Wiosła w górę

Kiedy w kwietniu 2015 roku wylądowaliśmy w Edmonton znaliśmy tutaj tylko dwie osoby. Migracyjne doświadczenie podpowiadało nam, że szybka aklimatyzacja zależy od budowania kontaktów, a te powinny być oparte o grupy osób, z którmi się identyfikujemy. Polska grupa znajomych rozrosła się już trzeciego dnia pobytu, podczas wspaniałej wielkanocnej kolacji. Brakowało mi co prawda trochę wyuczonego w Montrealu ukraińskiego, ale to się udało nadrobić z kretesem w końcu roku. Zanim jednak odszukaliśmy ukraiński akcent naszego pobutu w Edmonton, ja starałem się włożyć mnie i Sergio w jakiś kontekst lokalnej społeczności LGBTQ. O ile życie nocno – klubowe w Edmonton kuleje (został nam się jedyny w mieście gejowski klub) to oferta sportowo – rekreacyjna okazała się dość szerka.

Wszystkie sekcje skupione są w jednej parasolowej organizacji jaką jest Team Edmonton(w wolnym tłumaczeniu będzie to zespół/drużyna Edmonton, z zacięciem sportowym). Moja fantazja i poszukiwanie przygód poszybowały w imponującej ofercie i namówiłem Sergio na wypróbowanie smoczych łodzi.

Nasze pojęcie o tym czym są smocze łodzie było oparte na kajakarstwie. Już po pierwszym treningu zrozumieliśmy, że oprócz zamiłowania do przebywania na wodzie, smocze łodzie wymagają dobrej kondycji fizycznej i umijętności regulowania poziomu wysiłku fizycznego w czasie. Smocza łódź mieści 22 osoby i nie popłynie dobrze bez niesamoitej koordynacji i perfekcyjnego wyczucia zespołowości. Nasze pierwsze wylądowanie na rzece przepływającej trzy ulice od naszego domu zapoczątkowało przygodę jakiej się nie spodziewaliśmy.

Po pierwsze wróciliśmy troszkę do gejowskiego aktywizmu. Nasz zespół jest jedynym, smoczym zespołem LGBTQ w Edmonton i reprezentuje nasze środowisko na corocznym Edmontońskim Festiwalu Smoczych Łodzi. W festiwalu uczestniczą tylko trzy inne zespoły, które są może nawet bardziej rozpoznawalne. Są nimi zespoły kobiet, którym udało się przezwycieżyć straszną chorobę jaką jest rak. Są one dla wszystkich symbolem i inspiracją, a ich uczestnictwo w festiwalu jest również chołdem w obronie pamięci kobiet, które niestety przegrały walkę z chorobą.

Bycie zespołem, za którym oprócz ducha sportowego jest jeszcze jakaś idea jest uskrzydlające. Wiele osób docenia nasz aktywizm i odwagę noszenia tęczowych koszulek. Wiele osób nas popiera i kibicuje nam. Podczas weekendowego wydarzenia wile osób się do nas uśmiecha, wiele nam gratuluje i czyni tym samym nasze przeżycie całego festiwalu bardzo wyjątkowym. Wspierają nas również przyjaciele i rodziny. Całe to poparcie jest bardzo umacniające i wzruszające. Wierzę, że podobne odczucia buduje nasz zespół, który jest jednym z wielu projektów budowania wizerunku osób nieheteroseksualnych w naszym mieście.

Na wodzie idea jest ważna, ale najważniejszy jest wynik. Rzeka nie wyróżnia nikogo. Co prawda są różnice w jakości strumienia wody w rzece i linia najbliższa brzegu jest zazwyczaj najcięższa. Tworzy się tam najwięcej zakoli i wirów wodnych, przez które trzeba się przedrzeć wiosłami, jakby się wiosłowało w piachu. Tylko dobry, niekoniecznie najsilniejszy ale najlepiej zgrany zespół ma szanse na dobry wynik w tej lini.

Nasze wynki w tym roku były zauważalne. Jako zespół nowicjuszy (na naszej łodzi połowa osób zmagała się po raz pierwszy i tylko pojedyńcze miały za sobą więcej niż trzy lata doświadczenia) wygraliśmy puchar w tej kategorii. To był dobry start. Co prawda nie udało nam się zdobyć żadnego medalu, ale podobnie jak w poprzenim roku podciągneliśmy wynik naszego zespołu i trafiliśmy do grupy w pierwszej kategorii, a nasza ostatnia walka była zespołowym mistrzostwem.

Po festiwalu pozostają emocje, wspomnienia i grupa wspaniałych ludzi, z którą staramy się od czasu do czasu spotykać w zimowe wieczory, aby z pierwszymi słonecznymi dniami wiosny wrócić na rzekę.

***

W sobotni festiwalowy poranek podczas pierwszej porannej kawy w tzw „wiosce atletów” zaprzyjaźniona dryżyna zapytała się czy nie mógłbym im pomóc i popłynąć z nimi, bo akurat brakowało im wioślarza. Zgodziłem się i wygraliśmy brąz. Pierwszy i mam nadzieję nie ostatni medal.

 

 

 

Komentarz

  1. zk-atolik

    Sursum corda!

     Panie Tomaszu – poniewaź znajdujemy się, egzystujemy nie tylko na wodzie, lecz i lądzie tj. w realiach dnia codziennego. To moźe warto oprócz idei i wyniku równieź polecić innym (współtowarzyszom, czytelnikom) to, co nie jest doczesne, lecz wielkie, święte, ponadczasowe etc. Przecieź kaźdy z nas ma czas dorastania i dojrzewania, do tego ………….

    A zatem polecajmy wszystkim uczestnikom współzawodnictwa nie tylko wiosła, lecz przede wszystkim sursum corda, nie traćcie ducha, odwagi: wznieście serca od spraw doczesnych ku Bogu.

    Po to, aby na drodze źycia mogli pokonywać wszelkie trudności, przeszkody i słabości, oraz z Nim i bliźnimi – osiągnąć i odnieść ostateczne zwycięstwo!

     Pozdrawiam serdecznie i źyczę dalszych sukcesów nie tylko w wodzie, czy na festiwalach – Zbigniew

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code