Zupełnie niesłynny beżowy prochowiec

 Właśnie zwrócił się do mnie znajomy z propozycją napisania tekstu dotyczącego pewnej formacji opozycyjnej.  Zbliża się kolejna rocznica, szykuje się  spotkanie, panel, wykłady. A mi znowu pojawia się w głowie sentencja ,,historia nie jest ani dobra, ani zła – jest martwa’’,   wyczytana w jednej z książek De Mello.

Otarcie się o niektóre ważne wydarzenia z lat  ’80. a następnie konfrontacja tych doświadczeń z opisem innych osób, dały mi pewność, że  praca historyka (a tym bardziej takiego, który był jednocześnie uczestnikiem opisywanych zdarzeń) wymaga wprost heroicznego wysiłku – koncentracji, wiedzy, a przede wszystkim  uczciwości wobec siebie i innych. Bo co nam, szaraczkom,  najczęściej zostaje w pamięci? Echa emocji, ścinki, wyrywki, migotania zdarzeń. Wszystko to razem jak wielkie porozrzucane puzzle. Ułożenie z tej  układanki czytelnego, a przede wszystkim  prawdziwego obrazu – rzecz niezwykle rzadka. To zadanie dla, no nie bójmy się tego słowa  – tytanów, a takich niewielu.
Znajomy, który chce, bym podjął się tej ponad moje siły pracy,  w latach ’80. sporo drukował, rozrzucał, rozlepiał, malował, słowem knuł. Przez kilka lat nasze ścieżki się przeplatały.
 Chyba gdzieś ok. 1986 rzeczony kolega ukrywał się przed milicją. ,,Towarzysze broni’’,  by ułatwić mu funkcjonowanie w podziemiu, załatwili fałszywe dokumenty. Pewnego dnia zatrzymał go patrol. Nie była to obława na opozycjonistów, tylko jakaś rutynowa kontrola. Niestety,  tak się tym zestresował, że na standardowe pytanie o imię, nazwisko i adres zamieszkania nie był w stanie odpowiedzieć. Po prostu zapomniał swoich nowych danych. Został więc zatrzymany w areszcie, gdzie przez kilka dni odmawiał podania prawdziwego nazwiska. Gdy się już przyznał, milicjanci  byli  zawiedzeni,  ponieważ wcześniej myśleli, że złapali ekshibicjonistę, na którego od dawna robili obławy w patrolowanym rejonie.
Podejrzewam, że za parę lat, a ja już teraz jestem nieźle stetryczały, z całej naszej wspólnej roboty konspiracyjnej  pamiętać będę już tylko ten epizod. Gorzej… całkiem możliwe, że pamiętając upodobanie mojego kolegi do długich prochowców nabiorę pewności, że to właśnie mój znajomy  obnażał się w parku przed samotnymi niewiastami.  Oczywiście o  jego chwalebnych zasługach w walce z komunistycznym reżimem zupełnie zapomnę.
I tak to już jest z historią. Najpierw człowiek jest zajęty działaniem, więc nie opisuje, potem gdy nie robi nic wartego opisu, wspomina. Problem, że wychodzi z tego najczęściej insynuacja, anegdota, hagiografia albo Alzheimer.
A propos parku. Za granicą  natknąłem się na zwyczaj fundowania i dedykowania ławek stojących w  miejscach publicznych. Nie raz siedziałem z rodziną na takich ławkach poświęconych mężom, żonom, przyjaciołom. Rozczulałem się wtedy, widząc w tym małe, ale jakże przydatne  gesty pamięci.
A u nas? W ciągu ostatnich kilku lat opozycyjne zamieszanie wspominkowo-historyczne realizowane jest według dość przygnębiającego scenariusza. Oficjałka, jakieś gadżety medalowo-odznakowo-dyplomowe, sporo zadrukowanego papieru, balanga. Nie  mam nic przeciwko balowaniu. Ale gdyby tak połączyć to z czymś społecznie pożytecznym? Wino, ale pite na ufundowanej przez nas ławeczce w parku, na której, gdzieś z boku na małej tabliczce wygrawerowana byłaby informacja ,,Pamięci tego lub tamtego,  tych czy tamtych  tralalalalala. ‘’
Ileż byłoby z tego przyjemności! Dla staruszków, rodziców z dziećmi, par zakochanych, a nawet  facetów w długich prochowcach.
 
 

Komentarz

  1. jany

    historia

    czy "historia nie jest ani dobra, ani zła – jest martwa"?

    Historia żyje w swym ciągu dalszym, bez względu na to czy o niej pamiętasz. Ty faktycznie masz pamięć tetryka skoro mylisz zboczeńca z Żabianki w ’84 u nas z akcją Pelikan gdzieś w Polsce w ’86. Praca historyka (w tym ta, udział w której zaproponował ci Zbyszek) ma za zadanie zapisać fakty, które w przeciwnym razie w legendę się zleją – może uroczą literacko, ale właśnie tym różni się historia jako nauka od literatury, że mimo podobnej jej dozy subiektywizmu w ujęciu i doborze tematu nie może być sprzeczna ze źródłowymi faktami – ja np., pisząc o naszych protestach w/s Żarnowca na 70 str. tekstu dałem 435 przypisów a bibliografia pracy liczyła 14 stron, po około 20 pozycji każda. Różnica między historykiem piszącym tylko na podstawie źródeł a mną – obserwatorem uczestniczącym – polega na tym, że ja nie jestem skazany na nie, nie muszę np. ufać archiwom SB, wg których tytuł naszego pisma, h0mek to skrót (od tyłu) Konspiracyjnej Elitarnej Młodzieżowej Organizacji Harcerskiej (wzięli to serio i pod pretekstem inspekcji ppoż. w Domu Harcerza przeprowadzili rewizję szukając drukarni RSA) lub widząc bzdurność tego i narzekania, że nie mogą dotrzeć do naszego kierownictwa, nie znają naszych planów etc. uznać, że niczego nie da się o nas powiedzieć. Tymczasem, znając to z autopsji wiem, że – jak napisałem do owego rocznicowego wydawnictwa – tytuł pisma pochodzi od bohatera wiersza Jacoba o h0mku, tj. prostym człowieczku (często na oznaczenie pisma w slangu konspiracyjnym używaliśmy tego drugiego określenia). Gdy naradzaliśmy się nad tym, jaki tytuł nadać naszemu pismu, Chudy i Worcell proponowali bojowo-poważne, jak Barykada i Walka, a Skiba i Ja parodystyczne, jak Głos bimbrownika i Organ dupków żołędnych. Po rzuceniu ok. 100 propozycji każda następna zdawała się równie absurdalna, tymczasem Jacob, który nie brał udziału w spotkaniu, przyniósł nazajutrz wyciętą pieczątką z tytułem pisma, stawiając nas przed faktem dokonanym. Podobnie nie jestem zagrożony nieuwagą, jak piszący o nas znajomy, który stwierdził, po rozmowie ze mną o mym archiwum prasy z lat ’80, że h0mek etc. przepadły przez rewizje i przygody życiowe typu zalanie mieszkania, ale RSA dzięki mej pracy w bibliotece dorobiło się archiwum i kompletu wydawnictw, tj. w/w h0mków właśnie (s. 31 i 54, pracę i autora, przez wzgląd na jego pracowitość, pominę milczeniem). Znając to z autopsji nie pisałbym rzeczy niezgodnych nie tylko z faktami, ale i słowami samego autora X stron dalej, bo prócz uwagi działałaby pamięć tego, że idzie o ten sam zbiór. Itd., itp. Jeśli idzie o historię – pisałem na bieżąco pamiętnik (zapis świadomości, wpisywał mi się tam Jacob i inni czasem), co parę lat pisałem dzieje RSA, wydane także przez ciebie Galu, zajmowałem się historiozofią i korzystałem z tego w trakcie działalności, zebrałem w/w archiwum, zapoznałem się także z archiwum drugiej strony (SOR Alternatywa, 14 tomów, SOR Anarchiści, 4 tomy) i przymierzam się do pracy dyplomowej o nas na uniwerku (muszę tu wg reguł działać, a że mi się to udaje świadczy fakt, że promotor i recenzent wydają mi poprzednią pracę, w/w tekst o Żarnowcu). Nie chodzi mi tu o chwalenie się, a o to, że da się to zrobić, że nie trzeba być wcale obiektywnym, by nie mijać się z faktami (a jeśli komuś nie wychodzi, tzn., że nie umie lub nie chce, a nie, że nie może). Z historii można czerpać nie tylko wspomnienia, ale i naukę (np., by władze nie wtapiały znów w atom w interesie lobby, bo nie tylko ją przegrają jak ćwierć wieku temu, ale i same mogą na tym stracić, bo dziś opinia publiczna się liczy) – a parafrazując słowa Nicolasa Cage z filmu Next, jest z nią tak, że kiedy na nią patrzysz, zmienia się, właśnie dlatego, że na nią patrzysz… i żyje! Ja sam – póki działałem – miałem dobrą pamięć, potem linia ciągłości mi się zerwała i dziś muszę ją odbudowywać źródłami, ale dzięki temu, że w tym siedziałem, mogę je czytać bardziej adekwatnie niż czyści historycy, a z drugiej strony badając źródła dowiaduję się rzeczy, których nie znałem wtedy, mogę lepiej rozumieć to, co się wówczas działo i to, co dzieje się dziś, nie przeżywając frustracji wielu mych przyjaciół, nie uciekając w narodową dumę i zakamarki tej czy innej wiary etc., czego i tobie życzę…

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code