Tolerancja czy nieroztropna pobłażliwość?

[play=Mellibruda.mp3]

Istotą tej tolerancji, która jest potrzebna i możliwa, jest nie tyle „miłość bliźniego”, ile zdolność do powstrzymywania odruchów nienawiści, wrogości, odrzucania, deprecjonowania i poniżania tych, którzy wzbudzają w nas negatywne reakcje emocjonalne, swoją odmiennością, postawami lub poglądami. Czy gniew doświadczany wobec kogoś, kto krzywdzi innych świadczy o braku tolerancji? Czy negatywna ocena złego postępowania i postulowanie kary świadczy o braku tolerancji? Czy niechęć do kontaktów z osobą, która tak postępuje świadczy o braku tolerancji? Moja odpowiedź na te pytania jest negatywna.

 

1. Wydaje się, że użyteczność poznawcza kategorii „tolerancja” sprawdza się szczególnie w okolicznościach, w których pojawiają się negatywne postawy i zachowania wobec ludzi atakowanych ze względu na swoją odmienność, czemu jednak nie towarzyszą złe czyny skierowane przeciwko atakującym. Próby psychologicznego wyjaśniania braku tolerancji wobec innych ludzi prowadzą przede wszystkim do specyficznych schematów umysłowych i emocjonalnych związanych z lękiem i wrogością wobec osób postrzeganych jako zagrażające swą odmiennością. Automatyzm zamieniania własnego niepokoju i lęku na wrogość oraz próby agresywnego wykluczania są stosunkowo łatwe do wyjaśnienia. Bardziej skomplikowane mogą być przyczyny doświadczania cudzej odmienności jako zagrożenia. Nietolerancja jest formą wrogości wobec obcych, których obecność jest w jakiś sposób zagrażająca. Towarzyszy ludziom od niepamiętnych czasów. Jest zakorzeniona w autorytarnych wzorach osobowości i w dogmatycznym myśleniu, które opiera się na czarno-białych kategoriach opisywania innych ludzi, preferuje podziały na swoich i obcych oraz promuje postrzeganie obcych jako wrogów. Nietolerancja często jest legitymizowana przez konstruowanie pseudoracjonalnych uzasadnień dla prób wykluczania i dyskryminacji. Jest podsycana kompleksami i niepewnością wobec własnej wartości oraz deficytem szacunku dla samego siebie u osób, które deprecjonują i wykluczają innych. Często zdarza się, że tendencja do reagowania nietolerancją jest pobudzana i wykorzystywana przez polityków, którzy w ten sposób kanalizują niepokoje i frustrację wielu ludzi i zamieniając te emocje na postawy wrogości oraz uprzedzenia do innych, ukierunkowują ich do walki ze swoimi przeciwnikami.

   Ankieta_ID=201805#

2. Moje dalsze uwagi, stosownie do zaproszenia organizatorów debat, dotyczyć będą problematyki tolerancji w odniesieniu do osób uzależnionych od alkoholu. Jest to obszar znany mi profesjonalnie i osobiście oraz posiadający specyfikę nieco odmienną niż problemy narkomanii i HIV. Zacznę od próby wyjaśnienia tego, co zdaniem specjalistów należy uznawać za uzależnienie, ponieważ bardzo często uzależnienie jest mylnie utożsamiane z różnymi zachowaniami i postawami przejawianymi przez osoby uzależnione. Istotą uzależnienia jest znaczący deficyt/brak samokontroli nad zachowaniem powodującym szkody – człowiek robi często coś, co powoduje szkody, mimo tych szkód robi to dalej, a próby powstrzymywania się od tego, co robi, przynoszą niepowodzenia. W przypadku uzależnienia od alkoholu oznacza to brak skutecznej kontroli nad takim piciem alkoholu, które przynosi szkody. Szkody te mogą mieć dwojaki charakter – biologiczną destrukcję organizmu oraz destrukcyjne zachowania związane z piciem. Należy jednak podkreślić, że szkody te mogą występować także u osób, które nadużywają alkoholu, chociaż nie są uzależnione. W wielu przypadkach granica między uzależnieniem a szkodliwym piciem przez osoby nieuzależnione jest trudna do precyzyjnego ustalenia.

3. Uzależnienie od alkoholu jest zjawiskiem chorobowym, które jest klasyfikowane w systemach diagnostycznych stosowanych w medycynie. Nie stanowi jednak usprawiedliwienia dla karalnych lub nagannych zachowań podejmowanych przez osobę uzależnioną. Wiele czynów i postaw związanych ze stanem nietrzeźwości zasługuje nie tylko na negatywną ocenę ze strony innych ludzi, ale także wymaga zewnętrznych interwencji przykrych dla człowieka, który je przejawia. Rozważając zagadnienie tolerancji w tym kontekście, należy więc zdecydować, czy mówimy o tolerancji wobec osoby uzależnionej w oderwaniu od jej postępowania i postaw, czy koncentrujemy się właśnie na tym, co ta osoba robi w kontaktach z innymi ludźmi i w różnych sytuacjach społecznych. To bardzo istotna różnica. Jednak praktyka dokonywania tego różnicowania jest skomplikowana i trudna. Trudno jest podchodzić tolerancyjnie do jakiejś osoby, pomijając formy i skutki jej postępowania, które tworzą zagrożenie osobiste, godzą w uniwersalne wartości i normy społeczne. Patologiczne mechanizmy uzależnienia tworzą potężne zniekształcenia świadomości i myślenia osoby uzależnionej, która stanowczo zaprzecza faktowi własnego uzależnienia i broni się przed perspektywą leczenia i abstynencji. W większości przypadków zewnętrzna presja wywierana na nią wydaje się bardzo potrzebna do podjęcia decyzji o rozpoczęciu terapii. Tworzenie w Polsce klimatu współczucia dla osób uzależnionych od alkoholu wydaje mi się niestosowne.

4. Znam jednak dobrze takie miejsce lub typ sytuacji, w którym trudności z tolerancją wobec osób uzależnionych są skutecznie przezwyciężane. Myślę o miejscach, w których jest prowadzona profesjonalna terapia uzależnienia lub w których spotykają sie grupy wzajemnej pomocy Anonimowych Alkoholików związane z programem 12 Kroków. W tych miejscach powszechnie występuje nie tylko tolerancja wobec osoby uzależnionej, ale także życzliwość, akceptacja i szacunek dla osób angażujących się w zorganizowany wysiłek mający na celu uwolnienie się spod wpływów tej choroby. Skuteczne oddziaływania inicjujące i wspierające proces zdrowienia osób uzależnionych od alkoholu oparte są na osobistych relacjach między osobą chorą i osobą pomagająca oraz na jej oddziaływaniach psychologicznych. Bez akceptacji i szacunku w tych relacjach pomoc byłaby niemożliwa. Oczywiście, sprawa szkodliwych i nagannych czynów popełnianych przez osoby uzależnione pojawia się w trakcie pracy psychoterapeutycznej, ale osoba pomagająca koncentruje się na rozwijaniu zdolności pacjenta do zmiany swego postępowania w zupełnie inny sposób niż przy pomocy zawstydzania, odrzucania czy potępiania. Powstrzymywanie się od reakcji, które można by uznać za przejaw trudności z tolerancją, czasem rodzi istotne trudności dla osoby pomagającej, ponieważ osoby uzależnione nieraz popełniały na przykład bardzo brutalne i drastyczne akty przemocy fizycznej i seksualnej wobec swych dzieci i partnerek. W zespołach terapeutycznych w placówkach odwykowych jest dość dużo osób, które w przeszłości osobiście doznawały takich szkód ze strony upijających się rodziców lub partnerów. Jednak odpowiednie szkolenie, praca nad uświadomieniem sobie i złagodzeniem traumatycznych doświadczeń z przeszłości oraz etos zawodu psychoterapeuty pomagają na ogół w przezwyciężeniu tego typu trudności z tolerancją i szacunkiem wobec uzależnionych pacjentów. Należy jednak podkreślić, że w placówkach terapeutycznych i na mityngach AA osoby uzależnione nie zachowują się w sposób powodujący cierpienia innych ludzi i szkody.

5. Myślę jednak, że organizatorów debat o tolerancji oraz opinię publiczną bardziej interesuje problematyka tolerancji wobec osób uzależnionych od alkoholu funkcjonujących w innych miejscach niż placówki terapii uzależnienia. Dane szacunkowe wskazują na blisko milion dorosłych osób w Polsce, które można uznać za uzależnione od alkoholu, oraz na dwa/trzy miliony osób, które nadużywają alkoholu w taki sposób, że powoduje to trudne sytuacje rodzinne, społeczne i zawodowe. Oznacza to, że wiele milionów osób w Polsce, prawdopodobnie większość populacji dorosłych i dzieci, „miewa okazje” doświadczania negatywnych konsekwencji nietrzeźwego zachowania. Ludzie niebędący specjalistami na ogół nie potrafią precyzyjnie odróżnić osoby uzależnionej od „pijaka”. „Nietrzeźwa” przemoc w rodzinie, agresywne i nieobyczajne czyny w miejscach publicznych, nietrzeźwi kierowcy, wypadki w pracy, alkoholowe załamywanie się karier zawodowych i edukacyjnych itp., to przykłady postępowania, które wzbudza i powinno wzbudzać negatywne reakcje poszczególnych osób, opinii społecznej oraz odpowiednich służb i organizacji.

6. Jak w związku z tym należy rozumieć zagadnienie tolerancji wobec osób, które tak się zachowują?

Deklaracja Zasad Tolerancji przyjęta 15 lat temu przez państwa członkowskie ONZ mówi m.in. że „[…] tolerancja jest aktywną postawą, do której prowadzi uznanie powszechnych praw człowieka i fundamentalnych swobód innych. W żadnych okolicznościach nie może być wykorzystywana, aby usprawiedliwiać naruszanie tych fundamentalnych wartości”.

Wydaje się więc oczywiste, że postulowanie tolerancji wobec osób uzależnionych nie powinno dotyczyć zachowań i czynów, które naruszają różne dobra i wartości innych osób oraz wartości i normy, które są powszechnie akceptowane dla dobra społeczności. Tym, co rodzi trudności dla tolerancji, jest bowiem nie ich „odmienność”, tylko szkodliwość ich postępowania.

7. Czy w Polsce obserwujemy deficyt tolerancji wobec osób uzależnionych? Czy powinno być jej więcej czy mniej? Jakie argumenty przemawiają za ewentualnymi zaleceniami w tej sprawie?

Organizatorzy debat proponują utożsamianie tolerancji z „zsekularyzowaną społeczną miłością bliźniego” oraz dodają, że chodzi tutaj o „relację, postawę i stosunek szacunku i życzliwości wobec osób i grup, których nie umiemy spontanicznie kochać, akceptować, szanować i tolerować, ponieważ są od nas odmienni, stanowią mniejszość, są słabsi społecznie, edukacyjne, czynią według nas coś złego, ulegają słabościom”. Zdaniem organizatorów debat, na pewno należy postulować tak rozumianą tolerancję wobec osób uzależnionych. Trudno mi uznać to przekonanie za pożyteczne i uzasadnione. Traktowanie uzależnienia jako „słabości, której się ulega”, jest dezorientującą i nietrafną metaforą.

8. W fazie rozważania swojego udziału w debacie o tolerancji rozpoznałem istotne trudności w posługiwaniu się przeze mnie taką definicją tolerancji do opisu psychospołecznych aspektów rzeczywistości oraz wyraziłem swoją wątpliwość dotyczącą jej użyteczności do analizy złożonych aspektów tej problematyki. W trakcie pracy nad tym tekstem te wątpliwości nadal są obecne. Jestem psychologiem i psychoterapeutą oraz nauczycielem psychoterapeutów. W sytuacjach gdy wypowiadam się na tematy dotyczące życia i postępowania ludzi, mam więc skłonność do przekładania pojęć zaczerpniętych z rozważań i tekstów ideologicznych lub filozoficznych na język i rzeczywistość osobistego doświadczania i międzyludzkiej komunikacji. Takie określenia, jak „spontaniczne kochanie kogoś”, „szanowanie i akceptowanie kogoś”, rozumiem raczej w kategoriach zjawisk i faktów psychologicznych niż postulatów ideologicznych czy moralnych. Postulaty ideowe dotyczące tych faktów są mi bliskie, ale gdy mam wypowiadać się na temat rzeczywistości, to staram się różnicować między tym, „co jest”, a tym „co powinno być”, albo tym, „co byłoby dobrze, gdyby było”. Pojawia się więc pytanie o realistyczne powody lub osobiście dostępne ludziom źródła doświadczania Miłości, Akceptacji i Szacunku wobec kogoś, kto bije, gwałci, poniża, wykorzystuje, porzuca itp.

9. Opowieści o żywotach świętych, uznanych lub cichych, wskazują, że jest to możliwe. Obserwacja życia codziennego pokazuje, jak rzadko to się zdarza, oraz nasuwa wątpliwości dotyczące ewentualnego wymagania czy moralnej powinności takich dokonań. Są ważne powody moralne i psychologiczne, by zalecać powstrzymywanie się od nienawiści i zemsty wobec tych, którzy nas krzywdzą i napastują. Ale czy jedyną godziwą moralnie lub religijnie alternatywą wobec nienawiści są miłość i szacunek? Z pewnością w tej sprawie istnieją różne stanowiska. Mój stosunek do tej sprawy nie jest ekstremalny, a doświadczenie wskazuje, że „dobrzy ludzie” powinni umieć się bronić i interweniować oraz że nie muszą kochać i szanować tych, którzy ranią i poniżają. Tak więc wydaje mi się, że istotą tej tolerancji, która jest potrzebna i możliwa, jest nie tyle „miłość bliźniego”, ile zdolność do powstrzymywania odruchów nienawiści, wrogości, odrzucania, deprecjonowania i poniżania tych, którzy wzbudzają w nas negatywne reakcje emocjonalne, swoją odmiennością, postawami lub poglądami. Czy gniew doświadczany wobec kogoś, kto krzywdzi innych świadczy o braku tolerancji? Czy negatywna ocena złego postępowania i postulowanie kary świadczy o braku tolerancji? Czy niechęć do kontaktów z osobą, która tak postępuje świadczy o braku tolerancji? Moja odpowiedź na te pytania jest negatywna.

10. Jak odróżniać pożądaną tolerancję od nieroztropnej pobłażliwości wobec złych czynów? Jakie znaczenie może mieć określenie „tolerowanie złego postępowania”? Czy można własnym postępowaniem zredukować podstawy do bycia szanowanym i akceptowanym? Czy na szacunek należy sobie jakoś zasłużyć, czy też można liczyć na „miłość bliźniego”? Warto stawiać sobie i innym takie pytania, nie oczekując gotowych i powszechnie obowiązujących odpowiedzi. Gdyby pytanie o rozmiary tolerancji wobec osób uzależnionych w Polsce zamienić na pytanie o rozmiary pobłażliwości lub tolerowania ich destrukcyjnego zachowania, to prawdopodobnie byłoby wiele powodów, by zalecać zmniejszenia tolerancji wobec zachowania osób nietrzeźwych w naszym kraju – zarówno tych, którzy są uzależnieni, jak i tych, którzy „tylko się upijają”. Nadużywanie alkoholu bardzo często jest traktowane jako okoliczność „częściowo usprawiedliwiająca” lub łagodząca negatywną ocenę czyjegoś postępowania. Określenie „on to zrobił po pijanemu” często sugeruje, że człowiek ten „nie był sobą”, „że alkohol źle na niego wpłynął” itp. Z drugiej strony upijanie się często jest „półświadomym sposobem” na zrobienie czegoś, co na trzeźwo byłoby zbyt naganne – ludzie często upijają się, by zrobić coś, co na trzeźwo byłoby niestosowne nawet z perspektywy ich własnego sumienia.

11. W Polsce przybywa ludzi uzależnionych, którzy utrzymują abstynencję od alkoholu dzięki profesjonalnej terapii i programowi 12 Kroków AA. Starają się zmieniać swoje życie, naprawiać szkody i krzywdy, które wyrządzili, oraz często angażują się w pomaganie innym. Szacunek, akceptacja i życzliwość wobec tych osób nie sprawiają trudności, a problem tolerancji wobec nich wydaje się chyba bezprzedmiotowy. Coraz częściej osoby uzależnione utrzymujące abstynencję mówią innym o swoich problemach i o drodze, którą odbyli, uwalniając się od nałogu. Wpływa to motywująco na tych, którzy tę drogę mają jeszcze przed sobą, oraz zmienia na lepsze postawy społeczne wobec tych, którzy skutecznie zmagają się z tą chorobą. Wydaje się, że konstruktywne nastawienie do osób uzależnionych powinno obejmować zarówno brak tolerancji wobec tych ich zachowań, którą są szkodliwe, jak i szacunek i uznanie wobec wysiłków związanych z trzeźwością i próbami zmiany na lepsze swego życia.

12. Na zakończenie powrócę jeszcze do rozważań ogólnych, od których zaczynałem swoją wypowiedź. Tolerancja jest powszechnie uznawana za bardzo wartościową postawę. Podzielam to przekonanie. Powinniśmy jednak odróżniać postawy wobec odmienności poglądów, tożsamości, systemów wartości od postaw wobec sposobu postępowania i czynów, która naruszają wartości lub krzywdzą innych. Czy pochwała i ogólne zalecanie tolerancji to użyteczne remedium na liczne niestety przejawy faktycznej nietolerancji? Więcej mam wątpliwości niż wsparcia dla tego zamierzenia. Dotyczy to również utożsamiania tolerancji z „miłością bliźniego w formie zsekularyzowanej”. Czasem potrzebna jest nietolerancja dla nietolerancji. Częściej potrzebne jest rozpoznawanie i korygowanie takich sposobów myślenia o ludziach, które prowadzą do nietolerancji, oraz tworzenie okazji do takich kontaktów między ludźmi, w których można przezwyciężać uprzedzenia i obawy. Proponuję odróżniać szacunek dla ludzi od tolerancji. Potrzebne jest i jedno i drugie.

 

Zobacz też teksty pozostałych autorów:

 

Ks. Arkadiusz Nowak, Pozytywna postawa troski o narkomana

Tomasz Harasimowicz, Narkoman wygląda jak każdy z nas

 

Anne Wilson Schaef, Czy Kościół jest instytucją sprzyjającą uzależnieniom?

Kazimierz Juszczak, Za bardzo byłem tolerowany

 

POL_TOLERANCJA_debata05.jpg

 

6 Comments

  1. Kazimierz

    Brawo!

    Bardzo dobry tekst, dotyka sedna sprawy. Trochę szkoda, że nie wspomniał Pan o innych terapiach niż np. Teen Challenge; terapie chrześcijańskie opierające się na trzeźwieniu i zmianie życia w oparciu o Słowo Boże.

    Na zachodzie Europy jest wiele takich ośrodków, czy też w USA –  w Polsce również powstają i funkcjonują z dużą skutecznością.

    KJ

     
    Odpowiedz
  2. placownik

    Słabość refleksji nad definicją

    Zamiast motta: "Proponuję odróżniać szacunek dla ludzi od tolerancji

     Ten tekst, jak chyba żaden inny, pokazuje potrzebę głębszej refleksji nad samą definicją pojęcia. W zasadzie większość dyskutantów posługuje się własną definicją rzadko jednak ją werbalizując. Czy to z obawy przed arbitralnym narzucaniem jej innym? Nie wiem.

    To, że uzgodnienie jednej, wspólnej definicji nie jest możliwe, jest dla mnie oczywiste. Warto byłoby jednak ustalić przynajmniej wspólne kryteria, które taka definicja winna byłaby spełniać, aby być użyteczną do czegoś więcej, niż tylko do prowadzenia akademickich dyskusji.      

     
    Odpowiedz
  3. quqzar

    Więcej tolerancji dla “tolerancji”

    Mądry tekst, szeroko i niebanalnie dotykający tematu. Gratuluję Autorowi.

    Co do komentarza dotyczącego słabości refleksji nad definicją: trochę się z tym zgadzam, a trochę nie. To prawda, że wielu dyskutantów beztrosko przeskakuje nad tym problemem i zachowuje się tak, jakby ich rozumienie tolerancji było uniwersalne. Ale te "akademickie dyskusje" też mają swoją wartość. Pokazują między innymi, jak różnorodne są interpretacje pojęcia "tolerancja" (które samo w sobie jest przecież tylko ciągiem liter) oraz jak odmienne punkty widzenia na te same problemy z nich wynikają. Gdybyśmy próbowali zdefiniować "tolerancję" w sposób bardziej ścisły, zyskalibyśmy może na precyzji, ale raczej stracilibyśmy na otwartości kulturowej i światopoglądowej (inne sposoby rozumienia "tolerancji" niż nasz byłyby – chyba bezpodstawnie – wykluczone).

    Mówiąc krótko i przewrotnie: proponuję więcej tolerancji dla sposobu, w jaki dyskutanci traktują samo pojęcie "tolerancja". Pozdrawiam 🙂

     

     
    Odpowiedz
  4. Malgorzata

    Tolerancja wobec współuzależnionych

     Owszem, debaty Tezeusza to trochę akademicka dyskusja i ustalenie metodologicznych ram jest jedną z jej zasadniczych części. Jednak zwłaszcza takie tematy jak ten o tolerancji wobec uzależnień proszą się po prostu o większy kontakt z rzeczywistością, z codziennym doświadczeniem.

    Myślę, że tekst profesora Mellibrudy skłania właśnie do takich pytań, które wiele osób musi sobie po prostu boleśnie stawiać w swoich osobistych relacjach, a które zarazem mają ogólniejszy sens.

    Czy gniew doświadczany wobec kogoś, kto krzywdzi innych świadczy o braku tolerancji? Czy negatywna ocena złego postępowania i postulowanie kary świadczy o braku tolerancji? Czy niechęć do kontaktów z osobą, która tak postępuje świadczy o braku tolerancji?

    To są pytania o to, jak radzić sobie ze złem w ogóle w świecie. Tyle że osoby mające uzależnionych w swoim otoczeniu albo osoby współuzależnione trenują je na własnej skórze (często bardzo dosłownie). 

    Dodam, że trochę zabrakło mi w głosach ekspertów właśnie problematyki współuzależnionych. Czy potrafimy być wobec nich tolerancyjni? Czy nie przerzucamy zbyt pochopnie winy za uzależnienie na współuzależnioną żonę, matkę itp.? Czy nie "dokładamy" takiej osobie niekonstruktywną krytyką? Czy potrafimy wspierać takie osoby w sytuacjach, gdy muszą pozwolić "swojemu" uzależnionemu sięgnąć dna?

     
    Odpowiedz
  5. maciejasmcb

    Czym jest MIŁOŚĆ?

    Witam serdecznie i dziękuję za ten ciekawy i bardzo ważny artykuł. Uważam, że słowo tolerancja jest w dzisiejszych czasach bardzo nadużywane. Rzeczywiście-tolerancja to nie pobłażliwość. Jan Paweł II mówił: "Musicie od siebie wymagać, nawet wtedy, gdy inni od was nie wymagają". Moim zdaniem tym bardziej trzeba wymagać od osób uzależnionych, wspierać, pomagać i wymagać..a nie pobłażać. Opiekuję się dziećmi, które w wielu wypadkach są ofiarami osób uzależnionych. Próbuję też pracować z ich rodzinami. Wiem jak trudno jest mieć pozytywne odczucia wobec ludzi, którzy krzywdzą niewinne dzieci. Mam jednak trochę odmienne zdanie niż Pan Profesor,a może chodzi tylko o kwestię nazywania pewnych rzeczy. "Są ważne powody moralne i psychologiczne, by zalecać powstrzymywanie się od nienawiści i zemsty wobec tych, którzy nas krzywdzą i napastują. Ale czy jedyną godziwą moralnie lub religijnie alternatywą wobec nienawiści są miłość i szacunek?" Może tutaj trzeba by sobie wyjaśnić tak podstawową rzecz-czym jest miłość? Moim zdaniem kochać bliźniego,to wcale nie oznacza, że każdy człowiek,także ten krzywdzący, poniżający itd-ma być moim przyjacielem,kimś bardzo bliskim. Kochać-to nie odczuwać nienawiści do drugiego człowieka, nie życzyć mu źle, nie poniżać i nie krzywdzić, czyli po prostu-nie odpłacać tym samym. Naszym zadaniem jest wspierać-mądrze i fachowo, aby pomóc człowiekowi wyjść z uzależnienia, a przede wszystkim nie dopuszczać, aby krzywdził swoich bliskich. Wydaje mi się, że to-jako chrześcijanie potrafimy zrobić-z Bożą pomocą oczywiście:)

     
    Odpowiedz
  6. 1440minut

    Nie można zawężać pojęcia osoby uzależnionej.

    Znamienita część dyskusji poświęcona jest tolerancji względem osób uzależnionych i trwających w nałogu. Sądzę, że takie założenie bardzo zawęża problem. Skupię się na tym uzależnieniu, które znam najlepiej: alkoholiźmie. Mam na imię Kajetan, mam 24 lata i jestem trzeźwiejącym alkoholikiem.

    W okół nas funkcjonuje wiele osób dotkniętych chorobą, ale zachowujących trzeźwość. Celowo używam tutaj słowa trzeźwość zamiast abstynencja. Trzeźwość rozumiem jako zachowanie abstynencji oraz skorygowanie szerokiej gamy dysfunkcji psychofizycznych, które są następstwem i częścią uzależnienia (emocje, sfera myśli, tożsamość, poczucie własnej wartości, kwestie zdrowia fizycznego itd.).

    Abstynencja jest wierzchołkiem góry lodowej. Z jednej strony: na pewnym etapie drogi do trzeźwości przestaje być kluczowym problemem. Z drugiej: zawsze jest podstawą, bazą do zdrowienia. Fundamentem bez którego praca nad sobą nie jest możliwa i może bardzo szybko legnąć w gruzach.

    Dla osoby uzależnionej w tym i dla mnie alkohol nie jest i nigdy nie będzie obojętny.  Nigdy. Zawsze z czymś nas zostawia. Niezależnie czy jest to reklama piwa w telewizji czy widok kolegi wznoszącego toast. Z czasem uczymy się z tym żyć. Mechanizm uzależnienia jest dożywotnio zapamiętywany przez mózg. Przyjęcie i zaakceptowanie tej prostej prawdy dla alkoholika bywa niezwykle trudne, a często (tak było w moim przypadku i w przypadku większości znanych mi alkoholików) okupione dużym cierpieniem.

    Konsekwencją tego jest konieczność zmiany stylu życia. I tu pojawia się problem tolerancji. Z mojej perspektywy (podkreślam: perspektywy osoby uzlaeżnionej, która funkcjonuje w terapii i trzeźwieje) problem kluczowy. Otóż niemal w każdej sferze życia spotkałem się z aktami nietolerancji dla swojej choroby. Mam świadomość i przekonanie, że brak tolerancji nie wynika ze złej woli ale raczej z niedoinformowania czym jest uzależnienie. Brak wiedzy często rodzi strach, niezdrową ciekawość i pochopne oceny.

    Niech przemówią dwa, proste przykłady:

    W środowisku rodzinnym mojej żony alkohol jest obecny. Rodzina jest zdrowa. Alkohol pojawia się tam okazyjnie  Mój przyjazd zawsze był okazją do tego aby się napić. Dzisiaj jest to dla mnie sytuacja podwyżsonego ryzyka. Specyfiką uzależnienia jest to, że kontakt z miejscem w którym piłem, wspomnieniami, może rodzić i zwykle rodzi głód alkoholowy: silną potrzebe napicia się. Dom teściów jest takim miejscem – wyzwalaczem. To nie ich wina. Asertywnie i na tyle, na ilę potrafię z szacunkiem i empatią informuję o tym. Przyjęcie przykrej informacji o moim uzależnieniu jest trudne. Słyszę o tym, że przesadzam, że każdy student pije (jaka okropna generalizacja!), a terapia to fanaberia. Przecież nikt nie będzie mnie namawiał skoro nie chcę.

    Rzecz w tym, że jestem chory i moje „chcę czy nie chcę” na pewnym etapie rozwoju głodu alkoholowego nie bedzie miało nic do powiedzenia. Moja postawa (odmowa odwiedzin) odbierana jest jako afront i rodzi frustrację. Uważam, że jest to zachowanie nietolerancyjne.

    Nowe miejsce pracy. Nowe media, kreacja, reklama, nowe technologie, duży dynamizm, młodzi ludzie. Wydawać by się mogło ludzie świadomi. Z nieograniczonym dostępem do informacji.

    Impreza integracyjna. I znów: dla mnie, alkoholika, to sytuacja zagrożenia. To  kontakt z ludźmi pijącymi, alkoholem, atmosferą, która towarzyszyła mojemu dawnemu piciu. Wiem z doświadczenia, że wcześniej czy później obudzi to we mnie głód alkoholowy, a każdy głód niesie ryzyko sięgnięcia do alkoholu. Odmawiam i uciekam się do „względów zdrowotnych”. Rodzi to niezdrową ciekawość i stos powracający pytań. Obawiam się, że udzielenie informajci o moim alkoholiźmie (co z pewnością pomogłoby mi zachować trzeźwość) spowoduje przykre konsekwencje. Być może, mimo kompetencji, kluczowe projekty nie będą mi powierzane ponieważ pojawi się ryzyko, że zapijając zwyczajnie nie dotrzymam terminów.

    Co ciekawe: kiedy ktoś mówi, że nie pije np. Kawy lub nie słodzi zostaje to przyjęte naturalnie, a często z poklaskiem.

    Powinienem i chcę unikać kontaktu z alkoholem. Społeczeństwo mi tego zdecydowanie nie ułatwia. Obserwuję szerokie spektrum reakcji, kiedy informuję kogoś o tym, że nie piję i/lub jestem uzależniony. Zawsze jest to duże zdziwienie. Funkcjonuje stereotyp alkoholika-degenerata, który  codziennie pije i po równi pochyłej stacza się do smutnego końca. Owszem, są wśród nas tacy cierpiący ludzie, ale wcale nie stanowią większości.

    Specyficzna kultura picia: imprezy integracyjne, załatwianie większości spraw w towarzystwie alkoholu, świętowanie wszelkich smutków i radości nad szklanką piwa, życie towarzyskie kręcące się wokół alkoholu to, moim zdaniem, największy przejaw nietolerancji dla osób uzależnionych. Abstynencja niesie ryzyko postawienia się na marginesie.

    Z drugiej strony jest to po prostu szansa. Wytrwałość w trzeźwości rodzi, moim zdaniem, słuszny szacunek. Bo to wysiłek. Na początku wbrew sobie, później wbrew wszystkim innym. Co nie zmienia faktu, że jesteśmy często zmuszeni zdorwieć w bardzo niesprzyjających warunkach.

    A Kościół i wiara? Kiedyś uważałem się za osobę głęboko wierzącą. Dzisiaj stoję gdzieś na pograniczu wiary i niewiary, chociaż coraz częściej doświadczam obecności Boga. Miałem to nieszczęście, że w mojej przestrzeni wiary akcentowano bardzo często ofiarę, potrzebę dawania się innym, pokutę i siłę oczyszczającego cierpienia. Jednostronnie. My, alkoholicy, często bywamy  spolaryzowani – nie zgadzamy się bo… się nie zgadzamy. Wielku kapłanów przemawia „z mocą autorytetu”. Tyle, że podstawą tego autorytetu nie jest doświadczenie, miłość, troska, a jedynie przywolenie społeczne na „bycie ważnym”.

    Alkoholicy to często ludzie bardzo, bardzo wrażliwi. Wyczuwamy w innych to, co nas samych bardzo dotyczy: brak spójności. Na początku swojego trzeźwienia reagowałem alergicznie na kapłańskie mądrości. Zwyczajnie złościło mnie to, że chce mnie pouczać człowiek, który nie musi troszczyć się o byt materialny, funkcjonuje w instytucji, która bardzo mocno wewnętrznie się wspiera i tworzy bufor bezpieczeństwa dla błędów i wypaczeń swoich funkcjonariuszy. Bardzo cierpiałem i potrzebowałem czasu, a nie frazesów i wyświechtanych mądrości. Przykre jest, że wśród wielu kapłanów pokutuje brak wiedzy i zamiast doradzić terapię, wskazać drogę, chcą od razu mówić o Bożej miłości, potrzebie pokuty i nawrócenia. A to trochę tak jakby choremu na padaczkę podczas ataku powiedzieć, że powinien przystąpić (tu i teraz!) do spowiedzi.

    Rzeczywistość nie jest jednak zero-jedynkowa. Z życzliwością patrzę na Kościół, który wyszedł naprzeciw uzależnionym kapłanom. Ci, zamiast wina, mogą sprawować eucharystię przy soku gronowym. To druga strona medalu, która świadczy o dojrzałości o tolerancji Kościoła względem osób uzależnionych.

    Dzisiaj, choć nadal często mam watpliwości czy Bóg istnieje, nabieram przekonania, że właśnie wtedy, na początku, był On ze mną szczególnie intensywnie. Wydaje mi się jednak, że nie docierał do mnie przez swoich kapłanów a najczęściej przez drugiego, cierpiącego alkoholika, przyjaciela w cierpieniu i przez bliskich, którzy wykazali wolę do wysłuchania, ale i zgłębienia samego tematu mojej choroby. Ogromną rolę odgrywała i odgrywa niezwykle fachowa i skuteczna pomoc terapeutów i lekarzy, którzy mi pomagają. Żona uświadamia mi również, że ja sam jestem częścią Kościoła i to ja odpowiadam w nim również za świadomośc i dobry klimat dla trzeźwiejących alkoholików. To niezwykle cenne.

    Nie oczekuję tolerancji dla chorobowych zachowań, które szkodzą mnie samemu czy innym. Oczekuję i sądzę, że mam do tego prawo, tolerancji  i akceptacji dla asertywnych postaw i wyborów, które służą mojemu zdrowieniu.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code