Wzór na drogę

 Rozważanie na III Niedzielę Adwentu, rok B1

Rekol__Adwent_2014.jpg

Droga jest sumą dróg przebytych przez ciało w nieskończenie małych odcinkach czasu dt, co wyraża wzór:

Wzor.png

(źródło: Wikipedia)

Profesor Moskiewskiej Akademii Duchownej Aleksiej Osipow wygłosił wykład na temat snów. Podzielił je na trzy kategorie – nic nieznaczące emanacje codzienności (do zapomnienia), pochodzące od diabła (koniecznie do zignorowania) oraz pochodzące od Boga. Tę trzecią grupę naukowiec obliczył na stanowiącą w przybliżeniu 1%, a może i mniej, żartując przy tym, że oczywiście wszystkie jego sny kwalifikują się do kategorii numer 3. Ponoć te ostatnie rozpoznaje się po tym, że ich szczególne pochodzenie nie budzi w człowieku jakichkolwiek wątpliwości, co do ich wyjątkowości czy proweniencji. Mniej ważne jest dla mnie precyzyjne określenie, skąd pochodził mój sen, ale bez wahania mogę stwierdzić, że należał on do najważniejszych w moim życiu.

Idę w słoneczny, bezchmurny letni dzień, niebo jest błękitne. Otacza mnie śródziemnomorski skalisty krajobraz. Kroczę bardzo wąską ścieżką – skalistą krawędzią, podobną do górskiej grani. Za mną idzie moja Matka, której nie widzę, ale czuję za sobą jej obecność. I chyba kogoś jeszcze. Śpieszę się, ciesząc jednocześnie, ponieważ – tak odczuwam – mam do pokazania coś bardzo ważnego, a może ciekawego, w każdym razie nie mogę się doczekać, by Mamę tam zaprowadzić. Jednak nagle zauważam, że skalna ścieżka obniża się i wpada prosto do morza. Woda jest ciepła, zupełnie przezroczysta i błękitna. Stwierdzam, że nie ma innej możliwości, jak zawrócić (co samo w sobie na tak wąskiej drodze nie jest łatwe).

O drodze stworzono tak wiele dzieł literackich, filmowych czy artystycznych, iż nie sposób je w jednym miejscu wyliczyć. Istnieje również całe bogactwo przesądów z nią związanych. Do wschodnich należy m.in. plucie na próg, gdy musimy się po coś wrócić do domu (według zabobonu to nieszczęście, które należy „odczarować”) oraz „przysiądnięcie” w ciszy przed podróżą. Tak też pożegnałem się z Rodzicami przed ich wyjazdem do Dalmacji. Dla mojej Mamy ostatnim. I tak też powiedziała chwilę wcześniej w rozmowie ze mną – to może być nasza ostatnia podróż. Byłem pewien, że chodzi o zdrowie mojego Ojca, którym przejmowała się zapewne przesadnie jak w każdym przypadku zdrowotnych kłopotów.

Gdy byłem mały, Mama uparła się, by zobaczyć w Monachium obrazy Arnolda Böcklina (1827-1901), które znała z literatury. Do jego dzieł należy „Wyspa Umarłych” (I wersja 1880 i dalsze). Obraz przedstawia fantastyczny krajobraz – tajemniczą wyspę porośniętą cyprysami. Prowadzą do niej kamienne wrota, do których podpływa łódka ze stojącą w niej postacią odzianą w białe szaty. Małą kopię tego dzieła kupiłem parę lat temu na targu staroci od Cyganów. Właściwie nie wiedziałem, po co. Twórczość Böcklina była niezwykle popularna w II poł. XIX wieku (np. Sergiusz Rachmaninow napisał na jej podstawie poemat symfoniczny pod tym samym tytułem). Ale co to za dziwaczny pomysł, by „Wyspę Umarłych” pomnażać w takiej ilości reprodukcji? Co ludzie widzieli w niej takiego, że usprawiedliwiałoby to powieszenie jej sobie w domu na ścianie? Spytałem jednak o cenę, a gdy okazała się wystarczająco niska, rycina przeszła w moje posiadanie. Zawisła w przedpokoju nad lustrem, nie bez obaw o jej specyficzny wydźwięk (choćby w opowiadaniu „Sędzia i jego kat” Friedricha Dürrenmatta autor użył tego, wiszącego na ścianie w domu obrazu jako wieszczącego nieszczęście w życiu literackiego bohatera). Teraz zatknąłem za ramę dwie pocztówki z wyspy, na której moja Matka spędziła swoje ostatnie chwile – Korčuli. Na lustrze umocowałem zaś zaproszenie na obchody 125 lecia Unii Utrechckiej z napisem „Wstań i idź!”.

Łatwo powiedzieć. Przez lata bycia ateistą moja duchowość została sprowadzona do minimum, jeśli nie do zera, co odpowiadało moim racjonalnym ambicjom. Jednym z niewielu „znaków ostrzegawczych” była dla mnie powieść Maxa Frischa „Homo Faber” (skądinąd także o podróży). Za jej sprawą wiedziałem, że z Bogiem czy bez, człowiek nigdy, przenigdy nie może mieć pewności, co do swojej przyszłości, a przeświadczenie o panowaniu nad swoim losem – jak w przypadku inżyniera Fabera – jest potwornym błędem.

Dzisiejsze II czytanie można by zaliczyć do szczytowych pozycji pod tytułem „łatwo powiedzieć”: „Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie. W każdym położeniu dziękujcie, taka jest bowiem wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was. Ducha nie gaście, proroctwa nie lekceważcie. Wszystko badajcie, a co szlachetne zachowujcie. Unikajcie wszystkiego, co ma choćby pozór zła”. Sam sposób wypowiedzi jest prosty, lapidarny – krótkie rzeczowe polecenia, bez zbędnych dywagacji. A przecież nasze codzienne drogi są często bardzo kręte. A może droga? Może raczej powinno się mówić o jednej drodze? „Życiowa droga” – czytamy często.

Funkcjonują nawet organizacje – i nie mówię tu o klubach biegaczy – które za cel stawiają sobie doskonalenie owej „życiowej drogi”. O tym między innymi mówi wystawa „Masoneria” w Muzeum Narodowym w Warszawie. Istnieje wiele baśni, w których wędrowiec dostaje instrukcję: „Nie wolno oglądać się do tyłu”. Również ja myślałem w ten sposób wiele lat, leząc za, cholera wie skąd wziętą, maksymą, by nie spoglądać do tyłu, a jedynie przeć przed siebie. „Alleluja i do przodu!” – ukuto nawet hasło. Ale dokąd? „Wszystko badajcie” – to chyba lepsze motto.

Warto zastanowić się, zanim wsiądziemy do samochodu „po jednym głębszym”, niesprawiedliwie kogoś osądzimy czy nie użyjemy środków antykoncepcyjnych, gdy byłoby to wskazane. Zawrócić czasem już nie można. Inna sprawa, że niektóre jednostki, na przykład należące do psychologicznej kategorii osobowości narcystycznych, zyskują jedyną i ostatnią (?) szansę, by odnaleźć się we właściwym miejscu, gdy wydarzy się w ich życiu przełomowy moment – negatywny lub pozytywny. Spojrzenie w tył bywa bardzo bolesne, ale bez tego nie uniknie się powielania tych samych błędów. Bez odwrócenia się nie można na kolejnym rozstaju wybrać już drogi jedynej i właściwej, jakkolwiek trudna by nie była. Prawosławni zaś uważają, co ma związek z dzisiejszym czytaniem, że w naszej wędrówce po ziemi nie może zabraknąć modlitwy, która powinna nam towarzyszyć zawsze i wszędzie: Го́споди, Иису́се Христе́, Сы́не Бо́жий, поми́луй мя (гре́шнаго) – Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną (grzesznym).

1_Zamek.jpg

Rozważania Rekolekcyjne 

Rozważania Niedzielne

 

Komentarz

  1. arturah

    Ach ten wzór

    W tym blogu bardzo przemawia do mnie to zdanie cytuję:

    "Idę w słoneczny, bezchmurny letni dzień, niebo jest błękitne. Otacza mnie śródziemnomorski skalisty krajobraz. Kroczę bardzo wąską ścieżką – skalistą krawędzią, podobną do górskiej grani"…i to :

    "Spojrzenie w tył bywa bardzo bolesne, ale bez tego nie uniknie się powielania tych samych błędów. Bez odwrócenia się nie można na kolejnym rozstaju wybrać już drogi jedynej i właściwej, jakkolwiek trudna by nie była"…

    Wspaniałe i jakże głębokie ….

    Trzeba się zatrzymać? …

    🙂

    art.

    arthei.blogspot.com/2014/12/kace.html

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code