Uzdrowienie z uzależnienia od ludzi

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}

Osoba zdrowiejąca musi odnaleźć sens życia w codziennych sprawach, a przede wszystkim odbudować poczucie wartości w oparciu o to, co sama uważa za dobre i ważne, a nie co dyktują jej inni ludzie. Dziś żyje się trudniej niż dawniej. Do samodzielnego życia nie wystarcza dawna wiedza.

Chorobliwie można uzależnić się od ludzi, także – a może szczególnie – od kogoś bliskiego, kogo kochamy. Dzieje się tak, gdy zaczynamy podporządkowywać innym swe potrzeby, ustępować, poświęcać się i rezygnować z siebie, wcale nie dla czyjegoś dobra, tylko dla czyjejś wygody, a sobie na zgubę. Nadmierna zależność od ludzi hamuje własny rozwój i nie uczy odpowiedzialności. Na dłuższą metę zawsze rujnuje dobre uczucia, powiększając żal, pretensje, złość i poczucie bezwartościowości. Dla ofiar toksycznych relacji skutki zależności od innych bywają zdumiewająco podobne do skutków alkoholizmu.

Wyzdrowienie z uzależnienia jest możliwe i piękne. Trzeba zdobyć się na uczciwość w rozpoznawaniu swych uczuć i problemów, a przede wszystkim w ocenie swego postępowania.  Trzeba też wyjść z izolacji emocjonalnej i duchowej i znaleźć ludzi, z którymi można dzielić się, najlepiej wzajemnie, problemami i przeżyciami. Nie mamy szukać kogoś, kto będzie nam tylko pomagał, mamy zbliżyć się do ludzi, z którymi zacznie nas łączyć poczucie bezpieczeństwa i to jedyne w swoim rodzaju uczucie pewności, ż nam nawzajem na sobie zależy.  Uzależnienie bardziej niż z jakiejkolwiek innej choroby wymaga skupienia uwagi na sobie.

 

Wyzwolenie od bolesnych wspomnień może ułatwić szczera rozmowa o nie zagojonych ranach. Jeżeli nie masz z kim o tym porozmawiać, opisz krzywdy w zeszycie. Bolesne zdarzenia należy nazwać i dobrze im się przyjrzeć. Trzeba zobaczyć, jaka rana wciąż krwawi, co już przyschło, gdzie może grozić gangrena.

 

Bezpośrednią przyczyną krzywdy jest ból i upokorzenie i już samo to jest dotkliwe. Gorszy jest jednak skutek długofalowy polegający na tym, że ostre cierpienie przeobraża się z wolna w chroniczne. Wynika z zasiania ziarna zwątpienia w siebie. Krzywda może zdarzyć się w każdym wieku, ale najtrwalej rani dziecko. Małe dziecko dopiero uczy się siebie. Jeszcze nie wiem, czy jest ważne, czy ma pełne prawo do swego miejsca na świecie. Sprawdza swą wartość za pomocą uczuć okazywanych przez najbliższe osoby. Ile miłości i akceptacji otrzyma – w formie opieki, słów i troski – tyle zbuduje w sobie poczucia wartości i wiary w siebie. Chcąc obronić się przed krzywdą, niezbędne jest posiadanie niezachwianego poczucia wartości. Bez niego człowiek będzie godzić się potulnie na krzywdę. Nawet nie będzie uciekać.

 

Doznając krzywd od ważnych dla nas ludzi, na przykład od rodziców i innych dorosłych, uczymy się też godzić na późniejsze nieszczęścia. Na początku była krzywda – ponawiana, powtarzana, raniąca coraz głębiej i trwałej. Zwątpienie w słuszność doznawanych przez dziecko krzywd może rozbudzić w nim jedynie ktoś, kto weźmie je w obronę. Jeżeli takiego obrońcy w dzieciństwie zabraknie, zgoda na krzywdę przeradza się w oczekiwanie kolejnych ciosów.  Wykształca się rozpozna przez psychologów wyuczona bezradność, jedna głównych przyczyn tolerowania przemocy w rodzinie, miejscach pracy itp. W zjawisku tym nie chodzi o faktyczną siłę sprawcy ani o intencję towarzyszącą wymierzaniu ciosów – obojętnie jakich: fizycznych, słownych, moralnych czy emocjonalnych. Chodzi o stałą obecność pogardy i braku akceptacji dla słabszych  przy jednoczesnym poczuciu bezkarności. Pod wpływem powtarzanych, nieobrobionych krzywd musi się w dziecku zrodzić wstyd wobec siebie samego.

„Mówili mi, że jestem do niczego. Byłam popychadłem dla rodziców, potem stałam się popychadłem także dla innych ludzi.” Monika

 

Moniko, teraz jesteś już dorosła. Pora uwolnić się od klątwy dawnych krzywd. Co było i minęło kiedyś, niech już więcej nie boli. Dość. Ludzie są, jacy są. Krzywda zawsze może się zdarzyć, nawet może być częścią doświadczenia dziecka. W pewnym sensie, choć może zabrzmi to niesprawiedliwie i niehumanitarnie, krzywdę należy uznać za normalne ludzkie doświadczenie. Zawsze przecież ktoś może wpaść w gniew, ktoś może użyć siły, ktoś może ograbić z czegoś drogiego lub ważnego. Na tym polega krzywda. Żadna nie powinna być jednak najsilniejszym przekazem i jedyną formą odniesienia ze strony ważnych osób. A tak się właśnie stało w twoim, Moniko, życiu.  Powtórzmy: dziecko, ponieważ jest bezbronne, ktoś powinien akceptować, bronić, a najlepiej kochać. Po to, aby przetrwało i samo nauczyło się żyć, ktoś musi je osłaniać przed niebezpieczeństwami i utwierdzać w przekonaniu, że jego istnienie jest źródłem radości, spełnieniem i potwierdzeniem sensu życia.

 

Człowiek przekonany o swojej wartości nie boi się odkryć swych wad czy braku jakichś umiejętności. Z samoakceptacji wynika wiara w zdolność do zmiany na lepsze. Musicie więc postarać się uleczyć rany, jakie zadano wam w przeszłości. Jest to trudne, bo rany te dotknęły istoty człowieczeństwa i ropiały przez długie lata. Potrzebny jest powrót do dawnych uraz, żeby zobaczyć, czy przypadkiem nie nadały tonu całemu życiu lub jakiejś jego ważnej części.

Jednym z najdotkliwszych skutków krzywd doznanych w dzieciństwie jest poczucie mniejszej wartości i towarzyszące mu w późniejszym życiu przyzwalanie na różne formy poniżania, przemocy, wykorzystania.

Jednym z przejawów perfekcjonizmu jest podejście typu: wszystko albo nic. Towarzyszy temu myślenie: jeżeli w czymś nie mogę osiągnąć absolutnego ideału, to rezygnuję z tego w ogóle. Nie byłoby oczywiście problemu, gdybym stawiała sobie cele realistyczne i wykonalne. Perfekcjonizm jednak podsuwa cele tak wyśrubowane, że nie jestem w stanie im sprostać. Zakładam też, że dla osiągnięcia danego celu wszystko inne w życiu musi zostać także idealnie uporządkowane i doprowadzone do perfekcji.

 

Można być najlepszym w konkretnej dziedzinie, ale nie można być najlepszym w ogóle. Osiąganie celów zależy od możliwości i warunków, ale także od przeszkód, na jakie natrafiamy. Nie końcowa cenzurka, lecz samo obieranie i formułowanie celów, a przede wszystkim konsekwentne dążenie do nich, stanowi o wartości człowieka. U podłoża perfekcjonizmu leży w rzeczywistości uszkodzone, zaniżone poczucie wartości. Perfekcjonista niczego tak bardzo się nie boi, jak tego, że coś mu się nie uda. Perfekcjonista głęboko tęskni do trwałej miłości i bezgranicznego oddania. Ponieważ jednak bliższe poznanie zawsze obnaża w ludziach jakieś przywary, to podświadomie perfekcjonista nie próbuje nawet do nikogo się zbliżyć. Nie mówiąc już o tym, że w intymnym związku jego własne niedoskonałości zostałyby też przez kogoś odkryte. A to już byłoby całkowicie nie do przyjęcia. Perfekcjonista przyznaje innym prawo do błędu, ale nigdy sobie. Perfekcjonizm jest podstępny: kryje się za maską ambicji i wysokich wymagań stawianych sobie i innym. Tak trzeba, ale ważne są proporcje. Przesadne wymagania przeważnie są nierealne. Osoby perfekcjonistyczne mogą same nie dostrzec zastawionej przez siebie pułapki, ponieważ im się wydaje, że ich idealizm jest realizmem… W pułapkę wpadamy pod wpływem nieodpowiedniego wychowania, ale zawsze bezwiednie. Wyjść z  niej możemy jednak wyłącznie świadomie. Prawdopodobieństwo to jest słowo klucz, którym należy się posługiwać w planowaniu swego życia. Nie: jakie chcę, aby było. Lecz: jakie plany, zamiary i cele mają w moich warunkach największe prawdopodobieństwo urzeczywistnienia.

Lęk przed popełnieniem błędu powoduje niezdecydowanie i rezygnację. Strach skrywany zamienia się w złość i urazę. Lęk pozbawia pewności siebie i każe znosić niezasłużone przykrości. Często nosimy w sobie lęki małego dziecka czy nastolatka, gdy jesteśmy już dorośli. Gdy to sobie uświadomimy, tzn. że nie jesteśmy już tak bezbronne jak kiedyś, czujemy ulgę wolności. Pomaga w tym też ponawianie afirmacji przed lustrem:

  • Potrafię najlepiej…
  • Zrobię dobrze…
  • Uda mi się…
  • Zasługuję na…
  • Chcę…
  • Mogę…
  • Umiem…

 Nigdy nie mów: jestem taka lub inna. Człowiek nie jest jakiś, lecz bywa. Kiedyś odczuwałaś może lęk, gdy byłaś krzywdzona. Ale dziś tamta sytuacja już cię nie ogranicza, może podejmować śmiałe własne decyzje, a nie pod czyjeś dyktando. Tylko z niepowodzenia można się czegoś nowego nauczyć. Sukces jedynie potwierdza to, co już umiem. Oczywiście lęk musi nam czasem towarzyszyć, by nie robić głupstw, które przynoszą nam potem szkody. A także, by unikać złych ludzi, bo mogą nas skrzywdzić. By dbać o siebie, by nie zachorować. By dbać o swoje dzieci, by czuwać nad nimi, bo gdy są małe, są bezbronne i niedoświadczone i od rodziców zależy, czy wejdą w życie jako ludzie wykształceni i bez kompleksów.

Kto potrafi tęsknić inteligentnie i mądrze, może się nauczyć odnajdywać szczęście raz po raz, wciąż na nowo. Bo szczęścia można się nauczyć. Trening zacznij od stopniowego uwalniania się od uczuć blokujących szczęściu dostęp do twego serca. A więc – od gniewu, zawiści, pretensji, żalów i uraz. Uczucia są sprzężone z tym, co myślimy. Źródłem przeżywanych emocji są bardziej interpretacje zdarzeń niż same zdarzenia. Co jednego przygina i załamuje, drugiego umacnia i uodparnia. Co dla jednego będzie końcem świata, dla kogoś innego będzie lekcją realizmu, bodźcem do zmiany, szansą na rozwój, a może i początkiem nowego życia.

Naucz się zatrzymywać na chwilę i spróbuj delektować się sobą, spróbuj przez chwilę nie mieć do siebie żadnych pretensji, nie nienawidzić innych. To codzienny aerobik dla zdrowia psychicznego.

 

Człowiek posiada nadzwyczajną zdolność do przekraczania siebie i porzucania nawet głęboko zakorzenionych nawyków. Można poprawić źle funkcjonujące nawyki emocjonalne. Głównie chodzi o nawyk uciekania od trudnych emocji. Jedynie dopuszczając emocje i uczucia do głosu, człowiek może nauczyć się radzić sobie nawet z najcięższymi przeżyciami. W tym celu trzeba zaprzyjaźnić się ze swymi uczuciami, w ich całej ogromnej jak tęcza gamie odcieni. Kto nauczy się żyć z nimi za pan brat, przekona się, że tylko z nimi naprawdę się żyje, a bez nich co najwyżej wegetuje. Tylko rośliny nie mają uczuć. Złość jest uczuciem pierwotnym. Sygnalizuje, że coś nam zagraża, nie podoba się nam, chcielibyśmy jak najszybciej to zmienić. Uczucia przydają się bez wyjątku wszystkie, nie ma zbytecznych. Każde ma rolę do spełnienia, zawiadamiając o tym, jaki jest świat i co się w nim dzieje, jacy są inni ludzie i my także. Z uczuciami trzeba się zapoznać, oswoić, nauczyć, obcować. To coś w rodzaju zaproszenia gości. Gdy już znajdą się w naszym domu, wtedy można będzie dokładniej się im przyjrzeć, lepiej poznać ich motywy. Ze znajomymi umiemy na ogół sobie nieźle radzić, zwłaszcza z dobrymi znajomymi. Podobnie może być z uczuciami. Wrażliwy człowiek czuje nienawiść i miłość, radość i smutek, gniew i wzruszenie. Niewrażliwy nie czuje nic. Zachęcam – czuj swoją złość. Nawet możesz się nią trochę podelektować. Ona przecież mówi tak wiele o twojej hierarchii wartości. Bo dokładnie to, co cię złości, znajduje się wysoko na twej skali wartości.  Jeszcze jest kwestia skumulowanej złości i żalu o przeszłość. Trzeba z kimś koniecznie porozmawiać o nieukończonych z winy rodziców wymarzonych studiach albo dyskryminujących stosunkach w pracy. Wszystko, co cię frustruje, złości, denerwuje – staraj się na bieżąco wyrażać, mówiąc o swych uczuciach. Tym różni się radzenie sobie ze złością od narzekania: zajmij się rozwiązaniami, a nie problemami. Zwróć uwagę na różnice pomiędzy: „wyrzucaniem”, „odreagowaniem”, „zagłuszaniem” lub „narzekaniem” a spokojnym „wyrażaniem uczuć” w związku z jakimiś zdarzeniami. Do wyrażania używaj wyrazów, Anie ciężkich przedmiotów czy nawet klapsów, złośliwości lub obrażania się. Do tego trzeba znaleźć odpowiednich rozmówców: życzliwych, cierpliwych i takich którzy nie będą się zbytnio przejmować twymi frustracjami. Nie zawsze mają to być bliscy krewni, a już na pewno nigdy niedorosłe dzieci. Dzielenie się tym, co cię porusza powinno być wzajemne. Nie tylko ty masz traktować ich jak słuchaczy i powierników, ale wobec nich też powinieneś w takiej roli od czasu do czasu występować. Nie każdy ma takich ludzi wokół siebie. Zanim ich znajdziesz, możesz tymczasem o swej złości czy innych przeżyciach pisać do siebie w dzienniczku uczuć. Rozpoczynając proces przemiany, dobrze jest zrobić przegląd uraz i złości, zalegających od dzieciństwa. Opisuj je powoli, systematycznie, po kolei. Przypominaj sobie, co przykrego spotkało cię w przeszłości. Popłacz się, rozzłość się na  nowo, ale wypowiedz te żale i gniew albo wściekłość. Możesz do sprawców swych krzywd napisać dzisiaj listy, żeby „dowiedzieli się”, co czułaś kiedyś i co wciąż czujesz na wspomnienie swych traum. Tak naprawdę to dowiedzieć się dokładnie, co i jak bolało i wciąż boli, powinnaś sama. Sprawcom i oprawcom nic to nie pomoże, niektórych już w twoim życiu nie ma w ogóle. Zostałaś ty, ze swoim cierpieniem i złymi wspomnieniami. Więc masz za zadanie zadbać o siebie. Jeżeli zauważysz, że brak ci sił, poszukaj psychologa. On cię wesprze, wzmocni, doda wiary w siebie i nadziei na uwolnienie od złych wspomnień.

 

To, w jaki sposób przebiega żałoba po śmierci/odejściu kogoś drogiego, kiedy i czy w ogóle minie, zależy od wielu rzeczy. Od tego, kim dla nas była zmarła osoba i jakie spustoszenie w naszym życiu uczyniło jej odejście. Sposób przeżywania żalu po stracie zależy od naszego wieku i od wieku osoby, którą utraciliśmy. Także od tego, czy byliśmy przygotowani na to rozstanie, i od tego, jak do własnej śmiertelności i samego umierania podchodził ten, kto odszedł. Żałoba zależy od naszej siły wewnętrznej i od zewnętrznego oparcia winnych ludziach. Na żałobę mają wpływ wszystkie zdarzenia związane z innymi stratami w całym dotychczasowym życiu. Śmierć jest jedną z tych rzeczy, które musimy przyjąć najpierw umysłem, by serce zechciało posłuchać i przestać się buntować. Często jednak, choć rozum „wie”, że nieodwracalne się stało, cała reszta naszego jestestwa zaprzecza, wbrew logice i wbrew faktom. Niedowierzanie, zaprzeczanie i próby podtrzymywania nieistniejącej obecności zmarłych mogą trwać lub powracać długo po pierwszym szoku. Można powiedzieć, że cała żałoba to jeden długi proces dochodzenia do uznania niechcianej bliskiej śmierci za realną rzeczywistość. Po pierwszej fazie żałoby, która na ogół trwa dość krótko, następuje znacznie dłuższa faza silnego psychicznego bólu. Faza emocjonalnego i fizycznego cierpienia. Bóg jest miłosierny i wszystko, nawet ta śmierć, ma swój sens. Gniew wobec innych, a także wobec zmarłej osoby bywa naturalną częścią procesu żałoby. Dobra powolna żałoba pozwala przeżyć cały ogrom cierpienia, wypalić je do końca i zostawić za sobą. Przez żałobę dochodzi się do akceptacji najtrudniejszych zmian, jakie wiążą się z utratą ludzi, którzy dali nam miłość i przyjmowali ją od nas. Wraz z każdym odejściem kogoś takiego umiera część nas samych. Obranie nowego kierunku i odzyskanie równowagi to coś takiego jak wyjście na prostą po ostrym i stromym wirażu.  Ten aspekt odradzania się po ciężkich próbach losowych, a więc i po ciężkiej żałobie, znalazł wyraz w słowach poety:

Kochać i tracić, pragnąć i żałować

Padać boleśnie i znów się podnosić

Oto jest życie

(Kochać i tracić, Leopold Staff)

 Trzeźwości nie wolno uzależniać od tego, co zrobią inni ludzie, nawet najbliżsi. Dlatego podczas terapii często powtarzamy: trzeźwiej dla siebie, inni może ci wybaczą, a może nie. Ale ty sobie musisz. Kobieto pomyśl tak: bez współpracy i oddania twoich bliskich będzie ci trudniej, więc aby odzyskać zdrowie, musisz być naprawdę silna i mądra. Skoro zdobywasz się na taki trudny krok, by rozpocząć trzeźwe życie, to potem też musisz wytrwać mimo wszelkich przeszkód. Nie musisz pozostawać uzależniona od opinii innych ludzi. Niech myślą, co chcą. To pozwól się przekonać, że z uzależnienia  można wyzdrowieć. Wytrwaj w trzeźwym życiu. W końcu to o twoje życie chodzi, więc warto. Naucz się  takich sposobów układania relacji i dobierania bliskich ludzi, aby nie łatwo można było cię zranić w przyszłości. Nie bądź płaczliwą ofiarą. Znajduj sojuszników. Podnieś głowę. Jeżeli starasz się zmienić, a bliscy wciąż ci nie ufają i nie dowierzają – zaufaj sama sobie! Postaraj się odzyskać spokój potrzebny do tego, by nie błądzić. Przypomnij sobie słowa z Biblii: miłuj bliźniego, jak siebie samego. Nie odwrotnie. Czyli najpierw TY! Drugiemu człowiekowi możesz dać tylko to, co sama posiadasz. Dotyczy to miłości i dobroci, pogody ducha i ufności, nadziei i radości życia. Jeżeli zauważysz, że ktoś uparcie zachowuje niechęć i urazy, uznaj to za bolesną konsekwencję złej przeszłości. Dopisz sobie te osoby do listy niepowodzeń, odżałuj i pogódź się z tymi stratami. Zrobisz miejsce na nowe lepsze znajomości. Ceń w sobie nie tylko urodę, ale też swą energię, radość życia i osobowość. Staraj się być zawsze sobą.

 

Najważniejsza jesteś TY! Miej czas dla siebie. Wsłuchuj się w swe uczucia i uszanuj, co ci mówią o tobie i otaczającym świecie. Jeżeli nauczysz się rozpoznawać i szanować swe uczucia, inni też zaczną je szanować. Czy chcesz tego czy nie, składasz się z uczuć, emocji, wzruszeń, tęsknot i pragnień, bardziej niż z czystej podłogi, umytych okien, upranych obrusów, doniczek z kwiatami na parapecie. I nawet bardziej niż z męża, dzieci, ich sukcesów i porażek.

 

Zastanówmy się teraz nad tym, co jest najważniejsze na drodze do zmiany i wyzdrowienia. Wielką sprawą w życiu kobiet jest miłość.  Oto kilka kryteriów pozwalających ocenić miłość:

  1. z miłości dojrzałej czerpiemy energię, z niedojrzałej znużenie
  2. kochając dojrzale rozwijamy się, kochając niedojrzale – trwonimy swój potencjał
  3. w miłości niedojrzałej wiele jest złości, walki, rywalizacji; partnerzy starają się drugą osobę zmieniać i poprawiać
  4. w miłości niedojrzałej stosujemy podstępy, obwinianie, manipulacje, kłamstwa, niedomówienia, uniki i nieszczerość
  5. w miłości dojrzałej panuje otwartość i mówi się wprost o rzeczach, które partnerzy przeżywają i myślą
  6. w miłości dojrzałej jesteśmy odpowiedzialni każdy za siebie, ale zależy nam na tym, aby sprawiać sobie wzajemnie przyjemności i okazywać pomoc. Więc np. po kłótni, umiemy wyciągnąć do siebie rękę i pójść razem na lody.
  7. łącząc się w jakimś związku obiecujemy miłować się, szanować, pomagać w potrzebie, wspierać się i dbać o siebie. Po co? Po to, aby otoczyć się bezpieczeństwem, byśmy w każdej sytuacji, w młodości i starości, mogli na kimś się oprzeć. I służyć oparciem drugiemu.
  8. w dojrzałej miłości sukcesy i osiągnięcia partnera witamy z radością. Nie zagrażają nam one. W dojrzałej miłości jedno drugiemu dodaje otuchy w chwilach wahania lub trudności. Podkreślamy swoje wzajemne zalety, a więc to, co nam się w partnerze podoba, a nie odwrotnie. W trudnych momentach mówimy do siebie: poradzisz sobie na pewno, nie bój się – w razie czego pomogę ci.
  9. niedojrzałą miłość można poznać po huśtawce nastrojów, pełnej napięć, obrażania się, cichych dni, wybuchów gniewu, częstych kłótni, przemocy, napadów nagłych żądz albo lodowatego chłodu.  Dojrzale lub niedojrzale można kochać nie tylko kochanka, ale każdego: matkę, dziecko, brata, przyjaciela, męża, żonę.
  10. miłość niedojrzała jest pełna obietnic, a raczej obiecanek. Jeżeli ktoś na tych obiecankach próbuje  budować związek uczuciowy, niech spodziewa się katastrofy.

 

Podstawowe sygnały przyjaznych uczuć, to uśmiech na twarzy, miłe słowa, życzliwe gesty. Jeżeli osoby toczą jakiś spór, to najpierw wysłuchują swoich racji, a następnie wysuwają kontrargumenty. W końcu mogą się ze sobą nie zgodzić, ale miejsca na świecie jest tak wiele, że zmieszczą się obok siebie wszystkie opinie, nawet przeciwstawne, jak mówią mądrzy ludzie.

 

Przyznaj się, że trochę się boisz, że inni zarzucą ci egoizm, wygodnictwo, może lenistwo. Niech tam. Nie daj się! Proszę cię, żebyś lubiła, szanowała i rozwijała to, co – jak wspólnie odkryłyśmy – jest w Tobie najpiękniejsze: SIEBIE SAMĄ. Podnieś głowę!

 Ewa Woydyłło – Podnieś głowę! 

 

 

Komentarze

  1. elik

    Choroba, czy uzależnienie?…..

    Sz.Pani Lucjo – polecam Jego miłość w prawdzie, która jest nie tylko dojrzała, lecz również doskonała, a zamiast uzdrowienia chyba zdecydowanie lepiej proponować uwolnienie – wszystkim czytającym tj. chorym i zdrowym, w przypadku dowolnego nałogu, takze innego szkodliwego uzaleznienia.

    Dlatego, ze wyłącznie Jego miłość nie jest karykaturą, ani substytutem tego, co nie tylko kobiety, lecz wszystkie istoty ludzkie najbardziej pragną i potrzebują. A wszelkie uzaleznienia przeciez nie są chorobą, lecz zniewoleniem, które zawsze mozna skutecznie wyeliminować siłą woli, wiarą i z Jego pomocą.

    Szczęść Boze!

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code