1.
Kamienie płynęły
z nieba Katedry
ziemia krwią nabiegła
żyłami kanałów – szli
pewni już końca
godziną
przemienioną w wieczność
2.
Musiałam iść
Po kamiennej scieżce
Zimnych słów
Brnąć
W gęstwinie
Obcych uczuć
Dojść
Do źródła
śmiechem łzy
oczyścić
3.
kraty krzyczą i gną się
do wewnątrz
kim jestem
by z nimi walczyć
składają się
sufit z podłogą
w całość
milczę upokorzona
wielkościa klatki
niewidocznej
rdzawe łzy
po twarzy
odciskiem krat
wtłoczone
skrwawiają przestrzeń
obrazami spoza
milczę