Pytania o sens

O słabości

Spread the love

Te góry, które jest nam w życiu najtrudniej pokonać, powstają zawsze z najmniejszych ziarenek piasku.

Friedrich Hebbel

Słabość – dotkliwe piętno, czy miejsce obfitowania Łaski?

Krzysztof Osuch SJ

Chwały nieba nikt z nas jeszcze nie zaznał! Na razie pełno mamy innych doświadczeń. Mam na uwadze szeroko rozumianą ludzką słabość, a także dotkliwie odbieraną ograniczoność wszystkich ludzkich poczynań, Jest to nasze doświadczenie podstawowe, właściwie codzienne i nieuniknione. Jest ono także powszechne, bo dotyka nie tylko niektóre osoby, ale wszystkich i wszystkie ludzkie wspólnoty, od rodziny poczynając aż na stosunkach międzynarodowych kończąc.

Temu rozległemu problemowi naszego życia przyjrzymy się tylko pod pewnym aspektem, cząstkowym, ale za to spróbujemy wejrzeć w głąb. Szukajmy właściwego sposobu rozumienia i przeżywania swej słabości i ograniczoności. Kohelet zapewnia nas, że we wszystkim jest ukryty sens i piękno (Koh 3,11; por. Mądrość Syracha: 39, 32-35; 42,41), trzeba tylko trochę poszukać…

Na pewno nie zadowoli nas pełne rezygnacji stwierdzenie, że słabość po to jest, żeby się o nią potykać, przewracać się i rozbijać sobie twarz. Przy takim stosunku człowiek, owszem, też może wstawać i iść dalej, ale będzie coraz bardziej poraniony i obolały; coraz bardziej niezadowolony i zgorzkniały. Narasta wtedy poczucie niepojętego skrzywdzenia, które na ogół chce się na kimś odegrać, choćby tylko obwiniając kogo się da na lewo i prawo…

Można także inaczej, jakby dokładnie przeciwnie, reagować na wszechobecną słabość, małość i ograniczoność. Nazwijmy tę postawę “trzymaniem fasonu”. Gdy lepiej przyjrzeć się tej postawie, to okaże się ona zwyczajną grą narzuconą sobie samemu. “Trzymanie fasonu” może rozwinąć się – jak ktoś to dosadnie określił – w “granie bufona”! – Niestety, te gry nie są lepsze od pogrążania się w poczuciu skrzywdzenia i zgorzknienia wobec takiego życia.

Nie opisujmy, jak jeszcze człowiek może przystosować się do swojej biednej egzystencji, naznaczonej słabością i cierpieniem oraz poczuciem zawodu, bo wszystko jest w wydaniu ograniczonym; wszystko, a więc i życie, i wiedza, i miłość… W naszym rozważaniu chcielibyśmy nie tyle wyczerpująco opisać różne gry i ucieczki niejako wzbudzone osaczającą słabością, ile raczej wpaść na trop przybliżający do ujrzenia związku naszej słabości z Bożą mocą. We wszystkim, co Pan Bóg stwarza, jest ukryty ład i piękno; wszystko też kryje w sobie Bożą myśl i Boże orędzie.

Bez Jezusa Chrystusa niewiele odczytamy. Jego zatem będziemy pytać o ewangeliczny sekret. Wpierw jednak przyjrzyjmy się bliżej naszemu osobistemu doświadczeniu słabości i ograniczeń. W spokojnej medytacji szczerze i otwarcie patrzmy na nasze dotychczasowe życie…

Postawmy sobie następujące pytania:

– Ile było (i jest nadal) w moim życiu biedy i szeroko rozumianej słabości? – Ilu doznałem, cierpień bardzo różnych, choćby tych zwyczajnych, jak choroby, skaleczenia fizyczne, a dalej zranień serca, poniżenia osoby, wyśmiania (np. we wczesnym dzieciństwie, w szkole)…
– Ile trudów mam już za sobą, ile i jakie upadki, niepowodzenia?
– Ile zebrało się łez z różnych powodów…
– Przypomnijmy sobie przeżyte onieśmielenia i zawstydzenia,
– poczucie bezradności w różnych sytuacjach…
– nasze lęki, trwogę ściskającą gardło…

Przywołajmy na pamięć te wszystkie żarliwe lub ledwo tlące się jeszcze pragnienia lepszego życia, lepszego pod każdym względem: żeby lepsze były nasze relacje z Bogiem, z samym sobą, z bliźnimi i ze światem, który nie dość przeżywamy jako prezent i miłosne wyznanie Pana Boga…

– Dalej, czy możemy powiedzieć, że miłość, której zaznaliśmy i którą okazywaliśmy, to jest ta – wytęskniona, zapisana przez Stwórcę w głębi serca jako niejasne przeczucie?
– Przypomnijmy sobie wszystkie rozstania…
– zerwane więzy i bezpowrotne utraty…
– samo przemijanie…
– wiedzę o rzeczywistości z trudem zdobywaną…
– zadania przerastające siły…
– a także to codzienne zaczynanie wszystkiego jakby od nowa połączone z pytaniem jawnym bądź skrytym: “i po co właściwie?”

– I jeszcze doświadczenia słabości innego rodzaju; “stary człowiek”, który nie chce ze swego definitywnie ustąpić! Świat, który kolejny raz wydaje się bardziej interesujący niż jego Stwórca! A potem gorzkie rozczarowania… Szatan, który świetnie zwodzi, wyszukując słabe punkty…
– Wreszcie, nie tylko fascynacja, ale i udręka życia wobec Tajemnicy, której nie da się przejrzeć i pojąć aż do poczucia jasności…

– Kiedy błogosławimy już Boga za to, że nam się udziela i objawia, to przecież jednocześnie mamy w pamięci cały mozół wchodzenia w Bożą światłość… Ponadto wciąż trzeba coś w obrazie Pana Boga korygować, oczyszczać…

– Zamknijmy tę swoistą litanię, przecież niekompletną, dostrzeżeniem wszystkich sprzeczności między wiarą, niby już tak mocno wyznawaną, a życiem wyrażającym się w zamiarach, decyzjach i czynach…

– Przykro jest widzieć skazy szpecące nasze duchowe oblicze i serce, wciąż “niepoprawne”! Nieraz wydawało się nam, że pewne “rzeczy” mamy już za sobą, a tymczasem nasz egocentryzm wciąż jest “oliwą”, którą dolewamy do ognia…

Czasem mówi się, próbując zdefiniować człowieka, że jest pytaniem. Słusznie! Na pewno rodzi się w nas poważne pytanie, jest ich nawet wiele:

– Czy trzeba to wszystko przeżyć, przyjąć? A jeśli tak, to po co?

– Bądź w innej trochę postaci: Ku czemu podążamy przez te całą “mizerię” naszego życia? Jak ją sobie wyjaśnić i jak się na nią mądrze i w sposób uzasadniony zgodzić? Jesteśmy chrześcijanami, czyli ludźmi Chrystusowymi! Pytajmy więc wprost: Czy jest jakieś wyraźne i fundamentalne Orędzie Boże, które jest odpowiedzią na nasze pytania?

– Jest to pytanie retoryczne, i dlatego możemy je zamienić w zdanie oznajmujące: Trzeba usłyszeć Orędzie Boże i tak nauczyć się według niego żyć, żeby cała ta opłakana słabość przemieniła się w żywe doświadczenia MOCY. PEŁNI ŻYCIA, RADOŚCI i CHWAŁY; chwały Bożej widocznej w życiu i na twarzy tak “dotąd” niepojęcie biednego i słabego człowieka!

Uprzedzając wyraźne przytoczenie słów Jezusowych i Pawłowych na temat przykuwający naszą uwagę, powiedzmy jeszcze mocniej: Tak, jest taka Boska rewelacja, która zawraca nas z dróg fałszywego rozumienia i przeżywania swej słabości! Słabość nie musi przyprawiać nas o zgorzknienie. Bóg wyznaczył jej inną rolę! Ograniczoność wszystkich ludzkich spraw nie musi być odreagowana w buńczucznym heroizmie, który krzyczy: “Sam sobie poradzę!” Nie o taki (zsekularyzowany) heroizm Panu Bogu chodzi.

Czy zatem da się łatwo wskazać to, o co chodzi Panu Bogu dającemu nam życie naznaczone tak mocno słabością i ograniczonością? – Łatwo na pewno nie! Niemniej jednak Orędzie Boże jest niejako wypromieniowywane z całego Objawienia, a nawet ze wszystkiego, co Bóg stworzył. Co mam na myśli?

– Najpierw powiem to tak: Cała Rzeczywistość jest dialogiczna. Przede wszystkim Trójca Bożych Osób w niepojętych dla nas relacjach trwa w nieustannym miłosnym dialogu. Sens i piękno tego Boskiego Życia dialogicznego, responsoryjnego – są niejako odzwierciedlone we wszystkim, co Pan Bóg stwarza, nade wszystko dotyczy to istot niebiańskich i samego człowieka stworzonego na obraz Boga jako mężczyzna i jako kobieta.

 Jak Pan Bóg ma nam to nieustannie komunikować, że stworzył nas jako istoty dialogiczne, to jest – do rozmowy, do spotkania, do zjednoczenia w miłości? To prawda, że wewnętrzne osobowe dynamizmy informują nas o najgłębszym powołaniu i uzdalniają nas do życia na miarę podobieństwa do Boga, czyli w dialogu, w jednoczącej miłości.

– Zauważmy jednak, że Pan Bóg stworzył nas nie tylko do wejścia w międzyludzką komunikację i jedność osób. Bóg zaprasza nas do przymierza i do wspólnoty Życia, które jest udziałem Trójcy Przenajświętszej. Wiemy o tym z Bożego Objawienia. Wiemy o tym także z “kształtu” naszego serca, o którym św. Augustyn powiedział: “Stworzyłeś nas, Boże, jako skierowanych do Siebie i niespokojne jest nasze serce, dopóki nie spocznie w Tobie, o Panie”.

A zatem wyraźne Boże Objawienie i “niepokój”, niespokojność serca wciąż komunikują nam, do czego Bóg nas stworzył i jaki jest najwyższy poziom naszej dialogiczności, naszej rozmowy i zjednoczenia. Dobrze, że Słowo Boże i niespokojność serca przypominają nam, kim właściwie jesteśmy. Ale to jest jak gdyby za mało i nie dość!

– Potrzebne są nam stałe i dotkliwe bodźce, które niejako uruchamiają pamięć o Przyczynie niespokojności naszego serca. Te dotkliwe bodźce dla pamięci to wszelka postać doświadczanej słabości i ograniczoności!

Pod wpływem tych “niewyczerpanych” źródeł bodźców sięgamy z uwagą także do Bożego Objawienia, by dopytać się Pana Jezusa i upewnić się, że nasza słabość i ograniczoność też ma charakter dialogiczny. Mówiąc zwyczajnie, w każdym “ukłuciu” mojej osoby przez słabość i ograniczoność – Bóg, Jezus mówi mi: Pamiętaj! “Beze Mnie nic nie możecie uczynić” (J 15, 5). Dalsze słowa Jezusa obrazują, jak bardzo jesteśmy wezwani do ścisłej więzi z Nim i jak radykalne jest owo “Nic – beze Mnie”:

“Ten, kto we Mnie nie trwa, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. I zbiera się ją, i wrzuca do ognia, i płonie”.
Każdy człowiek jest stworzony do zaowocowania “wiecznym szczęściem na twarzy”; staje się to faktem tylko w serdecznym dialogu z Jezusem i w ścisłej osobowej jedności z Nim:

#8220;Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa Moje w was, poproście o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni” (J 15, 6-7). “Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić”.

Wobec powagi alternatywy przedstawionej przez Jezusa: NIC albo OBFITOŚĆ – pojmujemy lepiej, jaką usługę oddaje nam każde doświadczenie słabości i ograniczoności, jeśli dobrze je zinterpretujemy. Nie szkodzi, że boli, byle ból zamienił się w bodziec do myślenia i odbudowy zażyłej jedności z Jezusem.

Wobec powagi alternatywy przedstawionej przez Jezusa: NIC albo OBFITOŚĆ – pojmujemy lepiej, jaką usługę oddaje nam każde doświadczenie słabości i ograniczoności, jeśli dobrze je zinterpretujemy. Nie szkodzi, że boli, byle ból zamienił się w bodziec do myślenia i odbudowy zażyłej jedności z Jezusem.

Na rozważany przez nas podstawowy problem słabości cenne światło rzuca św. Paweł, sam zmagający się zwłaszcza z jakąś jedną bliżej nam nie znaną słabością (por. 2 Kor 12).

On, Paweł, który otrzymał “ogrom objawień” (w. 7), trzykrotnie prosił Pana o odjęcie mu jakiejś przykrej słabości. Ale Pan nie wysłuchał Pawła podług jego nadziei i wyobrażeń. Święty Paweł sam najpierw pojął, że ta policzkująca go słabość chroni go przed pychą (“żebym się nie unosił pychą” – ib.). Doświadczona słabość jawi się Pawłowi jako cenne dobro, skoro w ten sposób uchroniony jest przed tak wielkim złem, jakim jest pycha zrywająca więź pokornej miłości do Pana. – Ale nie dość na tym. Pan Jezus dał poznać św. Pawłowi rzeczy dużo bardziej subtelne, które są cenne, a wiążą się z doświadczeniem ludzkiej słabości. Na trzykrotną prośbę Pan odpowiedział św. Pawłowi:
“Wystarczy ci Mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali” (2 Kor 12, 9).

Do tych słów Objawienia Pańskiego, które mogło wydać się najpierw niezrozumiałe, św. Paweł dopisuje coś, co wyraża jego doświadczenia słabości wielokroć czy za każdym razem przemienionej w doświadczenie mocy:

“Najchętniej wiec będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie MOC CHRYSTUSA. Dlatego mam upodobanie w moich słabościach, w obelgach, w niedostatkach, w prześladowaniach, w uciskach z powodu Chrystusa. Albowiem ilekroć niedomagam, tylekroć jestem mocny”.

Jest oczywiste, że św. Paweł – w związku ze swymi słabościami – pozostawał w rozmowie z Jezusem. Idąc pokornie i ufnie drogą doświadczanych słabości, stawał się uczestnikiem mocy Chrystusowej.

Byłoby rzeczą pożyteczną przymierzyć siebie do słów św. Pawła i wypowiedzieć je we własnym imieniu, próbując jednocześnie odkryć, jak też w litanii tych moich słabości działał Pan, jak je spożytkowywał dla uczynienia mnie istotą dialogiczną, czyli gotową do rozmowy z Bogiem, do modlitwy, do szukania Boga i Jego ukrytego sensu i piękna we wszystkim. Potrzeba trochę czasu, żeby przejść kilka większych problemów, słabości, ograniczeń i dojść – być może – do przyznania racji Panu Jezusowi i św. Pawłowi…

Sadzę, że warto utrwalić sobie to dialogiczne rozumienie i spożytkowanie tak bliskiej nam słabości i ograniczoności. Nasze życie jest – jak powiedziałby filozof – przygodne, a więc niekonieczne. Tylko o Bogu trzeba inaczej powiedzieć: jest konieczny, absolutny! – Okazuje się jednak, że to nasze przygodne i biedne człowieczeństwo ogarnięte jest od wieków Boską Miłością, Miłością nieskończoną, absolutnie wierną. Mamy zatem wystarczający powód, żeby się rozradować swoim istnieniem, które staje się niebywale mocne i trwałe, gdy słabość naszą odniesiemy do Wszechmocy naszego Stwórcy.

To, co próbuję uwyraźnić, nie jest jakimś marginalnym aspektem naszego bytowania na Ziemi, lecz jest mądrym Prawem Bożym, które pomaga kruchym i słabym osobom powrócić do uszczęśliwiającej jedności ze swym Stwórcą, Panem i Ojcem.

Wszystkie Boże drogi są proste, a myśli i zamiary – prawe. Bóg nie stwarza niczego po to, żeby nam życie utrudnić i patrzeć na to, jak upadamy. Jako stworzenia Boga Wszechmocnego, możemy być tylko jako nierówni Jemu i niepomiernie mniejsi od Niego. Kto daje się ponieść pysze, spada i spala się jak meteoryt. Kto jest pokorny i uważnie wsłuchuje się w Boże Objawienie, ten wie, że właściwością Boskiej Miłości jest nierówne Sobie czynić … równym przez wynoszącą i zrównującą Boska Miłość. I czegoś jeszcze dowiaduje się pokorny: mianowicie – w zamierzeniu Pana – wszystkie “ukłucia” słabości i ograniczoności, a nawet grzeszności, są dane jako impuls, bym wołał do swego Pana i wiązał się z Nim coraz bardziej, dosłownie poprzez wszystko!

Kto chce się osobiście jeszcze upewnić, że w naszym odkrywaniu jesteśmy na ścieżce wiary wydeptywanej przez wiele pokoleń Starego i Nowego Testamentu, niech sobie przemedytuje na przykład Psalm 107. Powtarza się w tym psalmie kilka “elementów”. Zostawiam je do osobistego odkrywania. Przytoczę tytko jeden werset, który powtarza się kilkakrotnie jak refren, a my odczytajmy go jako zwięzłe streszczenie naszego poszukiwania i znalezionego rozwiązania:
“W swoim ucisku wołali do Pana, a On ich uwolnił od trwogi”.

Zmieniają się sytuacje życiowe, jak w Psalmie 107, w różnej postaci przychodzi słabość, ale jedno powinno być niezmienne z naszej strony – żeby WOŁAĆ do Pana. Tyle świadectw biblijnych i coraz więcej naszych własnych przekonuje nas, że i Pan, i to o ileż bardziej, jest niezmienny w Swej łaskawej, pełnej mocy odpowiedzi.

Jak wszystko w życiu, tak i te prawdy tutaj dobyte różnie możemy odbierać i potwierdzać. To oczywiste i normalne, bo każdy w niepowtarzalny sposób i własnym rytmem wchodzi w Boży świat. Jedno jest wszelako pewne, że nie ma innej powrotnej drogi do Domu Ojca jak tylko przez słabość i ograniczenia, które sprawiają nam ból i cierpienie. Skoro tak – to ważne jest trafne odczytanie Bożej Mądrości obecnej już nie tylko w atomie i kosmosie, ale i tu, w słabości człowieka i ograniczoności wszystkich ludzkich spraw.

Jeśli udało się nam dotrzeć czy choć zbliżyć się do sensu i piękna Bożej Myśli rządzącej naszą słabością, to starajmy się uczynić ją własną myślą, i to wciąż przenoszoną, na praktyczną regułę zachowania i działania. Ta reguła mogłaby brzmieć tak najprościej: SŁABYŚ?! – to WOŁAJ do PANA!!! Pan zaś słyszy zawsze wołających o pomoc. Pan w słabości podstawia nam coś w rodzaju… trampoliny, z której łatwiej odbić się od… siebie i ziemi ku Bogu!

O tym, że nie pobłądziliśmy w naszym poszukiwaniu, niech upewni nas – w pewnym sensie – to, co w Liście do Hebrajczyków zostało napisane o samym Panu Jezusie:
“Z głośnym wołaniem i płaczem za dni ciała swego zanosił On gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci, i został wysłuchany dzięki swej uległości. A chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał. A gdy wszystko wykonał, stał się sprawcą zbawienia wiecznego dla wszystkich, którzy Go słuchają” (Hbr 5, 7-9).

Krzysztof Osuch SJ

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code