Świętowanie

Stało się, spełniło

Spread the love

Stało się, spełniło

Czy już?

Grudzień choinka
Osioł zaszczycony
Wół zarozumiały
Tylko Bóg się nie wstydzi
Że jest taki mały

Estera:

Nadchodzi ten moment. Oczekujemy go. W ciszy, skupieniu, nieraz oderwaniu od codzienności.

Pragniemy, by chwila taka trwała jak najdłużej, jak najgoręcej, byśmy się nią napełnili aż po brzegi. A może nawet chcemy, by to napełnianie trwało cały czas, całą wieczność, byśmy nie musieli rozstawać się z naszym wyśnionym wyobrażeniem. Czy nie chcemy za wiele? Czy jesteśmy dostatecznie przygotowani na to, by z tymi wyobrażeniami się zmierzyć? Czy rzeczywistość, do tej pory śniona-mrzona, nie zaskoczy nas za bardzo? Czy granica między stanem nie-gotowości a stanem realizacji naszych marzeń staje się coraz mniejsza? Czy JUŻ nadeszło? Czy moje „już” się wypełnia? W jakim jestem stopniu oczekiwania, na to co ma nadejść?

To tylko niektóre pytania, jakie zadaję sobie wraz z nadejściem Świąt Bożego Narodzenia. Na dzień dzisiejszy wydaję się sobie osobą zupełnie nieprzygotowaną do tak ważnego momentu – narodzin Jezusa. Nie powiem, że nie robię nic, by tego stanu nie poprawić. Codzienne rozważania, czy to ustne, pisemne, a może też w ogóle głośno niewyrażane, z pewnością wpływają na mój sposób przeżywania tego, co ma nadejść. Pozostaje jeszcze tydzień, aby się poprawić…

W przedświątecznym zabieganiu i bałaganie próbuję odnaleźć ciszę i spokój. Pośród wielu zakrętów mojej drogi do właściwego przeżycia nadejścia staram się znaleźć tę prostą i właściwą. Oczekuję, że wędrówka ta zakończy się radosnym kresem. O ścieżkach takich pięknie pisze Pani Halina Bortnowska w ostatnim Tygodniku Powszechnym:

Drogi otrzymują piękny Najwyższy Rozkaz, by przestały wadzić pielgrzymom. Znikają z nich wyboje i pułapki, nie trzeba się już wspinać ani ostrożnie zstępować w dół. Prosta droga po rozświetlony horyzont. Tak odzwierciedla bliskość JUŻ, PRZEDSMAK WEJŚCIA. Cisza. Prawdziwa strefa ciszy. Kontemplacja – co oznacza to cudaczne, strasznie nadużywane słowo? Kontemplacja to patrzenie wolne od komentowania, od dyskusji z tym, w co się wpatrujemy z pełna czci uwagą. Echem kontemplacji jest podziw, radość, że istnieje to, co się jawi, że istnieje w sobie i okazuje się patrzącym.

Paulina:

Wiesz, myślę, że to co przydarza nam się na Święta, to, jak je przeżywamy nigdy nie odbiega zbytnio od naszego ‘przygotowania’, ale może bardzo odbiegać od naszych wyobrażeń, fantazji. I dobrze. Mój pierwszy post zachęcający do zrobienia czegoś dla innych, dla wyjścia poza krąg bliskich z którymi tradycyjnie spędzamy Święta, wziął się z ‘odkrycia’, że bardzo łatwo pomóc drugiemu, przybliżyć Święta jemu a tym samym i sobie, już je zacząć.
I to tak r e a l n i e, nie w wyobraźni. Takie właśnie gesty są formą naszego szykowania się na przyjście Jezusa, aby móc powitać go z radością. Szkoda byłoby, aby nasze starania by przygotować się na to Święto duchowo, nie miały przełożenia na to, co na zewnątrz: głębsze rozmowy z bliskimi, spotkanie z kimś kto jest nam drogi a o kim ostatnio zapomnieliśmy. Te drobne gesty można by mnożyć…

Andrzej:

Można powiedzieć, że jeśli ktoś przeżywa Adwent i cieszy się z nadchodzących świąt, a nawet raduje przyjściem Pana, a jednocześnie nie czyni nic, by otworzyć się na wydarzenie prorockie w jego własnym życiu, które wzywałoby go do głębokiego nawrócenia, taki ktoś marnuje wielką łaskę Adwentowego czasu. I nie spotka Pana. Proroków i Boga nie spotykamy kłębiąc się w tłumie gapiów, którzy z ciekawości przyszli zobaczyć jakieś dziwo czy niezwykłego człowieka. Możemy zobaczyć proroka, ale nie przeżyć wydarzenie prorockiego, czyli nawrócenia.
Proroków i Boga spotykamy ostatecznie w głębi naszego serca, które z pokorą uznaje swój konkretny grzech i prosi Boga o miłosierdzie. Proszę dobrego Boga, bym sam potrafił przyjąć tę trudną łaskę w swym sercu i życiu również w ten Adwent.

Ks. Twardowski (z elementarza ks. Twardowskiego):

Taki mały

Grudzień choinka
Osioł zaszczycony
Wół zarozumiały
Tylko Bóg się nie wstydzi
Że jest taki mały

W Święta Bożego Narodzenia można mówić i o uśmiechu, i o łzach.

Uśmiechamy się do Świętego Mikołaja, którego chciano zastąpić Dziadkiem Mrozem, ale się nie udało. Uśmiechamy się do pierwszej gwiazdy na niebie, chociaż tyle gwiazd i można się pomylić, która pierwsza, która ostatnia. Uśmiechamy się do choinki, nie tylko te wysokiej do sufitu, ale i tej malutkiej. Uśmiechamy się do trzech mędrców po kolei, do każdego inaczej. Do tego, który przyniósł złoto – najczulej, do tego, który przyniósł kadzidło – średnio na jeża, do tego, który przyniósł mirrę – półgębkiem, bo mirra przypomina gorzkie lekarstwo. Uśmiechamy się do Pana Jezusa, który nie miał nawet M-1 i był bez dachu nad głową. Ciekawe, że wszyscy w stajence betlejemskiej są bez centralnego ogrzewania, firanek w oknie, a są pogodni.

Jakie to wzruszające, że święta Bożego Narodzenia nawet w najgorszych czasach wojennych okupacyjnych wnosiły Zawsze spokój i radość, budziły nadzieję. Są łaską Bożą dla ludzi wierzących i niewierzących.

Są także świąteczne łzy. Zacznijmy od tych najmniejszych: barszcz czerwony wykipiał i zalał kuchenkę, ciasto drożdżowe nie wyrosło, uszka się polepiły.

Są i większe łzy. Niech się przypomną łzy przy opłatku, nawet przy tym, który przyniósł listonosz ze zmarzniętej skrzynki pocztowej. Ile jest łez przy dzieleniu się opłatkiem. Płacze mąż i przeprasza żonę, bo nie zawsze był na medal. Płacze ciotka ze wzruszenia, bo ja zaproszono pomimo wszystko.

Są łzy przy kolędach, starych i nigdy nie starzejących się, które przypominają dom rodzinny sprzed wojny.

Uśmiechnięte i zapłakane mogą być życzenia. Uśmiechnięte, bo cioci, która jęczy na staw biodrowy, życzą stu lat zdrowia, wujkowi, od którego uciekła żona, życzą wszystkiego najlepszego.

Czy są życzenia zapłakane? Są. Te, które wzruszają do łez. Życzenia, które przysięgają miłość dłużej niż na zawsze.

Sami sobie mamy życzyć, abyśmy świąt nie przeżuwali, ale przeżywali.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code