Wartość ogołocenia

„Ubodzy w duchu” to ludzie, którzy każdego dnia na nowo są w stanie się zobaczyć w duchowej „nagości” – w ogołoceniu ze wszelkich WŁASNYCH możliwości, przyodziani jedynie w to, co tu i teraz otrzymują od Pana. Ale też każdy dar przyjmują tak, jakby go mieli w dowolnej chwili bez żalu zwrócić. To rzecz niezwykle ważna, bo u człowieka tak łatwo o przywłaszczenie sobie każdego prezentu jako „żelaznej własności”. Piękną ilustracją takiej postawy jest sposób życia niektórych plemion afrykańskich, gdzie nie obserwuje się problemu kradzieży, bo każdy nieużywany w danej chwili przedmiot jest potencjalną własnością potrzebującego. Oczywiście pojęcie „własność” funkcjonuje tu w ujęciu doraźnym – coś jest moje tylko dopóty, dopóki tego używam.

W naszym życiu wszystko jest DANE (a przez to w jakiś sposób również „zadane”). I dotyczy to nie tylko przedmiotów, ale także relacji, jakie mnie łączą z innymi. Przyjaciel może się ode mnie odwrócić (bo np. źle zrozumie moje intencje), żona może mnie opuścić (obojętnie czy w wymiarze duchowym, czy fizycznym), dzieci mogą o mnie zapomnieć (choć jest to wielki ból, nie można ich przecież uwiązać – nawet presją emocjonalną). Wszystko, co mnie otacza, może być źródłem szczęścia, ale też wszystko chcę przyjmować wyłącznie jako DAR, który kiedyś będę musiał odstawić na bok…

Najgłębszą nauką takiej postawy jest świadoma kenoza Chrystusa, który potrafił czerpać szczęście z rzeczy i sytuacji Go otaczających, a jednak gdy świat dopomniał się o „swoje”, potrafił to wszystko oddać. W milczeniu przyjął oskarżenia, jakoby miał fałszywie ogłosić się prorokiem, bez szemrania też pozwolił na potraktowanie siebie jak bezużyteczny przedmiot. W chwili totalnego ogołocenia pozostaje już tylko nadzieja, która jest jak Matka – wiernie obecna przy samotności narodzin i śmierci. To ona podpowiada, że nic tu na ziemi nie ma wymiaru ostatecznego, że sens przemijania jest ukryty. Dopiero wtedy można przezwyciężyć w sobie ogromny żal i lęk, który niszczy moją relację z Bogiem. Bo pierwotna formuła wężowej pokusy wciąż jest żywotna: „Bóg jest zakłamany i zachłanny – chce wszystko dla siebie”. Dając posłuch tym słowom (obojętnie, czy na gruncie metafizyki czy metaforycznie pojmowanej idei), człowiek obraca swe ogołocenie w wielką przegraną, bo zamyka oczy na to, co jest najskuteczniejszą drogą do szczęścia – na możliwość powrotu do dziecięcej ufności.

 
 
 

Komentarze

  1. wykeljol

    kenoza

    Co donaszej kenozy. To chyba zadanie w każdym momencie zycie i do jego końca. To nigdy nie jest"raz na zawsze". Tak doświadczam. I nigdy nie do konca. Jezus rzeczywiście oddał wszystko, ale nie obyło się bez smutku, żalu, cierpernia(że być może to dla niektórych nadaremna ofiara), a wreszcie nie bez chwilowej utraty nadziei!(Boze mój Boze…czemus mnie opuscił..).

    Nikt z nas nie jest w stanie być doskonałym nasladowca Chrystusa, choc to przecież naprawde cel naszego zycia(on bowiem wcielał rzeczywiste, nieskalane, idealne człowieczeństwo)-wszyscy nie tyle jesteśmy,co powinnismy sie stac Chrystusami. Ale jesli po drodze damy wyraz smutkowi, żalowi, a nawet okrzykom rozpaczy- nie martwmy sie. On był pierwszy.

    Ubogi w duchu- tak myśle- NIE PRZEWIDUJE sytuacji utraty, bierze chwilę taka, jaką ona jest z jej radoscią, ale i z jej smutkiem- i idzie dalej. Jest wolny od zmartwienia na zapas o utratę , nie przygotowuje sie do tej sytuacji- po prostu uwaza, że wszystko jest darem(ja pisłaeś), a to znaczy, że mogę go miec albo na chwile, albo na zawsze-jak chce Dawca, bo On zawsze chce dobrze dla mnie. Dając i zabierając(co tez jest dawaniem ale innego rodzaju). Nie jest stoikiem, który stara sie być obojętny wobec darów zycia i braków tych darów, obojetny wobec radosci i cierpienia(WŁASNEGO!), przecinie. Ubogi w duchu chrześcijanin(ale nie tylko) otwiera serce na oscierz, gotów na miłośc, wzajemnosc i na zranienia jednako. Być jak dziecko- znaczy ufać w każdym momencie i nauczyć czerpać radośc ze wszystkiego(ogromnie duzo w tej sprawie zawdzieczamy Dziejom Duszy św. Tereski od Dzieciątka Jezus. Przytocze tylko jeden przykład. Teresa bardzo już chora i cierpiąca uśmiecha się nałózku. Siostra do niej: -czemu się usmiechasz? Czy spotkało Cię coś miłego? Teresa: -O, tak! Własnie jedna z sióstr powiedziała mi cos bardzo przykrego i cieszę sie, że mogę to ofiarować Mojemu Ukochanemu.)

    Ech, Adamie, jak zwykle skaczesz obiema nogami w sedno goracego problemu, goracej i .zywotnej sprawy. Milczę juz,bo moznaby w nieskończonośc…

     

     
    Odpowiedz
  2. eskulap

    Adamie,tym razem wejdę z

    Adamie,

    tym razem wejdę z Tobą w polemikę odnosząc się do fragmentu twojej wypowiedzi. Nie dlatego bym uważał że błądzisz, ja zaś wiem i nie błądzę, bo to pozostaje poza rozstrzgnieciem (chyba że odwołalibyśmy się do jakiegoś Officium 😉 ) , lecz po to by zastanowić się nad milczeniem, gniewem w czasie głoszenia nauki Chrystusa. 

    "a jednak gdy świat dopomniał się o „swoje”, potrafił to wszystko oddać. W milczeniu przyjął oskarżenia, jakoby miał fałszywie ogłosić się prorokiem, bez szemrania też pozwolił na potraktowanie siebie jak bezużyteczny przedmiot."

    Będąc nastolatkiem nie raz frapowała mnie historia bogatego młodzieńca, który odszedł smutny (Mt 19), i do dziś jest to jeden z mych ulubionych fragmentów Ewangelii. Nie umiałem w żaden sposób oprzeć się pytaniu które rodziło sie w mej głowie: "Dlaczego gdy młody człowiek odchodził Chrystus nie zawołał <Zaczekaj, porozmawiajmy jeszcze chwilę>, dlaczego nie złapał go za rękaw, nie poszedł za nim parę kroków by go przekonać?" Takie pytanie sobie zadawałem.

    Nie wiemy jak dokładnie wyglądała rozmowa młodzieńca z Jezusem, być może Jezus gorąco go zachęcał, a być może nie …. tego nie wiemy. Wiemy?? jednak, że Jezus raczej nie "łapał za rękaw" i mówił "wróć". Czy na pewno?

    A użycie bicza w świątyni …chyba nie było karą, a raczej środkiem ku nawróceniu, czyli temu co ładnie nazwałeś "powrotem do dziecięcej ufności".

    Jeśli Jezus nie łapał szukajacego za rękaw i nie powtarzał sto razy grzesznikowi "nawróć się" to jak rozumieć przypowieść o pasterzu ktory dla zagubionej owcy pozostawi stado, by tamtą odzyskać?

    Dlaczego Jezus milczał wobec Piłata?

    Dlaczego bez szemrania przyjął kaźń i wyrok?

    Nie podnosiłbym tutaj jako wytłumaczenia, jako przyczyny, faktu że był pokorny i cichy, że dał się ogołocić.  

    Zastanawiam się czy pokora i cichość oraz wydanie na ogołocenie nie byly rezultatem nie zaś przyczyną takiej postawy.

    Celem Jezusa bylo "świat zbawić a nie osądzić", a po drugie "On wiedział co jest w człowieku".

    Wiedział zatem, że dla jednego do zbawienia trzeba powtarzania po stokroć i łapania za rękaw, dla innego milczenia, dla jeszcze innego bicza, inny zaś jeszcze będzie szukał sam czego mu trzeba.  Tak przypuszczam.

    Postawa Jezusa wynikała z jego dobra. Tu młodzieniec się nie mylił nazywając go "dobrym".

    Jesteśmy przyzwyczajani by wycofanie się utożsamiać z dobrem. Ale ogołocenie jest dobre gdy służy zbawieniu, nie jest wartością samą w sobie, wtedy byłoby tylko cierpiętnictwem. Ogołocenie można uznać za wartość jeśli wzywa innych do milości poprzez przykład, poruszenie sumień, bo czlowiek wystawiajacy się na pastwę porusza sumienia, jak na przyklad ginący w płomieniach mnisi tybetańscy. Ogołocenie jest wartością wtedy gdy oddziaływuje, zatem mówiąc o nim, nie należy zatrzymywać sie na samym fakcie wydania się na ogołocenie, lecz szukać płynącego zeń dobra i nauki dobra.

    pozdrawiam,

    Eskulap

     
    Odpowiedz
  3. beszad

    Ogołocenie jako rodzaj wezwania…

    Jolu – bardzo Ci dziękuję za ten głęboki komentarz. Wciąż zabieram się do odpisania na te słowa, ale nie chcę spłycić tematu. Dlatego niech przez jakiś czas jeszcze Twój komentarz pozostanie jako inspiracja do samego zastanowienia. Być może samo zamyślenie nad Twymi słowami jest tutaj ważniejsze od odpowiedzi?…

    Eskulapie – zadałeś wiele ciekawych pytań. Postaram się przynajmniej na niektóre z nich razem z Tobą poszukać odpowiedzi. Dlaczego Jezus nie zatrzymywał młodzieńca? Czy faktycznie pozowlił mu odejść? A może wiedział, że takie pytanie musi dojrzewać w nim w samotności? Może właśnie w tej samotności Jezus był przy młodzieńcu szczególnie obecny? Wiemy, że po dość zaskakujących słowach o uchu wielbłądzim, uczniowie zapytali, któż więc może się zbawić – jakby zalęknieni tak wysokim podniesieniem poprzeczki. I co Jezus wówczas im odpowiedział? Dla Boga wszystko jest możliwe – dając tym samym do myślenia, że tylko człowiek kalkuluje po swojemu w tak płaski sposób, zaś w Bożej pedagogice nie ma żadnego handlu "coś za coś" – istnieje zupełnie inny klucz do relacyjnej wzajemności…

    W świetle podjętego tematu zasadne jest rónież Twoje pytanie o użycie bicza w świątyni. Dlaczego i tutaj Jezus nie pozwolił na ogołocenie? Myślę, że powodem było dokładnie to, o czym dalej piszesz – dokonanie wstrząsu u obecnych, aby przebudzić ich do ufnego przeżywania wiary. Jak wiemy wstrząs ten rozniósł się szerokim echem i był brzemienny w skutkach – dla samego Jezusa, ale też zapewne dla wielu prawych i uczonych Żydów, takich jak Nikodem.

    Kolejne pytanie: dlaczego Jezus milczał wobec Piłata? Myślę, że dlatego, iż tamten zaczął się bawić pojęciem Prawdy. W takim przypadku milczenie bardziej do niej zbliża, niż podjęcie pustego dialogu. I tu wczytuję się w bardzo trafną uwagę, Eskulapie, jaką na końcu zamieściłeś: milczenie, cierpienie czy ogołocenie nigdy nie może być celem samym w sobie, a zatem nie zawsze jest właściwe – inaczej, jak słusznie zauważyłeś, często może się stawać zwykłym cierpiętnictwem (a to bywa już tylko zwykłą karykaturą cierpienia).

    Ogołocenie jest więc jakimś środkiem wyrazu (oczywiście nie w sensie ostentacyjnej demonstracji) – jest rodzajem relacji z drugim człowiekiem, który tylko wobec czyjegoś cierpienia może się poczuć wezwany do miłości i do wewnętrznej przemiany. Myślę, że dlatego mamy pośród siebie ludzi biednych, osamotnionych i cierpiących – to przez nich Bóg wskazuje nam drogę do spełnionego życia – do samego rdzenia SENSU życia. Czy potrafię te znaki czytać? Na ile potrafię je czytać? I jaka będzie wobec nich moja odpowiedź? To już pytania, które rodzą się chyba w każdym z nas, stanowiąc rodzaj ciągłego niepokoju (jak u tego odchodzącego młodzieńca) i poczucia własnych słabości (wobec niewykorzystanych możliwości). Dziękuję Ci, Eskulapie, za to niezwykle ważne rozwinięcie tematu!

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code