Zbroja Boża. Pas Prawdy.

 

Dziś rozpoczynam omawianie kolejnych wymienionych w liście Apostoła Pawła do Efezjan 6. 14-18 elementów zbroi, wierząc, że te rozważania pomogą wielu osobom w swoich zmaganiach duchowych. Niech Pan Bóg błogosławi wszystkim, którzy będą czytać te rozważania.
 
Dziś – Pas Prawdy.
 
 
Właśnie dlatego, że wasz bój jest z nadziemskimi władcami ciemności z niegodziwymi zakusami wobec was duchowych sił ciemności. Musicie wiedzieć, jak stawić opór w krytycznej chwili i jak wyjść z potyczek zwycięsko. Ef. 6.13
Stańcie zatem z pasem prawdy na biodrach… Ef. 6.14
 
 
Pas Rzymskiego Legionisty
 
 
 
 
Balteus – był to pas legionisty podtrzymujący tunikę i miecz u boku.
 
Pas kończył się kilkoma rzemykami z metalowymi okuciami tworzący rodzaj fartuszka dla ochrony wrażliwych części ciała.
 
 Pas to ta część ekwipunku, do której przytroczona była osobista broń żołnierza: miecz. Pas była to ta część rynsztunku, która dawała legioniście poczucie wartości i siły.
 
 Warto wspomnieć, że aresztowani i jeńcy pozbawiani byli pasów. Żołnierz bez pasa to już tylko eks-żołnierz.
  
Czym jest Prawda? Cytaty z Biblii.
 
 
         "Uświęć ich w prawdzie. Słowo Twoje jest prawdą." (Jana 17:17). Słowo Boże jest prawdą
 
         Efezjan 6:14. Jezus powiedział: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem."
 
         : "Jeżeli będziecie trwać w nauce mojej, będziecie prawdziwie moimi uczniami i poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli." (Jana 8:31-32)
 
         Piotr powiedział: „Przepaszcie biodra umysłu waszego” (I P. 1, 13). Napełniaj umysł Słowem; umysł otwiera drzwi dla Ducha.
 
 
Dlaczego jest to pas prawdy? – prawda to Objawienie Boże w Jezusie Chrystusie i Słowie Bożym (J 8:31-36; 43-45 – poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi),
 
ale także – szczerość i prawdomówność jest częścią charakteru ucznia Pańskiego (Ef 4:15.25).
 
Oszustwo, hipokryzja, intryga, knowanie – to przyjęcie reguł gry diabła.
Nie pokonamy go jego własną bronią, on w tym bije nas na głowę, za to uwikłamy się i będzie miał nas w garści.
 
To, czego diabeł boi się przede wszystkim to przejrzysta wyraźna prawda (J 3:20-21), nasza walka z nim to nie konfrontacja mocy, ale konfrontacja prawdy.
H.L. Goudge pisał: Jak przepasanie …daje możliwość swobodnego poruszania się, tak samo jest z prawdą, która daje nam wolność, swobodę nas samych, z bliźnimi i względem Boga. Brak doskonałej szczerości krępuje nasze wszelkie ruchy.
 
 
Według apostoła, "prawda" Boża jest właśnie jak ten ochronny kilt. "Prawda" jest zawarta w Słowie Bożym. To znaczy, że dogłębna, osobista znajomość Biblii jest ważną częścią ochrony przeciwko złu. Tak więc konieczne jest, byśmy osobiście i pilnie studiowali Pismo Święte. Słowo Boże niewłaściwie traktowane i niezrozumiane nie ochroni nas. Prawda staje się skuteczną ochroną jedynie wtedy, kiedy przyjmiemy ją przez wiarę.
 
Czym zatem jest kłamstwo?
 
         Na pewno nie jest nie mówieniem prawdy, taka definicja to stanowczo za mało, aby zmieścić w niej istotę kłamstwa. Według Pani Jolanty Antas, kłamstwo zasadza się nie na deformowaniu prawdy, ale na intencji wprowadzenia drugiej osoby w błąd, czyli takiego przedstawienia wydarzeń, faktów czy opinii, które jest zgodne z intencją kłamiącego oraz jego interesami, a wygląda, że jest zgodne z interesami odbiorcy.
 
         Łgarstwo to łamanie podstawowych reguł życia społecznego. Reguły te odnoszą się do tego, że mamy mówić z intencją tego, że dzielimy się słowem w dobrej wierze. Owszem możemy się mylić, faktyczny stan rzeczy może być zupełnie inny, ale w chwili mówienia powinniśmy wierzyć w to, co mówimy i być przekonani, że w świetle naszych danych to co przekazujemy jest zgodne z rzeczywistym stanem rzeczy. Kłamstwo jest zakazane i karane. Powinniśmy o tym pamiętać.
 
 
         Rozmowa z Prof. dr hab. Zbigniewem Nęckim (fragment)
 
         ZN: Po pierwsze kłamstwo ma krótkie nóżki…
         AB: …ale szybko ucieka.
         ZN: No tak, ale czasami tak szybko biegnie, że i sam kłamca nie może go dogonić, gubiąc się w swoich przekrętach. Najtrudniejszym zadaniem dla kłamiącego jest zapamiętanie co komu się nakłamało. W przypadku mówienia prawdy nie mamy tego problemu, bo doskonale wszystko pamiętamy. O przekrętach musimy ciągle pamiętać, a to znacząco utrudnia życie, dodatkowo bardzo łatwo się zaplątać.
 
 
Czym jest zatem szczerość?
 
         Szczery znaczy prawdziwy
 
         Szczerość jest w naszym życiu takim cudownym instrumentem, który pozwala wyrazić siebie, swoje uczucia i pragnienia, dać sygnał gotowości na kontakt. Dzięki niej otwieramy serce, możemy dawać, a także brać lub odrzucać to, co oferuje nam świat, ludzie. Jest jak dobrze ustawiony okular, przez który widzimy rzeczy takie, jakimi są.
 
          Szczerość jest podstawą prawdziwego dobrego bycia w przyjaźni, związku, rodzinie. Prawda jest faktem, szczerość należy do sfery uczuć.
 
Konkluzja
 
         Nawet najgorsza prawda jest lepsza od fałszu.
 
         Zanim okłamiemy druga osobę powinniśmy zastanowić się, czy sami chcielibyśmy zostać oszukani.
 
         Wprowadzając innych w błąd, upiększając ich świat sprawiamy im więcej bólu niż nam się na pozór wydaje. Ich wyimaginowany świat, który stworzył stos fałszerstw rozpadnie się w jednej chwili.
 
          zgryzota, katusze zawładną nimi tylko dlatego, że ślepo wierzyli we wszystkie wymysły, które im wmawiano.
 
         Nie można pominąć faktu, że ujawnienie prawdy nie zawsze jest równoznaczne z otrzymaniem wybaczenia. Wszystko zależy od tego, do jakiego stopnia posunęliśmy się w swoich oszustwach.
 
          W wielu przypadkach przyznanie się do błędu i wyznanie prawdy niestety wiąże się z utratą zaufania, a to jak wiemy rzecz, którą najtrudniej odzyskać. Bez ufności i wiary drugiej osobie ciężko jest cokolwiek zbudować między ludźmi, ponieważ zanik tych cech rujnuje całą równowagę i pozostawia wszystko na niepewnej szali.
 
KJ
 
 

Komentarze

  1. misjonarz

    Moim zdaniem jest jeszcze

    Moim zdaniem jest jeszcze inna kwestia o prawdzie.

    Pokazał to Jezus w spotkaniu z jawnogrzesznicą. Czemu ci co chcieli ją kamienować odeszli ?

    Nic o tym nie mówi biblia ale można się domyślić. Jezus wypisał na piasku ich grzechy. Wtedy oni "stanęli w prawdzie o sobie" i zupełnie zmienili swoją decyzję. Tak więc "chodzenie w prawdzie" to ciągły rachunek sumienia i regularne oczyszczanie serca. Jak to robić ? Jezus powiedział to wyraźnie "weźmijcie ducha św, którym grzechy odpuścicie są im odpuszczone". Powiedział to do apostołów, tak więc człowiek nie może sam siebie rozgrzeszać. MUSI TO ZROBIĆ INNA OSOBA. No i powstaje problem – jaka ? Dla nas katolików sprawa jest oczywista – może to zrobić wyłącznie kapłan posiadający święcenia kapłańskie.

    To jednak nie wystarczy – trzeba zrobić rachunek sumienia, czyli przypomnieć sobie wszystkie grzechy ciężkie od ostatniej spowiedzi i te grzechy lekkie, które się pamięta, trzeba również za nie żałować no i najtrudniejsze "trzeba naprawdę starać się poprawić".

    Czemu u nas praktykuje się tzw. spowiedź uszną ? Odpowiedź jest w tym co powiedział Jezus ale również w pewnej zasadzie psychologicznej "aby uwolnić się od pewnych negatywnych uczuć trzeba je wypowiedzieć przed innym, np psychoterapeutą i powinno to być szczere i raczej w cztery oczy".

    O prawdzie mówił również Jezus gdy stał przed piłatem. Czemu powiedział wtedy o prawdzie ? Myślę, że powiedział o tej prawdzie, że "grzech zniszczył więź z Bogiem a Jezus przyszedł aby jego skutki zneutralizować". Jest jeszcze jedna scena gdzie występuje prawda. Dobry i zły łotr. Dobry stanął w prawdzie przed sobą i Jezusem i dlatego Jezus obiecał mu niebo.

    Gorzej było natomiast w przypadku Judasza – on teoretycznie też stanął w prawdzie, lecz "poleciał do arcykapłanów i uczonych w piśmie i im wyznał winę" – wiemy czym to się skończyło.

    Jest jeszcze jeden aspekt prawdy "stanięcie w prawdzie to również postawa Piotra, który "wspomniał na słowa Pana i gorzko zapłakał". W teologii katolickiej istnieje pojęcie "żalu doskonałego", który gładzi wszystkie grzechy. W teorii wystarcza, żeby mieć zbawienie ale praktycznie to wiemy, że mało kto płacze nad swoimi grzechami bo wiemy "grzech z reguły jest przyjemny i chowamy go przed innymi".

    Tak więc prawda to jest "jak mówi regułka – zgodność z rzeczywistością". Trzeba często stawać w prawdzie przed sobą bo inaczej to dużo się zapomina i zakopuje pewne rzeczy w podświadomości a potem to powoduje pewne problemy "psychiczno – emocjonalne".

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Januszu

    Zgadzam się z tobą poza jednym, czym? Możesz się domyśleć.

    Otóz uważam, że żaden człowiek nie może odpuszczać drugiemu grzechów, chyba że dokonanych wobec niego, to ma i prawo i obowązek.

    Dlaczego? Gdyz Bóg sobie nie przeczy i skoro powiedział – Iz. 43.25 – "Ja jedynie Ja, mogę przez wzgląd na siebie zmazać twoje przestepstwa i twoich grzechów nie wspomnę" oraz w J. 1.9 -" jeśli wyznajemy grzechy swoje, wierny jest Bóg i sprawiedliwy i odpuści nam grzechy i oczyści nas od w szelkiej nieprawości. "  Albo taki – Ps. 49.8-10 – Przecież brata żadnym sposobem nie wykupi człowiek, ani nie da Bogu za niego okupu. Bo okup za dusze jest zbyt drogi i nie wystarczy nigdy, by mógł żyć człowiek dalej na zawsze i nie ogladał grobu. "   i inne fragmenty, które ni jak nie daja władzy człowiekowi nad grzechami drugiego, chyba że, jak już wspomniałem nad grzechami dokonanymi wobec niego samego.

    Pamiętasz celnika, który bił się w piersi i czuł się niegodny, poszedł do domu usprawiedliwiony, pamiętasz dobrego łotra na krzyżu – dziś będziesz ze mną w raju, pamiętasz tych wszystkich ludzi, którym Jezus mówił wiele im odpuszczono, wiara twoja uzdrowiła cię itp. itd. Kapłaństwo jako takie nie istnieje w Nowym przymierzu – wszyscy jesteśmy narodem kapłńskim, zasłona została rozdarta, nie potrzeba zadnych pośredników między Bogiem a człowiekiem. To Bóg odpuszcza grzechy, a my smiało możemy do Niego przychodzić, bo jest hojny w odpuszczaniu.

     “ My wszyscy tedy, z odsloniętym obliczem, ogladając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem.”   ( II List do Koryntian 3: 18 )

    Nie ma się co bać Boga i chowac sie za księdza, Januszu stań przed Bogiem – jako Jego dziedzic, jako obywatel nieba, po co jeszcze ci jacys pośrednicy?

    KJ

     
    Odpowiedz
  3. misjonarz

    Prawda – mam pewien lęk

    Prawda – mam pewien lęk przed spowiedzią św. nawet w przypadku gdy "na wylot znam i (On mnie zna) swojego spowiednika". Ale jeszcze się nie zdarzyło ( a jeżdzę do niego do spowiedzi regularnie od dwóch lat), żebym po spowiedzi św. nie czuł tego pokoju w sercu, który "uwalnia moją duszę".

    "Po co mi pośrednik" ? No a komu mam powiedzieć swoją "nędzę" ? – mam wykrzyczeć to w stresie np. na uwieblieniu naszej wspólnoty ? Co to da  i co to zmieni ? Przed samym sobą to tylko "jestem w stanie fałszować i usprawiedliwiać się".  Przed o Stanisławem jestem SZCZERY. To jest ta prawda, która wyzwala.

    To prawda, że "nie każdy spowiednik jest dobry" – Faustyna kiedyś modliła się w ten sposób "daj nam Panie kapłanów doświadczonych", ale też modlila się tak "rozgrzesz mnie ręką zastępcy swojego".

    Tak, jest problem ze spowiedzią św i spowiednikami, ale ten problem jest taki, że MAMY ICH ZA MAŁO.

    Dlatego będę się modłił jak Faustyna

    O PANIE DAJ NAM KAPŁANÓW DOŚWIADCZONYCH.

     

    p.s. czasem Twoje wypowiedzi działają na mnie właśnie pobudzająco

    POJADĘ DO O. Stanisława (do źródła Miłosierdzia Bożego) najprawdopodobniej w przyszły piątek.

     
    Odpowiedz
  4. Kazimierz

    Januszu

    Uważam, że rozmowy duszpasterskie są jak najbardziej potrzebne, takich i ja potrzebuję.

    Potzrebuję porozmawiać o moich problemach, i ludzie ze wspólnoty do mnie przychodzą na rozmowy duszpasterskie, ale nigdy nie jest to spowiedź z odpuszczaniem grzechów, bo tego żaden człowiek ( oprócz oczywiście skrzywdzonego – któremu wyznajemy grzech) nie ma prawa, jedynie Bóg.

    KJ

     
    Odpowiedz
  5. misjonarz

    PAN JEZUS PRZYPOMINA, ŻE W

    PAN JEZUS PRZYPOMINA, ŻE W SAKRAMENCIE POKUTY JEST ŹRÓDŁA

    JEGO MIŁOSIERDZIA

     

    – Pisz, mów o Moim miłosierdziu. Powiedz duszom gdzie mają szukać

    pociech, to jest w trybunale miłosierdzia, tam są największe cuda, które

    się nieustannie powtarzają. Aby zyskać ten cud, nie trzeba odprawić

    dalekiej pielgrzymki, ani też składać jakichś zewnętrznych obrzędów, ale

    wystarczy przystąpić do stóp zastępcy Mojego z wiarą i powiedzieć mu

    nędzę swoją, a cud miłosierdzia Bożego okaże się w całej pełni. Choćby

    dusza była, jak trup rozkładająca się i choćby po ludzku już nie było

    wskrzeszenia i wszystko już stracone, nie tak jest po Bożemu, cud

    miłosierdzia Bożego wskrzesza tę duszę w całej pełni. O biedni, którzy nie

    korzystają z tego cudu miłosierdzia Bożego, na darmo będziecie wołać,

    ale będzie już za późno.(Dz 1448)

     

    1602.

    DO SPOWIEDZI MAMY PODCHODZIĆ Z NACZYNIEM UFNOŚCI

    Dziś powiedział mi Pan: – Córko, kiedy przystępujesz do spowiedzi św., do tego źródła miłosierdzia Mojego, zawsze spływa na twoją duszę Moja Krew i Woda, która wyszła z Serca Mojego i uszlachetnia twą duszę. Za każdym razem, jak się zbliżasz do spowiedzi św. zanurzaj się cała w Moim miłosier­dziu z wielką ufnością, abym mógł zlać na duszę twoją hojność Swej łaski. Kiedy się zbliżasz do spowiedzi, wiedz o tym, że Ja sam w konfesjonale czekam na ciebie, zasłaniam się tylko kapłanem, lecz sam działam w duszy. Tu nędza duszy spotyka się z Bogiem miłosierdzia. Powiedz duszom, że z tego źródła miłosierdzia dusze czerpią łaski jedynie naczyniem ufności. Jeżeli ufność ich będzie wielka, hojności Mojej nie ma granic. Strumienie Mej łaski zalewają dusze pokorne. Pyszni zawsze są w ubóstwie i nędzy, gdyż łaska Moja odwraca się od nich do dusz pokornych.(Dz 1602)

     

     

     
    Odpowiedz
  6. misjonarz

    “Pewien subtelny wymiar prawdy”

    Jest jeszcze jeden taki wymiar prawdy.  Różni błogosławieni, święci i świątobliwi ludzie oddawali za nią życie.

    Czemu oddawali życie ? – bo przyznawali się właśnie do prawdy, gdyż "ona wychodziła na jaw sama".

    Znakami przynależności do KK są pewne symbole religijne, ponieważ bywały czasy, że kościół był prześladowany to "niejako na siłę szukanow właśnie tych znaków". Znajdowano je a to był pretekst aby kogoś zabić.

     

    Obecność religii w życiu publicznym

     

    Tak się jakoś składa, że działania przeciwko obecności religii w życiu publicznym prawie zawsze prowadzą do ataków na wolność religijną w sytuacjach najzupełniej prywatnych. Już rewolucja francuska, która ze szczególną furią i wśród bluźnierstw bezcześciła kościoły i demolowała znaki sakralne, dopuściła się niezliczonych zbrodni przeciwko wolności religijnej konkretnych ludzi.

    Przymusić wierzących do ukrywania się ze swoją wiarą

    Oto czego – jak zapisano w aktach jego procesu – dopuścił się w 1793 roku jezuita Julien d’Herville: "Znaleziono przy nim wszystkie środki do uprawiania fanatyzmu i przesądu: szkaplerz z dwoma medalikami, małe okrągłe pudełko z zaczarowanym chlebem, taśmę, na której był przyczepiony duży krzyż ze srebra oraz kryształowy relikwiarz"[1]. Rzecz jasna, ojciec Julien został wtedy skazany na śmierć i zgilotynowany. Bojownicy o "wolność, równość i braterstwo" nawet na sali sądowej nie umieli zrezygnować z mowy pogardy i nienawiści – praktyki religijne nazwano uprawianiem fanatyzmu i przesądu, a Najświętszy Sakrament zaczarowanym chlebem.

    Równie zakłamaną wolność religijną zafundował swojemu społeczeństwu bolszewizm. Zabijanie za wiarę komuniści nazywali karaniem wrogów ludu, a bezczeszczenie i zamykanie cerkwi i kościołów w żaden sposób nie przeczyło pełnej i całkowitej wolności, którą w Związku Radzieckim cieszyły się wszystkie bez wyjątku religie. Zarazem dla władz sowieckich było czymś oczywistym, że przestrzeń społeczna ma być niepodzielnie bolszewicka. Oczywistością było również to, że do owej przestrzeni publicznej władze włączały nawet ciała obywateli oraz wnętrza prywatnych domów – i słono można było zapłacić za noszenie krzyżyka czy za ikonę we własnej sypialni.

    Znamienne, że agresja przeciwko zwykłym ludziom, którzy noszą, choćby bardzo dyskretnie, jakieś przedmioty religijne, podejmowana jest często z inicjatywy najzupełniej prywatnej. Esesmani, czekający w Oświęcimiu na kolejne transporty więźniów, zapewne nie mieli instrukcji, żeby księży traktować szczególnie brutalnie. A jednak to robili – jak opisuje jeden z więźniów, przywiezionych do obozu 15 sierpnia 1940 r.: szczególnie księży "biją po twarzy i głowie. Z rozchełstanych koszul widać wiszące na łańcuszku medaliki. Zrywają je brutalnie, biją w zęby, w głowę lub kopią. Medaliki zrywają z szyi, z pogardą rzucają na ziemię i depcą"[2].

    Można powiedzieć: esesmani to byli zbrodniarze i wzajemnie się do zbrodniczego postępowania pobudzali. Wobec tego przypomnę los czarnoskórego 24-latka z Konga Belgijskiego Izydora Bakanja, beatyfikowanego kilkanaście lat temu. Został zamordowany w 1909 roku przez swojego pana A.J. van Cautera za to, że mimo wymierzonej mu chłosty nie chciał zdjąć szkaplerza. Z pewnością nikt nie namawiał postępowego Belga do tego, żeby kazał wymierzyć Izydorowi następną chłostę, "ale taką, żeby mu się odechciało nosić tę szmatę". Oprawcy zostawili go konającego, umarł po czterech dniach, modląc się za swojego prześladowcę.

    W podobnych okolicznościach zamordowany został pierwszy beatyfikowany Cygan Zefiryn Gimenez Malla. Podczas wojny domowej w Hiszpanii ujął się za wleczonym na rozstrzelanie młodym księdzem. Natychmiast sam został aresztowany. Rewidujący go milicjant znalazł w kieszeni Zefiryna różaniec, a za tak straszną zbrodnię jedyną karą mogła być, rzecz jasna, kara śmierci.

    Również w krajach demokratycznych coraz częściej się zdarza, że antyreligijna agresja żąda już nie tylko usunięcia krzyży oraz innych znaków religijnych z przestrzeni publicznej, ale przeszkadza jej nawet krzyżyk czy medalik noszony na szyi. Stosunkowo niedawno głośna była sprawa stewardesy pracującej w British Airways, która zaprotestowała przeciwko aż tak bezczelnemu wtrącaniu się w jej prywatność i nie podporządkowała się nakazowi zdjęcia z szyi krzyżyka.

    Coraz częściej analogiczne żądania przedstawiane są nauczycielkom, a zwłaszcza pielęgniarkom, bo przecież krzyżyk, choćby noszony pod pielęgniarskim fartuchem, może się stać siedliskiem infekcji. Wiadomość o postępowaniu dyscyplinarnym, którym zagrożono pielęgniarce Shirley Chaplin z Exeter w hrabstwie Devon za noszenie krzyżyka, przytomnie skomentował jeden z internautów: "Przede wszystkim okularów powinni zakazać! Jako siedliska infekcji nie da się ich nawet porównać z krzyżykiem!".

    Obym się mylił, ale należy liczyć się z tym, że wspomniane fakty zapowiadają nękania, które w najbliższych dziesiątkach lat będą spotykały chrześcijan również w naszym społeczeństwie. Warto bowiem zauważyć, że hasła, iż nie zamierzamy się wtrącać w prywatność ludzi wierzących, a miejsce religii jest w kościołach, zazwyczaj wysuwane są w trakcie jakichś konkretnych akcji skierowanych przeciwko obecności religii w życiu społecznym; potem przychodzą dalsze etapy usuwania religii z normalnego życia. Niekiedy można odnieść wrażenie, że docelowo chodzi nie tyle nawet o zamknięcie religii w murach kościelnych, ile wręcz o zapędzenie jej do mysiej dziury. Historia uczy, że nie tylko bolszewicy zamykali kościoły, nie tylko hitlerowcy wyznaczali godziny, kiedy w kościołach wolno odprawiać nabożeństwo, nie tylko w gomułkowskiej Polsce władze chciały zatwierdzać katechetów, którym wolno uczyć w przykościelnych salkach katechetycznych.

    W demokracji już samo nieukrywanie się ze swoją wiarą może człowieka stygmatyzować negatywnie. "On co niedziela lata do kościoła" – z dezaprobatą mówi się w niektórych środowiskach o katoliku zwyczajnie praktykującym swoją wiarę. "Kandydaturę [Stefana] Swieżawskiego do katedry – napisał w swoich Dziennikach pod datą 22 czerwca 1934 ktoś tak nieposzlakowany i otwarty, jak prof. Kazimierz Twardowski – uważam także dlatego za niedopuszczalną, że Swieżawski jest praktykującym katolikiem". Przypomnijmy, że prof. Swieżawski wyrósł na jednego z najwybitniejszych polskich historyków filozofii XX wieku.

    Używać chrześcijan do usuwania znaków wiary

    Wdzięczność należy się tym wszystkim, którzy choć sami nie czują się związani z Kościołem albo nawet są wyznawcami innych religii, nie zgadzają się na usuwanie chrześcijańskich znaków religijnych z przestrzeni publicznej. Kiedy w 1928 roku w Polsce zaczęła się akcja zdejmowania krzyży z urzędów państwowych, stanowczo protestował przeciwko niej Aleksander Świętochowski. "Sprawcy usuwania krzyża z ścian instytucji publicznych – pisał – to nie są mądrzy bezwyznaniowcy, przeciwnicy religii chrześcijańskiej, rewolucjoniści filozoficzni i społeczni – to są radykałowie bezmyślności". Krzyż bowiem, jego zdaniem, jest "symbolem wartości najgłębiej i najszerzej pojmowanego humanizmu, niezależnie czy cześć krzyżowi oddaje wierzący czy niewierzący"[3].

    W Stanach Zjednoczonych wytrwałą, w sumie jednak przegraną walkę o obecność znaków chrześcijańskich w przestrzeni publicznej prowadził w latach 50. i 60. ubiegłego wieku nieznany u nas żydowski intelektualista Will Herberg. "W rozumieniu naszej tradycji i praktyki politycznej – powtarzał w licznych artykułach na ten temat – promocja religii była i nadal jest częścią jak najbardziej prawomocnego świeckiego celu państwa. (…) Nie powinno się ruszać tradycyjnych symbolów obecności Boga w naszym życiu publicznym"[4]. Ostatnio równie stanowczo w obronie wartości chrześcijańskich w Unii Europejskiej wypowiadał się amerykański profesor prawa, ortodoksyjny Żyd, Joseph H.H. Weiler[5].

    Ci, którzy dążą do oczyszczenia przestrzeni publicznej ze znaków sakralnych, najchętniej uczyniliby to rękami samych wierzących. Już władze carskie, niepokojąc się tym, że katolickie krzyże przypominają ludziom, iż ziemie zagarnięte przez Rosję należały kiedyś do Polski, próbowały do usuwania krzyży i figur przydrożnych używać… katolickich biskupów.

    "Na postawienie przydrożnego krzyża, figury na polach i drogach – pisze 18 stycznia 1871 roku carski gubernator do biskupa lubelskiego – należało mieć uprzednie pozwolenie. Dotąd, z prawa tego władze policyjne mało korzystały, aby nie drażnić uczuć religijnych ludu, fanatycznie przywiązanego do tych praktyk. Wobec tego często są stawiane te przedmioty, lecz bywają one następnie bez opieki i mogą być przyczyną smutnych wypadków. Dlatego wskazaną byłoby rzeczą i pożądaną, aby duchowieństwo wpływało na zmniejszenie liczby tych krzyży i figur, a koszty z tym połączone obracać raczej na potrzeby kościołów"[6].

    Gdyby list ten przeczytał pan Zagłoba, nie miałby wątpliwości: Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni! Kiedy we wrześniu 1958 roku, niespełna dwa lata po powrocie krzyży do klas szkolnych, władze znów zaczęły je zdejmować, również próbowano do tego używać księży, ale przynajmniej bez udawania przyjaciół wiary i Kościoła[7].

    Niektórzy chrześcijanie życie oddali za to, że nie pozwolili się użyć do usuwania znaków świętych z przestrzeni publicznej. Jeden ze 108 beatyfikowanych polskich męczenników II wojny światowej ks. Józef Cebula, przełożony Księży Oblatów w Markowicach koło Inowrocławia, otrzymał od hitlerowskich okupantów rozkaz wysłania kilku księży do rozbijania przydrożnych figur i kapliczek. Rozkazu nie wykonał, zapłacił za to wysłaniem do obozu w Mauthausen, a w końcu – męczeńską śmiercią.

    W czasach hitlerowskich rozkazy takie otrzymywali niekiedy również obywatele III Rzeszy. Austriacka zakonnica bł. Restytuta Kafka została aresztowana za to, że jako przełożona pielęgniarek odmówiła wykonania rozkazu dyrektora szpitala i nie zdjęła krzyży znajdujących się w salach, w których leżeli pacjenci. Podczas rewizji znaleziono w kieszeni jej fartucha kartkę z wierszem antyhitlerowskim, którą wsunął jej tam któryś z chorych. Podczas śledztwa nie próbowała się ratować w sposób niegodny i nie wydała tego człowieka, choć groził jej wyrok śmierci. I rzeczywiście została skazana na śmierć, wyrok wykonano 30 marca 1943 roku. Dzisiaj czcimy ją jako męczennicę znaku krzyża i miłości bliźniego.

    Skąd taka agresja wobec świętych znaków?

    W obliczu tak wielu faktów trzeba sobie w końcu postawić pytanie: Skąd się bierze ta agresja wobec znaków religijnych? Zwłaszcza skąd tyle agresji wobec krzyża czy kapliczki, które od wieków były przez ludność aprobowane i nie budziły społecznych konfliktów? Szczególnie dziwi agresja wobec krzyża czy świętych obrazów na ścianie prywatnego mieszkania, a jeszcze trudniej zrozumieć oburzenie, które budzi krzyżyk lub medalik noszony na własnym ciele. Jak tę agresję wytłumaczyć?

    Czy rzeczywiście chodzi tu o realizowanie zasady neutralności światopoglądowej, jak usuwanie krzyża z miejsc, gdzie on od dawna i bez konfliktów był obecny, uzasadniają autorzy i zwolennicy takich akcji? Przecież światopoglądowa neutralność polega raczej na tym, żeby znaków religijnych nie narzucać tym ludziom niewierzącym, którzy ich sobie nie życzą, ale również na tym, żeby nie odbierać ich ludziom wierzącym i tym wszystkim, którzy pragną ich pozostawienia.

    Oczyszczanie przestrzeni publicznej ze znaków świętych ma niewiele wspólnego z światopoglądową neutralnością. Przecież usuwanie krzyża z miejsc publicznych nie czyni przestrzeni publicznej neutralną, ale ją odreligijnia! Słowem, usuwanie krzyży jest najzwyczajniej w świecie jedną z form narzucania ateizmu. A co sądzić o szczerości deklaracji poszanowania wolności sumienia, które takim akcjom często towarzyszą, skoro bardzo szybko, w ślad za dążeniem do usunięcia krzyża z klasy szkolnej czy sali szpitalnej, przychodzi żądanie następne: żeby również zerwać krzyżyk z szyi nauczycielki czy pielęgniarki?

    Jacek Salij OP

     
    Odpowiedz
  7. misjonarz

    Oczywiście “rozpętałem

    Oczywiście "rozpętałem pewną wojnę". No bo zaraz będzie "stosy płonęły i płonęły". To prawda mnóstwo ludzi zginęło (po obu barykadach ) z byle powodu.

    Obecnie "nie ma żadnych stosów", ale i tak i tak dalej są pewne "subtelne sposoby prześladowania wyznawców wiary".

    Ja lubię przytaczać takie "dziwne porównania". Np. zupełnie nie ma problemu, żebyś Ty Kazimierzu uczęszczał na nabożeństwa katolickie (no chyba, żeby to była miejscowość gdzie wszyscy się znają). Zupełnie nie ma problemu, żebyś przyszedł np. na nasze uwielbienie, jakąś konferencję, itp.

    Co by się natomiast stało "w drugą stronę", gdybym np. ja zaczął uczeszczać na "wasze nabożeństwa".

    Na początku "napewno nic", z czasem pewnie "stałbym się dziwny", no bo np. "modlę się głównie w ciszy", nie wyciągam rąk, nie klaszczę itp. Co by było, gdybym przyszedł na uwielbienie w podkoszulku a na zewnątrz wystawałby mi szkaplerz św. Noszę go i nie traktuję jako talizmanu i wcale "mnie nie ochrania". Myślę, że jednak jest "znakiem sprzeciwu innych wobec mnie". Mam wrażenie, że ludzie "nie przepadają za mnie i mnie nie lubią, albo mnie unikają". Ja się tym zupełnie nie przejmuję, chociaż czasem ciężko mi z tym. Różne rzeczy już słyszałem na swój temat (powoli przechodzę do porządku dziennego w tej sprawie). Tak się dzieje pewnie bo Jezus chce mnie nauczyć pokory, czyli coś najtrudniejszego "znoszenia krzywd, upokorzeń i odrzucenia".

    Bardzo to jest dla mnie trudne, ale jednak możliwe.

     

     
    Odpowiedz
  8. Kazimierz

    Januszu

    W katolickich Kościołach bywam, na mszach slubnych, pogrzebowych itp. I chyba raczej na mnie dziwnie spoglądaja, że nie robie w2szystkiego co oni, niż  że ja mam jakis problem Irytuja mnie często kiepskie kazania i bezmyslność księży no i brak refleksji u uczestników tych mszy czy nabożeństw. Kiedy często się pytam, a co myslisz o tym, czy tamtym, co ksiądz mówił, to nawet nie pamiętaja co mówił.

    A ty, prosze przychodź, przychodzą do nas katolicy – na kazanie, na uwielbienie, nawet przyjmuja wieczerzę, nie wiem czy im wolno, ale to chyba tak, aby się nie wyróżniać. Na naszych nabożeństwach nie każdy wznosi ręce, nie każdy głośn osię modli, nie każdy nawet stoi w czasie uwielbienia. Panuje wolnośc, niech każdy przezywa Boga, jak chce. Nie chcę aby wiara w Boga była wyuczonym rytuałem.

    Jak jesteś taki, jak piszesz, to niewierzący katolicy, którzy chodza do Kościoła zawsze będa cię traktowac z niezrozumieniem, bo jak można pojąc kogos, kto kocha Chrystusa? A ze szkaplerzykiem dałbym sobie spokój na twoim miejscu, skoro nic dla ciebie nie znaczy, to po co go nosisz?

    Ja tam po nawróceniu poczułem taki wstret do wszystkiego, co mnie oddzielało od Boga (nie żeby mi ktoś mówił, nie – sam doszedłem do tego czytając Biblie). Obrazy, obrazki, jakieś inne gadzety, chociaz już wczesniej jakoś wyzbyłem się tego wszystkiego i straciło to dla mnie wartość. Kocham Pana i wiem, że moge zawsze przyjść do Niego i On zawsze ma dla mnie czas. I nie potrzebuje do tego niczego i nikogo. To co mam jedynie rybke na aucie, tak jakoś, aby inni wiedzieli, że Jezus jest dla mnie nr 1, a ci co nie wiedzą niech się pytaja, a ja im to powiem. Wczoraj własnie miałem taka okazje, na szkoleniu jedna katechetka, pięcioro innych nauczycieli i temat do wykłądu przeze mnie teologia w pedagogice – na koniec katechetka mówi, nie miałea jeszcze takich rekolekcji, a inna młoda kobieta, a to płakała, a to smiała się tak była wdzięczna, że mówiłem o Bogu, o moim Panu Jezusie Chrystusie i nkt nie miał za złe, że jestem "tylko" pastorem, chociaż dla nich wczoraj byłem normalnym belfrem 🙂

    Pozdrawiam Kazik

     
    Odpowiedz
  9. misjonarz

    Nie, nie przyjdę .

    Nie, nie przyjdę . Wystarczy, że "sami zielonoświątkowcy gonią za mną" :-). Akurat tak się złożyło, że będąc w Chicago pracowałem w pewnej hurtowni, w której nagle postanowili sobie zrobić "swoje uwielbienia chyba zielonoświątkowcy". Chyba bo dokładnie nie wiem, ale słyszałem te "uwielbienia", czyli te "języki" głośnie śpiewy itd. Jednego razu nie mogłem się skupić na swojej pracy bo "tak mi brzęczeli nad głową" :-).

    "Brzęczenie to lekko powiedziane, bo "oni wydzierali się jeden przez drugiego a biedny pastor powoli tracił głos.

    Naprawde "biedak non stop miał chrypę". Ciekawe :-), z czasem "przestali brzęczeć nad głową i przenieśli się na dół – na ten poziom gdzie pracowałem – wtedy tylko raz "przeszkadzali mi" :-). Im "więcej mi brzęczeli tym więcej modliłem się w duchu :-).

    Trzeba się modlić za "takich biedaków" – oni naprawdę są "zmanipulowani przez guru i przede wszystkim przez samych siebie".  Nasz różaniec (który też bywa źle praktykowany i odmawiany) to przy tym "pikuś".

    No ale to jest "Ameryka", z której non stop próbójemy coś "odgapiać". No i z tych Stanów przychdzą do nas

    św Jehowy, zielonoświątkowcy i "Bóg wie co jeszcze".

     

     

     

     
    Odpowiedz
  10. Kazimierz

    Janusz

    Co ty piszesz?

    Co tu ma do rzecy przynalezność denominacyjna? Tu chodzi o wiarę i zbawienie. Nie wiem co przezyłeś w USA, ale ja wiem co przeżyłem z Jezusem i wiem, że moje miejsce jest w KZ. Prosze też nie spłycaj tak ważnych spraw, i nie porównuj ŚJ do kochających Jezusa chrześcijan. Wydaje mi się, że straciłeś nieco z dobrego smaku.

    Mój Kościół nie wywodzi się z USA, ale zrodził się w Polsce i tu służy ludziom, jak umie. Mały Kościół, ale jest oddany Polakom i Polsce. Prosze abyś  mnie nie emblematyzował, to jest nie fer.

    KJ

     
    Odpowiedz
  11. misjonarz

    Chodzi o miłość, która

    Chodzi o miłość, która rodzi się z ufności i pokory, której przykładem był i nadal będzie (o właśnie oglądam film) sługa Boży Jan Paweł II.

    To On pozwolił np. na kult Miłosierdzia Bożego. To m. inn dzięki niemu "możemy korzystać z krwi i wody, która wypłynęła z przebitego boku Jezusa (m.inn, bo krew i ciało Jezusa od zawsze były w KK).

    To "jest znak na czasy ostateczne, po nim przyjdzie dzień sprawiedliwy", "kto nie chce przejść przez drzwi MIłosierdzia ten będzie musiał przejść przez drzwi sprawiedliwości mojej." (dz. s Faustyny ale nie chce mi się sprawdzać wersetów, napewno nie pomyliłem).

    No i proszę nie mów "mi o słowie". Owszem słowo Boże jest potrzebne, ale ludzie "są również WZROKOWCAMI a do nich mało przemawia słowo". Zapytaj się byle jakiego psychologa "w jakim stopniu ludzie mają wyrobioną wyobraźnię i w jakim kierunku ? (które obszary mózgu mają aktywne najbardziej ? ).

    Ja np. jestem "od słowa", czasem się dziwię czemu ludzie nie rozumieją pewnych rzeczy. Zaczynam to rozumieć – chodzi o (pamięć wzrokową, słuchową, czy tzw. kinestetyczną). Najwięcej osób jest wzrokowcami.

    Jak mamy im głosić dobrą nowinę ? Dobrze, że byli ludzie "którzy to wiedzieli i zaczęli malować to i owo".

     

    p.s. Poznaj historię swojego kościoła i nie mów, że "jest Polski" bo jest "zachodni", czyli made in USA.

     

     
    Odpowiedz
  12. Kazimierz

    Januszu

    Żaden Kościól nie jest z tego świata, bo należy do Chrystusa. Jeśli w danym Kościele są ludzie odrodzeni z Ducha Św. to kto ich zrodził – Watykan, USA, Rosja – nie, zrodził ich Bóg i do Niego należą. Kościół to wspólnota wywołaych z tego świata do Królestwa Niebieskiego – Eklesja, Boża wybranka – Oblubienica Chrystusa.

    Nie spłycaj proszę. Ja nie należę do KZ, ale do Chrystusa, tu jestem bo uważam ten Kościół za jeden z najlepszych w Polsce.

    "Zrodziłem" też Wspólntę  w moim mieście, we Wspólnocie której służę, jest większośc osób, które zrodziły się z Ducha Bożego, które rodziły się na moich oczach i z mojego zwiastowania. Nie nawracały się one do KZ, ale do Chrystusa i do Niego należą. Zapytaj ich kim jest dla nich Jezus, powiedzą ci, każdy i każda z nich. I to mnie cieszy, że są wolnymi ludxmi w Chrystusie, bo doświadczyli spotkania z Nim, a że wybrali naszą Wspólnotę to już co innego, nie wszyscy wybrali, ci którzy zrodzili się z mojego zwiastowania, ale ja nie mam im tego za złe, ważne, żeby trwały w Chrystusie. Ale ty trywializujesz i udajesz, jakbyś nie wiedział czym jest Kościół Jezusa, przeciez nawóciłeś się do Pana i jesteś tego samego Ducha co i ja, więc dlaczego piszesz dziwne rzeczy. Nie musimy byc w tym samym Kościele, aby mieć tą sama miłość do Pana i aby rozumieć sie  w tej miłości i z powodu tej miłości – nieprawdaż?

    KJ

     
    Odpowiedz
  13. misjonarz

    Nie, nie jestem “tego samego

    Nie, nie jestem "tego samego ducha", bo "wierzę w to, że Jezus Chrystus przychodzi na każdej mszy św. w swoim ciele i w swojej krwi pod postaciami chleba i wina", ale to już nie jest chleb, lecz PRAWDZIWE CIAŁO i krew CHRYSTUSA, a ponieważ tylko w KK i w prawosławiu następuje konsekracja, tak więc dla mnie kościół to:

    "MISTYCZNE CIAŁO  CHRYSTUSA".

    Poza tym wierzę w to, że Maryja jest pośredniczką między nami i CHRYSTUSEM a "Duch św wieje przez Watykan".

    Co więcej, tłumaczyłem CI, że "nasza wspólnota będzie coś realizowała" i tak dzisiaj było. Był różaniec, były nauczania JP II i Duch Święty, który poowdował (moim zdaniem u większości pokój serca, bo Duch święty jest duchem pokoju a nie zamieszania". Ja ponaddto go odczuwałem niemal namacalnie, poprostu "drżał mi w głowie i przechodził przez serce". Po spotkaniu wszyscy byli radośni i zadowoleni i byli wolni, czyli funkcjonowali całkiem normalnie. Nasza wspólnota była radosna i śmiała się i mogliśmy między sobą normalnie rozmawiać tak, jak rozmawiamy w życiu i przede wszystkim "nikt nikogo nie namawiał do innych praktyk, czyli np. "musisz przyjść jutro albo "kiedyś tam". Już Ci tłumaczyłem Jezus "daje wolność wewnętrzną".

    W moim umyśle i sercu, również teraz przeżywam spokój (nie mam natłoku uporczywych myśli).

     

    p.s. Wspólnota nie umawiała ponownie takiego czuwania, ale ja wierzę a prawie wiem, że tak się stanie a będzie to być może znów za miesiąc, czyli w 1 sobotę miesiąca.

    Pożyjemy, zobaczymy, tymczasem pozdrawiam i dobranoc.

     
    Odpowiedz
  14. Kazimierz

    Januszu

    No i tu się mylisz,  w transubstancjacje wierzą jedynie rzymscy katiolicy i mały odłam Kościoła Anglikańskiego – tzw. Kościół Wysoki.

    Prawosawni wierzą w tzw. metabole, a protestanci wierzą  od kontsubstancjancji po Pamiatkę Wieczerzy Pańskiej.

    Transsubstancjancja natomiast polega na tym, że dochodzi do rzeczywistej zamiany chleba w ciało Jezusa i wina w krew na stałe. Stąd tabernakulum i adoracja. Bo wierzycie, że w czasie mszy dokonała się zamiana fizyczna i na stałe tak pozostaje. Choc jak wszyscy wiemy dalej jest to to samo ciastko i dalej jest to to samo wino.  Hm, tak na prawde nikrt nie potrafi jakoś dobrze tego wytłumaczyc, dlaczego KRK nie uznał ofiary Chrystusa za dopełnionej, skoro On sam to powiedział – "Wykonało się" i list do Hebrajczyków wyraźnie o tym mówi – rozdziały 9 i 10 szczególnie. No i inne listy, no ale cóż…

    Dla mnie również Kościół to ciało Chrystusa, tak osoby zapieczetowane Duchem Świętym.

    Co do Marii, to już pisaliśmy, podaj mi proszę choć jeden przekonywujący fragment z biblii, który mówi i zachęca do wiary w pośrednictwo Marii i do tego, aby się do niej modlić, to będę to z toba robił.

    Pomimo tych różnic, możemy być tego samego ducha, ja pisze o Duchu Świętym, a nie o jakimś duchu, a ten to Duch mimo naszych słabości, kiedy nawracamy się do Pana zamieszkuje w nas i prowadzi nas ku Panu Jezusowi Chrystusowi i poznaniu Jego miłości.

    KJ

     
    Odpowiedz
  15. misjonarz

    Ty mi “filimiki” (czyli

    Ty mi "filimiki" (czyli obraz i to nie jeden), nie jeden bo w filmie jest tysiące obrazów nakładających się na siebie to ja Tobie jeden obraz. Jeden obraz ale za to ile treści ?

     

     
    Odpowiedz
  16. Halina

    Janusz

     Piszesz, że ludzie są przeważnie " wzrokowcami" i trudno im zrozumieć Słowo. Tutaj się mylisz, te dwa zmysły nie konkurują ze sobą, jedynie wzajemni uzupełniają się. Myślisz,że Stwórca o tym nie wie? Sam jest Duchem i Słowem, i przemawiał do człowieka poprzez słowa; Maria usłyszała i uwierzyła-prawda? Wzrok służy nam do rozpoznawania rzeczy, służy nam do obserwacji środowiska w którym żyjemy. Jednak to właśnie słuch jest najważniejszym kanałem informacyjnym. Bez słuchu człowiek jest pozbawiony komunikacji z otoczeniem. Jeżeli nie słyszysz-nie rozumiesz mowy. Słuch jest pierwszym zmysłem, jaki rozwija się w łonie matki. W tych obszarach mózgu, które odpowiadają za słyszenie, najwcześniej kończy się okres rozwojowy. Dziecko najpierw matkę słyszy- reaguje na jej głos, potem czuje i widzi. Słuch jest też ostatnim zmysłem, który przestaje funkcjonować, gdy tracimy świadomość, a pierwszym, gdy ją odzyskujemy. Słuchanie i mówienie, to najdoskonalszy sposób komunikacji , i właśnie dlatego Bóg dał Słowo, bo to najlepszy sposób porozumiewania się z Nim. Dobrał najlepszą formę komunikacji z człowiekiem.  Biblię napisano z myślą o słuchaczach, a nie o czytelnikach. Widzimy rzeczy-rozmawiamy z osobami. To słuch pomaga poznać nam drugiego człowieka. Nie poznamy kogoś jedynie przez obserwację. Tylko słuchając drugiej osoby mamy szansę poznać jej myśli, jej przekonania, jej swiat wewnętrzny. Z patrzenia niewiele wynika. Znasz powiedzenie-"mówił dziad do obrazu, a ten do niego ani razu" 🙂 I taka relacja nie jest zamierzeniem Bożym. Jezus stał się obrazem Boga niewidzialnego-dlatego w chrześcijaństwie ważniejsze jest to, co się słyszy, a dopiero potem, to co się widzi. Bóg posługuje się naszą zdolnością słuchania i mówienia. " Kto ma uszy, niechaj słucha", " Wiara rodzi się ze słuchania", a pierwsze przykazanie Żydów i chrześcijan zaczyna się słowem-" Szema"-słuchaj-Pwt. 6.4; Mt; 12, 29. Słuchanie ma kilka etapów; najpierw jest słyszenie-bierne przyjmowanie dzwięków z zewnątrz, potem słuchanie, w którym aktywnym staje się umysł, przyjmujący to, co słyszy, a dopiero pozniej-posłuszeństwo-w które angażuje się wola, by żyć zgodnie z tym, co się słyszało. Grecy mocno akcentowali zmysł wzroku, dlatego mieli tylu bogów. Zamknięcie oczu na świat widzialny jest otwarciem wzroku na to co niewidzialne-duchowe. " Czcić Boga w Duchu i w Prawdzie"-takie jest polecenie Jezusa. W życiu duchowym ważniejszy jest słuch od wzroku. Nie myślisz chyba, że można rozwinąć wyobraznię patrząc na konkret. Wystarczy zamknąć oczy, usłyszeć szum wody czy wiatru, lub głos kochanej osoby- i już wyobraznia uaktywnia obszar w mózgu- zwany układem limbicznym. To ten obszar odpowiada za nasze przeżycia duchowe, ponieważ wiąże on nasze przeżycia z uczuciami. Aktywność obszarów mózgowych zależy od tego jakie uczucia w danej chwili przeżywamy. 

    To jasne, że potrzebujemy ilustracji, szczególnie w katechizacji dzieci-są to pewne środki przyciągające uwagę. I tylko takie powinno być zadanie obrazów. Oczywistym jest też, że artyści mieli potrzebę wyrażenia tego, co im " w duszy grało", czyli swoje wyobrażenia przenieśli-jedni na płótno, inni rzezbiąc, jeszcze inni pisząc, tworząc muzyke sakralną. Ale to wytwory ludzkie, czasami piekne, potrzebne. One wyrażają wiarę tych, którzy to tworzyli. Pewien filozof niemiecki-( nie pamietam nazwiska), powiedział coś w tym sensie, że im więcej człowiek ma w swoim własnym sercu, tym mniej będzie potrzebował " dostaw" z zewnątrz. I trudno nie przyznac mu racji.

    A jeżeli chodzi o przypadki, które kiedyś uchodziły za opętanie, pod wpływem rozwoju psychiatrii i psychologii ich liczbe zmniejszyła się o 90%. Większość ludzi jest opętana przez własne myśli.

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  17. misjonarz

    Coś bym podyskutował . 

    Coś bym podyskutował .  Prawdą jest, że wiara "rodzi się ze słuchania i patrzenia", lecz jest też coś innego –

    "prawdziwa wiara jest poza zmysłami". Pisał  o tym św Jan od  Krzyża "aby dojść do zjednoczenia z Bogiem należy wyzbyć się upodobania w zmysłach". Do zjednoczenia z Bogiem "idzie się przez tzw. "noce ciemne" – tzw.

    "noc zmysłów i noc ducha". Św Jan od krzyża mówi, że jest to tzw. "oczyszczenie, które umożliwia zjednoczenie".

    Nie będę opisywał szczegółów (trzeba by było przytaczać jego dzieła a są one rozległe).

    Co do tego "opętania" – to zacytuję św Ignacego z Loyoli:

    Reguła 1. Ludziom, którzy z jednego grzechu ciężkiego wpadają w drugi grzech ciężki, nieprzyjaciel zazwyczaj ukazuje pozorne przyjemności, sprawia, że sobie wyobrażają radości i przyjemności zmysłowe, żeby ich bardziej utrwalić i umocnić w ich wadach i grzechach. W tych samych osobach duch dobry działa w przeciwny sposób, kłując i gryząc ich sumienie zgodnie z naturalną zdolnością ich rozumu do poprawnego sądu. (CD 314).

     

    CD 329 – 331

    Reguła 1. Jest właściwością Boga i Jego Aniołów, że w poruszeniach swoich [w duszy] dają prawdziwą radość i wesele, a usuwają wszelki smutek i zamieszanie, które wprowadza nieprzyjaciel. Jego właściwością natomiast jest walka przeciw takiej radości i pociesze duchowej przez podsuwanie pozornych racji, zawiłości i nieustannych podstępów.

    [330] Reguła 2. Tylko Bóg, nasz Pan, daje pociechę bez uprzedniej przyczyny. Właściwością Stwórcy bowiem jest to, że wchodzi w duszę, wychodzi z niej i powoduje w niej poruszenia, pociągając ją całą do miłości swego Boskiego Majestatu. Mówię, że bez żadnej przyczyny, czyli bez żadnego uprzedniego odczucia lub poznania jakiegokolwiek przedmiotu, dzięki któremu taka pociecha mogłaby nadejść [do duszy] za pośrednictwem odziaływania rozumu i woli.

    [331] Reguła 3. Za pomocą jakiejś przyczyny, może pocieszać duszę zarówno anioł dobry, jak zły, ale dla przeciwnych celów: anioł dobry – dla postępu duszy, ażeby wzrastała i postępowała z dobrego ku lepszemu; anioł zły dla czegoś przeciwnego, mianowicie żeby ją pociągnąć do swoich przewrotnych zamiarów i złości.

    [332] Reguła 4. Właściwością anioła złego jest to, że się przemienia w anioła światłości, idzie razem z duszą pobożną, a potem stawia na swoim, to znaczy podsuwa myśli dobre i święte dla takiej duszy sprawiedliwej, a potem krok po kroku stara się dojść do swego celu i wciąga duszę w swoje zakryte sidła i przewrotne zamysły.

    [333] Reguła 5. Musimy zwracać baczną uwagę na przebieg myśli. Jeżeli ich początek, środek i zakończenie jest dobre i jeżeli się ku dobru skłaniają, jest to znak dobrego anioła. Jeżeli jednak z przebiegu myśli, które się nasuwają, wynika ostatecznie jakieś zło, rozproszenie lub mniejsze dobro niż to, którego dusza przedtem zamierzała dokonać, albo jeśli to osłabia lub niepokoi duszę albo wprowadza w nią zamieszanie, a pozbawia jej pokoju ciszy i odpocznienia – jest to wyraźny znak, że pochodzi ona od anioła złego, nieprzyjaciela naszego postępu i zbawienia wiecznego.

     

    To jest taka "teoria" a w praktyce ? Np. dziś to zauważyłem – dla mnie sprawa jest "ewidentna".

    Porównałem pewną pieśń (śpiewaną przez wspólnoty charyzmatyczne) – "Duchu święty wołam przyjdź" z pieśnią

    "O stworzycielu Duchu przyjdź".

    W/g mojego odczucia ta pierwsza jest "dziwna emocjonalnie – nie powoduje u mnie poruszeń, które trwają".

    Ta druga natomiast jest coś  na wzór tego co mówi św Ignacy "daje prawdziwą radość i wesele usuwając wszelki smutek i zamieszanie, które wywołuje zły duch".

    Proszę znaleźć na yotubee obie i porównać (wsłuchując się w swoje serce) i zrobić refleksję.

     

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  18. Kazimierz

    Janusz

    Duchu Świety wołam przyjdź.
    
    Duchu Święty wołam przyjdź, Duchu Święty wołam przyjdź,    D 
    bądź jak ogień duszy mej, bądź jak ogień duszy mej,        a
    bądź jak ogień w ciele mym, bądź jak ogień w ciele mym,    G
    rozpal mnie.                        D G D
    Wszechmogący Bóg jest pośród nas,   a7 G D
    miłosierdzie jego wielkie jest.
    Okazuje dobroć swoją dziś
    dla tych, którzy chcą miłować Go.   a7 G A
    
    
    
    O Stworzycielu Duchu przyjdź
     
    1. O Stworzycielu Duchu przyjdź,
    Nawiedź dusz wiernych Tobie krąg,
    Niebieską łaskę zesłać racz
    Sercem, co dziełem są Twych rąk.
    
    2. Pocieszycielem jesteś zwan,
    I Najwyższego Boga dar,
    Tyś namaszczeniem naszych dusz,
    Zdrój żywy, miłość ognia żar.
    
    3. Ty darzysz łaską siedemkroć,
    Bo moc z prawicy Ojca masz,
    Przez Ojca obiecany nam,
    Mową wzbogacasz język nasz.
    
    4. Światłem rozjaśnij naszą myśl,
    W serca nam miłość świętą wlej,
    I wątłą słabość naszych ciał,
    Pokrzep stałością mocy swej.
    
    5. Nieprzyjaciela odpędź w dal, 
    I Twym pokojem obdarz wraz,
    Niech w drodze za przewodem Twym,
    Miniemy zło, co kusi nas.
    
    6. Daj nam przez Ciebie Ojca znać,
    Daj, by i Syn poznany był,
    I Ciebie jedno Tchnienie Dwóch,
    Niech wyznajemy z wszystkich sił.

    I jedna i druga pieśń jest ok. Pierwsza jest współczesna, pisana współczesnym językiem i dostosowana do współczesnych standardów – i ma nowe opracownie muzyczne.

    Drugiej własciwie trudno było wsłuchać sie w słowa, bo to co jest na you tube, jak dla mnie (który nie zna tej pieśni) jest niezrozumiała, taki trochę bełkot – oczywiście chodzi o wykonanie, no i tekst archaiczny.

    Myśle, że nie ma tu nic do zarzucenia zadnej z piesni, obie sa ok. Podam ci przykład z mojego podwórka. Istnieja hymny ze śpiewnika Pielgrzym, z XVII wieku, które są głębokie, długie i archaiczne, które czasami spiewamy i są współczesne, pisane we współczesnym języku i dzis lepiej śpiewane i opracowane muzycznie. Ale muzycy, starym pieśniom nadają nową oprawe muzyczną, uaktualniaja słownictwo i pieśń odnowiona na nowo porusza serca ludzkie, dam ci przykład.

     

     

    To jedna z pieśni  z XVII wieku lub wcześnie i jeszcze jedna, która ty zapewne znasz

     

    No i co ty na to?

    KJ

     
    Odpowiedz
  19. misjonarz

    Ja na to żartobliwie ,

    Ja na to żartobliwie , czyli przysłowiowe "jak na lato".

    Nic nie powiem, wiem jedynie, że w KK są "ograniczenia odnośnie instrumentów używanych w czasie liturgii". Tak więc nie jest zalecane używanie np. gitar elektronicznych ( co często nie jest przestrzegane).

    Natomiast co do hymnu do Ducha Św. to pytanie ? Jak często jest śpiewany ten hym przez wspólnoty charyzmatyczne ? (w tym zielonoświątkowe).

     
    Odpowiedz
  20. Halina

    Janusz

     Wiara z założenia dotyczy rzeczy niewidzialnych, tych, które są poza naszymi zmysłami. Przez wiarę możemy tych rzeczy doświadczać i badać je. Biblia podkreśla, że najpierw jest wiara ( trzeba ją na czymś zbudować i umacniać)-potem pielgrzymujemy i " oglądamy w wierze" 2 Kor.5.7 Cały List do Hbr. pokazuje nam przykłady ludzi wiary, którzy najpierw uwierzyli Słowu, które Bóg posłał do nich, a potem dopiero po latach doświadczali tego, co Bóg im objawił. Takim wspaniałym przykładem jest dla mnie Abraham-ojciec wszystkich wierzących. Uwierzył obietnicy i" żywił nadzieję wbrew nadziei". Przyjął obietnicę wbrew temu, co widziały jego oczy. Wzrok nasz ma " sięgać poza szybę". Dzięki temu dotykamy tego, co niewidzialne dla naszych oczu. Wiara obejmuje trzy główne warstwy osobowości człowieka; jego intelekt, emocje i wolę. Pokarmem duchowym dla niej jest Słowo Boże. " Nie samym chlebem żyje człowiek"…Tam jest jej zródło. To Chrystus jest sprawcą i dokończycielem wiary. Nie jestem mistykiem, więc ten rodzaj duchowości nie przemawia do mnie. Myślę nawet, że taka nadmierna kontrola myśli, może doprowadzić, do jakiegoś psychicznego rozdarcia. Bardziej przemawia do mnie duchowość jaką praktykowali starożytni mnisi, a współcześnie Benedyktyni. Człowiek wychowany w reżimie religijnym, nadmiernie dbający o czystość myśli, może odczuwać, że każda niedobra myśl pochodzi od " złego" i próbuje zawładnąć jego umysłem. A czasami- zyczajnie- na nasz nastrój i myśli, wpływać mogą problemy dnia codziennego, pogoda- wielu meteoropatów jest wśród nas. Taka pogoda jak dzisiaj u nas na północy nie nastraja zbyt optymistycznie. 

    Pozwolę sobie wkleić link.  

    http://www.wprost.pl/ar/?O=31853

     

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  21. misjonarz

    Tak “dotyczy

    Tak "dotyczy niewidzialnego", lecz jest "rozumna", dam przykład 

    "Jezus zmartwychwstał", czyli ? no "zrobił coś zupełnie niezrozumiałego dla nas. Dlaczego zmartwychwstał ? Wyjaśniać można to różnie, ale podstawą jest

    "Jezus jest Bogiem i człowiekiem" a ponieważ Bóg jest wszechmocny tak więc to "nie był dla niego problem".

    Św Paweł mówił "Jeżeli Jezus nie zmartwychwstał to próżna jest nasza wiara".

    Ludzie coraz mniej wierzą, że tak się stało a ponieważ "człowiek jest z natury religijny więc chce w  coś wierzyć".

    Ktoś kiedyś powiedział takie ciekawe słowa "jeżeli człowiek stracił wiarę w Boga to zaczyna wierzyć w bzdury" i jeszcze tak "gdy słabnie wiara rodzi się zabobon".

    irracjonalne ideologie
    Miękki New Age

     

    A to jest  pewnie "wierzchołek góry lodowej", bo są jeszcze tzw. "nowe ruchy religijne i sekty". No i to wszystko "ludzie zaczynają łączyć z nauką – np psychologią".

    Kto zaczyna się tego dotykać to "z reguły ląduje potem u egzorcysty". Tak więc ludzie, którzy zgłaszają się do egzorcystów to w większości ludzie z problemami psychlogicznymi wynikłymi z "dotykania się tych wszystkich pseudoduchowości".

    Dlatego egzorcyści "przyjmują wszystkich" bo oni robią wywiady i gdy słyszą, że ktoś "papra się tym wyżej" to musi mieć problemy.

     
    Odpowiedz
  22. misjonarz

    “po co mi pośrednik” ?

    Poruszę jeszcze "sprawę mojego spowiednika" – ty go nazywasz "pośrednikiem".

    On jest mi potrzebny i NIEZBĘDNY, ponieważ ZOSTAŁ MI ON DANY PRZEZ BOGA !!!!

    Teraz to prawie "krzyczę", bo to jest PRAWDA !!!!!. Rozumiesz ? – ja go wymodliłem, i UPROSIŁEM.

    Jestem pewny w 100 %, że to Pan Bóg pozwolił mi go znaleźć.  Rozumiesz co mówię ? – to jest coś na wzór "proroctwa".

    To moje przekonanie jest z tego powodu, że długo szukałem tzw. "kierownika duchowego" i nie dostawałem aż nagle ZUPEŁNIE PRZYPADKOWO !!! i to na tzw 3 tyg ćwiczeń duchownych do rozmowy dostałem ojca Stanisława – człowieka, który rozumie mnie, rozumie moje potrzeby duchowe i rozumie mój rozwój duchowy i który POMAGA MI ZBLIŻAĆ SIĘ DO BOGA.

    Także to sam Pan Bóg się o to zatroszczył i non stop troszczy (dopóki o Stanisław jest mi dostępny).

    Także będę jeździł do niego do spowiedzi bo TAK  CHCE PAN BÓG.

     

    p.s. Nie mów mi przypadkiem, że "się mylę lub błądzę", bo mój rozum i wiara na takie myślenie "nigdy się nie zgodzi".

     

     
    Odpowiedz
  23. elik

    Kryteria skuteczności działania, także pisania.

    @misjonarz – Proszę zauważyć, że w rozumieniu wielu nawet tu aktywnie piszących. "Pośrednicy", tj. duchowni, pasterze, przewodnicy, mentorzy, znawcy i interpretatorzy Pisma Świętego, a nawet współcześni mędrcy, filozofowie, prorocy, ideolodzy itp. są jak najbardziej mile widziani. A nawet potrzebni, pożądani i wskazani, tylko nie  daj Panie Boże, żeby ich wiara i nauka, także przekonania, poglądy, czy wierność, oddanie i przynależność nie wywodziły się i nie były zbieżne, bądź tożsame ze wspólnotą Kościoła katolickiego.

    Osoby aspirujące do miana istot duchowych, prawych, sprawiedliwych, roztropnych, wolnych i rozumnych wg. mnie nigdy nie mogą zapominać, że ich postawie i działaniom, także pisaniu na forum prawdziwą skuteczność zapewnia wyłącznie konsekwentny wybór dobra, oraz demaskowanie i piętnowanie nieraz błyskotliwych i atrakcyjnych, lecz w gruncie rzeczy niecnych intencji złoczyńców i czynionego ich zła.

    Dziękuję Panu szczególnie, za wyjątkową aktywność, dobrą wolę i zaangażowanie na forum "Tezeusza". Jednak wg. mnie dyskusja, czyli wymiana myśli staje się marnotrawieniem czasu i traci sens, kiedy dyskutanci oferują interlokutorom lub czytelnikom nadmiar zła m.in. zakamuflowane kłamstwa, fałszywe tezy, czy pozorne dobro albo urojone uprzedzenia, domysły, czy absurdalne mniemania. Wówczas nie można racjonalnie wnioskować, ani tworzyć podstawy, czy fundament, do porozumienia i wspólnego tworzenia dobra.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  24. Kazimierz

    Janusz

    Nie wiem do kogo pisałes ten post, ale chyba do mnie.

    Jak już pisałem, a oceniam że twoje relacje z  o. Stanisławem są właśnie bardzo duszpasterskie i własnie takie jak najbardziej polecam. Ubowlewam, że w KK jest taka mała potrzeba wsród świeckich własnie takich rozmów czy prowadzenia. Ja w swoim życiu również miałem i mam "mentorów", którzy mi doradzają (zresztą o tym już pisałem), którzy jakby mają pieczę nad moją duszą, są to ównież moi przełożeni w Panu.

    Oczywiście wierzę, że Bóg ci dał tę osobę, i niech ci on będzie radością i dorgowskazem we wzroście w Panu.

    A panie Zbigniewie, niech pan powstrzyma swój jezyk od głupich wypowiedzi, znów panu powraca sarkazm?

    KJ

     
    Odpowiedz
  25. misjonarz

    Ach znów “mnie bierze na

    Ach znów "mnie bierze na polemiki i filozofie" .

    Sprawa, którą poruszę będzie właśnie dotyczyła prawdy lub fałszu.

    Nie znam się na matematyce a nawet jej za bardzo nie lubiałem ale czasem lubiałem jej pewne stwierdzenia.

    Bardzo zaciekawiło mnie pewne stwierdzenie "aksjomat", czyli "twierdzenie przyjęte bez dowodu".

    przytoczę za "wikepedią":

    Aksjomat (postulat, pewnik; gr. αξιωμα aksíoma – godność, pewność, oczywistość) – jedno z podstawowych pojęć logiki matematycznej. Od czasów Euklidesa uznawano, że aksjomaty to zdania przyjmowane za prawdziwe, których nie dowodzi się w obrębie danej teorii matematycznej. We współczesnej matematyce definicja aksjomatu jest nieco inna:

    Aksjomaty są zdaniami wyodrębnionymi spośród wszystkich twierdzeń danej teorii, wybranymi tak, aby wynikały z nich wszystkie pozostałe twierdzenia tej teorii. Taki układ aksjomatów nazywany jest aksjomatyką.


    Wyjaśnienie pojęcia aksjomatu

    Matematyka jest zbiorem różnych teorii, takich jak geometria euklidesowa czy arytmetyka. Każda z nich operuje na specyficznym dla siebie zasobie pojęć. Matematycy mówią, że dana teoria jest wyrażona w języku opartym na określonym alfabecie[1].

     

    Po co w nauce wprowadzono aksjomaty ? Myślę, że "po to aby nie grzebać się w szczegółach", czyli trzeba coś przyjąć "na wiarę" i zacząć dopiero "to udawadniać". No i tak jest w nauce – są aksjomaty a z nich wywodzi się tezy i twierdzenia, "żeby zbudować jakąś inną wartość".

    TERAZ PYTANIE (trudne), "po co w kościele katolickiem wprowadzono tzw. dogmaty" ? No i właśnie

    "po co się grzebać w czymś co jest niewytłumaczalne" ? Niestety w historii pojawiła się tzw. "GNOZNA", która zaczęła się chwalić "że zna rzeczy ukryte i tajemne". Obecnie istnieje tzw "neognoza", czyli to jest "cała otoczka tzw. NEW  AGE.  Niestety "różne prądy filozoficzno – gnostyczne" traktują dogmaty jak "coś narzuconego, nierealnego i coś czego trzeba za wszelką cenę unikać". Unikają dogmatów i "boją się ich" i  zaczynają "budować rózne pseudoduchowości, operując pojęciami zaczerpniętymi z duchowości katolickiej".

    Takie traktowanie dogmatów dotyczy również różnych odłamów chrześcijańskich no i potem powstają różne schizmy, odłamy, sekty.  No i właśnie, "jeżeli zaczyna traktować się wiarę w sposób dowolny i indywidualny to później pojawiają się problemy.

    Problem jednak tkwi w rozumie. Wiara ma być "ROZUMNA"  i to dlatego uczy się jej.

     
    Odpowiedz
  26. misjonarz

    Trochę na poczatku tego

    Trochę na poczatku tego tekstu o aksjomacie "zaprzeczyłem sobie ", ale myślę, że to taka "pomyłeczka, która jest normalna".

    Chciałbym w niniejszym tekscie dać przykład takiej "neognozy (wtajemniczenia)". Istnieje tzw. "kinezjologia edukacyjna" – czyli jakaś tam teoria mówiąca, że "jak będę robił odpowiednie ruchy paluszkiem lub ręką" to "zwiększą się moje możliwości intelektualne".  W teorii "ciekawe stwierdzenia", ale zupełnie nie poparte nauką i badaniami statystycznymi. Ja natomiast w tym przypadku lubię takie bardzo ciekawe porównanie

    czyli należałoby wziaść jakąś grupę kontrolną np. dzieci, które uprawiają w/w "edukację" i dzieci, które "uprawiają normalną, lecz zróżnicowaną aktywność ruchową (różne gry, zabawy ruchowe).

    Pytanie brzmi – "w której aktywności ruchowej – tej małej czy też dużej istnieje większy potencjał rozwojowy -intelektualny (w której aktywności są zaangażowane większe partie mózgowe) i w której jest "większy przepływ informacji między półkólami mózgowymi.

    Oczywiście odpowiedź "nasuwa się sama" "więcej ruchu to większy potencjał" – tak więc "dlaczego niektóre ruchy

    "uważają, że ten potencjał jest większy w tzw. motoryce małej" ?

     
    Odpowiedz
  27. Kazimierz

    Janusz

    Myslę, że się mylisz co do dogmatów.

    To, że ktoś okreslił jakiś dogmat i wszyscy mają w to wierzyć, to własnie jest płycizna i pójście owczym pędęm bezrefleksynie za większością. Albo za mniejszością, ale za to głośniej trąbiąca. Właśnie wnikanie w sens dogmatów i prawdziwośc ich twierdzeń może wyzwolic człowieka ze zgubnego naśladownictwa. Rano dziś jak zwykle wstałem o 6 i przygotowywałem kazanie – ciąg dalszy zbori Bożej – tarcza wiary i przygotowując tak doszedłem do fragmentu z Izajasza i Jeremiasza –  

    Iz. 2.13 – "Mnie źródło wód żywych opuścili, a wykopali sobie cysterny, cysterny dziurawe, które wody utrzymać nie mogą"

    Iz. 29. 13 – "…ten lud zbliża się do mnie swoimi ustami i czci mnie swoimi wargami, a jego serce jest daleko ode mnie, tak, że ich bojaźń przede mną jest wyuczonym przepisem ludzkim…"

    Jer. 17. 5-6 – "przeklety mąż, który na człowieku polega i z ciała czyni swoje oparcie a od Pana odwraca się jego serce".

    Szczególnie ten drugi fragment – bojaźń Boga może być wyuczonym przepisem ludzkim, dlatego , że serce ludzkie jest dalekie od Boga, usta mówią, nawet ciało wykonuje pobożne ruchy, klęka, robi znak krzyża, idzie na pielgrzynkę, na pasterkę itp. Ale serce daleko, to tylko wyuczone od małego przepisy ludzkie, tylko kulturalne przyzwyczajenia, które z wiarą nie mają nic wspólnego.

    Własnie zgodzenie się bezrefleksyjne na to co inni wymyslili, bez dażenia do źródła wody, do Boga, opieranie się na człowieku – powoduje, że nie ma wiary, nie ma relacji żywej z Chrystusem – bo po co? Odtwarzamy to co od wieków nauczono nas i jest ok.

    Dam ci przykład: jest sobie rodzina w XIX wieku – rolnicza. W domu jest ojciec, dzieci i ojciec angażuje wszystkich do pracy w polu posługując się końmi itp. Czas leci dziecci dorastają i powinni się usamodzielnić i samodzielnie mysleć, korzystać z rozwoju przemysłowego, ale oni nie! Będziemy robić tak jak ojciec i uczyć swoje dzieci, że mają tak robić jak my. No i dochodzimy do XXI wieku i rolnik, potomek tegoż ojca, gdyby tak robił , a nie korzystał z maszyn, nie dokupił ziemi, tak aby mieć dziś np. 300 ha, kim by był? Bankrutem i pośmiewiskiem. Lecz gdyby sam był kreatywny i poddawał w watpliwość doktryny ojca dotyczące ziemi, czy przegrałby – nie. Dziś taki ludźmi często są osoby mieszkające w popegeerowskich wsiach, gdzie nikt ich nie uczył myslenia, podważania, nie zgodzenia się, ale jedynie nasladownictwa. I wiesz, jak trudnio wzbudzic u takiego człowieka pragnienie rozwoju? Ja wiem, bo pracuję z takimi ludźmi, to niesłchanie trudne i udaje się może1 na 50 przypadów. A myslisz, że oni nie maja własnych doktryn, w kltóre wierzą święcie- oj mają – kto bogaty – to złodziej, w Polsce nie można żyć uczciwie, Polak to taki, a taki. Miałem ostatnio taką próbkę.

    Dlatego też nie zgodzę się z toba, że należy zgadzać się na ludzką naukę bezrefleksyjnie i bez próby podważenia jej, jak jest prawdziwa to się ostoi przecież. A jesli fałszywa , to trzeba ją obalić. Inaczej będziemy dalej jako Polacy zwaśnieni i zgorzkniali, bo nie jest tak, jak ja bym chciał, a ja przecież mam rację.

     
    Odpowiedz
  28. misjonarz

    Ja i tak i tak mam “swoje

    Ja i tak i tak mam "swoje zdanie" , np. prawda o zmartwychwstaniu Chrystusa – przecież tego nie da się udowodnić, można jedynie przyjąć  "jest Bogiem i mógł to zrobić".

    A co do tej biblii to się uśmiechnę i trochę Cię zbulwersuję (też tak czasem robię ale leczę się z tego).

    Weź jeszcze raz "na chybił trafił otwórz biblię i traf na te teksty" a wtedy Ci uwierzę .

    Ciekawe mnie raz tak się udało ale TYLKO RAZ,  a sposób był taki, że "ja strzeliłem i moja koleżanka strzeliła i trafiliśmy na ten sam fragment" – fragment było o Miłosierdziu Bożym i w święto Miłosierdzia Bożego (wtedy gdy był ten koncert o którym pisałem). To to jakoś mogłem przyjąć za przypadek, pozostałe "moj próby otwierana na chybił były raczej kontrowersyjne).

    pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  29. misjonarz

    Przepraszam , to miało

    Przepraszam , to miało brzmieć  "nieprzypadkowy przypadek", czyli "otwarcie przypadkowe przez nas a nieprzypadkowe bo sterował tym Duch święty.

     
    Odpowiedz
  30. misjonarz

    Poruszę, jeszcze jedną

    Poruszę, jeszcze jedną kwestię o prawdzie. Sprawa będzie dosyć skomplikowna, ale rzeczywiście obecnie tak jest, że w polityce i biznesie wykorzystuje się "zakamuflowane kłamstwa" i to na bardzo szeroką skalę. To jest wręcz nagminne, ponieważ ludzie tracą tradycyjne wartości i "tracą grunt pod nogami", przestają myśleć i dają się wykorzystywać.  Sekty i nowe ruchy religijne wchodzą "szerokimi drzwiami do świata biznesu, kultury, sztuki i nauki". Manipulują ludźmi na wszelkie sposoby i powstają z tego ogromne problemy. Nie będę wnikał w szegóły, jedynie zapropnuję pewną stronę internetową i polecę przeczytać o sektach biznesowych typu "Amway, Herbalife" itp. Nie opiszę ich szerokiego wpływu na ludzi ale jest on coraz większy.

    strona to:  http://www.psychomanipulacja.pl/art/amway-nosieciele-rajskich-marzen.htm

    Jednak moim zdaniem "najgroźniejsze zjawisko to celowe odciąganie ludzi od kościoła katolickiego".

    Sposób ? Bardzo prosty "pootwierajmy wszelkie sklepy w niedzielę". No i pootwierano, a ponieważ ludzie nie mają zbyt wiele czasu w tygodniu to wykorzystują niedziele, później się przyzwyczajają do tego i 2 przykazanie Boże jest "nagminnie łamane".

    Inny sposób ? "nagminne łamanie prawa człowieka do 8 h czasu pracy", "brak urlopów wypoczynkowych", "wykorzystywanie do maximum fizyczne i psychiczne". ( no bo przecież ktoś kiedyś powiedział "masz osiągać maxymalne możliwości i jesteś do tego zdolny".

    To jest cały proceder i jest to nagminne. Nagminne jest również "łamanie ludzkiej wolności, gdyż zabiera się ludziom ich wolność i dyskrecję". Robi się to np. przez jakieś dziwne nachalne reklamy, programy tv, radiowe itp."

    Nie pozwala się ludziom odetchnąć i odpocząć, bombarduje się ich informacjami (pewnie po to aby zakłócić funkcjonowanie ich umysłów). Wmawia się im "że mają nieograniczony potencjał intelektualny". To jest sprawa nagminna. Nagminnie się też kłamie w reklamach. Dam przykład takiej głupiej i bezmyślnej reklamy:

    "jesteśmy zatanistami".  No i właśnie o co chodziło twórcom reklamy i reklamodawcy ?. Co to wogóle za język, kto ludzi uczy posługiwać się takimi dziwnym językiem ?

    No i właśnie, bo ktoś "łączy" (czytaj próbóje rozwijać) na swój sposób różne nauki, np psychologię, socjologią itp. Ludzie wymyślają głupoty bo "nie trzymają się podstawowych standardów" i przede wszystkim nie trzymają się etyki, bo właściwie ludzie już zupełnie nie wiedzą co jest a co nie jest etyczne.

    Znów dam przykład "są firmy, które zatrudniając kobiety każą im podpisać jakiś papierek, że przez jakiś okres lub wogóle nie będą miały dzieci". No i właśnie, "biedne kobiety godzą się na to a sposób to środki antykoncepcyjne".  Czyli znów  "o co chodzi twórcom tych dziwnych przepisów" i "dlaczego wogóle tworzą takowe" ?

    Nie będę się rozpisywał, ale no właśnie "ludzie tracą tradycyjną wiarę i religię" i zaczynają kierować się jakimś "dziwnym postmodernizmem".  Kierują się a potem nie zauważają, że z tego wynikają różne problemy "psychoduchowe".

     

     
    Odpowiedz
  31. misjonarz

    p.s.  pomyliłem się,

    p.s.  pomyliłem się, chodziło o 3 przykazanie Boże.

    Natomiast drugie przykazanie też jest nagminne łamane a to jest akurat chyba szczególna domena katolików.

     
    Odpowiedz
  32. ostatni

    PRAWDA

     Kazimierzu czytając twoje wypowiedzi zrozumiałem że wchodzenie z tobą w dyskusje wymaga wielkiej cierpliwości,dobrze znasz tekst Bibli ale odnoszę wrażenie że nie znasz Jej treści,dlatego nie chciałem z tobą dyskutować.Niestety ta wypowiedż pokazała mi broblem ,który Cię gnębi. Napisałeś"mój kościół…." i to jest "rak",który niszczy zielonoświątkowców każdy pastor myśli że to jest "jego kościół",rozważ tą kwestie czyj jest kościół.Widzisz ja w przeciwieństwie do Ciebie jestem prostym i niewyksztauconym człowiekiem poszukującym prawdy,nie znam Bibli tak jak ty ale wiem gdzie szukać prawdy,w pewnym psalmie napisane jest-"kochasz prawdę chowaną na dnie duszy",widzisz Bóg kocha prawdę,która sięga dna duszy, z ludzmi często jest tak że próbują przykryć prawdą to co znajduje się tam gdzie tylko Bóg zagląda ,niestety prawda,która nie sięga dna jest tylko przykrywką tego co powinno być wypchnięte.Walka o prawdę to nie jest przekonywanie się wzajemne czyja teologia jest właściwa,ale jest to uparte dążenie do tego aby wepchnąć tą prawde na samo dno,niestety kiedy człowiek zaczyna to robić przekonuje się że im bliżej dna tym więcej obrzydliwości.Myśle więc sobie że dla Boga nie ma znaczenia kto komu się spowiada,albo kto jakie modlitwy stosuje i kto gdzie przynależy.Boga nie interesuje prawda ,która  jest wystawiona na pokaz ,ale ta chowana tam gdzie tylko On ma wstęp.                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                              pozdrawiam.

     
    Odpowiedz
  33. Kazimierz

    ostatni

    Masz rację, ja nigdy nie myslę, że kościół jest mój – w znaczeniu własności, czy czegoś podobnego. Mój dla mnie znaczy, to Chrystusowy, ten w którym jest miejsce dla kazdego, ten, którego częścia jest i wspólnota w kórej jestem.

    Źle to napisałem, sory, pozdrawiam serdecznie kazik 

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code