Zamiast smutnym odejdź wolnym

 „Zostaw wszystko i chodź za mną”, a właściwie „Towarzysz mi”. Często myślimy i myślę ja, że aby za Jezusem chodzić. Być Jego uczniem trzeba coś zrobić. Czytać Biblię, chodzić na mszę czy na nabożeństwa, wieczory chwały. Angażować się w apostolstwo, bądź w działalność społeczną. Wszystko to ma mi zapewnić bycie uczniem Chrystusa. Z tym, że to pułapka, bo nie o to chodzi w chrześcijaństwie. Już ojcowie pustyni mówią, że droga wzrostu duchowego, to droga tracenia a nie zdobywania.

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. Pierwsze co nasuwa się na myśl, to bogactwa rozumiane jako rzeczy materialne. Z tym, że nie o to chodzi. Przynajmniej nie do końca tak jednoznacznie. Panu Bogu pieniądze i nasz stan posiadania, wcale nie przeszkadzają w tym by nas zbawić. Być bogatym w sensie materialnym, wcale nie jest przeszkodą do sięgnięcia po Niebo. Bóg stwarzając świat, stworzył go wraz z całą sferą materialną o której powiedział, że jest dobra. To człowiek źle jej używa. Człowiek też źle robi, gdy wyrzeka się stworzenia, odrzucając, to co Bóg stworzył dla jego dobra, także dla jego uświęcenia. Mam nadzieję, że wszyscy rozumieją, chleb kupuje się za pieniądze, a kto „nie pracuje, ten też niech nie je”. Praca i pieniądz są dobre. Mają dobrą wartość. Dają poczucie spełnienia, użyteczności i dają mi oraz bliskim jedzenie. Praca uszlachetnia i prowadzi do Boga, zwłaszcza taka, która jest uczciwa. Pieniędzmi można także służyć innym np. poprzez wspieranie organizacji charytatywnych. Oczywiście można w tym wszystkim przegiąć. Zatracić się w tym. W pracy i pieniądzu. Można przez to też innych krzywdzić. I może to być przeszkodą w relacji z Bogiem. Może ale nie musi. Podejrzewam, że niewielu ludzi jest w tej grupie osób, która ponad rodzinę, bliskich stawia pieniądz i pracę. Jeśli tak, to dla Ciebie jest jeden przekaz. Zostaw to. Jeśli nie jesteś w tej grupie, chodź ze mną w tym słowie dalej.

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. Drugie co przychodzi to grzech. I znów nie do końca o to chodzi. Bo chrześcijaństwo to sztuka podnoszenia się z upadków. A „gdzie wzmógł się grzech, tam obficiej rozlała się łaska”. Oczywiście nie mamy godzić się na grzech. Mamy z nim walczyć, stawiać mu opór. Nie oszukujmy się jednak, „każdy zgrzeszył”! I każdy grzeszyć będzie! Nie da się być bezgrzesznym. Może pozbędziesz się paru grzeszków, tych najbardziej zabijających ciebie i twoje człowieczeństwo, ale zupełnie grzechów nie wyeliminujesz. I moja dobra rada, nawet nie próbuj! Nie wyjdzie ci, a tylko będziesz sfrustrowany. A Jezus ma Dobrą Nowinę, On „przyszedł do tych, którzy źle się mają”. On chce nam za każdym razem przebaczać. I za każdym razem, gdy Go tylko o to poprosimy, robi to. Robi to, za każdym razem z tą samą miłością i delikatnością. Mu nigdy to się nie nudzi. On nie czuje żalu, nie robi nam wyrzutów. Nie daje ostatniej szansy.

„Zostaw wszystko i chodź za mną”. A może chodzi o to, żeby porzucić moje wyobrażenia o Bogu? To co dotychczas o Nim przeczytałem, usłyszałem czy doświadczyłem? Może czas zarzucić moje schematy myślenia odnośnie Boga i człowieka? A może powinienem porzucić moją postawę roszczeniową, że Bóg, albo co gorsza człowiek czy świat, jest mi cokolwiek winien? Może powinienem zanegować moją wiedzę? Porzucić moje tytuły, moją pozycję w społeczeństwie, Kościele czy rodzinie? Może powinienem porzucić moją udawaną pobożność? Może powinienem zanegować poczucie wybrania przez Boga? Może czas wreszcie porzucić wyobrażenia o romantycznej miłości i księciu/księżniczce z bajki? Może powinienem porzucić moje poczucie krzywdy? Może powinienem przestać hodować we mnie tego urażonego i kurczowo trzymającego się siebie dzieciaka? Może czas przestać szukać szczęścia? Może czas przestać udawać dobrego, a przyznać się przed sobą i Bogiem, że jest się po prostu małym sukinsynem, egoistą? Hipokrytą, który pod płaszczykiem kościelnej etykietki musi łechtać swoje ego, gdy karmi bliźniego swego? Może czas zanegować moje rzekome obdarowanie charyzmatami dla dobra innych, bo przecież tak naprawdę buduję tym tylko sam siebie. Może czas zejść na ziemię i przestać marzyć o lepszym jutrze? Może czas przestać szukać cudowności? Może czas zanegować siebie i swoje wartości. Może czas przestać szukać co raz to nowszych i mocniejszych przygód, a zająć się życiem, tym prawdziwym? Może czas przestać uciekać przed własną codziennością? Może czas być tu i teraz? Może czas być po prostu sobą, a nie projekcją rodziny czy społeczeństwa? Może czas wylogować się z Facebooka, Twittera, Instagrama i wrócić do świata, gdzie nie ma lajków, re-twittów itd.? Do świata, gdzie nic nie znaczy liczba znajomych, gdzie jesteś tylko i wyłącznie zwykłym Jasiem Kowalskim. Może czas przestać robić sobie selfie i wyjść na ulicę?

Mógłbym wymieniać tak bez końca, ale i tak dałem ci bardzo dużo myśli do refleksji. Obiecuję ci także, że sam będę się dziś pytał siebie, jakich to bogactw nie chcę porzucić. Trudne jest to co napisałem nie? Owszem, to trudne, a im sumienniej będziesz się sobie przyglądał(bo to tylko na przyglądaniu się polega) możesz  być co raz bardziej przerażonym samym sobą. Naprawdę, nie jest łatwo przyjąć i uznać się za hipokrytę, egoistę, i tak naprawdę za cały czas śpiącego, śniącego gdzieś w obłokach ludka. To niewątpliwie boli, będzie boleć i… bardzo dobrze! Bo Jezus mówi: „Zostaw wszystko i chodź za mną”. Zostaw mu tego małego człowieczka w tobie. Nie, nie musisz na siłę się zmieniać. Wystarczy, że będziesz tylko obserwował siebie. Nie wydawaj sądów, po prostu patrz. I to co zobaczysz, za każdym razem Mu to oddawaj. Na początku może być ciężko, możesz być przygnębiony i smutny. To nic złego być przygnębionym i smutnym. Po jakimś czasie jednak staniesz się wolny, i będziesz widział Boga w każdej sytuacji w twoim życiu. Zostanie On twoim jedynym prawdziwym przyjacielem. Bo On nie zaprze się ciebie. Nie będzie się Ciebie wstydził. Być może zawstydzisz się sam siebie. Pewnie gdyby inni poznali cię takiego jakim jesteś naprawdę, tyle byś ich widział. Ale On zostanie i zaprosi Cię do wielkiej przygody zwaną Życiem! Nie odchodź smutnym! Bo się tym swoim smutkiem i przygnębieniem udusisz. Nie dasz rady sam ze sobą. „Zostaw wszystko i chodź za mną”. Towarzysz Mi, nie bój się. Być może nadal czasem będziesz smutny i przygnębiony, ale będziesz wolny! A dopiero wtedy będziesz mógł prawdziwie kochać Boga i bliźniego!

Na koniec dedykuje ci jeden z moich wierszy „Obudź się”

Obudź się mój przyjacielu!
Wyrwij się z pęt tak wielu!
Przestań udawać, zdejmij swoje maski!
Czemu wciąż żyjesz pod czyjeś oklaski?
Czemu kolego łechtasz swoje ego
kiedy karmisz bliźniego swego!?
Obudź się! Wstań z łóżka!
Przestań się bać, gdzie stąpnie twa nóżka!
Nie goń tak za szczęściem swym!
Bo nie znajdziesz a robisz wielki dym!
Szczęście jest jak motyl,
ciche spokojnie, nie jak trotyl.
Otwórz swą dłoń, pochwyć motyla.
Nie zaciskaj pięści, daj mu wolność.
Wolność jego to twoja miłość,
miłość to wolność,
a te dwie znaczą szczęście!

 

Komentarze

  1. januszek73

    Szczęście w uzyskaniu…………….

    Oto poniżej jedna z najlepszych recept na szczęście

    Pierwsza: Miłość winno się zakładać więcej na czynach niż na słowach.

    Druga: Miłość polega na obopólnym udzielaniu sobie, a mianowicie na tym, aby miłujący dawał i udzielał umiłowanemu tego, co sam posiada, albo coś z tego, co jest w jego posiadaniu lub w jego mocy; i znów wzajemnie żeby umiłowany [udzielał] miłującemu. I tak gdy jeden ma wiedzę, żeby się nią dzielił z tym, co jej nie ma; i podobnie jeśli ma zaszczyty, bogactwa itd., aby jeden drugiemu wzajemnie udzielał.

    Modlitwa przygotowawcza zwyczajna.

    Wprowadzenie 1. Ustalenie miejsca. Tutaj widzieć siebie, jak stoję przed obliczem Boga, Pana naszego, przed aniołami i świętymi, a oni wstawiają się za mną.

    Wprowadzenie 2. Prosić o to, czego chce. Tutaj prosić o wewnętrzne poznanie tylu i tak wielkich dóbr otrzymanych [od Boga], abym w pełni przejęty wdzięcznością mógł we wszystkim miłować jego Boski Majestat i służyć mu.

    Punkt 1. Przywieść sobie na pamięć dobrodziejstwa otrzymane – stworzenie, odkupienie, a także dary poszczególne, ważąc [i doceniając] z wielkim uczuciem [miłości], jak wiele uczynił Bóg, Pan nasz, dla mnie; jak wiele mi dał z tego, co posiada. A dalej, jak bardzo tenże Pan pragnie mi dać samego siebie, ile tylko może wedle swego Boskiego planu. A potem wejść w siebie samego rozważając, com ja z wielką słusznością i sprawiedliwością winien ze swej strony ofiarować i dać jego Boskiemu Majestatowi, i siebie samego z tym wszystkim, jak ten, co z wielką miłością ofiaruje coś drugiemu [tak mówiąc]:

    Zabierz, Panie, i przyjmij

    całą wolność moją,
    pamięć moją i rozum,
    i wolę mą całą,
    cokolwiek mam i posiadam.
    Ty mi to wszystko dałeś
    Tobie to, Panie, oddaję.
    Twoje jest wszystko.
    Rozporządzaj tym w pełni
    wedle swojej woli.
    Daj mi jedynie
    miłość twą i łaskę,
    albowiem to mi wystarcza. [Amen.]

    Punkt 2. Zwrócić uwagę na to, jak Bóg mieszka w stworzeniach: w żywiołach, dając im istnienie; w roślinach, dając im życie i wzrost; w zwierzętach, dając im czucie; w ludziach, darząc ich rozumieniem. I we mnie także mieszka, dając mi być, żyć, czuć i darząc mię rozumem. A nadto uczynił mię świątynią [swoją], bom stworzony jest na podobieństwo i obraz swego Boskiego Majestatu. I znów wejść w siebie w podobny sposób, jak się to rzekło w punkcie pierwszym, albo w inny jaki sposób, jeśli uznam to za lepszy. I tak samo trzeba postąpić w każdym punkcie następnym.

     

    Punkt 3. Rozważać, jak Bóg działa i pracuje dla mnie we wszystkich rzeczach stworzonych na obliczu ziemi. Znaczy to, że postępuje tak, jak ktoś pracujący. I tak w niebiosach, w żywiołach, w roślinach, owocach, trzodach itd., dając [wszystkiemu] istnienie, zachowując, darząc wzrostem i czuciem itd. Następnie wejść w siebie samego.

     

    Punkt 4. Patrzeć [i rozważać], jak wszystkie dobra i dary zstępują z góry; jak moja ograniczona moc – od najwyższej i nieskończonej owej mocy z góry; i w podobny sposób sprawiedliwość, dobroć, miłość, miłosierdzie itd. tak, jak od słońca wychodzą promienie, jak ze źródła – wody itd.

    Zakończyć wejściem w siebie, jak to było wyżej powiedziane. Zakończyć rozmową i odmówić Ojcze nasz.

        Czy owa "kontemplacja" to li tylko teoria i słowa ? Dla mnie nie, uważam, że Bóg od pewnego czasu wszystko robi dla mnie i mojego szczęścia, inna sprawa, jak ja na tę miłość odpowiadam ? Pomimo wszystko udzielanie Jego miłości i widzenie Boga "we wszystkich rzeczach" jest dla mnie uszczęśliwiające i ubogacające 🙂 i to nie tylko duchowo :-). Co prawda wypłatę mam na poziomie 2000 za od 200 do 240 roboczogodzin , ale i tak to pozwala mi żyć szczęśliwie, pomimo strasznego wysiłku . Naprawdę  :-), zasuwam do roboty 25,5 km. w jedną stronę na rowerze i to Zakopianką (narażając się prawie na śmierć 🙂 ), pracuję często w stresie 11 h. i mam marne szanse na podwyżkę, ale………………..Jestem szczęśliwy…………………..No tak, brakuje mi tylko jednego – odwagi…………………Już wyjaśniam, ale od pewnego czasu lękam się Miłosierdzia Bożego, hmm, czy Bóg się nie upomni o mnie ? OOO nie, zawsze się upomina, wzywa, pociąga i zbliża a dzieje się to tak, jak na poniższym obrazku :-). Wstawiam i uciekam spać, ale pozdrawiam, z Jezusem Miłosiernym :-).

     

     
    Odpowiedz
  2. zk-atolik

    Droga do zbawienia i życia wiecznego.

    Droga przykazań Jezusa Chrystusa i nauczanie Jego Kościoła pozwala ludziom stawać się, a nawet być istotami nie tylko wolnymi, lecz również dobrymi, szlachetnymi, właściwie wychowanymi etc. Jednak dopiero poznanie i uznanie, że istnieje "coś więcej", niż w/w przymioty przemienia nie tylko świadomość człowieka. 

    Człowiek ufający Bogu i dobrej woli ostatecznie wkracza na drogę zbawienia, bo uświadamia sobie, że w stosunku do tego – co może być?……., rzeczywistość życia codziennego jest szara……. Ponieważ dobro może stać się doskonałe, życie zwyczajne – niezwykłe, a szare – jasne.

    Więc wejście świadome i dobrowolne w najbliższe grono przyjaciół Pana Jezusa – wg. mnie zapewnia przede wszystkim Roman Catholicom – wielkie szczęście. A ich doczesne bytowanie choć nieraz trudne i bolesne,  często jest również fascynujące i niezwykłe, oraz jasne, jednoznaczne, także błogosławione, święte i radosne. 

    Natomiast bolesna rzeczywistość, której nadal doświadcza Pan Jezus i Jego Matka tj. odchodzenie szczególnie osób młodych, od Boga i Kościoła – posiada (jak sądzę) dwojakie podłoże.

    Z jednej strony jest to w rodzinie i wspólnocie Kościoła nieudolne, czy mało skuteczne kształcenie – formowanie owej świadomości i osobowości, zdolnej stawić czoła życiowym trudnościom, wyzwaniom i przeciwnościom.

    A z drugiej – kwestia korekty lub modyfikacji pewnego sposobu myślenia i postępowania. Preferującego tzw. święty spokój i rutynę, oraz ową „szarość”, w której nie ma zbyt wiele miejsca na młodzieńczy entuzjazm, ani radość, czy ekspresję.

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code