Żyjemy w lęku

Żyjemy w lęku. Że stanie się coś złego. Z nami i planetą. Coś złego i niewiadomego. Lęk żywi się niepewnością jutra, a może raczej pewnością, że zdarzy się Coś, czego nie chcemy. A my chcemy tę pewność odroczyć, unieważnić, nie być jej pewni, bo nie chcemy, żeby nas życie bolało. Tak, bo w lęku cierpimy. Lęk jest boleściwy. Samo przeczucie czegoś złego boli nas i odbiera siły. Paraliżuje. Lęk jest przeciwieństwem nadziei, czyli radości, że zdarzy się przyszłość. Lęk antycypuje nicość śmierci. I odrzucenia. Jest utratą wiary w przyszłość, jako czasoprzestrzeń dobra.

Żyjemy w lęku, to znaczy w bólu. I robi się coraz potworniej. Bo cały świat drży wylękniony i nie ma się gdzie przed lękiem schronić. W lęku wszystko, co zrobię nie ma znaczenia: czy zrobię to, czy tamto: mój dar nie zostanie przyjęty. A ja z nim odrzucony. Los Kaina. W lęku przyszłość jest teraz: przyduszonym i upiornym. Niepewna pewność śmierci: co przyniesie Nieuniknione. Wieczność bez wolności? Jak to możliwe? Dlaczego śmiertelni są wolni, choć nieszczęśliwi, a wieczni już tylko miłośni lub piekielni, ale bez wyboru?

Lęk czai się w drugim. Każdym. Nie tylko obcym i wrogim, czyli ubogim i odrzuconym. Ale też najbardziej ukochanym. Cień zdrady spowija pieszczoty kochanków i zapewnienia wierności przyjaciół. Czekamy tylko kto pierwszy wbije nóż w plecy najbliższego. Nie wytrzyma niepewności napięcia. Lęk miłości nie do wytrzymania. A potem nuda, którą trzeba przerwać zdradą, nowym początkiem iluzji o nas jako zakochanych. Z lęku przed lękiem wciąż zaczynamy od nowa. Miało być poważnie, wychodzi tragifarsa.

Wciąż uciekamy. W kłamstwo. Grzech. Powierzchowność. Ułudę. Kompulsywną aktywność. Bierność. Używki. Nałogi. Chorobę. Bezmyślność. Wodosłowie. Uciekamy przed tym, co w nas, co obok, co poza nami. Uciekamy i nie wiem o tym. Łudzimy się, że to wędrówka pełna znaczenia, bieg wciąż do przodu. Bez sensu, bez ukojenia. Wylęknione kruche istoty, gotowe do każdej zbrodni, byle się nie bać.

Nie tak miało być. Choć nie wiemy, jak miało. Ale nie tak, żeby życie stawało się paniczną ucieczką przed lękiem donikąd, a planeta drżała w cieniu zagłady. 

Moje blogi na YouTube
 

 

8 Comments

  1. velato

    Nie wierzę……

    Przedostatnie zdanie:"choć nie wiemy jak miało być"-dlaczego NIE?Ja całe życie myślałam,że WIEM.To nie zarozumiałość.To ufność,że:"….włos z głowy wam nie spadnie….", "………pukajcie ,a będzie otworzone…..","….nie troszczcie się o jutro…….."………I co?Czuję się dziś jak znany skądinąd dziad,co gadał do obrazu,a obraz  doń ni razu…….

     
    Odpowiedz
  2. jadwiga

    niestety tak sie dzieje

    ze bez wzgledu na to czy walczymy i działamy, czy tez pozostawiamy sprawy własnemu losowi wspomagajac modlitwa – konczy sie to zawsze katastrofa z najczarniejszym scenariuszem. Zawsze. I nie wynika pozniej z tej katastrofy  nic dobrego wprost przeciwnie – przyciaga nastepna..

     
    Odpowiedz
  3. krok-w-chmurach

    Andrzeju, Jadwigo

    Nie żyję w lęku odkąd zrozumiałam siłę mojej wiary. Syn mojego Boga umarł haniebną śmiercią na krzyżu i pardoksalnie to On stał się zwycięzcą – Wielkim Wygranym. Nic mnie nie przeraża, nawet wspomniana przez Ciebie, Andrzeju, zagłada planety. I to nie oznacza, że zaprzeczam lękowi. Obawiam się czasem trudności, nie jestem gotowa na przyjęcie cierpienia moich bliskich. Jednak te uczucia nie detreminują mojego życia. Mam odwagę ryzykować zawieranem nowych relacji i zdecydowanie, by niektore z nich zakończyć, bo nie boję się ludzi. A przecież nie jestem herosem, kimś nadzwyczajnym; wprost przeciwnie – jestem sobą. I nie jestem  w tym moim myśleniu osamotniona. Nie jestem wyjątkiem.

    Jadwigo, moje doswiadczenie wskazuje, że trudności raczej wzmacniają, hartują….uczą i pomagają zrozumieć Innego.

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Sz.Pani Jadwigo !

    To co Pani opisuje (sygnalizuje) osoby  doświadczone, wykształcone i uformowane duchowo nazywają "pokusą ducha rozczarowanego życiem".

    Ów szczególny stan, którego przeciwieństwem jest wspaniaołomyślność lub wielkoduszność cechuje m.in. swoisty smutek, żal, rozczarowanie, czy zniechęcenie wobec wielkości duszy, także ucieczka przed samym sobą.

    Będąc w takim stanie osoba mało albo wcale nie cieszy się, ani nie raduje, lecz pragnie wyrwać się z wnętrza własnej istoty. Wówczas ochoczo włącza się w tryby zapobiegliwości, pogrąża w świecie pilności, sukcesów, gąszczu rzeczy mało ważnych i spraw błachych, pospolitych.

    Ten stan duchowej ociężałości i paraliż duchowego rozwoju, czy stagnacji, a nawet wegetacji można skutecznie przezwyciężać.  Myśląc, rozważając, kontemplując, jak najczęściej o rzeczach istotnych, budujących, wzniosłych i radosnych, oraz pierwszych, najważniejszych i ostatecznych.

    Proponowana postawa jest wyrazem właściwej (wzorowej) chrześcijańskiej egzystencji. Życie wewnętrzne (duchowe) – przemiana w nas to proces stawania się coraz lepszym człowiekiem. Jednocześnie dobry przykład, dla osób bliskich (bliźnich) – kim jest katolik i chrześcijanin.

    Uśmiech (śmiech), który wyróżnia człowieka jest przywilejem istoty cielesno-duchowej – wyrazem człowieczeństwa. Wychodzi na zdrowie, podtrzymuje na duchu smutnego, choć pocieszający sam może być bardzo smutny. Delikatny humor jest godny polecenia, szczególnie ten, który nie rani nikogo, ale zmusza do refleksji.

    "Kto udziela pomocy, niech będzie spokojny i wesoły, ponieważ wtedy zyskuje, dla siebie najwięcej, o ile sobie najmniej zatrzyma" – św. Leon Wielki

    Pozdrawiam Panią serdecznie !

     
    Odpowiedz
  5. jadwiga

    Inko

    Jadwigo, moje doswiadczenie wskazuje, że trudności raczej wzmacniają, hartują….uczą i pomagają zrozumieć Innego.

     

    A moje doswiadczenia wskazuja ze trudnosci i cierpienia doprowadzaja do choroby z ktorej nie mozna sie wyrwac.

     
    Odpowiedz
  6. Anonim

    W miłości nie ma lęku

    "W miłości nie ma lęku,
    lecz doskonała miłość usuwa lęk,
    ponieważ lęk kojarzy się z karą.
    Ten zaś, kto się lęka,
    nie wydoskonalił się w miłości.
    O źródle miłości" (1J, 4,18)

    Tak właśnie być miało! 🙂

    Każdemu zdarzają sie okresy w życiu kiedy ze zwiększoną siłą odczuwa lęk, który pojawią się nie wiadomo skąd. Jeżeli natomiast taki stan się za długo utrzymuje to należałoby szukać wyjaśnień w sferze zarówno psychicznej jak i duchowej.

    Wszelkie zaburzenia natury psychicznej, wpływają negatywnie na proces rozwoju sfery duchowej. Nie można tych dwóch oddzielać.

     
    Odpowiedz
  7. Halina

    W lęku kurczymy się w miłości rozszerzamy

    I tylko miłość może zwyciężyć lęk  np. przed śmiercią. Parafrazując znane powiedzenie Norwida o kształtach miłości, można by rzec, że lęk też ma róznorodne kształty. Niestety bez uczucia lęku człowiek, a także zwierzęta nie mogłyby egzystować, nic bowiem nie ostrzegałoby ich o grożącym niebezpieczeństwie. Lęk bywa głosem sumienia, ułatwia formowanie się hierarchii wartości, wedle której decyzje są podejmowane. Lęk więc w małych dawkach działa integrująco, a w dużych dezintegrująco na psychike ludzką, prawdopodobnie też na psychikę zwierzęcą. Tylko u człowieka jest on jakby bardziej potrzebny w związku z jego bogactwem struktur czynnościowych i mnogością możliwych decyzji. Lęk odgrywa dla ustroju rolę sygnału alarmowego; by jednak sygnał był użyteczny, nie może działać stale, nie może on się utrwalić. Dzwonek alarmowy, który by stale dzwonił, przestałby spełniać swoje zadanie, trzeba by go wyłączyć. Lęk, podobnie jak ból, jest biologicznie potrzebny, ale nie może stanowić utrwalonej postawy, wówczas bowiem działa on destrukcyjnie. Człowiek patrzący na świat realnie, niezależnie od wyznawanego światopoglądu, zdaje sobie sprawę z przemijalności wszystkiego, co go otacza; w jego hierarchii wartości na pierwszym miejscu znajduje się podstawowa cecha życia, mianowicie zmienność, wszystko musi umrzeć aby się odrodzić, odczuwa on więc rytm śmierci i zmartwychwstania charakterystyczny dla wszystkiego, co żyje.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code