Cisza jednocześnie niepokoi i pociąga człowieka. Z jednej strony tęskni on za samotnością i milczeniem. Z drugiej obawia się zostać w ciszy sam na sam ze sobą, by nie dopuścić do głosu wewnętrznego Ja. Perspektywa konfrontacji z emocjami informującymi o pragnieniach i potrzebach budzi często lęk, który człowiek próbuje oswoić przez zagadywanie ciszy.
Słowa, słowa, słowa… Rozgadany świat samotnych ludzi. Tłem naszego życia jest ustawiczny szum: dyskutujemy, debatujemy, opowiadamy, omawiamy, relacjonujemy i nader często plotkujemy. Pleciemy trzy po trzy, rozprawiając o przypuszczeniach, myślach, planach, a nawet snach. Przykładamy do tego tak zadziwiająco wielką wagę, jakby rzeczy niewyjawione zaczynały istnieć dopiero wtedy, gdy ktoś inny się o nich dowie, jakby niepoznane było jedynie fikcją. Mówimy do każdego, kto chce lub jest zmuszony nas słuchać. W tramwaju, pociągu, poczekalni u dentysty i supermarkecie co chwilę rozlegają się natrętne melodyjki telefonów komórkowych, a my bez taktu i wstydu dzielimy się z postronnymi osobami swoją intymnością oraz sprawami osobistymi naszych bliskich. Tematami naszych rozmów są nie tylko błahostki, lecz także sprawy sekretne i wstydliwe. Potrzeba omówienia każdego drobiazgu jest tak silna, że kiedy zabraknie realnych słuchaczy, wkraczamy w nierealną przestrzeń. Gromady wirtualnych znajomych komentują sobie wzajemnie informacje i zdjęcia, dając złudne poczucie bliskości i bycia interesującym lub ważnym. Współczesna facebookowa cywilizacja ma się doskonale karmiąc się naszą prywatnością.
Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali Mk6,30.
Rozmawiamy ze wszystkimi i opowiadamy o wszystkim chętnie i często. Najrzadziej jednak rozmawiamy z Bogiem. To nie przed Nim, lecz przed kolegami z pracy odsłaniamy nasze sekrety. To nie Jezusowi, ale przyjaciółkom, opowiadamy o niepowodzeniach i zranieniach. O radę łatwiej nam poprosić sąsiada, niż Ducha Świętego. Przekraczamy granice rozsądku i dobrego wychowania, nie wybierając na rozmówców osób zaufanych, nie selekcjonując spraw, które im powierzamy. Tymczasem do Boga zwracamy się najczęściej w bardzo sformalizowanej modlitwie, rzadko Go do codziennego życia włączając. Nie mamy zwyczaju rozmawiać z Bogiem.
Wielkiemu mistrzowi życia duchowego, św. Ignacemu Loyola zawdzięczamy nieocenione narzędzie służące do uzdrowienia relacji z Bogiem, światem i samym sobą – codzienny ignacjański rachunek sumienia. Właśnie ten rachunek sumienia (różniący się od rachunku przeprowadzanego przed przystąpieniem do spowiedzi św.) stanowi przykład najpiękniejszej rozmowy z Bogiem. Jej tematem jest nasze życie, w obecności Jezusa poddajemy refleksji mijający dzień. Podobnie jak uczniowie zdawali Mistrzowi sprawę ze wszystkiego, co zrobili (por.Mk6,30), my opowiadamy Mu o tym, czym żyliśmy tego dnia, jakie uczucia się w nas rodziły. Wspominamy zarówno o tym, co było dobre, jak i tym, co złe lub trudne. Istotą tej modlitwy nie jest koncentracja na wyliczaniu grzechów, lecz wdzięczność Bogu za dobro, którego On jest dawcą i uświadomienie sobie Jego kochającej obecności.
Codzienny rachunek sumienia, nazywany też kwadransem miłującej uwagi, nie jest modlitwą łatwą, wymaga uczciwości, systematyczności oraz zaangażowania pamięci i uczuć. Jednak jak każdy trud, przynosi cenne owoce: uczy odróżniać dobro od zła, uzdrawia relacje z innymi, pomaga odkrywać pychę ukrytą pod pozorami pokory. Jest rozmową zmieniającą życie człowieka.
to prawda, ale…
Rozgadany świat samotnych ludzi. Tłem naszego życia jest ustawiczny szum: dyskutujemy, debatujemy, opowiadamy, omawiamy, relacjonujemy i nader często plotkujemy. Pleciemy trzy po trzy, rozprawiając o przypuszczeniach, myślach, planach, a nawet snach.(…)
Rozmawiamy ze wszystkimi i opowiadamy o wszystkim chętnie i często. Najrzadziej jednak rozmawiamy z Bogiem. To nie przed Nim, lecz przed kolegami z pracy odsłaniamy nasze sekrety. To nie Jezusowi, ale przyjaciółkom, opowiadamy o niepowodzeniach i zranieniach. O radę łatwiej nam poprosić sąsiada, niż Ducha Świętego. Przekraczamy granice rozsądku i dobrego wychowania, nie wybierając na rozmówców osób zaufanych, nie selekcjonując spraw, które im powierzamy.
To prawda. Ale zwróćmy uwage, ze na Zachodzie np w Stanach, gdzie ludzie w rozmowach mówia tylko jak jest dobrze i jak są zadowoleni i w zasadzie brak jest plotek – jest największy procent ludzi korzystajacych z pomocy psychoanalityków.
Rozmowy, te o problemach – w jakimś stopniu leczą. U nas w Polsce, rozmowy w przychodniach w kolejkach, często z anonimowymi osobami.
Nie chodzimy w Polsce do psychoanalityków, aby sie właśnie "wygadac" i dojrzec do poznania naszych niepowodzeń i przyczyn z tym zwiazanych. Bo nie ma nic lepszego jak inne, drugie, a nawet i to trzecie spojrzenie na problem. Mamy terapie – za darmo własnie w tych rozmowach.
Nie każdy potrafi wyobrazić sobie nieosobowego Boga z którym rozmawia, nie każdy potrafi "usłyszec" to co Bóg chce przekazac. Czasem taka rozmowa z Bogiem jest monologiem, a wtedy nie ma "właściwości" leczących jak rozmowa z człowiekiem, który coś powie pokiwa głowa, nawet da taka czy inna radę. Mamy wtedy poczucie – wysłuchania. A to w jakimś stopniu leczy, jak psycholog uwaznie słuchający chorego.
Dlatego jest tak jak jest. I nie ma to nic wspólnego z wiarą.
Jadwigo, piszesz że nie
Jadwigo, piszesz że nie niekażdy może wyobrazić sobie "Boga nieosobowego". Kwestia wyobraźni to jedna sprawa, ale istotniejsze jest to, że Bóg jest Osobą. Może łatwiej wtedy o dialog z Nim, jeśli to sobie wyobrazimy?
Po drugie- wiem, że rozmowa z kimś jest bardzo ważna, bo ona buduje relacje, łączy ludzi, sprawia, że nie są osamotnieni, przynosi ulgę w trudnych momentach. Z drugiej strony ( o to mi właśnie chodziło w rozważaniu) ludzie opowiadają o wszystkim, o tym co jest sprawą intymą i powinno być rozgłaszane wszem i wobec. A co najgorsze albo opowiadają o tym ludziom, których dobrze nie znają, albo robią to w tłumie rozmawiając przez komórkę. Wiele razy wbrew mojej chęci wysłuchałam relacje z prywatnych imprez, zawierające nazwiska i fakty … A audycje typu talk-show? Podczas nich ludzie nieznani i celbryci zdradzają tzw "tajemnice alkowy". Bez sensu.
Co do rozmowy z Bogiem. Przykład rozmowy z Bogiem,który podałam, ignacjański codzienny rachunek sumienia, jest modlitwą, więc tutaj niczego nie można zrobić "źle". Co więcej jak każda modlitwa jest potrzebny bardziej nam niż Bogu. To działanie terapetuczne, o którym pisałam polega na tym, że my w bezpiecznej obecności Boga przyglądamy się wydarzeniom naszego dnia. Można to porównać do przeglądaniaw w towarzystwie Jezusa albumu ze zdjęciami. Mamy czas na zauważenie pewnych spraw, swojej reakcji na nie,towarzyszących temu emocji. Wtedy, gdy te rzeczy się działy tego czasu nie mieliśmy. Rachunek kończymy postanowieniami i zwróceniem się do Boga z nadzieją, że nam w ich realizacji pomoże. Głosu Boga rzeczywiście na ogół się nie słyszy. Odpowiedź przychodzi później, w formie kolejnych wydarzeń.
Zresztą, dla mnie wszystko jest sprawą wiary 🙂
5 za wspomnienie o jezuickim
5 za wspomnienie o jezuickim rachunku sumienia haha, sam go praktykuję od ponad roku i wiele mi dał choć jest trudny i wymagający daje wiele.
5 za wspomnienie o
5 za wspomnienie o jezuickim rachunku sumienia haha, sam go praktykuję od ponad roku i wiele mi dał choć jest trudny i wymagający daje wiele.
Szczęściarzu! Przytoczę pewną opinię wielu i nie tylko świeckich osób: mimo niesamowitych owoców, które przynosi, ta modlitwa jest niezwykle trudna do praktykowania, pojawia się wiele przeszkód w jej kontynuowaniu. Systematyczność…czyli sprawa charakteru? Zastanawiające jest też to, że pojawiają dziwne przeciwności w momencie rozpoczęcia rachunku.