Tajemnica wybrania

Wróciłem z kilkudniowych rekolekcji w Killienerad, prowadzonych przez irlandzkiego pisarza jezuitę, Petera Hannana. Wspólnie ze mną byli jezuiccy klerycy i kapłani z 8 krajów: dwóch Irlandczyków, Hindus, Chińczyk, Słoweniec, Hiszpan, Amerykanin, Chorwat i ja z Polski. Po tylu latach już przyzwyczaiłem się do tej niezwykłej mieszanki i wydaje mi się zupełnie normalne, że najblżsi mi ludzie mają różny kolor skóry, mówią różnym angielskim i co rusz muszą tłumaczyć proste sobie sprawy, które zna każde dziecko w ich kraju. A jednak za każdym razem, mam taki moment, w którym czuję, że to jest jakiś cud: ta jedność i bliskość tak bardzo różnych ludzi. Z jednej strony jesteśmy normalnymi facetami ze zwykłą dawką ludzkiej wielkości i nędzy, z drugiej strony, gdzieś w głębi związani jesteśmy sekretnym przymierzem, jak pierwsi mieszkańcy rzymskich katakumb. Jeśli jezuici wciąż idą w pierwszym szeregu Kościoła i Ducha, to tylko wówczas, jeśli sami w głębi swych serc żyją w przyjaźni z Panem. Cała reszta: nasza tradycja, “potęga”, sekrety, niespokojny duch twórczości, konsekwencja, jedność są owocem lub brakiem tej przyjaznej bliskości. Teraz może tylko jeszcze jedno: jeśli jezuita jest do głębi człowiekiem “globalnym”, to właśnei głównie dlatego, że ma okazję przez całe lata poznawać blisko ludzi ze wszystkich kontynentów i doświadczać jedności rodzaju ludzkiego w różnorodności wszystkich narodów, języków i kultur. Tej specyficznej “wiedzy” kultur nie można nauczyć się lepiej, niż obcując ze sobą na codzień na głębszym poziomie.

Na zakończenie rekolekcji odnowiliśmy swe jezuickie śluby zakonne, które wszyscy składamy już po 2-letnim nowicjacie jako zobowiązanie na całe życie:

“Wszechmogący wiekuisty Boże! Ja, Andrzej Miszk, chociaż ze wszech miar niegodny Twego Boskiego Oblicza, poruszony jednak dobrocią i nieskończonym Miłosierdziem Twoim oraz pobudzony pragnieniem służenia Tobie, ślubuję wobec Najświętszej Maryi Panny i całego Twego dworu niebieskiego Boskiemu Majestatowi Twojemu ubóstwo, czystość i posłuszeństwo wieczyste w Towarzystwie Jezusowym i przyrzekam wstąpić do tegoż Towarzystwa, aby w nim wytrwać przez całe życie, rozumiejąc wszystko według Konstytucji tegoż Towarzystwa. Twoją przeto niezmierzoną dobroć i łaskawość przez Krew Jezusa Chrystusa najpokorniej proszę, abyś tę ofiarę całopalną na wonność wdzięczności przyjąć raczył, a jak do jej pragnienia i złożenia udzieliłeś obfitej łaski, tak udziel również do jej wypełnienia.”

***

Nie jest łatwo wyjechać na rekolekcje, opuścić wszystko, wejść w prawie zupełną samotność i milczenie, spotkać się ze wszystkimi swymi demonami i lękami. Ale w trakcie zawsze przekonuję się, że to czas niczym niezastępowalny. Wszystko staje się jakoś inne. Cała mieszanka doświadczań znajduje swoje imiona, duszę przenika światło i zrozumienie, sprawy niejasne, nierozwikłane upraszczają się. Dla mnie były to ostatnie rekolekcje przed święcaniami diakonalnymi, czyli faktycznie przed kapłaństwem. Ostatnie dłuższe face to face z Jezusem przed życiową decyzją bycia i działania w Jego imię. Być kapłanem nie oznacza doskonałości, bycie kapłanem to wpierw zgoda właśnie na swoją nędzę, ubóstwo duchowe, moralne i intelektualne. I ta zgoda jest najtrudniejsza. Są różne trudy życia zakonnego i kapłańskiego, największym chyba jest nieść w sobie z dnia na dzień to napięcie między świętością Boga i powołania, a własną niegodnością. Zgodzić się na siebie i nie kłamać. Bóg powołuje zwyczajnych ludzi do niezwyczajnych spraw, nawet świętych.

Będę kolejnym w łancuchu Abrahama, Mojżesza, Dawida, Jana, Andrzeja i Piotra. Moich warg, dłoni i słów będzie użwał Wszechmogący, by ofiarowywać swoją boską bliskość każdemu człowiekowi w Słowie i sakramentach. To przez moje usta Kościół będzie powtarzał historię Jezusa z Nazaretu, historię opowiedzianą przez pierwszych świadków Jego życia, śmierci i zmartwychwstania. Będę opowiadał tę historię, jak od dwóch tysięcy lat opowiadają ją pokolenia kapłanów na Jego pamiątkę. I ta historia będzie stawała się TU i TERAZ. Przeze mnie niemiłosiernego, Bóg będzie udzielał innym swego miłosierdzia, przeze mnie słabego, Bóg będzie innych umacniał i pocieszał, przeze mnie głupiego, Bóg będzie innych obdarzał światłem i mądrością. Czy może człowiekowi przydarzyć się coś bardziej niezwykłego? Przez tak wiele lat mówiłem Bogu: Nie! Ale On nie zniechęcił się, bo wybrał mnie przecież “od założenia świata”. Wybrał mnie z całą moją głupotą, podłością, małością, którą zna przeciez doskonale. Dlaczego wybrał? Nie wiem. Czy mogłem odpowiedzieć “Nie”? Tak, to wybranie nie jest przymusem. Bóg jest Kochankiem, który zaprasza. Żebrakiem, który prosi.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code