,

Ucieczka od wolności, czyli jak zostać bogiem i oswoić trwogę

"W rzeczywistości bezbożni zawarli przymierze ze śmiercią, <<ściągają ją na siebie słowem i czynem, usychają, uważając ją za przyjaciółkę>>(Mdr 1,16). Wolność pozbawiona odpowiedzialnej więzi z mądrym zamysłem Boga i pozostawiona samej sobie w przypadkowym świecie, zostaje potajemnie ograniczona przez przymierze ze śmiercią, które prowadzi ostatecznie do jej zniszczenia." 

                                                                                                                             Joseph Ratzinger

 

Wolność jest bogiem współczesności. Poniżej obnażę nieco boskie wdzięki Wolności i pokażę wątpliwe uroki tańca bezbożnych ze śmiercią. A oto dwie myśli, wokół których będzie krążył mój namysł:

1.     Absolutyzacja wolności w istocie oznacza ucieczkę od wolności i prowadzi do zniewolenia. 

2.     Nieuznawanie relacji między wolnością moralną i religijną a kształtem wiecznego jednostkowego przeznaczenia człowieka degraduje moralnie i duchowo człowieka i stwarza poważne ryzyko wiecznego niespełnienia (potępienia). 

Pierwsza myśl jest dość banalna. Czym jest wolność w rozumieniu potocznym? Swobodą w dysponowaniu swoją wolą. Jestem wolny, gdy mogę uczynić to, co chcę. Absolutyzacja wolności przyjmuje dwa znaczenia: 1) wolność czynienia tego, co chcę jest dobrem najwyższym (lub jednym z najwyższych); 2) wolności nie powinno nic ograniczać (albo niewiele: np. jedynym ograniczeniem wolności pierwszego jest wolności drugiego). (Dla tych, którzy wierzą w Boga i uznają wieczne przeznaczenie człowieka wolność oznacza odpowiedzialne odczytywanie zamysłu Boga wpisanego w świat stworzony oraz takie działania moralne i duchowe, które dzięki Jego łasce dają nadzieję na życie wieczne.) 

Absolutyzacja wolności, tak jak wszelka absolutyzacja, ma swe źródło w odrzuceniu Boga jako Absolutu (albo zredukowaniu Go do jednej z wolnościowych czy poznawczych opcji). Ponieważ Bóg jest jedynym absolutem, zawsze odrzucenie Jego lub pomniejszenie wiąże się z przerzuceniem energii absolutyzujących na inne dobra. Wolność nie może być dobrem najwyższym z tej prostej przyczyny, że nie jest Bogiem, czyli Miłością i Dobrem absolutnym. Wolność czerpie swą godność z możliwości swobodnego wyboru między dobrem a złem, a zwłaszcza – i to jest najgodniejszy akt wolności – pomiędzy akceptacją i miłością Boga, a odrzuceniem Go. Na tym polega wspaniałość wolności, że w sanktuarium naszego serca i sumienia możemy wybierać bez przymusu różnorakie dobra, w tym dobro największe, jakim jest Bóg. 

W sytuacji odrzucenia Boga, jego rolę jako Absolutu przejmuje – w sposób zamaskowany lub nie – śmierć. Wynika to z dwóch powodów: 1) natury wiary w Boga, którego absolutna pełnia objawia się człowiekowi dopiero po śmierci – dlatego wpisane w naturę człowieka absolutne pragnienia – w sytuacji odrzucenia Boga – kierują się w stronę śmierci; 2) odrzucenie Boga sprawia, że człowiek chce przejąć jego atrybuty boskości, stąd pierwszą sprawą staje się dla niego – rozumiane na różny sposób – zawładnięcie śmiercią. 

Ta silna ekspozycja śmierci może w ateizmie przybierać różnoraką formą: począwszy od akceptacji i udziału w masowych zbrodniach ludobójstwa, jak miało to miejsce we współczesnych totalitaryzmach: komunizmie i nazizmie, które zdawały się wierzyć, że jedynie zbrodnia i śmierć prowadzi do absolutnej wolności wybranych, poprzez subtelniejsze filozoficzne próby zawładnięcia śmiercią jak u Nietzschego w jego koncepcji unieruchomienia czasu jako „wiecznego powrotu tego samego”, czy jak u Heideggera w modusie zdecydowania, czyli ochoczego „wybiegania w śmierć”, jako zakorzenianiu się w Byciu, czy jak u Camusa w jego absurdystycznych tańcach niezgody na samobójstwo. Materialiści chcą unieważnić śmierć poprzez akceptację ludzkiego życia w granicach życia materii i uznanie tego, co potem za nicość. Dla buddystów chrześcijańskiego pochodzenia zawładnięcie śmiercią odbywa się poprzez jej unieważnienie, tj. uznanie jej jako iluzji, którą możemy przekroczyć przez osiągalne już za życia satorii, czyli rozpłynięcie się w Nic i Wszystkim. Współcześnie ateistyczna mentalność władania śmiercią w sposób najbardziej popularny wyraża się poprzez promocję aborcji i eutanazji, jak również histerię wobec cierpienia (jego unikanie i ograniczanie staje się absolutem moralnym )i biurokratyzację śmierci. 

Ateistyczne strategie zastępowania Boga są różne, ale mają wspólny cel: stać się jak Bóg przez przejęcie jego atrybutów, zwłaszcza władania śmiercią, a przez to wejścia w quasi wieczność – choćby była nią absolutna nicość – której urzeczywistnienie zależy jedynie od naszej wolności. 

Ludzie wierzący – w formie zamaskowanej – często w istocie wyznają różne formy niewiary i wówczas stosują podobne strategie zastępowania Boga, choć w opakowaniu języka religijnego. Stopień ateizmu wierzących rozpoznajemy po natężeniu selektywności i redukcjonizmu w wyborze prawd wiary, czyli oswajania sobie Boga na własny obraz i podobieństwo. Można przyjąć, że czym ktoś ma mniej wiarygodnych autorytetów religijnych i uboższe źródła prawdy religijnej, tym bardziej jego obraz Boga staje się odległy od Boga prawdziwego. 

Oczywiście, istnieją istotne różnice między ateizmami i ich duchowo-moralnymi konsekwencjami. Czym innym był ateizm rewolucyjnego komunisty, który władał śmiercią i realizował swoją upiorną utopię zabijając niewinnych, czym innym zaś jest ateizm miękki w wydaniu pacyfistycznego buddysty, który nie chciałby skrzywdzić przysłowiowej muchy. Natomiast mnie tutaj interesuje bardziej filozoficzny i religijny aspekt sprawy: to zasygnalizowane przez Ratzingera wejście bezbożnego w przymierze ze śmiercią, która potajemnie – czyli w nieświadomy dla niego sposób – ogranicza jego wolność i ostatecznie niszczy ją. 

Absolutyzujący romans ze śmiercią  – bez względu na to czy przybiera on charakter negowania śmierci czy jej wabienia – staje się zarzewiem nihilistycznej destrukcji wolności i życia. Wynika to z prostego faktu: jeśli przeznaczeniem człowieka jest wieczność, to istnieje organiczny związek między jego byciem przed i po śmierci, czyli człowiek musi już w doczesności mieć ontologiczne uposażenie umożliwiające życie wieczne. Ten organiczny związek ma wymiar metafizyczny, antropologiczny, etyczny, poznawczy i religijny. Jeśli człowiek żyje w miłującej relacji z Bogiem, jego bycie już w doczesności ulega przemianie i choć nie osiąga pełni swej doskonałości, która jest możliwa dopiero po śmierci i Sądzie Ostatecznym w Królestwie, to ma on przedsmak wiecznego bytowania z jego prawdą, dobrocią i pięknem. 

Natomiast człowiek odrzucający Boga zaczyna w swej doczesnej egzystencji doświadczać antycypacji wiecznego niespełnienia (potępienia). Wyraża się to w różny sposób. Przede wszystkim narastającym podskórnym lękiem, nie tylko przed śmiercią, ale przed wiecznym niespełnieniem. Ten lęk wyraża się w różny sposób: (o różnych praktykach i teoriach oswajania śmierci pisałem wyżej), kluczowe jest rozluźnienie i zanegowanie więzi między moralnością i relacją do Boga, a losem człowieka po śmierci. Aby człowiek miał komfort i swobodę dla praktykowania swojej bezbożności (lub wiary w Boga fałszywego jako epifanii własnego ego)  musi w przestrzeni społecznej i kulturowej walczyć nie tylko o równoprawność swej opcji światopoglądowej, ale zwalczać wszelkie postawy i koncepcje, które uznają relację między moralnością i wiarą, a indywidualnym losem pośmiertnym człowieka. 

Ateistyczne (i redukcjonistyczne) zawłaszczenie śmierci nie dotyczy tylko indywidualnego światopoglądowego rozstrzygnięcia, ale ma roszczenia szersze i niejako totalne: chce dominacji koncepcji filozoficznych i religijnych, które te zawłaszczenia teoretycznie usankcjonują. W oczach bezbożnych ( i bałwochwalców) największym przestępstwem jest przypominanie nie tyle o samym Bogu ( bo „Jego” już sobie urobili), ile o tym, że nasz los po śmierci zależy od relacji do Niego, czy to bezpośredniej czy zapośredniczonej przez miłość bliźniego. Taka demaskacja złowrogich konsekwencji bezbożności  i idolatrii, nawet jeśli spotyka się z histerycznym odrzuceniem, odbiera sex appeal zabsolutyzowanej wolności. 

Można więc powiedzieć, że ucieczka od prawdy o wiecznym przeznaczeniu człowieka i integralnej relacji między jego postawą moralną i religijną w doczesności a wiecznym spełnieniem lub niespełnieniem, jest jednocześnie ucieczką od wolności, rozumianej jako odpowiedzialność za urzeczywistnienie swej ludzkiej potencjalności jako istoty stworzonej na obraz i podobieństwo Boże. Ostatecznie absolutna wolność bezbożnego okazuje się być nie tylko wolnością ku śmierci jego skończonej natury, ale też wolnością ku śmierci wiecznej, rozumianej jako radykalne i wieczne niespełnienie, czyli ku faktycznemu i totalnemu zniewoleniu. Jest to ucieczka od odpowiedzialności nie tylko za swój wieczny los, ale też – co być może ważniejsze – za wieczne spełnienie innych ludzi. 

Na koniec: Myślę, że w przepowiadaniu Ewangelii i szukaniu filozoficznych uzasadnień wiary trzeba przede wszystkim przedstawiać pozytywną atrakcję Boga i życia z Nim – większość moich tekstów jest właśnie świadectwem spotkania z Tajemnicą. Natomiast, przepowiadanie to musi być integralne i pełne, i nie może unikać trudnych lub wręcz odrzucanych przez współczesną mentalność prawd: takich jak krzyż, możliwość wiecznego potępienia, Sąd Ostateczny, itd. Trzeba też ujawniać i analizować fałszywe absolutyzacje, jak choćby kwestię ucieczki od wolności po pozorem jej gloryfikowania, tak by pokazywać ich destruktywny i nihilistyczny potencjał. Stawką w tej rozmowie jest życie wieczne – znanych i nieznanych – ale zawsze konkretnych osób. I w tym sensie: bezbożni są wpierw naszymi siostrami i braćmi, być może właśnie tymi, których najbardziej powinniśmy kochać i rozumieć. My sami, jako wierzący, też w jakiś sposób zwykle bywamy bezbożni lub kuszeni do bezbożności, i niech ten fakt czyni nas pokornymi. 

Żyjemy w epoce głębokiego i aktywnego zakłamywania podstawowych prawd i powszechnej idolatrii, która dotyka również wielu wierzących. W takiej sytuacji rzetelna i odważna posługa prawdy staje się pilnym i doniosłym czynem w służbie miłości Boga i bliźniego. 

Moje blogi na wideo w YouTube  


 

8 Comments

  1. jadwiga

    dosc przedziwne rozumowanie

    "Pierwsza myśl jest dość banalna. Czym jest wolność w rozumieniu potocznym? Swobodą w dysponowaniu swoją wolą. Jestem wolny, gdy mogę uczynić to, co chcę."

    To nie jest prawda. Wolnosc jest swoboda w dysponowaniu swoja wola, ale pod warunkiem ze NIE ROBI SIE DRUGIEMU KRZYWDY. Jest wiec zasadnicza roznica.

     

    "Na tym polega wspaniałość wolności, że w sanktuarium naszego serca i sumienia możemy wybierać bez przymusu różnorakie dobra, w tym dobro największe, jakim jest Bóg. "

     

    Nie badz Andrzeju  bardziej "boski" od samego Boga. Bog dal człowiekowi wolna wole i prawo wybierania. A Ty to krytykujesz. Czyzbys krytykował Boga?Jak widac Bog wie, ze do miłosci nikogo zmusic nie mozna a Ty nie wiesz?

     

    Ta silna ekspozycja śmierci może w ateizmie przybierać różnoraką formą: począwszy od akceptacji i udziału w masowych zbrodniach ludobójstwa, jak miało to miejsce we współczesnych totalitaryzmach: komunizmie i nazizmie, które zdawały się wierzyć, że jedynie zbrodnia i śmierć prowadzi do absolutnej wolności wybranych,

     

    Akurat i w totalitaryzmie i komunizmie było BRAK WOLNOSCI. Wolnosci wybranych rowniez. I ten brak wolnosci doprowadził do ludobojstwa. Wiec nie pisz, ze własnie wolnosc do tego doprowadziła ,bo  kazde dziecko nawet w szkole uczac sie historii o tym wie.

     

    Współcześnie ateistyczna mentalność władania śmiercią w sposób najbardziej popularny wyraża się poprzez promocję aborcji i eutanazji, jak również histerię wobec cierpienia.

    Ci ktorzy bardzo lubia cierpiec i sprawia im to przyjemnosc – nazywaja sie masochisci. I jak wiem jest to choroba albo inaczej zboczenie. Walka i niedopuszczanie cierpienia jest wyznacznikiem cywilizacji i kultury. Wolałbys aby zlikwidowano np srodki przeciwbilowe i narkoze i operowano na zywca jak kilka wiekow temu?

     

    Natomiast człowiek odrzucający Boga zaczyna w swej doczesnej egzystencji doświadczać antycypacji wiecznego niespełnienia (potępienia). Wyraża się to w różny sposób. Przede wszystkim narastającym podskórnym lękiem, nie tylko przed śmiercią, ale przed wiecznym niespełnieniem.

     

    Naprawde dosc dziwna teoria. Zapewne tacy ludzie sa. Ale sa tez i tacy ktorzy wcale nie czuja sie niespełnieni czy potepieni.

     

    Ostatecznie absolutna wolność bezbożnego okazuje się być nie tylko wolnością ku śmierci jego skończonej natury, ale też wolnością ku śmierci wiecznej, rozumianej jako radykalne i wieczne niespełnienie, czyli ku faktycznemu i totalnemu zniewoleniu. Jest to ucieczka od odpowiedzialności nie tylko za swój wieczny los, ale też – co być może ważniejsze – za wieczne spełnienie innych ludzi.

     

    (Nie wiem czemu po cytacie nie moge wyłaczyc pogrubienia i nie moge właczyc ukosnej czcionki – to znaczy teraz w komentarzu jest ale jak wysyłam to sie prostuje – jest wiec jakis bład na stronie.)

    Ucieczka od odpowiedzialnosci jest zupełnie czyms innym i nie ma nic wspolnego ani z wolnoscia, ani ze smiercia, ani nie moze sie wiazac z wiecznym spełnieniem INNYCH ludzi.

     
    Odpowiedz
  2. ahasver

    Dlaczego śmierć?

    To nie jest tak.

    Koło wiecznego powrotu u Nietzschego nie było koncepcją pomyślaną na poczet wynalezienia ekwiwalentu wieczności, tylko intuicją oddającą trafnie spostrzeżenie podstawowego paradoksu wieczności: jej amorficzności, nieuchwytywalności i nierealności jakiegokolwiek spostrzeżenia i odczucia, a w związku z tym – niemożliwości odniesienia. Wysnuł Nietzsche wniosek, że wszelka wiecznośc jest pragnieniem człowieka w realizacji nieskrystalizowanego pragnienia zaznania większej ilości życia. Oznacza to, że wieczność stanowi majakę ludzi od życia oddalonych, ale w sensie negatywnym – przytłamszonym i poddanym przemożnej sile ressentiment… Pragnienie wieczności charakteryzuje zdaniem Nietzschego tylko istoty, którym nie wskazano cudu teraźniejszości.  Koło Wiecznego Powrotu u Nietzschego nie odnosi się w żaden sposób do czasu eschatologicznego, tylko zwraca uwagę na fakt, że kiedykolwiek człowiek próbuje stworzyć koncepcje wieczności, popełnia błędne koło. Koncepcja Koła Wiecznego Powrotu jest raczej ironicznym ujęciem Boskiej wieczności jako takiej. Nietzsche nie mówił o boskiej wieczności – a bynajmniej jej nie potrzebował – , ponieważ – jak to uchwycił Heidegger – wieczność jest wytworem starego sposobu myślenia, myślenia afektywnego, a afekt to przełożenie odniesień z powszechnej gadaniny "Się" na kwestie najbardziej fundamentalne, związane z czasowością naszego przemijania…

    Martin Heidegger nie twierdził, że jestestwo zawłaszcza swoją śmierć, skoro to rzeczywiście Bycie – ku – śmierci konstytuuje jego egzystencję. Wręcz przeciwnie: Skoro śmierć konstytuje egzystencję jestestwa, tożsamą z jego światem, to jako nicościujący aspekt Bycia, odnosi się do jestestwa jako transcendens; To Bycie stanowi pierwszy i ostatni fenomene, rzecz fenomenologii, poszukiwany transcendens. Śmierć jest modusem nicości, a nicość – "współ-modusem" Bycia. Śmierć przerasta więc człowieka, choć stanowi jego spełnienie. Śmierć nie została zawłaszczona przez Heideggera, jak to powszechnie uważa się pod wpływem krytyki ze strony choćby Poggelera czy Morchena.  Śmierć pozostaje w sferze mistycznego milczenia, a modyfikacje jej oddziaływania na codzienną egzystencję jestestwa w obchodzie –  są tylko  próbą ustosunkowania się do niej człowieka dopatrującego się w eschatologicznych dywagacjach na temat istoty czasu poważnego błędu logicznego, polegającego na przypisaniu w myśleniu do czasów Hegla, tak zwanemu "czasu boskiemu"  atrybutów czasowej ciągłości  ograniczonego – właśnie światem – bycia – świecie. W każdym bądź razie  nie o wyrokowanie na temat  tego, co będzie "po" śmierci chodziło Heideggerowi, tylko o próbę ustosunkowania się do śmierci  po odważnym przyznaniu się człowieka: "wiem, że nic nie wiem". Czasowość, o której pisze Heidegger nie ma niczego wspólnego z jakkolwiek pojętą wiecznością czasu eschatologicznego, opartą na konsepcjach absolutności bądź obiektywności, choć z obiektywizmem położenia człowieka w kosmosie – jak najbardziej…

     

     
    Odpowiedz
  3. zibik

    Panie Andrzeju !
    Dziękuję

    Panie Andrzeju !

    Dziękuję za  ukazywane nam kolejne zagrożenia i ostrzeżenia, będące następstwem już istniejącego bezbożnictwa  i idolacji, oraz błędnej interpretacji podstawowych pojęć, nauk i prawd, które od Boga pochodzą.

    Rzeczywiście we współczesnym świecie i zlaicyzowanym społeczestwie, nasilają się brzemienne w skutkach tendencje, zmiany i przemiany, choćby fakt zastępwania swawolą – wolności, która do Boga pochodzi.

    Ukazywanie za pomocą internetu, potencjalnych zagrożeń, czy demaskowanie i piętnowanie zgubnych praktyk jest nową formą komunikowania się, edukowania, wychowywania i poszerzania świadomości czytelników.

    Taka aktywność wydaje się bardzo wartościowa, potrzebna i użyteczna, nie wiem na ile jest skuteczna ?….. Napewno stanowi przeciwwagę wobec różnych bałamutnych, niespójnych idei, czy form przeinaczania, zakłamywania, fałszowania Prawdy tzn. wskazań i pouczeń – nauki Jezusa Chrystusa.

     

    Życzę wiele sukcesów w posłudze u Boga i wobec bliźnich, tam gdzie stawką jest życie wieczne

    Ps."Bezrozumność nie posługuje się niewiarygodną bajeczką, lecz niespójną ideą"

    "Cynik to człowiek, który zna cenę wszystkiego, ale nie zna wartości niczego" -Oscar Wilde

    Z poważaniem Z.R.Kamiński

     
    Odpowiedz
  4. Andrzej

    Nie trzeba wierzyć filozofom na słowo

     Bartoszu!

    Myślę, że Twoja lektura Nietzschego i Heideggera jest zbyt spolegliwa: Ty im wierzysz na słowo i nie starasz się – bo pewnie nie masz jeszcze innych kluczy interpretacyjnych – wydobyć ukrytych sensów z ich myśli. Obaj mamy diametralnie odmienny punkt odniesienia: dla Ciebie to, co powiedział N. czy H. wydaje się być ostatecznym horyzontem rozumienia, a dla mnie jedynie interesującą, choć błędną próbą odrzucenia Boga i zastąpienia Go własnym konceptem. I w takim właśnie – choć nie jedynym – kluczu hermeneutycznym czytam ich myśl. Jeśli chcesz rzeczywiście krytycznie, i jakby z zewnętrz, spojrzeć na myślenie N. czy H. powinieneś raczej spróbować zderzyć ich myśl z czymś dla niej różnym, czy nawet przeciwnym.

    Nie chciałbym tutaj, na blogach Tezeusza, wchodzić w akademickie spory, które aby miały sens musiałyby używać specjalistycznego języka niezrozumiałego dla większości Czytelników. Jeśli chciałbyś się dowiedzieć, co myślę o Heideggerowskim myśleniu bycia-ku-śmierci w kontekście jego zmagania z Bogiem, mogę Ci podesłać moją pracę – lub jej fragmenty – na ten temat. 

    Natomiast, filozoficznie i duchowo ciekawsze, niż bycie echem Nietzschego i Heideggera, wydaje mi się zmierzenie się z meritum mojego tekstu, czyli zadaniem sobie pytania o funkcję śmierci, i jej silną ekspozycję, w różnych a-teistycznych koncepcjach. Dlaczego właśnie odrzucenie Boga rzuca człowieka  w objęcia śmierci i to przymierze ogranicza, a następnie niszczy jego wolność i jego samego?  Oto jest pytanie!

    Pozdrawiam Cię serdecznie

     
    Odpowiedz
  5. Malgorzata

    Różne oblicza lęku

    Natomiast człowiek odrzucający Boga zaczyna w swej doczesnej egzystencji doświadczać antycypacji wiecznego niespełnienia (potępienia). Wyraża się to w różny sposób. Przede wszystkim narastającym podskórnym lękiem, nie tylko przed śmiercią, ale przed wiecznym niespełnieniem. Ten lęk wyraża się w różny sposób…

    Właśnie o różnych sposobach wyrażania się lęku chcę napisać.

    Ten tekst pozwolił mi w dużym stopniu uporządkować sobie i lepiej zrozumieć różne osobiste doświadczenia w kontaktach z ludźmi żyjącymi daleko od Boga. Znałam ich lęki, wiedziałam, że boją się bardzo dziwnych rzeczy i mimo pewnych – dość nawet udanych – prółb empatii uważałam takie postawy za absurfalne albo w najlepszym razie chorobliwe. "Neurotyczna osobowość naszych czasów" – to było jedyne wytłumaczenie – tak jest i koniec, i nie ma z czym się zmagać, jak trudno walczyć z padającym deszczem czy śniegiem. 

    Oczywiście lęk jest zjawiskiem złożonym, wynikającym po części z biologicznych, wczesnodziecięcych czy późniejszych traumatycznych uwarunkowań. Nie zamierzam temu zaprzeczać. Z drugiej strony jednak istnieją bardzo poważne badania, które pokazują, że na przykład w chorobach nowotworowych lepiej rokują pacjenci religijni (kwestia konkretnego wyznania nie jest istotna, ale dla ścisłości trzeba dodać, że chodzi raczej o spójną wizję doczesnej i pośmiertnej rzeczywistości, niż o wiarę w osobowego Boga).

    Wracam jednak do zasadniczego tematu, czyli sposobów wyrażania się lęku. Zacznę od sielankowego obrazka: upalne popołudnie w greckim miasteczku, grupa starych mężczyzn siedzi właściwie bezczynnie, przekładając tylko między palcami paciorki komboloi, typowej zabawki dla uspokojenia nerwów, przez cudzoziemców mylonej z różańcem. "Czym może denerwować się starzxec, który życiowe wzloty i upadki ma już za sobą?" – zadałam w tych okolicznościach dość głupawe pytanie i jeszcze nie skończyłam go wypowiadać, a już przypomniałam sobie kilku moich polskich znajomych, którzy z wiekiem zaczynali się robić coraz bardziej nerwowi. I trudno byłoby to tłumaczyć wyłacznie fizjologią starzenia się. 

    Inne dość zresztą banalne przykłady: dobrze prosperujący biznesmen pije i terroryzuje rodzinę, chcąc zagłuszyć swój lęk, który tematyzuje mu się jako obawa przed utratą majątku czy prestiżu; kobieta po czterdziestce patrzy w lustro i widzi tam tylko lęk przed kilkunastoma albo nawet kilkudziesięcioma latami samotności, bo dzieci mają już własne życie, a znarszczki pod oczami nie zapowiadają raczej adoracji ze strony mężczyzn; ktoś inny lubi wywoływać domowe awantury w niedzielę, ponieważ nie potrafi psychicznie unieść ciężaru dnia wolnego od wszelkich obowiązków.

    Wspomniana wyżej "Neurotyczna osobowość naszych czasów" Karen Horney to książka, w której można znaleźć mnóstwo podobnych opisów ludzkich zachowań. Nie mówią one jednak czegoś najważniejszego: ci ludzie, te zneurotyzowane czasy potrzebują Boga. Problem w tym, czy chcą Boga. Bo jeżeli nie chcą, jeżeli wola nie jest odpowiednio przygotowana, to żadna racjonalna, najbardziej precyzyjna i rzetelna argumentacja nic nie pomoże.

     
    Odpowiedz
  6. jadwiga

    Małgorzata

    Nie mówią one jednak czegoś najważniejszego: ci ludzie, te zneurotyzowane czasy potrzebują Boga.

    Byc moze. Ale to własnie wierzacy w Boga ( takiego czy innego)- są najbardziej zneurotyzowani – i przez tę neurotycznosc ( gdyby byli spokojni i szczesliwi – to zachowywali by sie jednak inaczej) – wywołuja najwieksze, najagresywniejsze  wojny religijne.

     
    Odpowiedz
  7. Halina

    Dla równowagi.

    Istnieje wiele nerwic i stanów lękowych na tle religijnym. Najpoważniejszą i najtrudniejszą do leczenia jest nerwica eklezjogenna, związana z religiami w tym wydaniu, które silnie akcentują na czynnik strachu i kary Bożej. Znany teolog katolicki Hans Kueng w jednym ze swoich wywiadów powiedział:

    " Są ludzie, którzy z powodu religii chorują, cierpią oni z powodu przymusu, poczucia winy i mają nerwice eklezjogenne. Myślę, że ta cała kwestia moralności małżeńskiej jest przyczyną wielu nerwic, gdzie ludzie nie mogą używać środków antykoncepcyjnych, gdy im się wmówiło mnóstwo rzeczy o wstydliwości tam, gdzie w zasadzie grzechu wcale nie było"-" Fronda" nr.20/2000

    D.W. Cumbee, jako były kapelan szpitalny opisał wiele nerwic religijnych, których źródłami są: chorobliwe poczucie winy, niemożność sprostania katechizmowym nakazom kościelnym, strach przed piekłem i wiecznym potępieniem-Depresion as an ecclesiogenic neurosis, The Jurnal of Pastoral Care.

    Klaus Thomas określa nerwice eklezjogenne jako zaburzenia lękowe i zaburzenia osobowości, związane najczęściej z fundamentalistycznymi przekonaniami rodziców. W.g. Thomasa nerwice te zdarzają się bardzo często i wyrażają się w formie strachu i depresyjności.

    Owszem, wiara pomaga przejśc zwycięsko przez wiele chorób i trudności, ale ateiści, to też ludzie obdarzeni sumieniem, odwagą, odpowiedzialnością za swoje rodziny i rownież potrafią skutecznie walczyć z chorobą dla dzieci, dla żony , dla innych. Nie wszyscy są podszytymi lękiem i strachem egoistami, wręcz przeciwnie, to często bardzo dzielni ,uczciwi i wrażliwi na krzywdę innych ludzie. Postępują tak, jakby mieli wpisaną w sercach Ewangelię. Wielu fanatyków religijnych swoją największą aktywnośc przejawia, nie w działaniu dla dobra ludzkości, a w krytykowaniu inności. Każdego Bóg obdarzył sumieniem i wolną wolą( nie swawolą) i każdy za samego siebie zda sprawę. Niezbadane są wyroki boskie.

     
    Odpowiedz
  8. ahasver

    Nietzscheanizm jest tylko stosowany, albo go nie ma.

    Nie, moja lektura Nietzschego nie jest  zbyt  spolegliwa. Przeczytałem wszystko i nie muszę już do niej wracać; nie jest to potrzebne. Za to stosuję w życiu Jego filozofię i udaje mi się ją realizować  w 100%. Jeśli chodzi o Heideggera – nie sposób jego wpływu na współczesną myśl filozoficzną zanegować. Nie ma dziś mowy o filozofii fenomenologicznej i hermeneutyce bez Heideggera, podobnie – o idealizmie bez Kanta.

    Jeśli chcemy uniknąć akademich roztrząsań, nie publikujmy tekstów o charakterze intelektualnym, krytykującym pewne stanowiska.

    A o Heideggerze i Nietzschem napisałem, poinieważ po prostu nie zgadzam się z tą interpretacją. Z resztą tekstu również nie

    Pozdrawiam serdecznie.

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code