i pić, to idź do pracy!”. I byłoby to całkowicie racjonalne zachowanie. Przecież już święty Paweł powiedział: „Kto nie pracuje, ten nie je”. Ale jeżeli ten sam żebrak podejdzie do pana i, ukrywając swoje prawdziwe zamiary, odezwie się: „Szanowny człowieku, w imię Jezusa Chrystusa miłościwego, racz dać ubogiemu kilka złotych na chleb”… Ha! W tym momencie stanie pan przed duchowym dylematem, czy ewentualnie dać się oszukać, czy też odtrącić wyciągniętą rękę potrzebującego i w ten sposób stać się istotą amoralną. Proszę zauważyć, ile żebraków stojących na ulicach trzyma w rękach święte obrazki albo różańce, „grając” w ten sposób na sumieniach i emocjach przechodniów. Krzyż albo różaniec to przecież symbole najświętszych wartości. Ludzie wrzucają żebrzącym monety do kapeluszy, a potem nierzadko bardzo tego żałują. Widzą wszak niejednokrotnie, jak ci sami żebracy wysiadują po bramach i popijają alkohol albo narkotyzują się. Można powiedzieć, że żebracy są doskonałymi psychologami i wiedzą, w jaki sposób postępować, żeby poruszyć sumienia przechodniów. Zresztą politycy posługują się podobnymi mechanizmami oddziaływania na społeczeństwo. Apelują: „Wybierzcie nas! Bądźcie prawdziwymi Polakami, patriotami”. I tak dalej i tak dalej… Słowem – oddziaływują na emocje. Przyznać przecież trzeba, iż sumienie ludzkie jest bardzo podatne na manipulację, proszę pana. Można stłumić jego głos, ale także uwrażliwić je do granic naiwności. Francuski myśliciel Karol Fourier napisał, iż moralność prowadzi do zguby tego, kto usiłuje skrupulatnie stosować jej nakazy w praktyce; natomiast zapewnia dobrobyt temu, kto potrafi posługiwać się nią niczym maską…

… rozumiem, że sugeruje pan, iż należy być ostrożnym, by nasza hojność nie okazała się naiwnością. Papież Jan XXIII napisał jednak, że woli zostać oszukany przez dziewięciu ludzi, którzy przychodzą prosić go o pomoc, aniżeli odesłać z pustymi rękami choćby jednego człowieka będącego w rzeczywistej potrzebie. To są słowa, które może wypowiedzieć tylko człowiek prawdziwie moralny. Natomiast pan zdaje się mówić: „Uważajcie, bo możecie okazać się naiwniakami. Lepiej więc nie pomagać wcale”.

– Niczego takiego nie twierdzę. Opisuję tylko pewien mechanizm socjotechniczny. Poza tym Fourier nie miał chyba na myśli moralności, lecz tak wszechobecne w stosunkach międzyludzkich wyrachowanie. Zgodzę się też, że wypowiedź Jana XXIII można traktować jako dowód na moralność wypływająca z głębi ludzkiej istoty. Moralnym jest ten, kto daje, lecz nie musi nim być ten, kto bierze. Ale zostawmy na razie ten temat. Proszę zauważyć inną rzecz: wielu ludzi, dając pieniądze albo w inny sposób pomagając ubogim, robi to nie dlatego, że kierują się w życiu zasadą, iż biednym należy pomagać, lecz tylko po to, żeby uspokoić swoje sumienie. Cóż… W takich przypadkach trudno jednak mówić o moralności. To po pierwsze. Po drugie – różne gierki słowne i wykorzystywanie cudzych blokad emocjonalnych, czyli sumienia, służy przecież niektórym ludziom do załatwiania własnych interesów. Mówią oni do kogoś: „Bądź moralny”, „Miej sumienie”, albo: „Gdybyś był uczciwym człowiekiem, to…”. I w taki oto sposób, grają na wyższych uczuciach bliźniego. Bliźni bowiem do tego stopnia zasłuchany jest w głos własnego sumienia, że nawet nie dostrzega faktu, iż poddawany jest „obróbce”. Kiedy słyszę o podobnych przypadkach, cisną mi się na myśl różne nieprzyzwoite określenia. W takich sytuacjach należy przyznać racje słowom Henry’emu Francois Becque, że moralność jest niczym innym jak tylko zewnętrzną formą chytrości. Tyle tylko, że to jest moralność tłumu. Według Nietzschego, w podobnie wyrachowany sposób postępują niewolnicy, czyli stado.. Głoszony przez autora „Jutrzenki” nadczłowiek, nigdy nie posługuje się podobnymi metodami. On posiada bowiem dostojność, która jest przeciwieństwem cynizmu.

Zatrzymajmy się przez chwilę na zagadnieniu uczuć w postępowaniu moralnym. To prawda, że takie emocje jak nasza litość albo współczucie często wpływają na nasze postępowanie moralne i niejednokrotnie są przez innych haniebnie wykorzystywane. Powstaje tylko pytanie, czy bez podobnych emocji moralność jest w ogóle możliwa.

Kant uważał, iż postawa moralna nie polega na zawartości czynu, lecz na sposobie jego wykonywania. Na przykład jeśli daje pan jałmużnę z litości albo w nadziei, że czyn ten sprawi, iż przypodoba się pan Bogu, to wcale nie jest to postępowanie moralne. Moralnym jest natomiast takie działanie, które nie zawiera w sobie emocji i jest wykonywane niejako z poczucia obowiązku. Podobny pogląd wyznawał zresztą Czuang-cy, twierdząc, że najwyższe miłosierdzie pozbawione jest tkliwości. Z kolei dla Rousseau to, co potocznie nazywamy sumieniem, jest głosem naszej pierwotnej natury. I właśnie on pozwala nam czuć i współczuć oraz nakazuje pewne powinności wobec innych ludzi. Jest zasadą, na której opiera się poczucie obowiązku.

Ale to tylko jeden z punktów widzenia. Filozofowie nieraz bowiem toczyli spór dotyczący tego, czy moralność jest cechą wrodzoną człowieka, czy też nabytą przez niego dopiero w procesie socjalizacji. Zwolennicy tej drugiej koncepcji twierdzili, iż moralność nie jest specyficzną cechą natury ludzkiej, a tylko wynikiem umowy społecznej. Co więcej – uważali, że normy etyczne podyktowane są niczym innym jak tylko egoizmem. Po prostu chcąc czuć się bezpiecznie w grupie, umawiam się z panem: „Ty nie zabijesz i nie okradniesz mnie, a ja tak samo zachowam się w stosunku do ciebie”. Ten problem wydaje się trudny do rozstrzygnięcia.

Tak wygląda nowożytna koncepcja prawa naturalnego w Odrodzeniu. Między innymi Hobbes zgadzał się z poglądem, iż nie istnieje żadna norma postępowania nadana ludziom „z góry”, lecz że wszystko jest kwestią umowy społecznej. Etyka była wtedy postrzegana jako ograniczenie dla złej natury człowieka, która jest pełna pożądliwości. Zresztą podobny pogląd wyznawali sofiści. Według nich i wielu późniejszych myślicieli, moralność można tłumaczyć jako kompromis pomiędzy agresywnymi zachowaniami jednostki a jej strachem przed agresją ze strony innych ludzi. Uważano bowiem, że to właśnie egoistyczny interes i pragnienie bezpieczeństwa nakazuje ludziom łączyć się z innymi i ustanawiać zasady funkcjonowania w grupie. W średniowiecznym chrześcijaństwie sądzono jednak, że prawa moralne zostały wpojone człowiekowi przez Boga, ale człowiek, dzięki posiadanej wolności, łamie je i w ten sposób pogarsza obraz najlepszego ze światów. Z kolei święty Tomasz i jego zwolennicy wyznawali pogląd, że Bóg stworzył tylko ogólne podstawy praw moralnych i teraz wspólnie z człowiekiem udoskonala ten świat. Koncepcji etycznych istnieje sporo i ktoś, kto nie studiował ich dokładnie, może zagubić się w ich gąszczu. Ja opowiadam się jednak za koncepcją Sokratesa i jego tezą, iż człowiek jest z natury dobry.

Ale czy sofiści i Hobbes nie mieli racji? Łatwo przecież zauważyć, że normy naszego postępowania podyktowane są warunkami, w jakich żyje dana społeczność. Moralność zaś zmienia się: to, co kiedyś było nieobyczajne, dzisiaj jest normą i nie budzi niczyjego sprzeciwu. Wszystko więc jest kwestią umowy społecznej. Pańska opinia jest inna?

Skoro tak, to proszę mi powiedzieć, skąd biorą się „wyrzuty sumienia”?

Chciałem o to pana zapytać.

Instynkt moralny to jedna z tych rzeczy, która odróżnia nas od zwierząt. Pies i koń albo jastrząb „wyrzutów sumienia” nie mają. A skoro tak, to oznacza to, iż są one głosem naszej pierwotnej natury. Oczywiście można je zagłuszyć albo stłumić i z czymś takim mamy dzisiaj do czynienia.

Brzmi to dla mnie mało przekonywająco. Równie dobrze można przecież powiedzieć, że tak zwany głos sumienia kształtuje się w procesach wychowawczych; że uczy się dziecko, co jest dobre, a co złe, i przez to „tresuje” do podlegania i kierowania się zasadami moralnymi.

To interpretacja Freuda, no i pańska. Ja jednak postaram się uzasadnić, swoją opinię na temat moralności. Zresztą to, co powiem nie dotyczy tylko jej, ale także – na przykład – estetyki. Proszę więc sobie wyobrazić, że przyprowadzam do pana mieszkania trzy kobiety i mówię, że z jedną może się pan umówić na kolację. Którą pan wybierze? Będzie to dla pana obojętne? A może przy wyborze pokieruje się pan nie urodą dziewczyny, nie jej czarem i inteligencją, lecz tym, co panu wpojono w procesie wychowawczym.

Wybiorę tę, która najbardziej przypadnie mi do gustu.

A skąd u pana wziął się ten gust? Uczono pana tego? Dlaczego dzieje się tak, że tylko niektóre kobiety nam się podobają? Czy dlatego, że zostało nam to wpojone w procesie socjalizacji? Dlaczego niektórzy cenią piękno poezji Czesława Miłosza, a inni – chociaż są wykształceni i oczytani – żadnego w niej piękna nie dostrzegają? Pewne ramy postrzegania świata mamy po prostu wrodzone, proszę pana. Instynkt moralny również. Można co najwyżej powiedzieć, że w życiu ramy te są dopiero „zapisywane”. Niektórzy rodząc się, nie posiadają instynktu moralnego i z tego też względu, pomimo starań rodziców i wychowawców, są ludźmi złymi.

A co to w ogóle znaczy być moralnym?

To znaczy: być człowiekiem dostojnym, godnym, który nie ogląda się na postępowanie innych ludzi, lecz kroczy własną, indywidualną drogą; który nie działa w myśl powiedzenia, iż „Okazja czyni złodzieja”. I jeszcze raz podkreślę, że moralne potrafią być tylko jednostki, a nie ludzie w ogóle. Zresztą umiejętność postępowania etycznego jest bardzo rzadkim darem, proszę pana. Wiąże się ona nie tylko z indywidualnością i wolnością jednostki, lecz także z jej odwagą. Osoba tchórzliwa nigdy moralna nie będzie. Zresztą francuski filozof Henri Bergson stworzył termin „moralności otwartej”. Charakteryzuje się ona tym, że jednostka potrafi w swoim życiu odnaleźć siłę, mistykę i miłość. Ilu współczesnych ludzi potrafi to robić? Niech pan rozejrzy się wkoło na panujące chciwość, zawiść i głupotę, i spróbuje odpowiedzieć sobie na to pytanie. Przedstawicielami „moralności otwartej” byli, według Bergsona, Sokrates, Chrystus i Rousseau. Natomiast „moralność zamknięta” to – zadaniem tego myśliciela – wszelkie tabu i przesądy społeczne. Bergson zauważył, ze główny błąd w rozumieniu moralności polega na tym, iż wywodzi się ją jedynie z jednego źródła. Tymczasem, jego zdaniem, etyka budowana była na dwóch odrębnych podstawach. Jedno źródło moralności jest społeczne i polega na tym, że społeczeństwo, poprzez wytworzenie nakazów moralnych, zabezpiecza się przed egoistycznymi skłonnościami jednostek. Ale istnieje też drugie podłoże moralności, które wywodzi się z inicjatywy samych jednostek. Ta druga z podstaw jest lepsza i wyższa, ponieważ stawia sobie za zadanie ulepszenie tego, co jest.

Sugeruje pan, że dzisiaj mamy do czynienia przede wszystkim z „moralnością zamkniętą”?

Oczywiście. Warto również zauważyć, że dawniej prawo było bliższe moralności, obecnie zaś – dzieje się odwrotnie. Dzisiaj w prawie mamy na przykład do czynienia z takim zjawiskiem jak przestępstwa o małej szkodliwości społecznej. Jeżeli więc skradnie pan staruszce pięć złotych, to nie otrzyma pan żadnej kary. Jeśli jednak przywłaszczy pan sobie pięćdziesiąt tysięcy dolarów, z całą pewnością stanie pan przed sądem. A tak nawiasem mówiąc, proszę się zastanowić, jak trudno ukraść własnej matce pięć złotych. Ale jeśli człowiek okradnie ją, z pewnością łatwiej przyjdzie mu wtedy ograbić bank. Rodzi się więc pytanie, czy samo życie i ustanowione przez władzę prawa nie uczą nas, iż małe oszustwa są dozwolone? W średniowieczu i w czasach wcześniejszych nie stopniowano złodziejstwa. Za kradzież jednej kozy albo dwudziestu wymierzano taką samą karę. I to było niezwykle racjonalne postępowanie. Nie ma bowiem mniejszego i większego zła. Istnieją tylko ludzkie interpretacje wartości, które, zmieszane z emocjami, zwykle służą do usprawiedliwiania własnej niegodziwości.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

Dodaj komentarz

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code