Mistyka codzienności

Szkoła Wiary i Nowej Ewangelizacji

Spread the love

Jezus by to zrobił

Rozmowa z s. Klarą Witkowską, Uczennicą Krzyża, odpowiedzialną za Szkołę Wiary i Nowej Ewangelizacji Maryi i Józefa w Szczecinie

Jak zrodziła się idea założenia Szkoły?

Kiedy prowadziłyśmy rekolekcje dla małżeństw, dla studentów, dla młodych ludzi, to widziałyśmy, że na pewne procesy związane z duchowym rozwojem potrzeba dłuższego okresu czasu. Nie wystarczało ludziom pojechać na rekolekcje, które trwały tydzień albo dziesięć dni, żeby dokonały się w nich jakieś gruntowne przemiany. Rekolekcje są dobrym początkiem, ale później – po ich zakończeniu – jeśli ludzie nie mają jakiejś wspólnoty, do której wracają, to łatwo jest im szybko utracić to, co zyskali. My we Wspólnocie Sióstr Uczennic Krzyża dosyć długo szukałyśmy pomysłu na to, w jaki sposób stworzyć osobom świeckim warunki do zakorzenienia się w Panu Bogu.

Szkoły ewangelizacyjne mają bardzo rożne formy. Wy wybrałyście  formę, która zdaje się być najbardziej radykalna. Uczestnicy Szkoły przeprowadzają się do niej aż na dziewięć miesięcy…

Przyjrzałyśmy się kilku szkołom ewangelizacji prowadzonym w Polsce i we Włoszech. Ale były to szkoły wakacyjne. W pewnym momencie naszych poszukiwań natknęłyśmy się na doświadczenie szkół francuskich. Francja jest krajem bardzo zlaicyzowanym i ludzie, którzy zakładali szkoły przy wspólnotach francuskich jakieś dwadzieścia lat temu już wtedy wiedzieli, że trzeba stworzyć świeckim taką możliwość, aby ich chrześcijaństwo było naprawdę zintegrowane z codziennym życiem, czyli trzeba im dać możliwość dłuższego przebywania w bliskości Pana Boga i we wspólnocie. Kilka z naszych sióstr pojechało do Francji i to, co tam zobaczyły było bardzo bliskie naszej koncepcji. Ten pobyt we Francji stał się dla nas inspiracją. Odwiedziłyśmy szkołę prowadzoną przez wspólnotę Słowo Życia oraz szkołę Młodzi-Światło założoną przez o. Daniela Ange’a. Właściwie to były te dwa miejsca, z których najwięcej zaczerpnęłyśmy. Aczkolwiek trzeba powiedzieć jasno, że my wzięłyśmy stamtąd zasadniczy szkielet, pomysł, natomiast aplikacja ich założeń do naszych polskich warunków nie mogła być stuprocentowa. Polacy potrzebują czegoś innego niż Francuzi.

s. KLARA WITKOWSKA I UCZESTNICY SZKOŁY

Znam osobiście niektórych absolwentów Szkoły. Czasem nadziwić się nie mogłam, jak dużo dobra może się stać w czasie kilku miesięcy. W czym tkwi sekret i niewątpliwa owocność tego czasu?

Największy sekret Szkoły to codzienne życie. W zwykłych warunkach uczymy się żyć wiarą. Ta wiara przeżywana jest przez nas naprawdę każdego dnia, każdego tygodnia, miesiąca. To długi proces, który sprawia, że przyjaźń z Panem Jezusem staje się rzeczywistością bardzo codzienną. Nasza kondycja jest taka: raz nam się chce modlić, raz nie; raz mamy jakiś zryw do czegoś, a za chwilę już nie mamy fazy i koniec. Szkoła na pewno uczy stałości. Codziennie jest modlitwa wspólnotowa i osobista, codziennie jest studium biblijne, codziennie idziemy na Eucharystię. Każdego dnia trzeba się zmobilizować do tego, by dać siebie ludziom, z którymi żyję, a to każdego dnia wymaga od mieszkańców naszego domu decyzji, żeby im się chciało chcieć angażować w to, co w Szkole jest im proponowane.

Program Szkoły jest oparty na czterech elementach, tzw. filarach…

Tak, pierwszym z nich jest doświadczenie modlitwy – osobistej, wspólnotowej, liturgicznej. Chcemy uczyć się modlitwy w każdej sytuacji, w każdych warunkach.

PRÓBA ŚPIEWU PRZED MSZĄ ŚW.

Drugim elementem byłaby formacja. Formacja intelektualna opiera się na cyklu wykładów z filozofii i teologii. Są one potrzebne po to, żebyśmy wiedzieli, Komu wierzymy, w co wierzymy, żebyśmy znali naukę Kościoła. To nie jest jakiś pełny kurs, ale takie ABC. Wiara szuka zrozumienia (św.Anzelm). Wykłady są po to, żeby pomóc zrozumieć prawdy wiary tym ludziom, którzy zasadniczo będą powołani do życia w świecie, żeby byli świadomi tego, w co wierzą. Obok wykładów formacji służą wszystkie wydarzenia – nawet te najbardziej banalne i prozaiczne; relacje, w których żyjemy; wybory, których dokonujemy; to, co wymaga od nas odpowiedzialności.

UFF… JAKIE TO TRUDNE!

Formacji bardzo służy życie wspólnotowe dzielone z takimi, a nie innymi ludźmi. To naprawdę coś niezwykłego, kiedy spotykają się chłopcy i dziewczyny w różnym wieku, z różnym wykształceniem, z różnymi doświadczeniami, z różną historią rodzinną, życiową, i decydują się żyć razem.

Wspólne życie w takim gronie zdaje się być nie lada wyzwaniem…

W Szkole są różni ludzie: ktoś jest jedynakiem, ktoś miał bardzo trudne doświadczenia w relacjach z innymi, ktoś się w ogóle boi żyć w relacjach, ktoś znowu tych relacji ciągle szuka, by w nich zaspokoić swoje pragnienia i tęsknoty – tak więc sytuacje są różne. Życie wspólnotowe uczy nas przede wszystkim brania odpowiedzialności najpierw za siebie, potem za innych, uczy dawania siebie i brania od innych. Mamy taką zasadę w Szkole, obowiązującą wszystkich: uczyć się od każdego, nie wykluczając nikogo, a także przez wszystko, co się wydarza. Jeśli ktoś jest dla mnie trudnym bratem czy siostrą, to nie znaczy, że nie może być tym właśnie narzędziem, którym Pan Bóg się posługuje by mnie formować.

Współczesne sposoby komunikacji: sms-y, Gadu-Gadu, itp. sprzyjają nawiązywaniu wielu, ale za to powierzchownych relacji. Kiedy my spędzamy ze sobą 24 h na dobę, to budujemy relacje z kilkoma czy kilkunastoma osobami, ale przeżywane na co dzień. Skoro przyjmujemy siebie nawzajem jako dar od Pana Boga dany na ten rok, to nigdy nie może mi być obojętne, co dzieje się z człowiekiem, który mieszka w pokoju razem ze mną, czy obok mnie. Dzięki wspólnocie każdy z nas widzi ile nosi w sobie egoizmu, pychy, wywyższania się, rywalizacji i zazdrości. Wspólnota jest pod tym względem miejscem okrutnym, bo nie pozostawia w nas żadnych złudzeń odnośnie nas samych i dzięki temu praca nad sobą staje się w ogóle możliwa.  Zaczynamy widzieć, na co nas stać.

Czwarty element stanowiący Szkołę to ewangelizacja. Jan Paweł II mówi w swoich dokumentach, że kiedy chcemy głosić Ewangelię ludziom młodym, to najbardziej owocne okazuje się działanie w myśl zasady: młodzi głoszą młodym. Nasza pierwsza ewangelizacja to dwa tygodnie pobytu w hospicjum i praca wśród ludzi chorych. To świadomy ruch, ponieważ bardzo często kojarzy się ewangelizację, szczególnie w kręgach charyzmatycznych, z jakimiś fajerwerkami, akcją na dużą skalę. My chcemy pokazać uczestnikom Szkoły, że aby ewangelizować, to przede wszystkim trzeba kochać. Hospicjum jest takim właśnie miejscem, gdzie tej miłości, i to nie w słowie, lecz w czynie, możemy się uczyć. Idziemy najpierw podać ewangeliczny kubek wody do picia tym, którzy potrzebują pomocy – po prostu tego, żeby przy nich pobyć, potrzymać za rękę, dać im jeść, porozmawiać, czy pomodlić się.

SZOROWANIE PODŁOGI DA SIĘ LUBIĆ

Na drugą misję wyruszamy w Wielkim Poście, zaś na trzecią pod koniec pobytu w Szkole. Podczas wspólnie prowadzonych rekolekcji uczymy się głosić Jezusa w środowiskach młodzieżowych czy studenckich. Dokonuje się to poprzez modlitwę, katechezę, pantomimę i świadectwo.

Opowiedziałaś o czterech filarach tworzących Szkołę. A jakie Szkoła stawia sobie cele?

Podstawowym celem jest to, by dokonał się proces ludzkiej i chrześcijańskiej formacji uczestników Szkoły, żeby oni naprawdę stali się ludźmi wiary. Drugi cel to stworzenie warunków pomocnych w rozpoznaniu swojego powołania. Wiele osób przychodzi do Szkoły z pytaniem, co mają robić w życiu, jakie jest ich miejsce w świecie i Kościele. A trzeci cel stanowi formacja nowych ewangelizatorów, czyli tych, którzy będą swoim życiem świadczyć o Chrystusie, niezależnie od tego, czy założą rodzinę, czy będą kapłanami, czy siostrami, czy osobami samotnymi. Jeśli ktoś spotka Chrystusa i Jemu naprawdę uwierzy, to nie może się nie dzielić Nim wśród ludzi, z którymi żyje.

Jakie osoby trafiają do Szkoły?

Są to osoby, które w swoim życiu już spotkały Pana Jezusa, doświadczyły Jego realnej obecności w sakramentach, w Kościele, i które mają już jakieś doświadczenie modlitwy. Osoby, które były w jakichś wspólnotach, np. w Odnowie w Duchu Świętym czy Duszpasterstwie Akademickim, a teraz szukają swojego miejsca we wspólnocie Kościoła. To jest to, co je łączy.

Uczestnicy Szkoły na rok przerywają studia, czy pracę. Biorąc pod uwagę naszą polską rzeczywistość, można się tu dopatrywać jakiegoś braku rozsądku…

To są dorośli ludzie, więc mają do tego pełne prawo. Ktoś inny decyduje się na przerwanie studiów i wyjazd na rok do Anglii, żeby bawić dzieci i zarobić trochę pieniędzy. Komentarz, który uczestnicy Szkoły najczęściej słyszą, kiedy mówią innym o swojej decyzji, brzmi: nic z tego nie będziesz miał. I faktycznie, w kategoriach ludzkich Szkoła nie daje im żadnego dokumentu, nie podnosi kwalifikacji zawodowych. To jest tylko i wyłącznie zainwestowanie w siebie, ale takich zysków na pewno nie mierzy się w kategoriach ludzkich. W związku z tym, jeżeli ktoś wie, że potrzebuje tego roku w Szkole bardziej niż stabilizacji, jaką daje praca, to ma prawo do takiej decyzji.

Żyjecie, modlicie się, pracujecie razem, nawet święta spędzacie wspólnie. To od razu nasuwa skojarzenia z życiem zakonnym. A przecież Szkoła to nie to samo co klasztor, prawda?

Kiedy ktoś przychodzi do wspólnoty zakonnej, to na pewno na początku nie ma stuprocentowej pewności, że w tym miejscu zostanie, ale jednak podejmuje decyzję, która wydaje mu się być decyzją życiową. Natomiast każdy z uczestników Szkoły wie, że ta przygoda potrwa tylko dziewięć miesięcy jego życia, i że po zakończeniu formacji w Szkole prawdopodobnie wróci do wcześniejszych realiów: rodziny, pracy, studiów, znajomych. Oni wiedzą, że to jest tylko pewien przystanek. Czasami sobie myślę, że Szkoła może być taką trampoliną, z której ludzie się mocno odbijają i wracają do tej samej rzeczywistości, w której byli osadzeni, ale już jakoś inaczej. Mam nadzieję, że są lepszymi studentami bądź pracownikami, niż byli nimi przed Szkołą, że jakoś bardziej odpowiedzialnie potrafią się odnaleźć w różnych sytuacjach życiowych.

Wystarczy rozejrzeć się po Waszym domu i zjeść z Wami kolację, by stwierdzić, że żyjecie nader skromnie. Z czego się utrzymujecie?

Uczestnicy co miesiąc płacą za pobyt w Szkole 350 zł. Nie wszyscy mogą tę opłatę w pełni uiścić, ale do tej pory nigdy jeszcze nie zdarzyło się tak, że brak pieniędzy kogoś wykluczył. Niemniej, musimy się każdego roku mocno nagimnastykować, żeby możliwe było utrzymanie Szkoły. Trochę pieniędzy dostajemy za rekolekcje, które prowadzimy, ale też wspomagają nas przyjaciele domu, wśród których jest wielu absolwentów Szkoły. Taka sytuacja finansowa uczy nas życia ze świadomością, że Boża Opatrzność nad nami czuwa, że Pan Bóg o nas pamięta. Otrzymujemy wiele znaków i dowodów tej pamięci i troski Boga. Naprawdę, żyjemy w szkole pogodnego ubóstwa, ponieważ kiedy nam czegoś brakuje, to możemy nagle doświadczyć jakiegoś małego cudu, np. nasz sąsiad – piekarz przynosi nam chleb i bułki. Tak się wypełnia ta Jezusowa obietnica, że kiedy będziemy szukać najpierw Królestwa Bożego, to wszystko inne będzie nam przydane.

Kwestia utrzymania domu, cztery siostry zaangażowane w Szkołę „w pełnym wymiarze”, zapraszanie wykładowców, organizowanie warsztatów, itd. Czy warto aż tyle wysiłku wkładać dla kilku zaledwie osób, bo tylu jest uczestników Szkoły?

Jezus widział pojedynczego człowieka w tłumie i powiedział, że jeśli zgubi się jedna owca, to trzeba zostawić dziewięćdziesiąt dziewięć, a tej jednej szukać. Dla Jezusa każdy człowiek jest ważny. Czasem Jego logika różni się od naszej. Czy warto dla kilku osób? Ja myślę, że Jezus by to zrobił.

TWARZĄ W TWARZ Z OBLUBIEŃCEM

Mieszkasz w Szkole cztery lata, jesteś dla jej uczestników do dyspozycji niemal dwadzieścia cztery godziny na dobę. Jaką kierujesz się dewizą?

Czytałam kiedyś artykuł ks. Orzechowskiego, duszpasterza akademickiego z Wrocławia, i ten artykuł miał taki tytuł: Daję, abyś dawał. Ja odkryłam w tych trzech wyrazach coś bardzo mi bliskiego. Cała moja uwaga i troska jest skoncentrowana na tych ludziach, bo mam nadzieję, że rzeczywiście będą oni w stanie zarazić entuzjazmem Ewangelii osoby, wśród których będą żyli.

Dziękuję za spotkanie.
Rozmawiała s. Elżbieta Sosnowska – Uczennica Krzyża

Szkoła Wiary i Nowej Ewangelizacji Maryi i Józefa
Plac Kościelny 2
70-820 Szczecin-Dąbie
tel. (0-91) 469 35 62
e-mail: mariaijozef@szczecin.opoka.org.pl

ZAPROSZENIE DO CODZIENNOŚCI – Świadectwo Tomka – uczestnika Szkoły Wiary i Nowej Ewangelizacji w Szczecinie ze zdjęciami

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code