Tak żyją i umierają święci

 
Rozważanie rekolekcyjne na Niedzielę Palmową
 

 

Chrystus Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze

sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego

siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do

ludzi. A w tym co zewnętrzne uznany za człowieka, uniżył

samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci, i to

śmierci krzyżowej.

 

ŚWIĘTY czyli On – Jezus Chrystus.

Jezus żył misją i pełnią życia, nic nie zostało Mu oszczędzone. Poznał smak radości, przyjaźni, wzruszeń, poznał smak smutku, rozgoryczenia i zdrady. Pośród nocy znajdował czas na rozmowę z Nikodemem, w koronie drzewa dostrzegł celnika Mateusza, zauważył wdowi grosz, potrafił rozmawiać z kobietami, zamienił wodę w wino, leczył, wskrzeszał, nauczał. Powołał i formował uczniów, upodobał sobie zmarginalizowanych. nie oszczędzał zadowolonych z siebie…

Poznał smak zwątpienia. Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Umarł w najbardziej poniżającej egzekucji, przeznaczonej dla kryminalistów, ludzi najniżej stojących w hierarchii społecznej…

Wszystko dla solidarności z każdym człowiekiem, dla zbawienia każdego

„Nie takiego bowiem mamy arcykapłana, który by nie mógł współczuć naszym słabościom, lecz doświadczonego we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu". (Hbr 4)

Wszystko, co czyni Jezus, wynika z łączności z Ojcem, z zaufania do Niego, z pełnienia Jego woli.

 

święci czyli odrobina Martyrologium Romanum i… intuicji

Prowadząc spotkania z kandydatami do bierzmowania (parafia św. Stanisława BM w Mławie), poruszamy temat świętości i świętych. Sięgamy po postaci w jakiś sposób związane z nami, bliskie nam także w znaczeniu terytorialnym. Stąd św. Stanisław Kostka, patron młodzieży, urodzony w Rostkowie; o. Bernard Kryszkiewicz, pasjonista, urodzony w Mławie, zmarły w Przasnyszu; biskupi płoccy Leon Wetmański (ur. w Żurominie) i Antoni Julian Nowowiejski – związani z Płockiem, więzieni w Słupnie i Działdowie, prawdopodobnie pochowani w lasach koło Białut. Każda z tych postaci to temat na obszerne opracowanie o bogactwie człowieczeństwa i heroiczności cnót czy męczeństwie.

Zatrzymam się chwilę przy dwóch pierwszych postaciach, by zasygnalizować, że nikt nie rodzi się świętym, że świętym trzeba się stawać, a łaska buduje na naturze. Przecież nie jest prawdą, że święci od małości nie piją mleka matki w piątki, zamiast pieluch noszą włosienice, a na Imię Jezus świecą im się oczy  🙂

O ile Stanisław Kostka został wychowany w pobożności, skromności, uczciwości i odznaczał się ogromną wrażliwością, o tyle Zygmunt Tadeusz Kryszkiewicz (późniejszy o. Bernard) nie grzeszył za młodu ani pilnością, ani talentem, ani dobrym zachowaniem. Jak sam później mówił: „Zdobycie charakteru, to najtrudniejsze zadanie człowieka na ziemi. Wymaga pracy na sobą i trudu, tak jak każde wielkie dzieło”. Impuls do osobistego rozwoju przyszedł, gdy bezradni rodzice oddali go do gimnazjum zakonnego z internatem… Różne były losy obydwu świętych, ale wspólna im była konieczność przeciwstawienia się woli rodziców, obydwaj wiele trudu włożyli w dążenie do poszukiwanej pełni. Umierali – św. Stanisław w wieku lat 18, w Rzymie, o. Bernard, chory na tyfus, w wieku lat 30, w Przasnyszu – w opinii świętości.

Jako przykład osoby świeckiej wybrałam Chiarę Badano. Włoszka ogłoszona została błogosławioną 25 września 2010 roku.

Chiara była jedynym i długo wyczekiwanym dzieckiem. Bardzo wcześnie spotkała się z ruchem Focolari. Dążenie do miłości i jedności stawało się celem jej życia. Angażowała się w pomoc dla Afryki. Nie ominął jej młodzieńczy bunt, kryzys w kontaktach z rodzicami, problemy z nauką. Lubiła śpiewać, tańczyć, grać w tenisa, jeździć na rowerze i na nartach. W wieku 17 lat zachorowała na nowotwór kości. Wierzyła w wyleczenie, ale postępy choroby, chemioterapia oprócz zrozumienia, że stan jest bardzo ciężki, przynosiły i ogromną dojrzałość i hart ducha.

„Gdybym miała wybierać między możliwością chodzenia a pójściem do nieba, bez wahania wybrałabym to drugie. Teraz interesuje mnie tylko to. Chcę pójść do Jezusa” – stwierdziła, gdy paraliż nóg pozbawił ją możliwości chodzenia. Ostatnim gestem miłości umierającej niespełna dziewiętnastolatki była zgoda na pobranie rogówek do przeszczepu.

Intuicja? Nie tylko moja, dosyć powszechna – o wielu anonimowych świętych, herosach codzienności. Znanych tylko Bogu, może czasem najbliższym…

 

święci małżonkowie – czyli podwójne wyzwanie

Poniżej korzystam z pierwszego wydania książki p. Zbigniewa Nosowskiego „Parami do nieba”

Jak pisze autor: „Mistycyzm miłości małżeńskiej przejawia się nie w modlitewnych ekstazach i zjawiskach nadprzyrodzonych, lecz przede wszystkim w umiejętności przeżywania wspólnego życia – chwil radosnych, a jeszcze bardziej chwil trudnych”.

Na kartach książki mamy możliwość poznania 83 par, z których oboje z małżonków zostali wyniesieni na ołtarze – chociaż pierwsza wspólna beatyfikacja małżeńskiej pary miała miejsce dopiero 21 października 2001

Panteon świętych małżonków otwiera sześć par biblijnych: Maria i Józef, Anna i Joachim, Elżbieta i Zachariasz, Kleofas i Maria Kleofasowa, Pryscylla i Akwilla, Apia i Filemon.

Potem są męczennicy pierwszych wieków; małżeństwa rezygnujące z seksu; drogi, w których małżeństwo poprzedzało udanie się do klasztoru; małżeństwa panujących i poddanych; małżeństwa, gdzie świętość zaczynała być wielopokoleniowa… Gdy zagłębiamy się w lekturę, rodzi się pragnienie, by u boku św. Mikołaja z Flue zobaczyć jego małżonkę, dzielną Dorotę Wyss, a przy Małgorzacie Szkockiej jej nawróconego męża Malkolma

Włoski teolog Elio Guerriero napisał, że dzięki licznym beatyfikacjom i kanonizacjom, jakie przeprowadził Jan Paweł II, „wyłoniła się nowa generacja świętych – piękna, młoda i urzekająca”. Teraz w tym panteonie zaczynają pojawiać się pary małżeńskie. One też powinny być piękne, młode i urzekające. Innymi słowy – ich duchowość powinna być jak najbliższa problemom i potrzebom współczesnych małżeństw.

 

gdzie ja w tym wszystkim jestem? – czyli pokora i nadzieja

Czy ufam słowom Jezusa i w Nim odnajduję siły, aby dążyć do nawrócenia, aby bardziej ufać w Jego wszechmoc? On jest zmartwychwstaniem i życiem – czy wierzę w to?

Na początku rekolekcji parafialnych prowadzący je kapucyn, o. Waldemar, przeprowadził mały sondaż – ile/ilu z nas, obecnych na mszy, chce iść do nieba? Dużo uniesionych rąk. Drugie pytanie: a kto chce pójść dziś? Zostało może kilkanaście uniesionych rąk…

Chciałoby się być w niebie, ale często mocą samego Bożego Miłosierdzia, bez wysiłku i jeszcze nie teraz. Jeszcze tyle powinniśmy i jesteśmy w stanie zrobić. Nie mam prawa moralizować, bo sama wpisałam się w parafialne standardy…

Ale przecież mam być światełkiem pośród ciemności, solą pośród masy bez wyrazu. I to właśnie ja. A pełnia życia, świętość, kosztuje i to wiele. I muszę ufać, że warto.

Jakie jest moje życie, jaka będzie moja śmierć?

 

modlitwa o świętość – czyli zakończenie

Panie, Ty położyłeś na nas Twoją rękę, gdy otrzymaliśmy chrzest. Ty wlałeś Twojego Ducha w nasze serca. Ty przyjąłeś naszą grzeszność i przezwyciężyłeś ją Twoją łaską. Ty poszerzyłeś przestrzeń naszej istoty aż o niepojętą niezmierzoność Twojego Ojca. Staliśmy się czymś więcej niż kiedykolwiek będziemy w stanie to przeczuć i pojąć. Jesteśmy czymś więcej, niż może to o nas wypowiedzieć nasz dzień powszedni i nawet najwyższe i najgłębsze doświadczenie.

Jesteśmy namaszczeni Twoim Duchem, uświęceni Twoją łaską, na nowo zrodzeni do życia dzieci Bożych, zaproszeni do uczestnictwa w Bożej naturze, opieczętowani na życie wieczne. Mamy Twojego Ducha Świętego. On jest wypełnieniem wszystkich bezdennych otchłani naszego życia. On jest w nas Tym, dzięki któremu już przekroczyliśmy granicę śmierci. On jest świętością naszego serca. On jest w nas tak, że wierzymy, że już posiedliśmy głęboką wiedzę, mimo że jesteśmy ślepi i głusi. Albowiem On jest wiedzący, a On jest nasz. On jest w nas wieczną młodością w rozpaczliwym postarzeniu się naszych czasów i naszych serc. On jest śmiechem, który cicho już pobrzmiewa wśród naszych łez. Jesteśmy więcej niż o tym wiemy. Twoje słowo nas o tym zapewnia. Wierzymy Twojemu słowu. to, co ono mówi o nas, jest prawdziwe. Amen.

 

palmowa.jpg

 

Grafika ze strony Dziennika Oratorium im. Świętego Jana Bosko

 

Tytuł zaczerpnięty z tekstu „Niebo w baraku” poświęconego matce Teresie od św. Józefa

 http://kosciol.wiara.pl/doc/821497.Niebo-w-baraku/2

 

 modlitwa o świętość na podstawie tekstu Karla Rahnera (za www.modlitewnik.pl)

 

Rekolekcje Wielkopostne 2011

 

 

Komentarze

  1. krok-w-chmurach

    “a kto chce pójść dziś?

    "a kto chce pójść dziś? Zostało może kilkanaście uniesionych rąk…"

    Trochę się te nasz pragnienia rozmijają z deklaracjami. Tyle jeszcze jeszcze mamy tutaj, na ziemi, do zrobienia. Tak wiele od nas zależy…Co za złudzenie!  Nic od nas nie zależy. Nic nie musimy robić, wiecej – niczego nie jesteśmy w stanie zrobić bez Niego.

    Tak jestesmy skoncentrowani na sobie, że Bóg przestaje być najważniejszy. Refren tej piosenki to: ja, ja, ja, ja. A  może nawet JA?

    Pozdrawienia, Zosiu

     
    Odpowiedz
  2. zofia

    zaufać Bogu i ludziom

     

    Inko – masz rację, samo określenie wiele od nas zależy może wydać się śmieszne; a tragiczne zaczyna być gdy rządzić zaczyna ja, zwłaszcza przechodzące w JA

    zawsze zastanawia mnie postawa Joanny Beretta Mola; nie w sensie dokonanego wyboru ale ludzkiego poradzenia sobie z sytuacją

    "Aby zrozumieć jej decyzję, trzeba pamiętać o jej głębokim przeświadczeniu – jako matki i jako lekarza – że dziecko, które w sobie nosiła było istotą, która miała takie same prawa, jak pozostałe dzieci, chociaż od jego poczęcia upłynęły zaledwie dwa miesiące"- to słowa jej męża. Ale i ile zaufania musiała mieć do ludzi: męża, rodziny, że zastąpią urodzonemu maleństwu i pozostałej trójce matkę…  To jest wg mnie "pik" heroizmu…

    (Od)pozdrawiam

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code