Religia, rozum, człowiek

Człowiek dzisiejszy i religia

Spread the love

“Wiara jest wtedy,
Kiedy ktoś zobaczy
Listek na wodzie
Albo kroplę rosy
I wie, że one są, bo są konieczne”.

Czesław Miłosz

Człowiek dzisiejszy a religia

Dariusz Piórkowski SJ

Artykuł Karla Rahnera SJ, który poniżej omawiam i komentuję, został napisany przed niemal 30 laty. Myślę, że do dzisiaj nie stracił nic ze swej aktualności. Wręcz przeciwnie okazuje się prorockim głosem, który dopiero się wypełnia. Niemiecki teolog zarysowuje zmianę sposobu doświadczania Boga człowieka w epoce techniki. Gwałtowny rozwój naukowy i wzrost twórczości ludzkości powoduje, że dzisiaj inaczej odkrywa się obecność Absolutu – bardziej poprzez ludzkie doświadczenie skończoności i granic wolności, niż na drodze kontemplacji natury i świata.

Uwagi wstępne

Człowiek dzisiejszy (w wąskim znaczeniu) – człowiek, który swoje człowieczeństwo zredukował do jakiejś roli społecznej np. przedsiębiorcy, lekarza, muzyka, księdza, który próbuje scalić swoje życie wokół jakiejś jedynej idei, należącej li tylko do tego świata; który całe bogactwo swojego życia chce sprowadzić do wspólnego mianownika. Jest to pewien typ człowieka ukształtowanego przez konkretną epokę, w jakiej się znajdujemy i całkowicie przez nią pochłonięty. Człowiek, który nie chce być nikim innym, jak właśnie człowiekiem dzisiejszym. Dla niego takie wartości jak: małżeństwo, kultura, przyjaźń, religia stanowią jedynie środki do odgrywania konkretnej funkcji społecznej.

Człowiek dzisiejszy (w szerszym rozumieniu) – człowiek autentyczny, który nie utracił zdolności myślenia i kochania, zna swoje granice, wrażliwy jest na piękno i kulturę, świadom swej śmiertelności i zarazem twórczych mocy, jakie w nim drzemią. Nie traci on wykraczających poza wąskie ujęcie danej epoki cech człowieka jako takiego. Może on  pełnić  określone role społeczne, tyle że  jego odniesienie do nich, nie usuwa w cień lub wypiera innych ważnych elementów jego człowieczeństwa. Człowiek taki wie, że specyfika współczesności, która stara się go wepchnąć w wąskie ramy swojego pojmowania i przydzielić mu z góry ustalone miejsce w świecie, nie określa jeszcze całości jego człowieczeństwa. Człowiek dzisiejszy nie jest nigdy tylko człowiekiem teraźniejszości, lecz potrafi przechodzić ponad nią, chociaż nie ucieka przed stawienia czoła jej wyzwaniom i korzystania z jej dobrodziejstw.

Religia – autentyczny stosunek do Boga jako wszechogarniającej tajemnicy istnienia. Relacja ta nie jest jakimś pobocznym sektorem ludzkiego życia, lecz jego pierwotną, konstytutywną jednością, integrującą różnorodność w człowieku. Jedynie człowiek dzisiejszy w szerokim rozumieniu, czyli taki, który nie uległ skarłowaceniu, jest zdolny otworzyć się na religijne doświadczenie i wejście w relację z Bogiem.

Charakterystyka „dzisiejszości”.

Czym charakteryzuje się epoka współczesna – „dzisiejszość”?

– na plan pierwszy wysuwa się przewrót kopernikański w myśleniu i pojmowaniu rzeczywistości. Chodzi o przejście od kosmocentryzmu do antropocentryzmu. To już nie otaczająca przyroda leży w centrum zainteresowania człowieka. Nie natura określa jego podstawowe odniesienia do świata i do Boga. To sam człowiek stał się nie tylko punktem wyjścia, ale i osią pojmowania rzeczywistości.

– w naszej epoce mamy do czynienia z emancypacją i zachłyśnięciem się pozornie nieograniczonymi możliwościami wolności, a co za tym idzie, gwałtownym wybuchem ludzkiej twórczości. Wprawdzie twórczość owa nie istnieje w postaci czystej tzn. stwarzającej coś z niczego, gdyż podporządkowana jest zawsze czemuś, co obce, dane z góry, to jednak jej rozkwit nie podlega żadnej wątpliwości.

– nauka nie zajmuje się estetyczno-filozoficzną kontemplacją świata, lecz pochłonięta jest niemal zupełnie zadaniem całkowitego ujarzmienia natury.

Jakie są tego konsekwencje?

Dawniej przyroda była dla człowieka czymś władczym, nieokiełznanym, powalającym go na kolana (chociaż od początku starał się ją jakoś ujarzmić i podporządkować). Niemniej jednak  setki pokoleń odnosiło się do niej jakby do bezpośredniego namiestnika Boga, utożsamianego z jego zrządzeniami, stanowiącego z Nim  jedność.

Dzisiaj natomiast (przynajmniej w dość rozpowszechnionym odczuciu), człowiek stał się w stosunku do przyrody jej skutecznym, racjonalnym i planującym panem, ponieważ osiągnął niespotykany jak dotąd pułap własnego rozwoju i zaskakujący poziom racjonalności. Hiszpański jezuita C. Valverde mówi nawet, że ten „proces nie został jeszcze zakończony i że za kilka stuleci ludzie osiągną niewiarygodny stopień rozumności”. Wskutek zdobyczy techniki, nauk szczegółowych świat staje się z wolna obrazem człowieka, jego własnym wytworem, materiałem do obróbki, by mógł on doświadczać siebie w swojej własnej mocy. Świat odsłania się naszym oczom jako owoc gwałtownej ekspresji wolności człowieka (Dla przykładu gdyby ostatnia epidemia choroby SARS wybuchła 100 lat temu, z pewnością pochłonęłaby więcej niż kilka tysięcy ofiar.)

W jaki sposób przemiany te odbijają się na stosunku dzisiejszego człowieka do Boga i religii?

Zanim Rahner przejdzie do przedstawienia skutków dziejącego się w świecie przewrotu, czyni dwa ważne założenia:
–  trzeba zapomnieć o wszelkich marzeniach powrotu do jakiegoś bliżej nieokreślonego stanu natury, w którym wszystko istniało w postaci czystej.  Rozwoju ludzkiej kreatywności nie da się uniknąć, zahamować czy odwrócić jego bieg.
– co więcej, u źródeł tego rozwoju spoczywa wpływ przenikniętego do kultury i myślenia chrześcijaństwa, z uwzniośleniem i uszanowaniem wolności w jego doktrynie, nie mówiąc już o nakazie Bożym: „Czyńcie sobie ziemię poddaną!”. Owej ekspansji ludzkiej twórczości nie można porównywać do staczania się ludzkości po jakimś niebezpiecznym urwisku historii, ponieważ podstawowa tkanka naszych czasów w najgłębszym sensie została ukształtowana przez chrześcijaństwo. Twórczość ludzka w swojej istocie jest czymś pozytywnym, chociaż nie brakuje jej, jak w wielu ludzkich sferach elementu ciemności i błędu. W sumie w chrześcijaństwie chodzi o to, aby człowiek stawał przed Bogiem w poczuciu bycia rzeczywistym podmiotem wolności i współpracownikiem Boga w dziele stworzenia.

Co mówi owa swoistość dzisiejszego człowieka od strony jej relacji z religią?

Paradoksalnie sytuacja ta stwarza poważną przeszkodę na drodze człowieka do Boga. Skoro przyroda nie jest już „miejscem” zamieszkiwania Boga w sposób, który przypisywali Mu nasi przodkowie, to gdzież On się w takim razie podziewa. Wielu wyciąga z tego wniosek, iż jest On nieobecny w naszym świecie. Bóg stał się w odczuciu ludzkim daleki, niedostępny, odgrodzony kolejną przesłoną od świata, ponieważ w przyrodzie ludzkość odkrywa prawa natury i widzi swoje odbicie, jako konsekwencje własnej ingerencji. Świat przechodzi w świat odbóstwiony, sprofanowany tzn., taki, w którego obrębie nie da się tak łatwo utożsamić Boga z jakimkolwiek ze stworzeń lub z jego przejawami. Bóg nie objawia się w wybranych świętych rzeczach, miejscach, czasach, jak głosiły tym religie naturalne. Oczarowanie naukowością przesiewa również przez sito wszelki przekaz Objawienia, które raczej odbierane jest przez wielu jako relikt zaginionej cywilizacji.

Rahner pyta się więc, jeśli tak się rzeczy mają, jeśli nasza europejska cywilizacja trawiona pustką i nieuświadomionymi głodami, w szybkim tempie oddala się od Boga, jeśli kwestii Boga nawet nie śmie się podejmować, twierdząc, iż nie mieści się to w ramach naukowości i zasadniczo nie jest do życia konieczna, to chyba musi się w tym zawierać jakiś pozytywny sens?

Czy wobec tej sytuacji istnieje jeszcze w tym świecie możliwość komunikacji z Bogiem?

Czy istnieją jakieś drogi „nowego” doświadczenia nieuchwytnej, wszechogarniającej tajemnicy? Rahner twierdzi, że tak. Nie tylko człowiek oddala się od Boga, ale w pewnym sensie to również sam Bóg naprowadza człowieka na bardziej wysubtelnione sposoby Jego objawiania. W zwariowanej degrengoladzie duchowej Zachodu nie należy upatrywać jedynie katastrofy i poddawać się zniechęceniu. Bóg w niepojęty dla nas sposób wskazuje nam na pewne „miejsca” i sfery ludzkiej egzystencji, w których zaistnieć może nowa forma spotkania z Jego bliskością. Takimi „miejscami” są między innymi:

– konfrontacja z nie-absolutnością ludzkiej wolności. Człowiek pozostawiony swojej wolności prędzej czy później odkrywa także jej ciemną stronę –nieprzewidywalność konsekwencji swoich decyzji i pytanie o znaczenie wytworów własnej twórczości. Nie jest w stanie zapanować w pełni nad przyszłością. Odkrywa, że jego wolność jest zależna, co z kolei rodzi w nim lęk. Właśnie w tym momencie w człowieku budzi się nagła potrzeba znalezienia jakiegoś punktu oparcia i ostoi dla wolności naznaczonej także zmierzaniem ku przerażającej go, ciemnej i niepewnej przepaści. (Pamiętamy pewnie jak papież wołał na początku swego pontyfikatu: „Nie lękajcie się!”). Człowiek (czy zdaje sobie z tego sprawę czy nie) szuka kogoś, komu może zawierzyć swoją wolę władania i panowania, kto będzie niejako czuwał nad jej skutkami.

– wzrastający ciężar odpowiedzialności w obliczu przejmowania kontroli i współkształtowania rzeczywistości. Nie można sobie pozwolić na dowolność, bo może ona okazać się dla nas zgubna. W pewnym sensie los człowieka wydany jest w jego własne ręce. Dzięki odczuciu brzemienia owej odpowiedzialności istnieje szansa odkrycia powagi ludzkiego istnienia. Skoro tak wiele zostało nam dane, to dlaczego i w jakim celu. Autentyczny i pogłębiony stosunek do Boga składa się właśnie z działających współzależnie: wolności i podejmowanej zań odpowiedzialności.

– twardość, surowość i nieobliczalność świata stworzonego przez człowieka odbija jego własną śmiertelność. Świat zsekularyzowany boli nas, zaprasza do szukania innego „świata”. Przez świat – dzieło naszych rąk, z wszystkimi jego blaskami, ale także tragicznymi przejawami ludzkiego panowania, przeziera nasza skończoność i ograniczoność. Podjęcie i zmierzenie się z tym egzystencjalnym bólem czyni nas uczestnikami śmierci samego Chrystusa.  Śmierć zadomowiła się także w ludzkiej wolności i jego całym potencjale.

Świat nadal pozostanie zsekularyzowany, już chociażby z powodu walki z oporem winy, ale także po to, aby udzielić przestrzeni duchowej dla ludzkiej wolności. Ani Kościół, (chociaż ze swej natury nie zawsze nadąża za przemianami w świecie), ani poszczególny chrześcijanin, nie może się wycofać i odgrodzić od tego świata, od jego niesamowitego pędu do rozwoju, (chociaż czasem wywołuje on w nas tyle lęków i obaw). Zadaniem religii, a więc żywej relacji z Bogiem będzie zatem scalenie ( a nie stopienie i wymieszanie) wyżej opisanej różnorodności doświadczeń (np. dobrodziejstwo, ryzyko i ciemność wolności). Nie chodzi też o przezwyciężenie owego pluralizmu, lecz pozwolenie Bogu na działanie właśnie poprzez niego, jako drogi realizacji nieukończonego projektu, jakim jest sam człowiek.

Komentarz własny

Gdyby tak przyjrzeć się uważniej światu, w którym my obecnie żyjemy, to okaże się, że intuicje i prognozy Rahnera, nie omijają również naszej epoki. Fenomeny, które zarysował w swoim artykule raczej przybrały na sile i pogłębiły swoje oddziaływanie. Najprościej rzecz ujmując, naszej cywilizacji można przypisać stan wzajemnie przenikającego się zagubienia i poszukiwania. A. Whitehead, znany fizyk, stwierdził pewnego razu, iż współczesny człowiek ( pojmując go tutaj bardzo ogólnie) zagubił Boga i nieustannie Go szuka. Rodzi się jednak pytanie: Jakiegoż to Boga zagubiliśmy? Powszechnie wiadomo, że Bóg nie stanowi już dla wielu z nas ostatecznej przyczyny wyjaśniającej świat. W każdym bądź razie nie jest to takie oczywiste. Pytanie o Boga sytuuje się gdzieś na marginesie obecnej myśli ludzkiej. Jeśli już podejmuje się ten temat, Boga określa się raczej jako niedefiniowalną istotę, o której w gruncie rzeczy niewiele możemy powiedzieć. Doświadczenia Holocaustu i totalitaryzmów doprowadziły wielu współczesnych do przekonania, że być może Bóg istnieje, ale jest bezsilny i słaby.

Natomiast mentalność postmodernistyczna nie bez słuszności wieści, iż rzeczywistość, w której egzystujemy jest nieprzenikniona, wielopoziomowa i rozgałęziona. Podlega ona ciągłemu procesowi przemiany i nie jest raz na zawsze uformowana. Na dodatek wielu myślicieli współczesnych argumentuje, że nasze poznanie świata uwarunkowane jest wydatnie przez subiektywne czynniki: wyobraźnia, nasz sposób postrzegania, wolę, uczucia. Prawda, której istnienia nie należy wykluczać, jest w gruncie rzeczy niedostępna, ponieważ nie istnieje nic pewnego i stałego na tym świecie. Nie wierzy się już dzisiaj w jakąś ideę idei, w jakiś jeden początek wszystkiego. W dużo większym stopniu poruszamy się w światopoglądowym i pluralistycznym „supermarkecie”.

Podobnie jak za czasów Rahnera można powiedzieć, że obecne myślenie i postęp naukowy zwraca naszą uwagę na wielostronność ludzkiej natury, podkreśla wielowymiarowy charakter rzeczywistości, co prowadzi niewątpliwie do większej kreatywności i odpowiedzialności. Drugą stroną medalu jest jednak rodzące się u wielu osób egzystencjalne poczucie niepewności. W wielości poglądów, które zdają się być równowartościowe, zaczyna dotkliwie brakować punktu odniesienia. Nie wiadomo w oparciu. o kogo lub co, dokonać wyboru, jakie kryteria zastosować. Dlatego wielu współczesnych także i w naszym kraju ogarnia niepewność i poczucie utraty orientacji, kiedy pytają: „Kim ja tak naprawdę jestem? Czego chcę i co mam wybrać?” Właśnie przez te pytania przejawia się ukryta tęsknota za Bogiem. Jeśli do tego dołoży się niemal stały wpływ mediów, które poprzez wybiórczość informacji próbują zrodzić w nas wrażenie, że zło bezpardonowo króluje na tym świecie, to czy można pośrodku tego w ogóle pytać się o Boga? Jeśli poważnie zastanowić się nad obrazem okrucieństwa i zła w świecie, to od razu narzuca się myśl: Boga w nim nie ma. A jeśli już jest, to kim On tak naprawdę jest, skoro pozwala na terroryzm, niesprawiedliwość, gwałt i ludzką nędzę?

Idąc za spostrzeżeniem Whiteheada można powiedzieć, że zagubiliśmy Boga, który w naszym mniemaniu powinien być do naszej dyspozycji, który powinien rozwikłać wszystkie zagadki  tego świata, który powinien przybyć na każde nasze zawołanie i naprawiać wszelkie ludzkie błędy i porażki. Utraciliśmy Boga, któremu chętnie przypisalibyśmy winę i odpowiedzialność za nasze błąkanie się i tragiczne w skutkach odczłowieczenie. Zagubiliśmy Boga, którego łatwo mogliśmy powiązać z takim lub innym bytem, zmieścić go w ładnie brzmiącej i zgrabnej definicji. Może w owej duchowej pustce i pozornej nieobecności Boga, jak argumentuje Rahner, leży nasza jedyna szansa. Może musimy jako jednostki i społeczeństwa przejść przez to bolesne oczyszczenie, w którym na czoło wysuwa się oddalenie się Boga od nas. Może owa emancypacja człowieka ma ukazać mu, że na próżno próbuje dorównać Bogu.

W końcu wydaje się, że Bóg prowadzi nas ku zupełnie nowym doświadczeniom Jego obecności, których nawet nie możemy przeczuć. Na pytanie: Jakiego to Boga szukamy?, pewnie nie znajdziemy dzisiaj łatwej odpowiedzi. A może Bóg nie chce, abyśmy Go utożsamiali z tym lub owym. Może ma pozostać dla nas właśnie bliski, ale jednak Inny, niedający się wtłoczyć w nasze kategorie? Może dopiero za jakiś czas odkryjemy w sobie takie przestrzenie, w których ta nowa jakość spotkań z Bogiem będzie dla nas dostrzegalna? Może one się dopiero tworzą? Tak czy owak, można chyba powiedzieć, że mieliśmy i będziemy mieć nadal do czynienia z Bogiem tajemnicą, chociaż tak często o tym zapominamy.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code