Urlop, a właściwie jego koniec

I znów do pracy. Dziś, a właściwie w piątek (soboty i niedziele zawsze mam wolne) minął ostatni dzień urlopu. Z niechęcią myślę o jutrzejszym dniu. I nie dlatego że trzeba pracować. Lubię pracować. Ale nie lubię tej pracy. Jest całkowicie niezgodna z moimi predyspozycjami zawodowymi, z cechami osobowościowymi. Trochę jest tak, jakby nosić futrzaną czapkę latem (zakładając brak anomalii pogodowych). Może nie należy narzekać i marudzić. Mamy "kryzys", więc powinnam się cieszyć, że w ogóle pracuję. Powinnam, ale się nie cieszę. I jeszcze raz powtórzę: nie lubię mojej pracy.

Do zmiany długa droga (zmiany pracy, nie procesu lubienia/nielubienia jej). Ale już rozpoczęta. Nie wiem czyjego autorstwa jest myśl, że każda, nawet najdłuższa podróż rozpoczyna się od pierwszego kroku. Pozwolę się nią posłużyć i napiszę, iż już rozpoczęłam podróż w kierunku pracy, z której będę zadowolona i w której będę się czuć na miejscu.

Sursum corda.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code