Via Contemplativa.

 

           Stoik powiedziałby moim rodzicom, aby zanadto nie przyzwyczajali się do kocura zwanego Antonem. Spasiony dachołaz Anton to tylko zwierzątko. Nie można go personifikować. Na dodatek umrze i będzie nam bardzo smutno. Pozostaną tylko zdjęcia, wspomnienia i smutek w sercu. Epikur być może odparłby Zenonowi, że gdyby nie proste umiłowanie kotów, nikt nie mógłby ze stoickim spokojem ustosunkować się do kotowatości kota, ponieważ jego duszę i rozum pochłonęłyby niepokoje emocjonalnej martwoty. Dlatego gorliwie bronię Epikura: Nie unikniemy radości i płaczu. Banalny, ale prawdziwy i wart przypominania morał płynący z miłości do kotów jest taki, że musimy nauczyć śmiać się i płakać. Pogodzić się ze światem. W tym celu – wejdźmy do ogrodu ziemskich rozkoszy.
 
            W ogrodzie tym panuje względny, stoicki spokój i euforyczna barwność życia, wraz z barwnością piekielną, obnażającą wszelkie możliwości – cały wachlarz egzystencjalnych możliwości, łącznie z możliwością metafizycznego samobójstwa – negacji. Afirmacja życia może doprowadzić do transgresywnej zapaści i kwietystycznego zapomnienia, do zatraty własnej tzw. cnoty (albo tożsamości) w odmętach cielesnej rozkoszy. Ale przy odpowiednio racjonalnym podejściu, w każdym kamyku dostrzeżemy jego gwiezdne pochodzenie i molekularną otchłań domysłów i refutacji, a w ketchupie z pudliszek – groteskową, pasteryzowaną, ale wywołującą uśmiech na ustach, błogość. Odkryjemy coś w rodzaju „ducha powierzchni’ – i zauroczeni światem zapragniemy dzielić się doznaniem piękna z każdą napotkaną osobą.
 
*          *          *          *          *
  
            Świat stanowi efektywną treść ludzkiego jestestwa. Zdanie to nie konotuje fenomenologicznych założeń odnośnie treści świadomości; ,,stanowienie” oznacza w nim ruch obupólny („naprzeciwsobny”) – treść jest przez świat ustanawiana, ale świat konstytuuje człowiek. Pojęcie człowieka jest tutaj najszerszym z możliwych abstraktów, zarazem jednak najmniej redukowalnym, nieobiektywizowalnym oznaczeniem indywiduum. Indywiduum, wraz z całą jego immanencją, egzystuje zarazem jako jedyna realność uniwersalnej transcendencji. Tak pojęty człowiek stanowi przeciwieństwo (totalne, nie dialektyczne) wyalienowanej w opozycji do świata obiectum jednostki. Stanowi jestestwo: projekt, punkt szczytowy (to, czego nie uchwycił heglowski szczyt subiektywizmu) klasycznej teleologii, w której przyczyna sprawcza (Bóg) subsystuje jako cel wszystkiego, kres i spełnienie transcendentnej wędrówki. Heideggerowskie jestestwo egzystuje jako przyszłościowe. Przyszłość. Przyszłość determinuje ontologiczny status teraźniejszości, otwierając zarazem jestestwu jego byłość jako to, czym / kim ono już zawsze było. Przypomina mi człowieka w ujęciu Bierdiajewa, wymykającego się obiektywizacjom czasu; uczasowienie jestestwa u Heideggera również nie przypomina ukonstytuowania subiectum jako podmiotowej jednostki na linii obiektywnego czasu. Egzystencja indywiduum pokonuje dychotomię subiectum – obiectum, a przez to i czasoprzestrzenne konstytuowanie egzystencji jako wtórnego faktu obiektywnego świata. Indywiduum jest bytem uniwersalnym, lecz nie obiektywnym, ani subiektywnym; obiektywność (lub jeśli ktoś woli, „obiektalność”) stanowi tylko jedno z modi bycia człowiekiem, subiektywność pozostaje w ścisłej z nią relacji. Uniwersalność oznacza tożsamość z bytem. Indywidualność – świat.
 
Świat stanowi efektywna treść ludzkiego jestestwa. Jest tożsamy z teraźniejszością, owa nieuchwytną substancją projektu i byłości. Byłość nie jest jakąś martwą już przeszłością: Choćby była najbardziej odległa, w odległości tej tkwi bliskość wobec człowieka. Na tym też polega odległa bliskość teraźniejszości: Jest nieuchwytna, ale „jest” (subsystuje). Jest człowiekowi zbyt bliska: Jest nim samym. Egzystencja człowieka jest subsystencja teraźniejszości. Człowiek samemu sobie jest nieuchwytny i rozległy jak świat. Projekt – przyszłość nie jest nie zaktualizowaną potencją: Taka przyszłość nie mogłaby wówczas stanowić (ustanawiać) teraźniejszości człowieka i wpływać na jego byłość jako to, czym już był – jest. Projekt – przyszłość jako tożsamy z Bogiem klasyków filozofii ulega tutaj jednak transformacji; nie stanowi telos w sensie celu, który należy „zdobyć”, „utrafić”; stanowi sens egzystencji. Sens nie jest „celem”. Sens nie jest transcendencją implikującą wszelką immanencję. Sens to „rescendencja”: Transcendować może tylko wydobywające się z okowów ciemnej immanencji subiectum – zobiektywizowana, zredukowana jednostka. Sens – „rescendencja” jest poza wszelkim ruchem i nieruchomym centrum. Sens jest tu i teraz światem – człowiekiem. Dynamizm bytu i nieruchomość, spoczywanie w sobie centrycznej substancji są abstraktami wysublimowanymi z wyobrażenia czasu i przestrzeni jako sceny dla rzuconych w nie jestestw. Tymczasem to właśnie jestestwo uprzestrzennia przestrzeń dzięki temu, że wpierw uczasawia swój świat: Egzystuje jako rzucone we własna, „nieprzemijającą” teraźniejszość. Czas i przestrzeń są modusami świata.
 
Świat stanowi efektywną treść ludzkiego jestestwa. Jest sensem życia. Świat jest tylko dzięki temu, że człowiek egzystuje jako skończony (w obiektywnym znaczeniu) byt, a człowiek egzystuje tylko dzięki temu, że uczasawia swój świat. Człowiek, świat, sens – wzajemne, formalne modusy. Modusy Boga. W tym znaczeniu rozjaśniam sobie intuicję Eckharta: „Jestem Bogiem”, mówi Mistrz. Jako indywiduum jestem tym, co uniwersalne i wszechobejmujące. Nie dochodzi tutaj jednak do zawłaszczenia „dzieła Boga” przez jestestwo, ani do ubóstwienia człowieka. Boskość człowieka jest sensem jego egzystencji. Tożsamość człowieka polega na drodze do Boskości. Sens jest więc drogą – owym tu i teraz. Sytuacją. Sytuacja – jedyna realność człowieka. To, co przemyśliwuje i odczuwa. Dar wolności. Bez sytuacji wolność jest niemożliwa.
 
Przechodzimy na inny poziom, na którym ontologia nie znaczy (nie jest tożsama) tego, co ontyczne, choć to oznacza (sygnifikuje). W tym sensie poziom onto – logiczny wskazuje na tożsamość myśli i bytu. Ale myśl nie jest tutaj (wyłącznie) aktem świadomości. Świadomość jest wtórna wobec myśli. Świadomość jest skończona, „wewnątrzbytowa”, myśl – „jest Boska”. Świadomość jest obiektywnym „zbiorem ludzkich myśli”, a myśl, o którą tutaj chodzi – rzeczą podobną rzeczy fenomenologii, „czymś na rzeczy”, owa substancją klasyków filozofii. Myśl jest tym, co próbujemy uchwycić. Tymże tu i teraz. Myśl „w Bogu” jest z Nim tożsama, spełniona, do-myślona już. Wobec człowieka była ujmowana w dziejach filozofii jako Boski akt kreacji świata, w którym partycypuje. Tutaj człowiek jest w myśl rzucony: Tylko dzięki owemu rzuceniu jest człowiekiem. Esencją – egzystencją (pierwiastkiem boskości w człowieku – tożsamości istoty i istnienia będących niejako „w drodze”) jestestwa jest wolność, dzięki której człowiek do-myśla się (do-myśla …Siebie), myśli. „Boska myśl” jest sytuacją człowieka. Myśl jest wolnością, a ona – ani „do”, ani „od”, lecz „wobec”, bez którego nie jest możliwa.
 
*          *          *          *          *
 
      Z pomocą znów przychodzi tutaj Sartre. Totalnie „zła wiara” (en soi) jako absolutyzująca wolność w nie właściwy sposób, wprowadza w pojęcie wolności wewnętrzną sprzeczność; wolność w złej wierze samokonstytuuje się, zatem pozbawiona jest możliwości własnej negacji; nie ma wobec niej niczego „zewnętrznego”. Taka wolność oznacza ni mniej, ni więcej, tylko determinację. „Dobra wiara” jako aktualizująca wolność, której podłożem jest nie tożsame z wolnością zdeterminowanie przez sytuację, umożliwia indywiduum uniwersalność – jako sens, „cel” (we wspomnianym już znaczeniu). Indywidualność i uniwersalność są wzajemnie uwarunkowane; modi sensu.
Doświadczenie totalnej „złej wiary”, swoistej „zapaści egzystencjalnej” przypomina jaspersowską sytuację graniczną. Żal, opisywane przez Schellera cierpienie jako jedna z konstytuant sensu. Podobnie jak u Michela Henry – cierpienie egzystencjalne może prowadzić do rozkoszy – i taka jest też fenomenologiczna struktura cierpienia.
 
    Wolność jest sytuacją: dramatem egzystencji. Polega na naśladowaniu „projektu wolności”, usymbolizowanego pod pojęciem Boga. Wolność polega na „wmyślaniu się” w tu i teraz. Wolność to kontemplacja (sytuacji). Nie jest (jej) negacją ani afirmacją. Przypomina raczej afirmację życia w sensie nietzscheańskim, czyli łącznie z wszelkimi „negatywnościami”. Bez determinacji przez negatywność, odsłanianą w „złej wierze”, afirmatywna wolność byłaby niepełna.  
 
 
 
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code