Wątpić rzecz ludzka

Jakiś czas temu, przy jakieś okazji, obiło mi się o uszy zdanie, że brak wątpliwości w wierze jest cnotą. Zwłaszcza jeśli jest to wiara katolicka, Nie do końca przekonuje mnie to stwierdzenie. Nie przekonuje mnie, ponieważ w wierze, zwłaszcza w chrześcijaństwie wątpliwości są nieodzownym jej elementem. Inaczej mamy do czynienia nie z wiarą, ale z ideologią. Z systemem wartości, może i słusznych, ale tylko z jakimś systemem. Dobrze działającym programem ale pustym. Przestrzegając wartości, można być człowiekiem moralnym ale czy wierzącym?

Czym jest wiara chrześcijańska?

Właśnie, zacznijmy od podstaw. Chrześcijaństwo to osobista i głęboka, stale zacieśniająca się więź z Bogiem, który jest żywy.  Bogiem, który do mnie mówi i pragnie dla mnie dobra. Bogiem, który nie oczekuje ode mnie ofiary ale miłosierdzia, ponieważ sam wydał się za mnie, abym nie umarł ale miał życie wieczne. Czym nie jest wiara chrześcijańska? Na pewno nie jest to walka z grzechem. Na pewno nie są to uczynki, nie jest to przynależność do Kościoła. Nie jest to wreszcie spełnianie przykazań, począwszy od dekalogu, a na kościelnych skończywszy. Dobrze mnie zrozumcie, te sprawy jak np. walka ze swoim nałogiem są ważnie, jednak nie najważniejsze! To wszystko rodzi się w naszym sercu z czasem i wynika z wdzięczności, za otrzymaną łaskę zbawienia totalnie za darmo. Wiara zaczyna się wtedy, gdy w moim sercu zrodzi się pragnienie wypełnienia pustki, przez odwieczną Miłość. Chrześcijaństwo wtedy, gdy zaproszę Jezusa do swojego serca i uczynię Go moim zbawicielem. Potem jest już tylko wierne podążanie za Jego słowem, które kieruje do mnie. I tu zaczynają się schody. Bo o ile na początku wszystko wydaje się jasne i klarowne, to z biegiem czasu Bożego prowadzenia możemy napotykać na trudności. I to co raz większe. Zresztą, obowiązuje zasada, im dalej w las tym ciemnej. Od czasu do czasu trafia się na leśniczówkę, gdzie można odpocząć, najeść się, napić, przespać, spytać o drogę. Kiedyś jednak trzeba wyjść z tej leśniczówki i wyruszyć w dalszą drogę. Owszem możesz zostać ale, czy naprawdę zadowoliłoby Cię, co prawda w miarę wygodne, życie w środku lasu? Nie chciałbyś zobaczyć co jest dalej? Nie chciałbyś poznać ludzi, którzy tak jak Ty, idą tą samą drogą? Zapewne, nawet z czystej ciekawości, odpowiesz, że tak, chcesz iść dalej. Więc ruszamy w drogę! Bo chrześcijaństwo i wiara to właśnie droga!

Skąd biorą się wątpliwości?

Wyruszyliśmy w wędrówkę, zwaną „życie w przyjaźni z Bogiem”. Weszliśmy więc do lasu, już trochę przeszliśmy. Na początku była ekscytacja, adrenalina, motyle w brzuchu, wszystko było och i ach. Później już trochę emocje opadły, ale nasz entuzjazm wydawał się być nadal nienaruszony. I tak idziemy, trochę się zmęczyliśmy, ale trafiliśmy na leśniczówkę. Dano nam jeść, pić, było się gdzie przespać. Mogły to być jakieś rekolekcje, koncert ewangelizacyjny, jakaś konferencja, spotkanie z kimś, czy nawet zwykła msza czy nabożeństwo. Nabraliśmy sil i ruszamy dalej. Po jakimś czasie emocje zupełnie opadły, zaczął padać rzęsisty deszcz i wiać silny wiatr. Co gorsza, skończył się zapas prowiantu i wody. Jeszcze parę kilometrów dajemy radę dojść na tym co mieliśmy. Później zaczynają się kłopoty. Nogi robią się co raz cięższe. Sił zaczyna nam brakować, a nie widzimy żadnej bezpiecznej przystani. W dodatku nasi towarzysze drogi gdzieś się rozeszli. Niektórzy pobłądzili, poszli szukać drogi na skróty, inni zawrócili. Niektórzy są cały czas na leśniczówce. Jeszcze inni się nas obrazili, pobili nas i zostawili. Jesteśmy sami. Robi się ciemno, bateria padła w latarce. Mapa zamokła. Pozostał wybór, zatrzymać się, ale wtedy zaczniemy pogrążać się w beznadziei i sczeźniemy na miejscu,  albo spróbujemy iść dalej. Ale jak, gdzie, którędy? Pytanie pojawia się za pytaniem. Co robić!? Zdajemy się krzyczeć ale nikt nas nie chce słuchać, bo nikogo wokół nas niema. Zaczynamy wątpić w sens całej tej wędrówki.

Myślę, że załapaliście o co mi chodzi. Wątpliwości i zwątpienie rodzi się przez niekontrolowane wydarzenia życiowe. Ten deszcz, wiatr, ciemności, odchodzący i raniący nas ludzie. To okoliczności życia, na które nie mamy wpływu. Może to być utrata pracy, choroba, kryzys finansowy, śmierć czy odejście ukochanej osoby i wiele innych przykrych rzeczy, które spotykają każdego z nas w życiu. Do tej pory wydawało nam się wszystko jasne. Słowo Boże(mapa i latarka) było dla nas jasne i wskazywało nam kierunek. Teraz nie rozumiemy tego co czytamy, bierzemy do rąk Biblię, ale nic z niej nie rozumiemy. Modlimy się, wyjemy ale Bóg zdaje się, że milczy. Nie słyszymy żadnej odpowiedzi, żadnej wskazówki. Zaczynamy wątpić. Zadajemy sobie pytanie o sens i zasadność tego wszystkiego. Zadajemy pytanie, które tym razem jest retoryczne, dlaczego?

Rodzaje wątpliwości

Wydaję mi się, że możemy wyróżnić dwa rodzaje wątpliwości. Pierwsze to wątpliwości związane z Kościołem, jego nauczaniem, zasadnością reguł ale także w punkt pierwszy wpisują się te, które dotyczą ogólnie ludzi. Nazwijmy je „wątpliwości ciała”. Mogą one dotyczyć nauczania Kościoła wobec antykoncepcji, in vitro, kultu maryjnego itd. Te wątpliwości także dotyczą zasadności uzurpacji duchowieństwa do szczególnej pozycji społecznej, sposobu prowadzenia życia przez księży, pastorów, ale także moich braci i sióstr. Związane są z pytaniami, czy naprawdę mam tego wszystkiego przestrzegać, czy naprawdę muszę znosić tych ludzi itd.?

Drugi rodzaj wątpliwości to „wątpliwości ducha”, podważające dobroć Boga, Jego miłosierdzie i obietnice. Podważają one autentyczność i Boże natchnienie słów Pisma Świętego. Poddają w wątpliwość namaszczenie kaznodziejów i nauczycieli wiary. Wreszcie, negują zasadność naszego postępowania, powołania, naszej misji i drogi.

Wiążą się one z pytaniami, czy naprawdę Boże chcesz dla mnie dobra? Czy Ty naprawdę chcesz abym był szczęśliwy? Czy Ty w ogóle istniejesz i obchodzi Cię mój los? Czy w tym słowie znajdę coś dla siebie? Czy ten kaznodzieja ma rację? Itd.

Myślę, że o ile Bóg poradzi sobie, na końcu czasów, z naszymi „wątpliwościami ciała” to,  z „wątpliwościami ducha” może być bieda, głównie dla nas!

Bóg a wątpliwości

Czytając Biblię co chwilę możemy natknąć się na ludzi, którzy mieli do czynienia z wątpliwościami i niewiarą. Abraham, Noe, Józef egipski, Mojżesz , Gedeon, Jonasz, Eliasz, Dawid czy, już nowo testamentalni bohaterowie, jak Maryja, Józef, Jan Chrzciciel, Tomasz, Piotr czy uczniowie idący do Emaus. Co więcej, wątpliwości miał także Jezus! Każdy z tych ludzi na jakimś etapie życia doświadczał wątpliwości i niewiary. A skoro o nich możemy czytać, to Bóg specjalnie jakoś nimi nie gardził. Fakt, że możemy uczyć się życia na przykładzie tych Bożych ludzi, a także na przykładzie samego Boga, świadczy o tym, że wątpliwości, zwątpienie, niewiara jest częścią życia z Bogiem! Bo żyć z Bogiem to mieć z Nim relację. Żywą relację.

Spójrzmy na nasze relacje z innymi ludźmi. Wystarczy, że ktoś zrobi jakiś gest czy powie jakieś „nie pasujące” nam słowa. A już mamy swoje teorie, że ten ktoś nas nie lubi, nie kocha itd. W tym lubują się zwłaszcza kobiety, czasem wystarczy sobie głupio zażartować i można zniszczyć związek(wiem coś o tym). Myślę, że jednak każdy z nas, jest dziś nazbyt czuły na słowa i gesty innych ludzi wobec siebie. Ktoś nam nie odpisał na smsa, a nasz scenariusz od razu zakłada, że ta osoba nas zlekceważyła. A może po prostu rozładował się jej telefon? A może jest inaczej? Może zachowanie tej osoby, jej słowa, choć niezbyt może miłe i wygodne dla nas, mają coś nam powiedzieć?  i te wątpliwości są czasem nie do końca bezpodstawne i coś nam komunikują?

I tak jest z Bogiem, o ile mam z Nim relację, poważnie Go traktuję i powadzę z Nim dialog. Na początku nasza relacja wydaje się idealna. Wydaje się, że rozumiemy się bez słów. Wydaje mi się, że mogę tak wiele, że Pan obficie mi błogosławi. Załapaliście? Wydaje mi się! Często w relacji z Bogiem, gdy już trochę za Nim pochodzimy, zwłaszcza w Jego błogosławieństwie, stawiamy siebie na czele piramidy. Stawiamy się w miejsce Boga i oczekujemy, że ten będzie nam tylko przyklaskiwał i błogosławił. I broń Boże żeby czegoś wymagał! A tu klops! Bo po jakimś czasie wszystko zaczyna się sypać. Ludzie są źli, księża są źli, kult maryjny do niczego, antykoncepcja z kosmosu, in vitro ciemnogród, Kościół ble, pastor ble, muzyka ble. Wszystko ble. I zaczynasz pytać jak uczniowie idący do Emaus: „a myśmy myśleli”…  że będzie tak pięknie. Źle myśleliście!

Na początku wspomniałem, że wątpliwości biorą się z niekontrolowanych wydarzeń w naszym życiu. To prawda, ale jest jeszcze inne źródło wątpliwości. To właśnie moje wyobrażenia o Bogu i Jego planie, a właściwie moim planie, na moje życie. Często to właśnie te moje wyobrażenia i oczekiwania wobec Boga są źródłem tych niekontrolowanych wydarzeń w moim życiu. I żeby być dobrze zrozumianym. Nie twierdzę, że każda przykra rzecz, która nas spotyka w życiu jest karą za nasz egoizm i pychę. Pewne rzeczy po prostu są, np. śmierć bliskiej osoby. Przekonany jestem jednak, że każda przykra sytuacja jest komunikatem Boga do nas. W takich sytuacjach pojawia się wiele emocji i uczuć, które mnie bolą. A bolą mnie, bo coś poszło nie tak. Coś jest nie na swoim miejscu. Pisałem już, że jesteśmy bardzo przewrażliwieni na swoim punkcie. Niemal każda przykrość jest traktowana niemal jako tragedia czy dramat, choć czasem rzeczywiście są to tragedie i dramaty. Jest tak bo czasem przegięliśmy w proporcjach. Trzeba zatem coś przemyśleć, poukładać w poprawnej kolejności. Zmienić coś, nawrócić się z greckiego metanoia to znaczy zmienić myślenie.

Bóg nie obraża się na nas, gdy wątpimy. Dopuszcza do nas te wszystkie rzeczy, po to abyśmy doświadczając wątpliwości zobaczyli, usłyszeli komunikat, który Dobry Ojciec kieruje do nas, swoich dzieci. I bardzo się cieszy, gdy na nowo podejmujemy dialog. On pragnie z nami rozmawiać. Bo przecież nieporozumienia, najlepiej wyjaśnia się poprzez rozmowę.

My a wątpliwości

Czas wątpliwości to nie tylko czas próby, ale także wzmożonej aktywności diabła. Z całych sił pragnie nas pogrążyć w beznadziei i unicestwić. Pamiętacie jeszcze las i naszą wędrówkę? Zostaliśmy sami, nie mamy sił, światła, mapy, wieje i pada. Mamy wybór, zostać, usiąść, poddać się, albo próbować iść dalej. Jeśli zostaniesz i przestaniesz pamiętać o tym, że jest ktoś większy od tej sytuacji i że ten ktoś jest dobry. Możesz mieć kłopoty. Pierwsze co będzie próbował zrobić zły, to zabrać Ci poczucie bezpieczeństwa. Będzie chciał zabrać Ci świadomość tego, że Bóg jest Twoim ojcem, dobrym ojcem. Będzie podsuwał myśli, że Cię zostawił i jesteś sam. Zostałeś wykorzystany. Druga rzecz to będzie próbował Ci wmówić, że na nic Twoje starania i modlitwy. Na nic Twoje ofiary itd. Zresztą, będzie on chciał Ci wmówić to, że musisz Bogu coś ofiarować. Będzie chciał zrobić z Ciebie cierpiętnika poświęcającego się czemu, dla czegoś. Co jest totalną bzdurą, bo Bóg nie potrzebuje ofiary ale miłosierdzia. Pamiętajcie, Bóg zaprasza i do niczego nie zmusza. On jest  bytem wolnym i szanuje naszą wolność. Czasem nawet do granic absurdu. Bóg  niczego tak nie pragnie dla człowieka jak wolności. Bo w wolności jest zbawienie i szczęście. Zły będzie chciał Ci wmówić, że nie jesteś dzieckiem Boga ale Jego sługą, niewolnikiem i że coś musisz.

Jeśli przystaniemy na te słowa, to zrodzi się w nas poczucie rozżalenia i zawiedzenia. Bóg stanie się kimś odległym, jakimś szefem, panem ale nie tatą. Przestaniemy Mu ufać. Będziemy mieli do Niego pretensje. Niekiedy w takich momentach zaczynamy Bogu złorzeczyć. Zaczynamy uciekać w rozrywki, telewizor, komputer, gry, pornografia, hazard, muzyka. A wtedy zły przepuszcza swój atak.

Dziś panuje moda na egzorcyzmowanie wszystkiego i wszystkich. Widzimy zagrożenie duchowe w filmach, bajkach, grach czy w muzyce. I poniekąd jest to słuszne twierdzenie. Jest jednak głębsze podłoże diabelskich ingerencji w nasze życie czy wręcz ataki cielesne. Tą przyczyną jest właśnie zwątpienie i niewiara w dobroć i miłość Boga. Mam na tym polu pewne, namacalne doświadczenia z siłami zła. W pewnym momencie mojego życia, zwątpiłem w dobroć i miłość Boga. Przyjąłem postawę ofiarodawcy. Uwierzyłem złemu zamiast Bogu. Zamiast zmierzyć się z wątpliwościami, porozmawiać szczerze z Bogiem, uciekałem w muzykę, niekoniecznie w tą „czarną”, spotkania z ludźmi itd. Modlitwa stała się mechaniczna.

Wszystkie złe rzeczy minęły, gdy na nowo zwróciłem się do Boga. Uznałem swoją niewiarę i wyznałem ten grzech Bogu. Porozmawiałem z Nim szczerze i zaufałem Mu jako dobremu Ojcu.

Podczas przeżywania wątpliwości jesteśmy konfrontowani z własną niemocą i bezsilnością. Wszystkie nasze umiejętności, talenty wydają się błahe, słabe i nikomu nie służące. To wtedy najczęściej mówimy: nie nadaję się, nie umiem, nie potrafię itd. Te podszepty także pochodzą od złego. Nic, pozostaje tylko usiąść na kamieniu, iść w beznadzieję, rozpacz, i depresję. Jakoś przeżyjesz… właśnie jakoś. Chcesz tak? Nie! Świetnie! Bo jest jeszcze druga opcja! Wstać i próbować iść dalej!

Najważniejsza jest decyzja, że nie chcesz się zatrzymać, odpuścić, ale chcesz iść dalej! To ponowny wybór Boga na zbawiciela i przewodnika mojego życia, nawet jeśli jest ono zagubione w lesie. Mówiąc inaczej, niczego nie zmieniaj! Nie podejmuj pochopnych decyzji, zwłaszcza życiowych np. dotyczących Twojego powołania i misji. Trwaj w ufności i zawierzeniu Dobremu Bogu. Zapytasz co zrobić, aby utrzymać w sobie tę postawę ufności  i zawierzenia? Po pierwsze módl się! Tak jak dotychczas, módl się regularnie. Nie bój się stawać przed Bogiem, nawet jeśli masz do Niego pretensje. Wręcz możesz mu je wykrzyczeć. Wykrzycz wszystko, zranienia, wątpliwości, swoją niewiarę. Najgorsze co możesz zrobić to uciec przed Bogiem. Jakkolwiek Cię boli, stań przed Nim! Po drugie, przyjmij Twoją codzienność bo w niej jest wola Boża. Bóg jest Bogiem dobrym. Dobrym pasterzem i jest z Tobą zawsze! Nie zapominaj o tym! Często podczas kryzysów, chcemy gdzieś uciec w imię zasady: wszędzie dobrze gdzie nas nie ma. Tu nie ma Boga, ale tam jest. Na koncercie, w muzyce, filmie, ludziach, w innej wspólnocie, denominacji, służbie, powołaniu itd. Oczywiście to kłamstwo!  W Twojej codzienności, tak jak dotychczas, Bóg obdarza Cię wielkim dobrem. Trzeba jednak to zobaczyć. A do tego trzeba rachunku sumienia. Nie rachunku sumienia, który ma mi pokazać moje grzechy ale dobro, którym Bóg mnie obdarza. Muszę zobaczyć to, że każdego dnia dzieje się cud, w postaci mojego przebudzenia. Mam co jeść, gdzie mieszkać itd. Zobacz dobro w swoim życiu. Znajdź i zobacz swoje talenty. Sięgnij też pamięcią wstecz i zobacz jak Bóg Cię do tej pory prowadził. To bardzo ważne by to zobaczyć. Gdy znajdziesz i ponazywasz sobie to wszystko, wtedy szukaj ewentualnie swoich błędów i zabierz się za korektę w myśleniu oraz postępowaniu. Sięgnij po Słowo Boże, nawet jeśli nie jest w tym momencie dla Ciebie zrozumiałe. W tym momencie sam fakt rozumienia jest drugorzędny, najważniejsze jest Twoje pragnienie słuchania tego co Bóg chce Ci powiedzieć. I spokojnie, po jakimś czasie wszystko powoli będzie robiło się co raz jaśniejsze i bardziej zrozumiałe. Nie szukaj jednak tego zrozumienia na siłę. Nie obwiniaj siebie jeśli modlitwa, rachunek sumienia, lektura Biblii nie przynoszą natychmiastowego skutku. Tu chodzi o wytrwałość i pragnienie Boga w moim życiu. Czasami czytając Boże Słowo, możemy mieć wrażenie, że „to już słyszałem i nie działa itd.”. To także ziarno wątpliwości siane przez diabła. Jezus powiedział wprost: kto odwraca się za pługiem, nie jest godzien być moim sługą i to jest klucz. Nawet jeśli dane słowo okazało się nieskuteczne, zawierz mu ponownie i ponownie i ponownie. Aż do skutku. Widocznie nie jest to jeszcze czas, aby to słowo wypełniło się w Twoim życiu. To zmaganie się jest bardzo ciężkie. Nieraz wydaję mi się, że to bezsensu, że to nie działa, ale staram się iść przed siebie, mając nadzieję, że nadejdzie odpowiedni czas. Wszak każda rzecz pod niebem ma swój czas!

Nie rezygnuj także z sakramentów, nawet jeśli ich sens wydaje się niezbyt jasny. Tutaj też trzeba cierpliwości. Przede wszystkim liczy się pragnienie spotkania w nich Ojca. Po czasie, na pewno Go tam spotkasz.

Przestań patrzeć na siebie i swoją biedę. Szukaj Boga a nie siebie. Nie szukaj tego co dla Ciebie wygodne i przyjemne. Nie nakręcaj się emocjonalnie w żadną ze stron. Wiara to nie emocje ale konkretna droga miłości Boga i człowieka. Nie skupiaj się na tym co złe w Twoim życiu ale szukaj dobra. Patrz na krzyż, tam Jezus poniósł za Ciebie Twoje grzechy, choroby i słabości. Szukaj Jego głosu, Jego Woli. Przyjmuj codzienność. Nie duś się sobą, jest ktoś, kto jest większy od Twoich grzechów, słabości i wątpliwości. Patrz na Niego. Wejdź jak Abraham na pagórek i zobacz co Bóg Ci daje! Będąc w dolinie niczego nie zobaczysz, musisz wspiąć się, wykonać wysiłek aby zobaczyć. Życie wiarą to nie tylko tu i teraz ale droga i perspektywa ewangelii, która jest cały czas otwarta. Jest cały czas przed, a nie za Tobą!

Powołuj się także na obietnice, które Bóg złożył w Twoim sercu. Pomagają one przetrwać ciężkie chwile. Zwłaszcza wtedy, gdy diabeł chce Ci wmówić, że do niczego się nie nadajesz. Nie masz szans na szczęście czy perspektyw. Nie zrealizujesz powołania czy misji itd. W takich sytuacjach często powołuję się na moje obietnice o tym, że Pan da mi wszystko co nie zbędne do życia(Mt 6, 25-34) oraz na tę która określa moje powołanie(Iz 61, 1-3). Pomaga i jest sprawnym odstraszaczem przygnębiających myśli!

Mam nadzieję, że nie zanudziłem Cię, a mój tekst pomoże Ci przeżywać trudniejsze chwile. Głowa do góry! Jeśli przeżywasz wątpliwości w swojej przygodzie z Panem Bogiem to mam dla Ciebie Dobrą Nowinę! Nie smuć się! Ale raduj z tego, że Twoja relacja z Nim jest relacją prawdziwą i żywą! I pamiętaj, jeśli nie masz wątpliwości, stałeś się wyznawcą ideologii, a nie wyznawcą Chrystusa!

Wojtas

 

9 Comments

  1. zk-atolik

    Cnoty, czy tylko odczucia?….

    Owszem odczuwać zwątpienie – wątpić to rzecz ludzka, lecz mieć akurat takie odczucia wobec Boga i wspólnoty Kościoła lub w wielu okolicznościach życiowych – to często postawa człowieka całkiem nieuzasadniona, nieuprawniona, wręcz irracjnalna, a nawet u ateistów, czy innowierców niezbyt chwalebna.

    Czytelnikom natomiast może być dość trudno jednoznacznie, czy dosadnie określić – czym jest nadmiar wątpliwości albo brak znajmości podstawowych pojęć – szczególnie u osoby mającej aspiracje pisać ambitne i obszerne teksty na forum. A tym bardziej ignorowanie wiarygodnych i zweryfikowanych, czy choćby ogólnie dostępnych źródeł np: wikipedii i dowolne, wręcz kontrowersyjne, a nawet opaczne interpretowanie powszechnie znanych i uznawanych pojęć:

    Cnota (łac. virtus, gr. ἀρετή – areté) – ugruntowana, stała etyczna dyspozycja człowieka gotowego posługiwać się swoimi władzami moralnymi − rozumem, wolą i zmysłami − do postaw i konkretnych czynów zgodnych z dobrem etycznym.

    Cnota jest trwałą sprawnością moralną osoby, dzięki której przestrzeganie zasad moralnych staje się łatwe. Osoba jest w tym pewna, (dop. a nie wątpiąca, uległa, zmienna)nawet wobec okoliczności niesprzyjających. Bycie kimś prawym, wiernym dobru moralnemu sprawia człowiekowi, który posiadł cnoty, wewnętrzną przyjemność.

    A więc można mieć wątpliwość, czy wiara jest jedną z cnót teologalnych, kiedy u osoby jest brak nie tylko nadziei, miłości, lecz również innych pożądanych dyspozycji, a występuje nadmiar zwątpienia, rozterek lub uprzedzenia i wrogości, czy innych podobnych doświadczeń i odczuć.

    Szczęść Boże! – Ave Maria!

     
    Odpowiedz
  2. januszek73

    To, raczej trochę inaczej.

    W moim nagłówku również jest wątpliwość 🙂 a więc mam wątpliowości, co do sposobu opisywania tych wątpliwości :-). Ok. prosto z mostu, bo dlaczego w tekście wiodącym nie ma opisu katolickiego ujęcia wątpliwości ? Przecież jest to dokładnie chociaż nie wyczerpująco ujęte w KKK. a zacytuję z ciekawości :-).

    Zwątpienie

    Grzech przeciwko wierze może też przyjąć formę dobrowolnego poddawania w wątpliwość prawdy objawionej. „Dobrowolne wątpienie dotyczące wiary lekceważy to, co Bóg objawił i co Kościół podaje do wierzenia, lub też odmawia uznania tego za prawdziwe.” (KKK 2088). „Wątpienie może prowadzić do duchowego zaślepienia, jeśli jest dobrowolnie podtrzymywane." (KKK 2088)

    Grzechem jest tylko dobrowolne wątpienie w prawdziwość objawionych prawd przekazywanych nam przez naukę Kościoła. Nie jest natomiast grzechem pokusa zwątpienia, którą staramy się od siebie odsunąć. Chociaż wątpliwości te nie są grzechem, lecz pokusą, należy starać się je rozwiązać, np. przez rozmowę ze spowiednikiem, przez czytanie Katechizmu lub innych pożytecznych książek religijnych. Kto rozwiązuje rodzące się w nim wątpliwości dotyczące wiary, ten ją pogłębia i równocześnie przygotowuje się do ważnego zadania usuwania wątpliwości, które mogą się zrodzić w bliźnich.

    Można powyższe przemyśliwać, ale jest czarno na białym, iż dobrowolne wątpienie w prawdy objawione przez kościół jest winą dobrowolną a więc grzechem. Gdy człowiek żyje w grzechu, to nie ma siły, cierpi na tym jego dusza, czyli jest ona: oschła, smutna, pgrzygnębiona i pełna goryczy i łatwo ten stan rozpoznać, chociaż raczej wymaga to konstultacji z osobą duchowną.

     Nie będę dalej się wgłębiał, no ale przecież św. Ignacy również podobnie to ujmuje, że istnieją strapienia: zawinione i niezawinione. Jeżeli człowiek żyje w łasce uświęcającej, żyje wiarą, przystępuje do sakramentów i modli się a od czasu do czasu dopada go strapienie to takowe jest niezawinione a nawet dopuszczone przez Boga.

      Natomiast inna sprawa, gdy człowiek zaniedbuje swoją relację z Bogiem i poddaje w wątpliwość to co podaje nam wiara przeżywana w kościele. W przypadku gdy człowiek tak postępuje to strapienie jest zawinione i nie ma się temu co dziwić. Oczywiście strapienie (a) są przykre, ale nie jest to sytuacja beznadziejna. Św. Ignacy mówi, że niezawinione trzeba po prostu przeczekać i wzbudzać w sobie akty: wiary, nadziei i miłości. Strapienie minie, tylko trzeba cierpliwości. Natomiast zawinione strapienie, to już gorsza rzecz, no trzeba się nawrócić i szczerze pokutować, oczywiście oddając swoje niedoskonałości i grzechy Bogu miłosiernemu w sakramencie pokuty i pojednania. Oczywiście wymaga to wysiłku i przyłożenia się do niego, bo byle jakie odbycie, odbywanie spowiedzi, może pogłębiać problem. Wiadomo, przecież, że można źle spowiadać się, np. zatajać grzechy, zwłaszcza ciężkie. Wtedy to sakrament nie działa a "stan człowieka jest gorszy niż poprzednio".

     No i właściwie to wszystko, natomiast sprawa świadomości samego Jezusa w życiu nie musi jeszcze wszystkiego zmieniać. Wiadomo skąd inąd, że tzw. "wyznawanie Jezusa za Pana" może być zwodnicze o czym zresztą dokładnie wspominał Zbawiciel "nie każdy, który mi mówi Panie Panie wejdzie do królestwa Bożego", lub "Panie, czy nie czyniliśmy cudów i nie wyrzcaliśmy złych duchów mocą Twojego imienia………." Samo mówienie "Panie" może zawierać w sobie fałszywy obraz Boga a więc – "Bóg, jako władca absolutny, wymagający posłuszeństwa we wszelkich objawach życia". To "obraz" Boga okrutnego i wymierzającego kary za najmniejsze przewinienia, to "surowy ojciec", który tylko: nakazuje, rozkazuje i sądzi. Teraz mi się przypomniało, ale pytanie :-), czym różni się "wyznawanie Jezusa za Pana" od mówienia "Panie Jezu" ? Dlaczego pytam, bo przecież to drugie jest częste w naszych modlitwach, przecież mało kto mówi samo "Jezu…………………..". Z reguły jest "Pan Jezus, Panie Jezu". Osobiście nie widzę potrzeby ciągłego powtarzania "jesteś moim Panem" w zamian np. za "Panie Jezu ulituje się nade mną grzesznikiem". To drugie wydaje mi się bardziej pokorne a nawet jakoś "upokorzające" (wymaga długiego błagania – np. w moim przypadku tak jest 🙂 ).

     No i właściwie tyle, ale jeszcze zachęta – sięgnij sobie Wojtku do reguł św. Ignacego i przemyśl je a najlepiej zasięgnij rady mądrego kapłana – najlepiej Jezuity :-).

    Pozdrawiam – również czasem przeżywający wątpliwości – Janusz :-).

     

     
    Odpowiedz
  3. januszek73

    Świadectwo.

    Jeszcze mi się przypomniało, będzie świadectwo :-). To fakt przeżywam strapienia, które są na poziomie mojego sumienia i wiary, ale też strapienia przyziemne. Miałem problem z pracą i pomimo dosyć mocnych starań nie mogłem jej uzyskać. Modliłem się codziennie o jej znalezienie, czasem zamęczałem w tym Jezusa :-). Każda próba jej znalezienia kończyła się fiaskiem, naprawdę byłem tym zmęczony, no i dziwna rzecz :-). Pewnego razu wracam sobie od o.S (o. Stanisława S.J.), ze spowiedzi świętej a szedłem do Księżówki na pewne rekolekcje. Idę sobie ulicą Zakopanego i nagle spotykam mojego kolegę. Gadu gadu i wygadałem się, że mam problem a on "złóż papiery do aquaparku na ratownika", masz szanse pomimo, że twoje uprawnienia ratownika nie są pełne. Myślę sobie, no cóż spróbuję, chociaż więcej było w tym wątpliwości. Papiery złożyłem a pani mnie zapytała "ma pan pełne uprawnienia" ? No nie mam ale spróbuję zrobić. Podanie przyjęła a ja czekałem i pewnego dnia zdziwienie – mam dla pana dyżury, proszę przyjść od 1-3 maja na pierwsze dyżury do aquaparku. Poszedłem :- ) i powiem szczerze, było to dla mnie stres, zwłaszcza 2 maja ,ale modliłem się i udało się. Inna sprawa, iż dowiedzieli się, że nie mam tych uprawnień, no chcieli mnie zawiesić, ale nie zawiesili :-). Podjąłem kurs i chciałem go szybko skończyć  i dalej problemy. Pewien pan instruktor (raczej nieprzychylny wierze i kościołowi), wyrzucił mnie z kursu :-). Naprawdę, wyrzucił mnie z kursu, bo zacząłem z nim dyskusję na temat pewnych zachowań ludzkich. No cóż, pieniądze mi oddał a ja za telefon i okazało się, że kurs będzie u nas w aquaparku. Zapisałem się i lekko ukończyłem :-), teraz mam pełne uprawnienia i mogę spokojnie pracować, chociaż praca nie bywa łatwa :-).

      Opisałem to wszystko, bo nie ma siły, Bóg rozwiązał mój trapiący problem (przyczynę strapienia) i myślę, że już długo nie dopuści aby ono wróciło :-).

     Puenta :-), strapienia rozwiązuje się modlitwą, usilnym błaganiem, jak biblijna wdowa, która nachodziła swojego Pana usilnie albo Jakub, który "walcząc z Bogiem – wołał" – "nie puszczę Ci aż mi nie pobłogosławisz" !!!. To wogóle ciekawe – Bóg mówi "puść mnie" !!!, lecz Jakub – nie puszczę !!!, no i "pobłogosławił mu na owym miejscu………………….". Co prawda skończyło się "utykaniem na biodro" :-), ale Jakub wyszedł pobłogosławiony i wtedy Bóg nazwał go "Izrael".

      Podobnie zaleca św. Ignacy – "gdy przeżywam strapienie (a) to będę przedłużał modlitwę, bo czasem w ostatniej chwili modlitwy "Bóg błogosławi". Potrzeba tylko jednego – wytrwać. No i na koniec – zalecenie, ale "TRWAJ". 🙂 – amen.

     
    Odpowiedz
  4. arturah

    Przystanek wątpliwość . Pociąg Polityczny.

    Po przeczytaniu tego bloga , zapadło mi w pamięci takie oto zdanie:

    Czas wątpliwości to nie tylko czas próby, ale także wzmożonej aktywności diabła.

    Mój polityczny pociąg zatrzymał się na stacji w jakimś małym miasteczku. Nie możemy dalej jechać ponieważ Pociąg  Ewki gdzieś śmiga i musimy czekać aż nas przepuszczą. Zwróciłem uwagę że w tym miasteczku w którym się zatrzymaliśmy ,  co godzinę biją dzwony w Rzymsko Katolickim Kościele. Pomyślałem sobie że ten Ksiądz co to te dzwony właczył ma chyba ludzi niewierzących za nic . Przecież nie każdy w tym mieście to Katolik i może nie chce tych dzwonów co godzinę słuchać? Zaraz po tym przyszły do mnie watpliwości czy aby w dobrą stronę zmierzam? Czy Prawo i Sprawiedliwość idąc ramię w ramię z Kościołem Rzymsko Katolickiem  nie doprowadzi do tego że tylko Katolicy będą mieli prawo hałasować dzwonami przykościelnymi ?

    Tadam!

    Coś mnie zatrzymało w tym pochodzie ku  Beacie  . Pomyślałem sobie bowiem że być może to nie jest dobry wybór ta Beata z przypisu   i może należało by się zastanowić raz jeszcze nad tym czy aby w dobrym kierunku zmierzam , czy nie wdaję się w romans nie z tą partią co trzeba .

    Moje wątpliwości są troche inne niż autora tego bloga . Co prawda wiążą się one z wiarą bo wybór ludzi do władzy ma związek z wiarą . To tak jak z wyborem żony albo męża . Jak się źle wybierze to później wszystko sie pieprzy. za przeproszeniem….

    Jak się wybierze np samych Katolików , którzy będą wiarę promować poprzez bicie dzwonów kościelnych albo wiece z krzyżami to może się okazać że nie będzie miejsca na wiece np Buddyjskie albo Protestanckie . Być może należało by spróbować w każdym mieście śpiewać co godzinę Hare Kriszna i zobaczyć czy to nie będzie drażnić plebana.

      Ten kto nastawił te dzwony w Kosciele chyba nie pomyślał o tym że one mogą ludzi drażnić zwłaszcza gdy ktoś chce odpocząć po pracy.  I niewódź nas na pokuszenie. Ten Ksiądz co na to pozowolil (na te dzwony ) wodzi ludzi na pokuszenie , czyli drażni ludzi . Dzwony dzwonią co godzinę . Są nastawione tak głosno że ludzie muszą wciąż podbiegać do okien i zamykać je . Ten przypadek sprawił że się zatrzymałem w drodze na wybory. Muszę raz jeszcze przemyśleć czy warto wyjść za Beatę  . Może się bowiem okazać że będziemy po wyborach żyć w Rzeczpospolitej Katolickiej w której tylko Katolickie dzwony będą miały prawo i sprawiedliwość bić nas po uszach .

    Dziękuję księdzu który nastawił dzwonnice tak głośno. Być moze gdyby tego nie zrobił nigdy nie wysiadłbym z tego pociągu aby przemyśleć swój zamiar polityczny.

    I znów nie wiem na kogo głosować:):)

    Mam wątpliwości . Ale jak powiedział autor tego bloga : "wątpić rzecz ludzka"

     
    Odpowiedz
  5. zk-atolik

    Dzwon w tradycji chrześcijańskiej i …..

    Arturze  ponieważ Twoje frywolne, a nawet trywialne skojarzenia i refleksje nt. funkcji głosu (dżwięku. brzmienia) akurat dzwonów w Kościele RK – mogą być rozmaicie postrzegane i przyjmowane.

    Proponuję szczególnie czytającym Twoje ostatnie wpisy, a jednocześnie niezbyt zorientowanym w kwestiach podstawowych i fundamentalnych, także kulturowych, tradycyjnych, obyczajowych, czy społecznych i politycznych, a przez to nie tylko wątpiącym – zapoznać się choćby z tym, że:

    Dzwon w tradycji i kulturze chrześcijańskiej zawsze był wyjątkowym instrumentem. Jego głos rozchodzący się na wszystkie strony świata, wzywał nie tylko katolików, lecz wszystkich ludzi, do modlitwy i wielbienia Boga, oraz sygnalizował obecność sacrum. Jednocześnie dawniej powszechnie uważano, że tzw. dusza, czy serce dzwonu nie dowolnego, lecz wyświęconego pełni ważną rolę  m.in. egzorcyzmu przeciw wpływom złych mocy, oraz nawałnic, burz i innych klęsk żywiołowych.

    A dzisiaj mimo jeszcze rozchodzących się głosów duszpasterzy i dzwonów w Kościołach, oraz występujących w całym kraju wielu nawłnic, burz i innych klęsk żywiołowych – jak jest?…….

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  6. arturah

    Zbyszku:)

    Te dzwony są sztuczne tzn elektroniczne. Dowiedziałem się , że w tej świątyni używane są dzwony elektroniczne a nie takie o jakich ty piszesz . Dawniej dzwon to był dzwon a dziś nie trzeba nawet ludzi aby dzwonił 🙂 . Wystarczy nastawić pudełko na ulubione melodie albo na określone dźwięki i bimbambo mamy nawet całą noc.

    Zgadzam sie z tym co piszesz o dzwonach jednak to co się wyprawia w tym mieście to istne szaleństwo a nie religijny dzwon.

    niestety.

    Pociąg polityczy dzisiaj rano …

    PS. Dzisiaj Ewka mnie wkurzyła . No wiesz ta z Platformy nieobywatelskiej . Ona ciągle twierdzi że w Polsce nie jest tak źle jak mówią ludzie . Sam już nie wiem co myśleć. Udałem się dziś do takich biednych ludzi aby zobaczć jak się mają. Okazało się że wyjechali do pracy w niemczech i tak sobie chwalą pobyt tam że jak spytałem ich córkę czy wrócą to ona krzyknęła że nawet słuchać nie chca o tym by  tu do Polski rządzonej przez Platforme nieobywatelską wracać. Tam wolą mieszkać w wynajmowanej kawalerce niż tu w komunalnym mieszkaniu. Tam mają pracę a tu skręcali papierosy i cierpieli biedę . Z dnia na dzień poprawiają swój byt . Tam w niemczech dorabiają się a tu żyli jak szczury . Chyba jednak Ewka zostanie przeze mnie odrzucona i wyjdę za Beatę z Pisu .

     

    oczywiście żartuję ale z tym życiem w ubustwie to prawda i z tymi wyborami mam problem . Z jednej strony obawiam się fanatyzmu przykościelnego z drugiej strony chciałbym aby coś się w tej polsce zmieniło i chyba trzeba dać szansę a nawet trzeba tym z Pisu bo innej alternatywy na razie nie widzę . Paweł coraz bardzij wydaje mi się nieodpowiedzialny , lewicy nie ma , ten od projektów Petru czy jak mu tam, wydaje się dbać tylko o najbogatszych albo przedsiębiorczych …nie wiem ale chyba jednak pójdę za Beatą …Tak mnie dzisiaj Ewka wkurzyła że chyba napiję się piwa :):)

    Trzymajmy się naturalnych dzwonów

     
    Odpowiedz
  7. zk-atolik

    Fanatyzm i…..

    Sz. Państwo – czytając nasze wpisy i mając obecnie podobne dylematy, czy rozterki, a nawet być może uzasadnione frustracje, lęki, czy obawy, jak nasz brat Artur.

    Proszę podczas rozeznawania nie obietnic, lecz postaw, zachowań, a szczególnie dokonań osób aspirujacych, do sprawowania władzy w państwie, także osobistej obserwacji i weryfikacji aktualnych wydarzeń w świecie, czy w RP na  scenie politycznej.

    Przede wszystkim zbyt łatwo nie ulegać przedwyborczej agitacji i propagandzie, oraz koniecznie uwzględniać to, że fanatyzm nie jest przypadłością występującą wyłącznie wśród ludzi deklarujących przynależność, do wspólnoty Kościoła RK albo identyfikujących się, bądź sympatyzujących z postawą prezydenta A. Dudą i B. Szydło, oraz J. Kaczyńskiego i programem parti PiS, czy zjednoczonej prawicy.

    Wg. mnie  zdecydowanie bardziej należy nie tylko obawiać się, ale i skutecznie demaskować zamiary tych, co takie mniemanie i wrażenie, a nawet przekonanie i w/w odczucia – obawy usiłują celowo utrwalać lub nadal wywoływać i rozpowszechniać wśród ogółu społeczeństwa tj. w mediach i innych kręgach potencjalnych wyborców.

    Ps. Polecam wszystkim więcej roztropności, niż zbędnych, a celowo wywoływanych emocji, w tym obaw, aby orientować się i wiedzieć:  w którym kościele, bądź przybytku?……… i kto?….., oby nie oszust, czy manipulator lub fanatyk, oraz –  jakim instrumentem dzwoni?……

    Szczęść Boże!

     
    Odpowiedz
  8. arturah

    Pociąg polityczny. Widzenie z okna .

    Pociąg polityczny ruszył w dalszą drogę. Tym razem postanowiłem przejechać się pociągiem Ewki aby na własnej skórze przekonać się co ją pociąga  w tej Platformie nieobywatelskiej . Chciałem usiąść na jej miejscu i wczuć się w jej sposób widzenia . Patrząc przez okno , mogłem oglądać kraj , nasz piękny kraj który spalony słońcem przypominał mi bardziej okolice  La Sereny w hiszpanii niż okolice przywiślańskie  . Wyschnięte koryto Wisły narzucało mi nieubłagalnie obraz który od siebie mimowolnie odpychałem . Nie chciałem uwierzyć że to już koniec , że przez osiem lat nie daliśmy rady zmienić tego kraju w większym, bardziej namacalnym stopniu. Na szczeście elektrownie jeszcze działają. Wisła wydaje ostatnie tchnienie i kto wie co przyniesie jutro. NIe załamuję się , trzymam przez okno wzrok ukierunkowany na przepiękne wierzowce Warszawy wierząc że tylko taka jest Polska. Duch Ewki przenika mnie . Czuję jak pulsuje we mnie jej zmysł Platformy która nie chce uwierzyć w spieprzoną szansę . A miało być tak pieknie . Bronek miał wygrać , Polacy mieli nadal żyć w osłupieniu zieloną wyspą . Nie tak miało być .

    Pociąg rozpędzał się z minut na minutę , jechał już tak szybko że nawet wytęzony wzrok reporterski nie pozwalał mi się skupić na odczuciach Ewki . Zapadłęm w dziwne zamyślenie i przypomniały  mi się słowa "Katastrofy przestrzeni"

    Oto one :

    "wyrwany z ładu dającego mi poczucie zadomowienia i moralnego bezpieczeństwa, staję twarzą w twarz z pozbawioną znaczenia, nagą realnością zła w świecie będącym już tylko Wielkim Mechanizmem"

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code