, ,

Z pamiętnika Demona Noworocznych Postanowień

Pod koniec roku opanowujemy ludzi szczególnym rodzajem gorączki, ADHD sumienia czy też nerwicy etycznej. Nazwę to symbolicznie – syndromem noworocznych postanowień.

Podsumowaniom i rozliczeniom nie ma końca. Zaczynamy albo do prozaicznego: ile zarobili, ile jeszcze zarobią, co stracili, ile stracą jak czegoś nie zmienią, co można zmienić, co można ulepszyć, co odrzucić, co zacząć od nowa… Kończymy na pytaniu: co by tu jeszcze podsumować? Biorą jak ryby po deszczu, nie widzą w tym pułapki. Wręcz szczycą się tym, że mają długą listę podsumowań i postanowień. Co roku odkładają ją na bok, by stworzyć nową. Większość pozycji na tej liście jest podobna do tych z poprzednich lat. Cały czas ilość postanowień rośnie, razem z poziomem frustracji. I o to chodzi!

Dręczymy ludzi wyrzutami sumienia, kłujemy w oczy tym, o czym marzą od lat i czego zrealizować nie mogą. Przypominamy to, o czym chcieli zapomnieć, podsuwamy pod oczy to, czego woleliby już więcej nie oglądać. Nasi agenci w dziale "promocje noworoczne" pomagają nam w tym bardzo. Siła niespełnionych marzeń jest cudownie destrukcyjna! Niszczy powoli, ale jakże skutecznie. Grunt to poprzestać na postanowieniach. Rozniecić płomień żądzy bycia lepszym niż w zeszłym roku, bogatszym niż w poprzednim miesiącu, ładniejszym niż pół roku temu… I zatrzymać człowieka na tym wyobrażeniu, na tym co też mogłoby by się stać, gdyby plan sie ziścił. Marzenia i pragnienia mącą umysł, sprawiają, że nie widać realiów. Łatwo wtedy podłożyć kłodę pod nogi. Nic nie muszą robić, bo życie w iluzji mocnych postanowień zupełnie wystarczy, by zawładnąć ich sercem i umysłem na długi długi czas. Aż dobiorą się do ich duszy moi współpracownicy z działu Czarnej Rozpaczy…

Niestety są też ci wredni "niedziałający". Stoicyzm to jakaś plaga w tym roku. Naczytali się starożytnych, jakiegoś taoizmu praktycznego się nabawili czy co? Przeklęta ponowoczesność. Kiedyś było jasne kto jest kto, w co wierzy, albo nie wierzy. Teraz ciężko się zorientować, skąd się biorą inspiracje duchowe prowadzące do wejścia na drogę prawdy…
 W tym roku mam szczególny przypadek do rozgryzienia. Ona nic nie chce postanawiać. Stwierdziła, że wszystko ją wk…, cały ten system postanowień, marzeń, przełomów nowego i starego. Odkryła, że naprawdę liczą się sprawy prozaiczne. Bo to z nich tworzy się materia marzeń i powołania ludzkiego. Będzie żyć z dnia na dzień, myć naczynia, nogi i zęby. Zwyczajnie robić zakupy w warzywniaku, uśmiechać się do żuli, do woźnej w hipermarkecie, wycierać kurze co tydzień, odprowadzać dzieci do szkoły, uczyć tego swojego polskiego marudne bachory w podstawówce. Będzie zwykła, przeciętna i tyle. Wyrzuciła do śmieci kosmetyki do robienia makijażu, oddała koleżankom najlepsze ciuchy z top listy przebojów mody. Wygląda jak łajza – dżinsy, koszula, zwykła laska z przedmieścia… Zarzuciła plan wydania książki, której od lat nikt nie chce wydać. Odłożyła na bok wielkie marzenie podróży do Tybetu. Kasę przeznaczy na zwiedzenie Gór Sowich i Bieszczad, bo bliżej i nigdy tam nie była z dziećmi. Przestanie szukać nowej lepszej pracy, studiować coraz to nowsze kierunki na podyplomówkach. Po kiego grzyba, mówi. Jest dobrze. Po co mi więcej. Życie jest tylko jedno. Powiedziała też, że wszystkie swoje super dyplomy powiesi w klozecie. I że ma w d… opinię innych.

Łapy mi opadły.
Jak ona to odkryła, to nie wiem. Tyle lat rozdmuchiwania żaru ambicji, tyle trudu włożonego w rozszerzenie pola jej pychy i samouwielbienia. I taka porażka! No szlag mnie trafi!!!

Co ja powiem szefowi? Że przestała działać? Że tak po prostu się oddała "niedziałaniu", "niepostanawianiu"? Tylko po to, żeby być szczęśliwą i spokojną w głębi duszy? By zobaczyć, co przyjdzie z tym nowym rokiem bez szczególnych marzeń i postanowień. Może wreszcie jedną noc prześpi bez koszmarów? Może w końcu znajdzie czas, by pospacerować po parku miejskim, w którym nie była od lat? W sumie to też jakieś postanowienie, może dam radę coś w tym zepsuć…

Cóż, trzeba coś z tym zrobić. Jak wszyscy odkryją, że nie trzeba mieć wielkich marzeń, żeby być szczęśliwym, to stracę robotę. Postanawiam od dziś, że opracuję nową strategię! Zdobędę uwagę całego świata, rozniecę wszystkie ambicje, marzenia i żądze. Nowy Rok zabrzmi wielkim wrzaskiem ludzkich gardeł: POSTANAWIAM, ŻE OD DZIŚ…

 Chyba sam się dałem nabrać na własną propagandę… Ech…

Idę się napić. Beznadzieja ten nowy rok…
 

 

13 Comments

  1. aharonia

    łapy mi opadły:)

     

    Tam w tym blogu jest taki wpis "jakby bramka" który mówi mi  że "łapy mi opadły"

    Tak właśnie się czuję. No i niech mi ktoś powie że to przypadek…

    Dlatego nie piszę…bo łapy mi opadły. 🙂

    Dlatego rozwiązałem swój ostatni e-mail,

    dlatego ubrałem się w aharonię i oddałem się jej:

    SZTUCE.

    Bo "Aharonia" to Sztuka Komunikacyjna. 

    A co to jest sztuka Komunikacyjna?

    To właśnie Twój Blog Jolu jest tą funkcją sztuki za którą nic tylko dzięki czynić…

    Oczywiście każdy w tym Blogu  widzi to co chce zobaczyć albo co może zobaczyć. Są bowiem sprawy które nie sposób ogarnąć rozumem. 

    Tworzyć  tak aby ktoś inny odczytał w tym światło i natchnienie 

    "Jak milczę to nie znaczy że zapomniałem"


     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. jorlanda

    Poczekaj, aż…

    … odezwie się Anioł Noworocznego Zwycięstwa. Na razie tylko czekam na Jego słowa. 😉 Możę uda mi się usłyszeć, i skontrować tego demona, co mi ostatnio dyktuje…

    Od muru braku adresu odbija się tylko list. Reszta przenika dalej. Mnie to nie dołuje. Nie obraża. Ale też nie skłoni do czegoś więcej. Nie ja tracę na tym, że ktoś odchodzi niezadowolony 😉

    Pozdrawiam JŁ

     
    Odpowiedz
  3. aharonia

    Poczekam

    Poczekam.  

    Ja chyba tylko to potrafię najlepiej – czekać …

     

    a w między czasie natrafiłem na  Edith Piaf i okazuje się że ma ciekawą "aurę" 

    To taki okres jest …

    ten rok się kończy a nowy zaczyna więc zbiegają się różne iluzje i tańczą swój korowód …przed nami…

    "Ja się im przyglądam jak w teatrze, bo to życie jest smutne dopóki nie zobaczymy w nim dzieła sztuki".

    Pisz co czujesz bo to jesteś cała Ty. 

    Twój ostatni blog jest cudowny – no dla mnie to dzieło sztuki.

    Pa

     

    1

    http://www.youtube.com/watch?v=uzEJ7NV_g98&feature=related 

    2

    http://streemo.pl/Portal/12561,Film,VideoMaker_Niczego_nie_zaluje___Edith_Piaf.html

     

    3. Cała piosenka tutaj 

    http://www.youtube.com/watch?v=rKgcKYTStMc

     

    🙂

    aharonia

     

     

     

     

     

     
    Odpowiedz
  4. Jacob

    tup tup tup nowyj god

    …kiedy siedzę cicho nie robiąc nic

    nadchodzi wiosna

    i trawa rośnie sama… 🙂

    Tymczasem ponoć mrozy idą.

    Ku wiośnie, spokojnie, z pozdrowieniami, dla wszystkich.

     
    Odpowiedz
  5. Andrzej

    Bardzo trafny tekst i odważny

     Jolu, 

    świetnie udało Ci się ująć syndrom noworocznych postanowień. Gratuluję też odwagi podzielenia się własna "wolnością abnegacji" (chyba, że jest to jedynie literacka figura niespełnionych postanowień?).

    Pozdrawiam Cię serdecznie i noworocznie

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  6. krok-w-chmurach

    Podejmowanie postanowień

    Podejmowanie postanowień właśnie w Nowy Rok zawsze wydawało mi się jakąś dziwną tradycją. A może nawet dziwaczną? Ludzie lubią zaczynać. Szczególnie wtedy, gdy zbiega się to z początkiem czegoś co rozpoczyna niezależnie od ich woli. Dla mnie to kolejna sprawa, w której się czymś podpieramy, zamiast szukać siły w sobie.  Uzależniamy się od początków, pierwszego kroku prawą nogą, lewą…jakąś konkretną godziną. To taka trochę magiczna podpórka. Nic więc dziwnego, że wszystko kończy się po kilku dniach…tygodniach…albo w ogóle się nie rozpoczyna. Uzależnieni od mody na noworoczne postanowienia  czekamy podświadomie, że czarodziejski stoliczek nakryje się sam.

    A moje noworczne postanowienie, to zaczynać natychmiast…. No, może od jutra?

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Zamiast szukać siły w sobie !

    Pani Inko !

    Cytuję :"Dla mnie to kolejna sprawa, w której się czymś podpieramy, zamiast szukać siły w sobie.", a może będzie jeszcze lepiej, jak w Nowym Roku 2010 bardziej zaufamy Jemu, niż sobie, czy innym ludziom?……

    A moje noworoczne postanowienie, to zawsze kończyć dzieło właściwie….., a zaczynać tylko w stosownym czasie, nie koniecznie natychmiast, bo mówią bardziej doświadczeni ludzie, że : "co nagle, chyba rownież natychmiast to po..…..

    Pozdrawiam Panią serdecznie !

     
    Odpowiedz
  8. krok-w-chmurach

    Panie Zbigniewie,

    Panie Zbigniewie, oczywiście, że w Nim jest nasza siła. A właściwie moja, bo mogę mówić tylko w swoim imieniu. Istnieję przez Niego, dzięki Niemu, dlatego nie muszę dodawać, że szukając siły w sobie, znajduję ją w Bogu.

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  9. jorlanda

    Klub Abgenatów Nowego Roku 😉

    Hehe cieszę się, że przypadkiem założyłam klub abnegatów. Andrzeju, jesteś mistrzem czytania między wierszami 😉

    Tradycja noworocznych postanowień nie jest dziwna. Jest efektem naturalnej dyspozycji człowieka, i jest wpisana w ludzką religijność. Czytałam kiedyś u Mircei Eliade’go, że współcześni ludzie często tak bardzo desakralizują swoje życie wewnątrzne, że pozbawione rytuałów dusze zaczynają szukać ujścia tęsknot duchowych w "świeckich obrzędach". I m.in. wymieniał tradycje związane ze świętowaniem końca i początku roku jako przyklad archetypicznego zachowania ludzkości od nowa rozpoczynającej cykl powrotu do doskonałości. W postanowieniach i planowaniu "od nowa" swego losu, człowiek odkrywa tęsknotę dążenia do rajskiego ogrodu. Powraca do marzeń i planów, po to aby utrwalić efekt i wizję sukcesu, jaki ma nadzieję osiągnąć. To ma wymiar duchowy, a nie tylko fizyczny, materialny czy psychiczny. Zresztą psychologowie (może jest tu ktoś kompetentny, kto mógłby to rozwinąć?) też często polecają pacjentom z depresją czy w rozpaczy zmieniać swoje życie na zasadzie powrotu do wspomnień i marzeń z najszczęśliwszego okresu i próby regeneracji siebie takim jakim jest się naprawdę. Kiedy zapominamy o swoich radościach i szczęściach, przytłoczeni prozą życia, możemy zgubić się. Nawet w bajkach mamy syndrom zapomnienia, kim jest się naprawdę, co często doprowadza bohaterów do  nieszczęścia lub jakiegoś tam marazmu czy uwstecznienia ujętego w różnych symbolach (wieczny sen, zmiana tożsamości, skamienienie, zamiana w drzewo czy zwierzę itp.), dopóki nie odzyskają pamięci o tym, co stanowi sens ich istnienia. Podobno moc niespełnionych marzeń może działać zarówno destrukcyjnie jak i zupełnie odwrotnie – skłaniać do działania i motywować do zmiany na lepsze.

    To ogromny skrót myślowy, ale chyba wiadomo o co chodzi? Odsyłam do lektur: "Mit wiecznego powrotu" czy "Sacrum i profanum", "Okultyzm, czary i mody kulturalne: eseje"  tegoż autora (Mircea Eliade to mój guru jeśli chodzi o religioznawstwo porówawcze).

    W moim życiu zawsze były postanowienia, podsumowania, próby i egzaminy wewnętrzne. Kiedy miałam 20 lat (hoho wieki temu 😉 opiekunka mojej próby harcerskiej powiedziała mi, że nigdy nie spotkała nikogo, kto by tak wielką uwagę przywiązywał do pracy nad sobą. Wtedy uznałam to za komplement, ale teraz myślę że to okazuje się bardzo często pułapką. Bo słusznie napisał Jakob nieco wyżej: gdy nic nie robię, wiosna i tak przyjdzie. Bezkompromisowa praca nad sobą bardzo często prowadzi do bezduszności wobec innych, zwłaszcza najbliższych. Można nabawić się perfekcjonizmu i zatwardziałości serca. Wiele tego mamy wśród chrześcijan, prawda?

    Dlatego powstał tekst o Demonie Noworocznych Postanowień. Udało mi się go rozpoznać. Dzięki Bogu, może następne lata spędzę w nieco mniej napiętym stylu. Bez chorych ambicji i bezowocnych postanowień, które podsycają miłość własną zamiast kształtować miłość do ludzi, no i niszczą wolność i radość – największe dary Boga.

    Pozdrawiam wszystkich abnegatów. Trzeba chyba z jakieś fajerwerki odpalić na okoliczność założenia klubu 😉

     
    Odpowiedz
  10. zibik

    Co to jest?……w czym rzecz?……………

    Pani Jolu !

    Czytałem tekst uważnie, lecz nadal nie wiem dokładnie – co to jest? ……w czym rzecz?……

    Opis braku ambicji, coraz większej beznadzieji, minimalizmu, czy wyrazu znużenia wyższymi ideałami, bądź zanik pobożności i myśli o dobrach niebieskich lub brak świadomości Nieba.

    A może ucieczka, przed samym sobą, brak miłości, przyjaźni tj. obecności i bliskości Boga, oraz osób kochanych, czy  koniecznych cnót m.in. wspaniałomyślności i wielkoduszności.

    Uleganie pokusom ducha rozczarowanego życiem albo prozaiczne zmęczenie, zniechęcenie, czy pospolite lenistwo, próżniactwo, bezmyślne trwonienie powierzonych nam talentów m.in. zdrowia i życia (danego nam czasu).

    Rezygnacja z dążenia, do wielkości, doskonałości i świętości, powodowana zwątpieniem wypalonego serca, wewnętrzną pustką i słabością ducha. Grzech duchowego lenistwa, gnuśności i rozpacz słabości.

    Wiem natomiast, że główną przyczyną w/w stanów jest nasze świadome i dobrowolne oddalenie, od Pana Boga, a ich sprawcą zły duch, za naszym przyzwoleniem.

    Szczęść Boże !

     

     

     
    Odpowiedz
  11. jorlanda

    Zibiku

    zbyt racjonalne masz na oczach okulary,

    by zrozumieć w czym rzecz i co to za czary,

    w takich słowach i w takiej opowieści,

    zbyt niepokojącej dla Ciebie treści.

     

    Pozdrawiam

     
    Odpowiedz
  12. Andrzej

    Odkryć prawdziwe źródła odnowy

     Jolu, 

    dziękuję za religioznawcze rozwinięcie "sekretu noworocznych postanowień" i dopowiedzenie historii osobistego perfekcjonizmu. Nie wiedziałem, że sprawie Ci taką radość odkryciem w Tobie zdrowego wymiaru abnegacji:) 

    Ale wiem też, że jakaś asceza i przemiana jest potrzebna, i każdy pretekst jest dobry, jeśli pomaga nam w decyzjach ku lepszemu. Sam uczyniłem kilka noworocznych postanowień w skrytości serca: nawet jeśli potrwają one tydzień czy miesiąc, ucieszę się. Kiedyś pewnie bym je rozgłosił, by pochwalić się swymi szlachetnymi aspiracjami, ale życie  pełne porażek świętych postanowień nauczyło mnie z większą pokorą podchodzić do nawet dobrych decyzji, i lepsza dla nich jest cisza własnego serca, niż publiczne forum. 

    Wielką i trudną sztuką wydaje mi się odnajdywanie w sobie kontemplacyjno-pokornych źródeł osobistej odnowy, formułowanych jako jakiś rodzaj postanowień, czyli decyzji przemiany i nawrócenia. Postanowienia czysto wolicyjno-mózgowe, choćby z najlepszą intencją zwykle przesycone są próżnością i egocentryzmem, szybko też się wypalają, i potrafią umęczyć człowieka i bliźnich.

    U mnie najskuteczniejsze okazuje się to, co wyrasta z modlitwy, odnawianej co dzień. Dziękuję za to, co dobrego wydarzyło się w ciągu dnia, i zwykle o to samo proszę. Porażki, czyli grzechy, słabości i błędy, przyjmuję z coraz większą pokorą, powierzając je całkowicie Panu. Prawdę mówiąc, nawet już się specjalnie nie lękam, że coś złego zrobię: po prostu jest mi tylko żal i jakoś smutno. Ale wiem, że to nie one mnie określają. Największą mocą okazuje się być prosta i pokorna zgoda na siebie, bezwarunkowa. W tej zgodzie, zwłaszcza na osobiste zło, zdaje się zawierać cały sekret miłości kontemplacyjnej, choć sama zgoda nie jest pełnią miłości, ale jej warunkiem, jakby magnetycznym przyciąganiem, i właśnie skuteczną "słabą mocą". Bo za nią idzie fundamentalna zgoda na wszystko, co stworzył Bóg i uczynił człowiek (z jednoczesną niezgodą i cierpieniem z powodu zła).

    Nie chodzi też tylko o zło, ale paraliżujące pragnienie doskonałości. Przykład: od pewnego czasu pracuję nad recenzją bardzo trudnej, wielowarstwej książki, dzieła nieomal genialnego (sam je zresztą wybrałem). W przygotowanie włożyłem dużo pracy, czasu, energii, i gdy zacząłem już pisać, ogarniał mnie paraliż perfekcjonisty: "że to nie to, za słabe, nie ujmuję wszystkiego, itd". W końcu pozamykałem wszystkie ksiązki i według planu zacząłem pisać całkowicie "z głowy", tak ja tę książkę w lekturze zrozumiałem i oceniłem, w sposób całkowicie naturalny, jakbym pisał blog. Paraliż ustąpił, pisanie zaczęło iśc. I tak jest ze wszystkim, na czym nam bardzo zależy. Pragniemy czegoś doskonałego, a nie potrafimy cieszyć się i być twórczymi z tym, jacy jesteśmy naprawdę i co potrafimy. 

    Do wolności dochodzimy przez pustynię monotonii cięgle ponawianych prób uporania się z tym samym. Nie wiem, dlaczego tak właśnie jest, ale tego nauczyło mnie doświadczenie. Monotonia jest trudniejsza niż konkretne wyzwania, to ona potrafi rodzić fatalizm i degradującą acedię. Wola tu nie pomoże, ale cicha radość ukryta w drodze poprzez piaski pustyni. To właśnie tak cicha radość, nie wola i rozum, zdaje się mieć zasadniczy i dobry wpływ na emocje, które nas blokują i próbują sprowadzać na manowce. Tylko ta cicha radość pozwala unieść gorycz porażek  i ma w sobie jakąś dziwną moc ich unikania, właśnie poprzez zgodę na monotonię. 

    Dziękuję, droga Jolu, za inspirację. I pozdrawiam serdecznie. Słyszem, żeś chora? Potraktuj ten skromny komentarz, jak koleżeńską wizytę przy łożu boleści:)

    Andrzej

     
    Odpowiedz
  13. jorlanda

    Wrócić do źródeł

    Dziękuję za obecność przy łożu boleści. To miłe. Choroby czasem są efektem wewnętrznych rozterek i walk duchowych. Katar, ból głowy i grypki miną, ale czy razem z nimi odejdzie to, co ciągle – jak to trafnie opisujesz – jednocześnie boleśnie upokarza i tym samym zwraca ku kojącej pokorze? Z jednej strony chciałabym, ale z drugiej, może warto być w ten sposób chorym do końca dni?

    Czasem zastanawiam się, ile jest sensu w wytrwałym drążeniu skały, która nie chce ustąpić. Może czas na odwagę porzucenia drogi, na której stoi zbyt wielka i zbyt twarda skła i znaleźć inną? Czy koniecznie trzeba być całe życie niespokojnym? Może już wystarczy…

    Demony postanowień potrafią nas zwodzić w nieskończoność, i trzymać latami przy tym symbolicznym murze, który bezskutecznie próbujemy przebić własną głową. Abnegatem jestem odkąd pamiętam, to z powodu tej cechy mojego charakteru (o ile to cecha charakteru?) nie jestem dentystą czy genetykiem, do czego mnie namawiała mama i szkolny psycholog w ogólniaku. Z powodu abnegacji wybrałam teologię i mało popularne kierunki rozwoju zawodowego – mało popularne czyt. mało dochodowe i średnio prestiżowe. Abnegacja to słowo oznaczające 1. wyrzeczenie się czegoś w imię wartości wyższych; 2. niedbałość o własny wygląd i własne wygody. Łacińskie abnegatio to "odmowa" od łac. abnegare = odmawiać. Wyczytałam, że filozoficznie ten termin oznacza postawę życiową charakteryzującą się wyrzeczeniem wygód, przyjemności i zaniedbaniem się. Więc w sumie pasuję do tego pojęcia, o ile zaniedbanie rozumieć będę jako niedbałość o względy, sławę i prestiż jakie mogłyby wiązać się z zawodem jaki wykonuję. Nagle zrozumiałam, dlaczego moje koleżanki w pracy nie raz mi wypominały, że nie mam własnego fryzera i nie korzystam z makijażu, kosmetyków najnowszej generacji, i nie upajam się wizytami usalonach SPA czy w innych tego typu bzdurach hihi. Już nie wspomnę o wiecznych pretensjach o to, jak POWINNAM się ubierać i nosić. Jak człowiek wygląda naturalnie to od razu mówią o nim: zaniedbany, a jak kobieta nie maluje się i nie czesze co 5 minut to też pewnie wychodzi na niechluja. 

    Czytam sobie ostatnio blogi Tezeuszowiczów, kórzy mieszkają gdzieś w górach, w chatach przysypanych śniegiem i zapomnieniem. Czytam też książki o podróżnikach wyruszających na koniec świata, żeby tylko uciec od cywilizacji, zobowiązań i chorych ambicji. I mam taki oto wniosek z tych podróży po ludziach i ich opiniach: mnie nie trzeba chaty w górach i tysięcy kilometrów w samotności z daleka od miasta, jego smrodu i brudu, patologii i wszystkiego tego, co napawa lękiem i obrzydzeniem. Eremy i pustynie, na których zmagać się można z demonami i wizjami swoich słabości czy najgorszych lęków mam w środku wielkiego miasta i na jego obrzeżach.

    Wczoraj z kolei byłam na spotkanku klubu dyskusyjnego, który to klub zmusza mne do czytania nowości wydawniczych i potem do wypowiadania się na ich temat. Zmusza w sensie motywuje, bo sama nigdy nie wiem co wybrać, tyle tego jest w ksiągarniach. Wczoraj omawialiśmy "Pamiętnik przetrwania" D. Lessing, noblistki z 2007 r. Czytam to dopiero teraz, i jestem oczarowana, mimo że wśród dyskutantów górował pogląd, że czytanie tego było męką. Przetrwać w czasach rozpadających się wartości, umieć być odpowiedzialnym, lojalnym i szczęśliwym w środku dziury po bombie atomowej jakią jest chora "etyka współczesności", przetrwać i pozostać sobą czyli człowiekiem, który wie czym jest dobro i zło – to chyba jest najważniejsze. Przeczytam tę książkę w ramach noworocznych postanowień 😉 Na razie znam opinie klubowiczów, początek i koniec książki.

    Za kilka dni pojadę do miejsca, gdzie się wychowałam i tam jak zwykle odnajdę inspiracje i źródła siły. Tam, gdzie wieczny jest pejzaż najlepszych chwil życia. Może tam demon noworocznych postanowień wreszcie się spije z rozpaczy do nieprzytomności i zdechnie pod stołem zadźgany przez ciszę lasów i jezior mojego rodzinnego raju. A ja przetrwam 🙂

    Dzięki raz jeszcze 🙂

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code