Walka o duszę amerykańskiego kapitalizmu

Europa.jpg

Gdy w zeszłym roku w Ameryce upadały wielkie banki, słychać było głosy, że być może już wkrótce będziemy świadkami generalnego załamania kapitalizmu. Nic takiego nie nastąpiło, ale równoczesnie nie ma wątpliwości, że powrót do sytuacji sprzed kryzysu jest już niemożliwy. I dobrze – twierdzi Benjamin Barber – bo byłby to jedynie powrót do patologii. Zamiast tego trzeba na nowo przemyśleć model amerykańskiego kapitalizmu.

W takiej postaci, w jakiej funkcjonował on przed kryzysem, doszedł już do ściany. Nie tylko w sensie ekonomicznym, ale i kulturowym. Konsumeryzm rozdęty do nieprawdopodobnych rozmiarów zaczął zagrażać fundamentom demokracji. Gospodarcze załamanie zbiegło się w czasie z końcem epoki Busha i neokonserwatystów – na tym wedle Barbera polega szczęście w nieszczęściu. Wybór nowego prezydenta oznacza, że dzisiejsza recesja może odegrać rolę katalizatora naprawdę istotnej zmiany amerykańskiej mentalności i kultury. Zmiany podobnej do tych, które uruchomiły XIX-wieczna wojna secesyjna czy Wielki Kryzys w latach 30. ubiegłego wieku. Amerykanie mają szansę stać się innym społeczeństwem – mniej nastawionym na bezmyślną konsumpcję, bardziej odpowiedzialnym, dbającym o własne zasoby naturalne, zainteresowanym czymś innym poza indywidualnym pomnażaniem bogactwa. I pielęgnującym przyjazne relacje ze światem zewnętrznym.

Reformowanie gospodarki to nie wszystko. Potrzebujemy zmiany kulturowej

Kiedy pogrążona w recesji Ameryka wstępuje w opromienioną blaskiem nadziei epokę Baracka Obamy, toczy się cicha, lecz epokowa walka o duszę kapitalizmu. Czy potrafimy w końcu sprawić, by system rynkowy służył nam, czy też nadal my będziemy służyli jemu? George W. Bush przekonywał, że kryzys nie jest “porażką systemu wolnorynkowego i nie powinniśmy reagować próbą zmiany tego systemu”. Ale chociaż stwierdzenie zgonu kapitalizmu byłoby przesadą, George Soros ma rację, kiedy mówi, że w teorii rynkowej, na której opiera się światowa gospodarka, “tkwi jakiś zasadniczy błąd, wrośnięty w system defekt”.

Rynek i społeczeństwo

Nie chodzi o śmierć kapitalizmu, tylko o jego rodzaj – o relacje z kulturą, demokracją i życiem. Skupiony wokół Roberta Rubina zespół gospodarczy Obamy próbuje raczej uspokajać, niż wymyślać nowe rozwiązania, jego członkowie usiłują naprawiać to, co kiedyś zepsuli. Ale nawet jeśli im się uda, czy osiągną coś więcej niż przywrócenie kapitalizmu do stanu poprzedniego, wskrzeszenie wszystkich defektów, których skutkiem jest obecny pasztet?

Jako ekonomiści nawet postępowi krytycy spoza zespołu gospodarczego Obamy nie potrafią wyjść z zaklętego kręgu kategorii myślowych charakterystycznych dla swojej korporacji zawodowej. Tak, bankierzy i politycy są zgodni, że nadzór państwa nad ratowanymi instytucjami finansowymi powinien być większy oraz że trzeba mocno podgrzać zamarzniętą pompę kredytową. Szykowany jest wielki pakiet stymulacyjny skupiony na ekologii, alternatywnej energii, infrastrukturze i tworzeniu miejsc pracy – to bardzo dobry pomysł.

Trudno jednak dostrzec jakiś ruch w stronę kompleksowego przemyślenia dominującej roli rynku w naszym społeczeństwie. Nikt nie kwestionuje dążenia do odbudowy rynku konsumenckiego jako siły napędowej amerykańskiej gospodarki oraz do podtrzymania roli gospodarki jako fundamentu amerykańskiego życia publicznego i prywatnego kosztem podporządkowania jej innych cenionych przez Amerykanów wartości, takich jak pluralizm, życie duchowe i dążenie do (niematerialistycznie traktowanego) szczęścia.

Ekonomiści i politycy od lewa do prawa pozostają zgodni, że wyzwanie polega na pobudzeniu zamarłego popytu. A to dlatego, że w gospodarce w 70 procentach opartej na konsumpcji zakupowicze, którzy nie robią zakupów, i konsumenci, którzy nie konsumują, zwiastują katastrofę. A przecież w walce o duszę kapitalizmu należy się zmierzyć właśnie z paradoksem konsumeryzmu.

Ucieczka z hipermarketu

Kryzys globalnego kapitalizmu wymaga rewolucji duchowej – fundamentalnej zmiany postaw i zachowań. Reforma nie może polegać na tym, by zagonić rodziców i dzieci z powrotem do galerii handlowej. Trzeba ich zachęcać, by mniej kupowali i oszczędzali, zamiast wydawać. Trzeba karać za zatruwanie środowiska, tak opodatkowując benzynę, by galon kosztował cztery dolary niezależnie od ceny rynkowej, co zniechęci do jeżdżenia paliwożernymi autami, a zachęci do rozbudowy systemu komunikacji publicznej. Może by tak wprowadzić mechanizmy motywujące producentów do zaspokajania realnych potrzeb nawet w sytuacji, gdy potrzebującym brakuje gotówki, zamiast produkować sztuczne potrzeby u bogatych tylko dlatego, że mają kasę? Albo jeszcze lepiej: potraktujmy poważnie obłudną reklamę MasterCard i zainteresujmy się tym wszystkim, czego nie można kupić za pieniądze (czyli większością spraw!). Zmieńmy niektóre przyzwyczajenia i przywróćmy równowagę między ciałem i duchem. Przekujmy etos kulturowy, traktując kulturę poważnie. Kultura odgrywa ogromną rolę w rozwoju niekomercyjnej sfery społeczeństwa. Przyszedł czas, by nareszcie stworzyć stanowisko rządowe związane ze sztuką i humanistyką, promować twórcze myślenie w rządzie i w całym społeczeństwie. Przyszedł czas, by przeznaczyć istotne środki federalne na edukację artystyczną, nauczyć młodzież radości i możliwości płynących z wyobraźni, kreatywności i kultury.

Oczywiście to, co jest potrzebne, tylko w jakimś stopniu można zrealizować za pomocą polityki państwa, pakietu stymulacyjnego czy nowych regulacji dla sektora finansowego. W grę wchodzi bowiem etos kulturowy. Nasze najważniejsze instytucje – od edukacyjnych przez reklamowe i rozrywkowe po polityczne – od dawna stawiają konsumeryzm ponad wszystko inne, nawet za cenę infantylizacji społeczeństwa. Żeby duch miał jakieś szanse, instytucje te muszą przyłączyć się do rewolucji.

Koszty takiej transformacji niewątpliwie będą wysokie, ponieważ prawdopodobnie przedłuży ona recesję. Kapitaliści być może będą musieli wziąć na siebie ryzyko, które woleliby przerzucić na podatników. Zostaną poproszeni o tworzenie nowych rynków, a nie eksploatowanie i wyzyskiwanie starych; o inwestycje i wynalazki tworzące miejsca pracy i generujące nowych konsumentów, którzy zaczną kupować użyteczne i potrzebne rzeczy produkowane przez kapitalistów, kiedy ci ostatni zaczną zaspokajać rzeczywiste potrzeby (na przykład oczyszczać zatrutą wodę w Trzecim Świecie, zamiast butelkować kranówkę w Pierwszym!).

Dobra wiadomość jest taka, że ludzie już teraz mniej wydają, najpierw zarabiają, a dopiero potem kupują, i odczuwają ulgę dzięki zakupowemu moratorium. Karty debetowe wypierają kredytowe. Rodzice buntują się przeciwko martetingowcom, którzy traktują ich czteroletnie dzieci jak przyszłych konsumentów. Dorośli zaczynają się zastanawiać nad swoim uzależnieniem od marek i infantylizacją gustów. Wyprzedzają polityków, którzy nie potrafią wyzwolić się od przekonania, że kredyt stanowi panaceum na kryzys gospodarczy.

A Barack Obama? Wybraliśmy prezydenta, który głosi hasło zmian. Zamiast wycofywać się z matni, w którą wpadliśmy, może trzeba przebić się do przodu? Może Obama powinien przyjąć w imieniu Amerykanów zobowiązanie, że w ciągu najbliższych 10 lat zbiją wydatki konsumenckie z 70 do 50 procent PKB, czyli mniej więcej do dzisiejszego wskaźnika niemieckiego? Niemcy mają podobny poziom życia przy znacznie większej równości. Pomyślmy o tych wszystkich rzeczach, które moglibyśmy robić, gdybyśmy nie musieli jeździć na zakupy.

Realistyczny idealizm

Brzmi utopijnie? Za bardzo idealistycznie? Jeśli mamy przetrwać upadek niemożliwego do utrzymania na dłuższą metę kapitalizmu konsumenckiego, który trzy dekady temu zawładnął naszym światem politycznym, idealizm musi stać się nowym realizmem. Jeśli bowiem walka toczy się między fizycznym ciałem zdefiniowanym przez solipsystyczną zachłanność a ludzkim duchem zdefiniowanym przez wyobraźnię i współczucie, to utopijna będzie czysto techniczna reakcja ekonomiczna, dająca co najwyżej szansę na powrót do zakupoholicznego piekła hiperkonsumcji, które wywołało obecny kryzys.

W historii zdarzają się przełomowe chwile, często uruchamiane przez katastrofę, które pozwalają dokonać fundamentalnych zmian kulturowych. Amerykańska wojna domowa nie tylko położyła kres niewolnictwu, ale również zjednoczyła okaleczony kraj, otworzyła drogę na zachód i pobudziła kapitalistyczne inwestycje, w sumie przyczyniając się do powstania współczesnego narodu amerykańskiego. Wielki Kryzys dał uzasadnienie dla radykalnej ekspansji demokratycznego interwencjonizmu, a także – co istotniejsze – uświadomił Amerykanom, że równość i sprawiedliwość społeczna są niezbędnym warunkiem przetrwania Ameryki jako demokracji.

Dziś nadszedł kolejny epokowy moment. Czy wykorzystamy go do przemyślenia sensu kapitalizmu i relacji między naszymi materialnymi ciałami a duchowymi umysłami, którym te pierwsze powinny służyć? Relacji między fetyszyzmem towarowym i obsesyjnym komercjalizmem a pluralizmem, różnorodnością i duchową siłą, na której wedle naszych własnych deklaracji opiera się nasz charakter narodowy.

Prezydent Obama niewątpliwie zainspirował wielu młodych ludzi do wyjścia poza indywidualistyczny kokon – poza karierowiczostwo i bezmyślny konsumeryzm. Mamy jednak skłonność do tego, by wyższe sprawy pozostawiać w sferze retorycznej, natomiast w działaniach politycznych ograniczamy się do sfery materialnej. Aby przekonać ludzi, że szczęścia nie można kupić, a konsumeryzm jest szkodliwy nie tylko dla portfela, ale również dla duszy, potrzebne są programy i ludzie, nie tylko gadanie.

Potrzeby ducha, potrzeby ciała

Koincydencja zwycięstwa wyborczego Obamy i zawalenia się globalnej gospodarki opartej na kredycie wyznacza moment, kiedy możliwe są radykalne zmiany. Nowy prezydent będzie jednak musiał zamienić gospodarczą katastrofę w kulturalną i demokratyczną szansę: sprawić, by służba była tak samo ważna jak egoizm (może by tak wprowadzić powszechny i obowiązkowy program służby narodowej, związanej na przykład z edukacją?), wspólnota nie mniej istotna niż jednostka (utracony kapitał społeczny można odbudować, wspierając społeczeństwo obywatelskie), potrzeby ducha szanowane na równi z potrzebami ciała (wspomagaj artystów i nie przeganiaj religii z agory tylko dlatego, że nie chcemy jej w ratuszu!), równość tak samo ważna jak indywidualne możliwości (oddawanie werbalnego hołdu “równości szans” stało się metodą omijania problemu głębokich, strukturalnych nierówności), a roztropność i skromność nie mniej chwalebne niż spekulacja i pycha (oszczędność jest korzystna nie tylko z perspektywy gospodarczej, ale również psychicznej). Takie wartości nie są ani konserwatywne, ani liberalne, lecz zarazem kosmopolityczne i głęboko amerykańskie. Ich przywrócenie mogłoby zainicjować cichą rewolucję.

Walka o duszę kapitalizmu jest zatem walką między ekonomicznym ciałem i obywatelskim duchem narodu: walką o taki kapitalizm, który służy naszej prawdziwej naturze i potrzebom, zamiast nimi manipulować, produkować kaprysy i zachcianki. Ocalenie kapitalizmu oznacza zharmonizowanie go z duchem – z roztropnością, pluralizmem i tymi “rzeczami publicznymi”, które określają nasze obywatelskie dusze. Potrzebna jest rewolucja ducha.

Czy nowy prezydent podoła temu zadaniu? Czy my podołamy?

Benjamin R. Barber w DZIENNIKU
przeł. Tomasz Bieroń

*Benjamin R. Barber, ur. 1939, amerykański politolog i filozof. Pracuje także jako doradca i konsultant – doradzał m.in. Billowi Clintonowi i Parlamentowi Europejskiemu. Po polsku ukazały się jego książki “Dżihad kontra McŚwiat” (1997), “Imperium strachu” (2004) oraz ostatnio “Skonsumowani” (2008). W “Europie” nr 111 z 17 maja 2006 roku opublikowaliśmy jego tekst “Koniec ideologii”.

 

25 Comments

  1. zibik

    Kapitalizm ma duszę ?……

    Artykuł zbyt obszerny chyba celowo, aby nadmiar udostępnionych informacji, a ściślej powtarzających się frazesów, osłabił zdolność racjonalnej i krytycznej syntezy czytelnika.

    Wyznam szczerze nie wiedziałem, że kapitalizm, czy inny socjalizm, bądź liberalizm może mieć duszę.

     
    Odpowiedz
  2. Halina

    Kapitalizm

    Każda kooperacja mózgowa ma nie tylko swoją " duszę", ale i moc ! Ileż trzeba siły ,aby wynalazek stał się innowacją,  a innowacja musi pchnąć  całą cywilizację na nowe tory.

     
    Odpowiedz
  3. ahasver

    …izmy.

    Przecież chyba nie o dusze chodzi w polityce, tylko o efektywność, racjonalność i wolność dla obywateli, prawda? Nie można odrzucać "izmów‘ tylko przez wzgląd na przynależność do którejkolwiek opcji politycznej. Żyjemy w czasach, które charakteryzuje synteza pewnych polityczno – społecznych wartościowań i koncentrowanie się na jednorodnym programie tychże wartości powoduje, że zamiast poruszać aktualne w (post)modernym społeczeństwie problemy, próbujemy wskrzesić "mocne" dogmaty. Osobiście jestem zwolennikiem liberalnego prawa, ustroju socjaldemokratycznego, moralność skłania mnie raczej do optowania za frakcją lewicową, a jeśli chodzi o ekonomię, nie widzę innej drogi rozwoju niż kapitalizm. Kapitalizm nie oznacza bezlitosnego wyścigu szczurów – zależy to od podejścia człowieka do mnożenia zysków. Na przekazywaniu młodzieży pewnych wartości powinien skoncentrować się i Kościół, i Ateiści, Uniwersytet, fundacje społeczne, kulturalne i oświatowe. Polityka to sfera racjonalnej ekonomii społecznej, a nie etycznych dywagacji. Polityka to królestwo z tego świata i jeśli ktoś nie trzyma się tej zasady, powinien zostać od polityki odsunięty. Wartościowania w ekonomii prowadzą do różnych form etycznej monopolizacji narodu. Tak właśnie powstają szowinizmy – jedyne "izmy", które nie służą człowiekowi. A najgorszym z możliwych "izmów" jest populizm; Wcisnąć społeczeństwu ciemnotę, to znaczy omamić perspektywą igrzysk i chleba – i już motłoch ustawiony, i już mohery wyciągają torebki, aby bić i bluzgać na wszystko, co nie chodzi do kościoła co niedzielę… Czyż nie jest tak, moi drodzy?

     
    Odpowiedz
  4. zibik

    Kapitalizm, a dusza człowieka !

    Kapitalizm to chyba system gospodarczy podległy, podporządkowany i uzależniony głównie, od możnowładców, mocodawców, oligarchów, bankierów i finansistów, oraz ważnych funkcjonariuszy państwowych tzw. biurokratów.

    Ludzi najczęściej wyjątkowo zadufanych w sobie, jednocześnie zachłannych, skąpych, bezdusznych etc., napewno nie wybitnych, świętych, czy wielkodusznych i wspaniałomyślnych, jedynie pozornie potężnych i  wielkich.

    Co ma wspólnego z duszą człowieka owa kooperacja mózgowa – chyba w/w kapitalistów i ich zwolenników,  sympatyków?…………

     
    Odpowiedz
  5. ahasver

    Niech gospodarką władają bogaci.

    "Kapitalizm to chyba system gospodarczy podległy, podporządkowany i uzależniony głównie, od możnowładców, mocodawców, oligarchów, bankierów i finansistów, oraz ważnych funkcjonariuszy państwowych tzw. biurokratów".

    – No tak, Panie Zbigniewie. Tylko tacy ludzie kreują i rozwijają gospodarkę. A jacy są, to już wyłącznie ich prywatna sprawa. Ważne, jaki Ja jestem – jako oligarcha, szef i możnowładca.

    Gdybym miał decydować o tym, kto zostanie specjalistą w dziedzinie gospodarki, postawiłbym na człowieka, który osiągnął już finansowy sukces.

     
    Odpowiedz
  6. Halina

    ‘ Dusza” kapitalizmu, to nie dusza ludzka

    w sensie duchowości.-dlatego jest ten cudzysłów. Jaśniej mówiąc to motor działania. Dzieło Gutenberga ( zastosowanie prasy drukarskiej z ruchomą czcionką) jest jedną z kluczowych inwencji, które doprowadziły do przełomu kulturowego i cywilizacyjnego, podobnie jak wcześniej wynalazek koła, rolnictwa czy filozoficzne odkrycie izotropowości przestrzeni. W istocie rzeczy związany z drukiem skok zapoczątkował epoke szczególną, w której tkwimy do dzisiaj-kapitalistyczną nowoczesność. Postawę przedsiębiorcy powinna cechować-pragnienie zmieniania rzeczywistości na lepsze, co czynic powinien przez umiejetne mobilizowanie i organizowanie potrzebnych do tego celu zasobów: wiedzy, ludzkiej pracy i kapitału.Rozwój kapitalizmu stał się mozliwy w wyniku rozwoju kultury i infrastruktury ryzyka. W czasach przedkapitalistycznych innowacje były wyjatkami napedzającymi rozwój cywilizacji, w epoce kapitalistycznej innowacyjnosc stała się częścią codziennej rutyny. Ale innowacja jak kazda zmiana niesie zagrożenie, niepewność dla istniejącego ładu. Warunkiem innowacyjnosci nie jest ostra konkurencja, ale  powinna być współpraca i to jej szczególny  rodzaj:  To własnie międzymózgowe relacje miedzyludzkie powinny prowadzić do powstawania wszelkich pozytywnych relacji, to one są głównymi mocami popychającymi ludzi do wchodzenia w relacje oparte na porozumieniu. Nikt nie był w stanie przewidzieć eksplozji kapitalizmu przed pięciuset laty, tak też ta machina  może załamac się w kazdej chwili. Wszak już dziś wielu ludzi narzeka, że tempo zmian jest nie do zniesienia, a nie przewidziane skutki rozwoju cywilizacji są coraz bardziej przerażające. Kapitalizm przechodzi rózne fazy od przemysłowego do kognitywnego -dlatego trzeba walczyć o jego" ludzką twarz.". Nie bardzo wiadomo-jaka cywilizacja miałaby powstać po tej, którą znamy i którą coraz chętniej krytykujemy.

     
    Odpowiedz
  7. zibik

    Zupełnie inny postulat !

    Panie Boże niech wszystkimi wspólnotami na świecie m.in. państwami i narodami władają ludzie, których  stworzyłeś na własne podobieństwo i powołałeś, do życia rodzinnego i wspólnotowego. Ponadto obdarzyłeś Swoją miłością i wyróżniłeś licznymi łaskami, cnotami, talentami i uzdolnieniami m.in. ponadprzecietną prawością, dobrocią, sprawiedliwością, odpowiedzialnością, pracowitością i wyjątkową mądrością 

    Co za nonszalancja, a raczej lekkomyślność – jak można publicznie ferować taki pogląd : "A jacy są, to już wyłącznie ich prywatna sprawa".

    Domniemam, że jest Pan "w czepku urodzony" i żaden człowiek sprawujący władzę, dotychczas nie zdążył skrzywdzić Pana lub jemu bliskie osoby. Oby tak było nadal !

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    Jacy są, to tylko i wyłącznie ich sprawa.

    Publicznie zatem powtórzę: 

    JACY SĄ, TO TYLKO I WYŁĄCZNIE ICH SPRAWA. 

    Moralność i etyka nie stanowią odpowiednich kryteriów, aby je obiektywizować i nie dysponują odpowiednio intersubiektywnie konsensualnymi definicjami, aby mogły stanowić fundament prawa. 

    A krzywda nie ma tutaj nic do rzeczy.

    Krzywdzi mnie obecny polski rząd – właśnie przez to, że zamiast budować drogi i reformować oświatę, bredzi coś o chrześcijańskości Polski i głosi jakieś bzdurne, romantyczne idee ku pokrzepieniu motłochu: o igrzyskach i chlebie. I zamiast próbować robić cokolwiek w kierunku wprowadzenia filozofii i etyki do szkół tak jak w każdym normalnym, świeckim kraju i umieścić katechezę na powrót w parafiach, dalej kadzi o tym swoim narodowym, szowinistycznym bożku. To jest pogaństwo, kłamstwo i populizm, co robi współczesny rząd. I to mnie bardzo krzywdzi.

    W pewnym sensie urodziłem się w czepku i dziękuję, że nie uważa Pan, Panie Zbigniewie, że dopiero gdyby ktoś z mojej rodziny został internowany, albo gdybym sam cierpiał prześladowania, miałbym cokolwiek do powiedzenia w kwestii polityki.

    Z resztą to drażliwy temat – należę do Idiotes.

     
    Odpowiedz
  9. zibik

    Postawa osoby znaczącej,

    Postawa osoby znaczącej, sprawującej realną władzę, czyli jej myślenie, zachowanie i dowolna działalność, a nawet wypowiedź publiczna, Pana również – absolutnie nie powinna być i nie jest sprawą prywatną, obojętną, czy bez znaczenia. Stąd mój kolejny wpis.

    A zatem nadal nie znajduję racjonalnych argumentów, ani usprawiedliwienia, aby rozpowszechniać pogląd, a tym bardziej bezmyślnie upierać się, że : " Jacy są to tylko i wyłącznie ich sprawa".

    Proszę nie prowokować losu, oby zbyt szybko nie musiał Pan zmienić, zweryfikować własne przekonanie, w tej pozornie mało istotnej sprawie.

     

    Ponadto mam wątpliwości, czy osoby sprawujące władzę, czy zarządzające miastem, regionem, państwem, rzeczywiście cokolwiek wartościowego i użytecznego tworzą, budują, reformują etc.

    Ich prerogatywy, możliwości i aspiracje, a nawet wazniejszych biurokratów, wszelkiej maści  urzędasów, działaczy są zdecydowanie inne, także większe i wyższe. Do wykonywania czarnej roboty, także w/w czynności koniecznych i np: potrzebnych dróg obywatelom. Mają armię usłużnych podwładnych tzw. funkcjonariuszy, pracocholików i roboli.

     

    Starałem się sobie wytłumaczyć Pana arbitralne, niezby uporządkowane i mało precyzyjne stwierdzenia, ale dostrzegam w nich rozczarowanie, dezaprobatę i gniew, a nawet nadmiar emocji.

    Polityka to domena ludzi, nie koniecznie pokrzywdzonych, prześladowanych, czy prawych i sprawiedliwych – raczej lewych i leniwych, przeważnie zdeprawowanych i zdemoralizowanych, tych nazbyt żądnych władzy, pieniędzy i z tym związanych synekur i przywilejów. Ich naczelne dewizy : oby było miło, łatwo i przyjemnie, także więcej mieć, niż być itp.

    A więc mnie jest wyjątkowo trudno zignorować Pana przekonanie, że to ich sprawa. Przecież polityka to nie politykierstwo w zaciszu gabinetów, ale służba publiczna, wobec obywateli i Ojczyzny. 

    Ps. Wykluczając definitywnie moralność i etykę – co według Pana "stanowi fundament prawa" ?……..

     
    Odpowiedz
  10. ahasver

    Moralność i duchowość przynależą sferze indywidualnej.

    W porządku, niech Pan ignoruje moje zdanie. Nie mam nic przeciwko.

    Uważam tylko, że moralnosć i duchowość przynależą sferze indywidualnej. Indywidualność zaś "jest właściwie", kiedy zwraca się ku temu, co uniwersalne. Uniwersalność obejmuje relację Pana – np. do osób o innych poglądach. Miarą uniwersalności jest szacunek, otwartość i radość z odmienności. Wartość uniwersalności emanuje za pośrednictwem indywidualności, która stanowi jeden z jego promieni. Jest całe multum interpretacji moralności. Jeśli ktoś tylko jest w pełni szczęśliwy, obcujac ze źródłem swojej moralności i nie postępuje wbrew własnej naturze, wbrew istocie bycia człowiekiem i bycia sobą, i twierdzi, że spełni się w ustalonej konsensualnie roli polityka, będzie bardzo dobrym politykiem, niezależnie, czy zacznie wyznawać Boga Katolików, czy ideały rewolucji 1968. Nie twierdzę, że rządzić powinni idioci. Zakładam – i to powinno być czymś jasnym dla mnie i dla Pana – że do władzy garnąć powinien się człowiek światły, mądry, wykształcony, ustatkowany, znawca tematu lub zespołu zagadnień, którymi będzie starał się władać. Zakładam rząd ludzi pokojowo nastawionych, pełnych ideału złotego środka i delikatnej ascezy, przede wszystkim perofesjonalistów w swoich dziedzinach. Są to normy obiektywne. Natomiast wyznanie, pochodzenie, kolor skóry, opcja światopoglądowa, orientacja seksualna – to sprawy prywatne. Która opcja? Czasem z prawej strony los ustawi władzę, czasem z lewej da obstawę…

    A przepisy sa przepisami. Mają służyć, a nie być pięknymi i mądrymi.

    http://pl.ocom.pl/

     
    Odpowiedz
  11. zibik

    Proszę łaskawie

    Proszę łaskawie zauważyć, że nie tylko ignoruję, ale wcześniej usiłuję grzecznie, czyli niezbyt przekonywująco argumentować swoje racje, czy przekonanie.

    Naprawdę nie dostrzega Pan np: w Kościele (wspólnocie) wymiaru zbiorowego, zwielokrotnionego moralności, czy duchowości osób ?……

    Podobnie pojmuję uniwersalność, z tym, że odmienność (rozmaitość, różnorodność) może dotyczyć dobra lub zła. Zgadzam się interpreatacji jest wiele, ale wiekszość z nich feruje dowolność, stronniczość, a zatem ewidentnie rozmija się z rzeczywistością lub prawdziwością.

    Pachnie mi to conajmniej magią i szalbierstwem " …..i twierdzi (obiecuje), że spełni się w ustalonej knsensualnie roli polityka, będzie bardzo dobrym politykiem."

    Czytając wpis nt. władzy, polityki, a tym bardziej postawy władcy mam wrażenie, że nie tylko, dla Pana słowo zarządzać jest tożsame z rządzić. Owszem starać się zarzadzać, władać czymkolwiek lub rządzić podmiotami może każdy, lepiej lub gorzej.

    Polityk wybitny, możnowładca, mocodawca, mąż stanu etc. musi umieć łączyć conajmniej dwa elementy – akceptować wolę większości i być zdolnym, tej większości imponować i przewodzić.

    Zarządcy, liderzy jedynie realizują wolę swoich mocodawców i zwykle starają się imponować grupie.

    Powtarzam polityka jest służbą i grą na swoistych zasadach, występuje tu u intelektualisty, humanisty ryzyko utraty niezależności ocen i ostrości widzenia rzeczywistości.

    W polityce wymagane są specjalne predyspozycje m.in. zdolność komunikowania się z ludźmi, negocjacji, przekonywania i zawierania kompromisów, także układność, spolegliwość wobec przełożonych, nieraz cywilna odwaga i pokora wobec rzeczywistości.

    Postawa osoby publicznej, ale nie tylko – tzw. jej osobowość, oraz sprawy prywatne (osobiste), szczególnie w sferze rodzinnej, religijnej, wyznaniowej, mentalnej, światopoglądowej – nie są i nie mogą być obojętne, bez znaczenia osobom podwładnym. No chyba, że ktoś uprze się – napewno z czasem zmieni zdanie.

    Postawa władcy (rodziców) zawsze warunkuje styl i sposób rządzenia, a zatem również efekty działalności publicznej (rodzinnej).

    Diametralnie dwie różne postawy – nigdy lewak, nie będzie rządził, tak samo, a nawet podobnie, jak osoba prawa. A więc osobom podwładnym nie może być obojętne, kto jest ich zwierzchnikiem, przełożonym – władcą.

     
    Odpowiedz
  12. zibik

    Odpowiedź !

    To co Pan pisze i proponuje, tym razem jest nie tylko infantylne, ale również obraźliwe, dla osób mądrych, szlachetnych, sprawiedliwych i prawych.

    Kto jest lewakiem i dzierży władzę społeczną, państwową – nad innymi nie jest skory z niej rezygnować, przykładów chyba nie muszę podawać, ukazywać ?…….

    Aby być wybitnym, znakomitym władcą, a nawet tylko prawym nie wystarczy mieć ręce, nogi i pupę

    "Władza czyni głupim" – tak napisał Pana idol F.Nietzsche – ale kogo ?……chyba nie wszystkich, bo

    "Człowiek naprawdę wielki, nawet gdy włada, jest służebnikiem." i "Władza imponuje tylko małym ludziom." – Stefan Wyszyński

     
    Odpowiedz
  13. ahasver

    Cieszę się.

    Nigdy politykiem nie zostanę; szkoda zdrowia. Niemniej cieszę się, że Pana zdaniem brakuje wybitnych polityków. Ostatni zginął niedawno w wypadku samochodowym.

     
    Odpowiedz
  14. zibik

    Osoba wielka, wybitna i święta !

    To nie jest argument – wszyscy funkcjonariusze państwowi, dygnitarze, notable i politycy nie koniecznie wybitni, a nawet ich rodziny mają zagwarantowaną najlepszą pomoc i opiekę zdrowotną, oraz ponadprzeciętne warunki egzystencjalne. Pozwalające zachowywać długo zdrowie i życie, a nawet osiągać długowieczność.

    Proszę uprzejmie nie prowokować czytelników, a tym bardziej nie obrażać publicznie osób naprawdę wielkich, wybitnych, czy świętych. Sugeruję Panu raczej powstrzymywać się, od nazbyt kontrowersyjnych stwierdzeń. 

    A w przypadku koniecznym najlepiej korzystać z wiarygodnych źródeł, aby dowiedzieć się np: – kto może być uznany za osobistość wybitną, czy wielką lub świętą?……..

    Według mnie należy zawsze mówić (pisać) rzetelnie i odpowiedzialnie lub zamilczeć, a nie to, co mnie lub innym wydaje się nt. choćby osób publicznych i zmarłych, ale powszechnie znanych.

     
    Odpowiedz
  15. zibik

    Panie Bartoszu !

    Doceniam uczciwe intencje, że chce Pan mówić (pisać) prawdę i nie chce innych dyskredytować i obrażać.

    Ale oceniając publicznie innych, jedynie na podstawie zasłyszanych informacji – same chęci nie wystarczą.

    W takim przypadku koniecznie trzeba sprawdzać, konfrontować i weryfikować pozyskiwane, a potem innym przekazywane wiadomości, bądź informacje.

    Zapewniam Pana, że internet jest bardzo użytecznym narzędziem, do poszukiwania i odnajdywania wiarygodnych źródeł, oraz  pozyskiwania sprawdzonych i rzetelnych informacji –  wystarczy chcieć !

     
    Odpowiedz
  16. ahasver

    Przecież nie oceniam.

    Nikogo nie oceniam publicznie: Czy podałem gdzieś jakikolwiek osąd? Ponadto korzystam wyłącznie z prawdziwych źródeł.

     
    Odpowiedz
  17. zibik

    Cytat !

    "..cieszę się, że Pana zdaniem brakuje wybitnych polityków. Ostatni zginął niedawno….."

    Jest jeszcze kilku w RP, którzy koniecznie chcą mieć i zapewne będą mieli pogrzeb z honorami należnymi wybitnym osobom (politykom), choć o ironio losu absolutnie na to nie zasługują.

    Pozdrawiam serdecznie !

     
    Odpowiedz
  18. zibik

    Ocena wyolbrzymiona, przesadzona może być obraźliwa !

    Panie Bartoszu !

    W tym i podobnym przypadku byłbym bardziej usatysfakcjonowany, gdyby Pan był nieustępliwy i bronił swoich racji. Ponadto mnie i innych czytelników przekonał, że ów polityk lub inna publiczna osoba jest, była wielka, wybitna, genialna, etc.

    Jeśli nie potrafi Pan tego uczynić, to niestety obraża tych, którzy napewno są wybitni……..i w pełni zasługują na publiczne wyróżnienie i uznanie, taką wyjątkowo wysoką ocenę.

    Domyślam się, że czyni tak Pan nie pierwszy raz, bardziej z młodzieńczej fantazji i przekory, niż osobistego przeświadczenia, bądź przekonania.

     
    Odpowiedz
  19. zibik

    Relaks i wypoczynek !

    Dziękuję za szczerość – chyba jest Pan bardzo wyczerpany, zmęczony psychicznie ?……

    Polecam solidny relaks, aktywny wypoczynek, najlepiej intensywny fizyczny wysiłek. 

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code