,

Szósty Wieczór Biblijny

Po dość długiej przerwie, spowodowanej głównie wyjazdem Andrzeja na Wybrzeże, a także kończącymi się już na szczęście pracami remontowymi w Domu „Tezeusza”, udało nam się wreszcie spotkać podczas szóstego Wieczoru Biblijnego. To już naprawdę pewna tradycja tego miejsca, w którym ledwie zdążyliśmy się zadomowić. Dziś znowu dzielimy się z wami swoimi przemyśleniami z nadzieją, że przynajmniej w ten sposób będziecie mogli nam towarzyszyć. A może również w swoich domach zorganizujecie podobne wieczory i zechcecie opowiedzieć w „Tezeuszu” o ich przebiegu?

Poniżej znajduje się fragment Ewangelii, do którego odwoływaliśmy się podczas szóstego Wieczoru Biblijnego, a także nasze wypowiedzi.
 
Jezus powiedział do swoich uczniów: Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: Przyjacielu, użycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przyszedł do mnie z drogi, a nie mam, co mu podać. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci leżą ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie. Mówię wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu otworzą. Jeżeli którego z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą. (Łk 11, 5 – 13).
 
Małgorzata: Na początek muszę powiedzieć, że rozbawiła mnie serdecznie opowieść o tym, jak idzie się do przyjaciela o północy i prosi się go o coś. Przypomniałam sobie moich przyjaciół z dawnych czasów albo tych, których uważałam za przyjaciół, albo tych, którzy uważali się za moich przyjaciół… Taki natręt dzwonił w środku nocy albo nawet pojawiał się przed drzwiami. Wtedy nie myślałam bynajmniej o dobru tego drugiego człowieka, lecz o tym, żeby pozbyć się go jak najszybciej. Wtedy mogłam bardzo wiele obiecać czy załatwić, byle tylko mieć święty spokój.
 
Ten fragment skłonił mnie następnie do pomyślenia o różnych przyjaciołach czy poważniejszych znajomych, jakich ma się w życiu. Jedni to są tacy przyjaciele „z drogi”, którzy przychodzą w środku nocy i gotowi byliby pójść z tobą na koniec świata albo zabrać cię tam ze sobą. Inni przyjaciele są już udomowieni, z dziećmi w łóżku. I to też jest przyjaźń, tylko trochę inna, bo czegoś innego można się po tych ludziach spodziewać. Dlatego dla mnie pierwsza część tego tekstu jest jakby socjotechniczna, stanowiąca instruktaż, jak traktować swoich przyjaciół zależnie od różnych okoliczności. Są tacy przyjaciele, którzy przychodzą sami, a są tacy, których trzeba popychać do pewnych działań mniej lub bardziej skutecznie, biorąc pod uwagę to, że mają swoje życie, swoje sprawy, może nawet ważniejsze w hierarchii zobowiązań – bo sprawy rodzinne muszą być zawsze ważniejsze niż sprawy przyjaźni.
 
Z drugiej strony zostajemy zachęceni, aby niepokoić Pana Boga swoimi prośbami, modlitwami, poszukiwaniami. Pan Bóg mówi nam, że – inaczej niż człowiek – jest otwarty na te nasze ciągłe nagabywania, których na ogół zresztą nie ma z naszej strony. Czasem jednak nasze modlitwy wyglądają też tak, że prosi się Pana Boga o rozmaite bzdurne sprawy. Dla mnie na przykład jest rzeczą żenującą modlić się do Pana Boga o słońce, deszcz, kolejne sto złotych podwyżki, naprawienie kranu itp., zwłaszcza o sprawy drobne, a banalne, za które każdy ostatecznie powinien odpowiadać sam. Zakończenie tego fragmentu jest według mnie wskazaniem, o co należy się modlić. Należy się mianowicie modlić o Ducha Świętego i wszystkie Jego dary, o siłę, aby sprostać różnym życiowym przeciwnościom i wyzwaniom, aby mieć mądrość, cierpliwość, wszystko, czego potrzeba dla spełnienia Bożych oczekiwań. Myślę, że to nagabywanie powinno mieć swoje granice, a nie być zawracaniem Panu Bogu głowy o codzienne sprawy, które każdy, oczywiście przy Bożej pomocy, powinien rozwiązywać we własnym zakresie.
 
Andrzej: Mnie przede wszystkim uderzyła metafora sytuacji człowieka, do którego przychodzi gość czy przyjaciel. Przyjaciel przychodzi do drugiego przyjaciela, a drugi przyjaciel musi iść do trzeciego przyjaciela. Ja nie trzymałbym się tutaj ściśle metafory przyjaciela, ale spojrzałbym na to istotowo, to znaczy mówiąc, że chodzi tutaj o jakieś dobro. Metafora chleba i przyjaciela – ktoś jest w potrzebie, a ja nie mam dobra, które mógłbym mu dać i proszę kogoś, kto może mi to dobro dać. Źródłem modlitwy prośby – bo tak to można nazwać, że jest to przypowieść o modlitwie prośby – jest jakiś brak dobra, jest wezwanie do przyjścia z pomocą, z miłością. Ten bliźni może być kimś drugim, a nieraz mną samym. Chodzi tu o jakiś brak, o jakieś dobro, którego sami nie potrafimy sobie załatwić.
 
Na pewno nie chodzi w tym obrazie o pokazanie, że Pan Bóg jest takim niezbyt życzliwym przyjacielem, którego się budzi, który ma dość i wiele miłości w tym nie ma, bo chce, żeby tylko odczepić się. Simone Weil pokazywała inne rozumienie, które robi na mnie wrażenie interpretacyjne: Bogu zależy w nas na samym mechanizmie natarczywości, powtarzania jakiejś prośby, powtarzaniu pewnych aktów duchowych, proszenia Go, błagania Go, bo samo proszenie i błaganie stwarza dobro dzięki oczywiście łasce Bożej.
 
Co od nas zależy? Od nas nic nie zależy oprócz błagania. Simone Weil mówiła, że święci to byli przede wszystkim wielcy błagalnicy. Moment błagania wytwarza w naszej duszy przestrzeń pokory, czystości serca. która poszerza nas wewnętrznie. Dzięki temu więcej Pana Boga, więcej łaski, więcej Ducha Świętego może zostać przez nas przyjęte, ponieważ jest wybłagane. Im bardziej błagamy, tym bardziej stajemy się pokorni. Im bardziej stajemy się pokorni, tym bardziej stajemy w prawdzie, bo jesteśmy kikutem, brakiem, niewystarczalnością, połowicznością. Niewiele możemy sobie dać. W tym, co najważniejsze, zawsze nam czegoś brakuje i tylko Bóg potrafi dać nam te prawdziwe dary, i On wskazuje, że są to dary przede wszystkim duchowe.
 
Natomiast w przeciwieństwie do ciebie nie bagatelizowałbym prośby o rzeczy zwyczajne, o podwyżkę, o zdanie prawa jazdy itp. Myślę, że Pan Bóg cieszy się z takich próśb dzieci czy ludzi prostych, z próśb o zdrowie, o zdanie egzaminów itp. W tym też zawiera się pewna pokora. Owszem, jest w tym element egoizmu, dbałości o własne dość przyziemne interesy. Ale Pan Bóg jest łaskawy i miłosierny również dla naszych bardzo przyziemnych spraw, i chce, żebyśmy o te codzienne sprawy prosili. Święty Ignacy mówi, że mamy działać tak, jakby wszystko zależało od Pana Boga, a jednocześnie dawać z siebie wszystko, jakby wszystko miało zależeć od nas. W takim paradoksie, w takim napięciu mamy funkcjonować.
 
Im bardziej człowiek zakorzenia się w Panu Bogu, tym bardziej prosi o dary większe. Nie jest ważne, czy zdam egzamin na prawo jazdy, czy dostanę się na studia, czy dostanę dwieście złotych więcej podwyżki, tylko jest najważniejsze, jaką postawę w tym wszystkim mam. Czy z pokorą, z miłością, z życzliwością, z mądrością przeżywam tę rzeczywistość i w niej uczestniczę – to jest najważniejsze.
 
Dobrze jest również z pokorą prosić o drobne rzeczy. W tym może być pewna pycha, jeżeli nie chcemy prosić o te drobne sprawy. To, że prosimy o drobne sprawy, nie znaczy, że tylko na drobnych nam zależy. W ten sposób również pokazujemy, że nawet drobna rzecz jest darem Boga, nawet jeżeli myśmy to wypracowali, bo ostatecznie wszystko jest darem Pana Boga. W tych ziemskich sprawach również buduje się królestwo Boże na miarę każdego człowieka.
 
Wróćmy jeszcze do sprawy uporczywości. Pamiętajmy, że tutaj mamy do czynienia z modlitwą. Święci mówili o takiej logice w modlitwie, że albo człowiek modli się cały czas, albo wcale. Tu chodzi o wejście w taki rodzaj modlitewnej, medytacyjnej mantry, aby być w nieustannej prośbie do Pana Boga, aby być w nieustannej przytomności Pana Boga – tematycznie czy nietematycznie, to już jest drugorzędne. I takie „napinanie się ducha”: szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a otworzą wam; proście, a będzie wam dane… W tym jest wielka obietnica. Chodzi o to, aby przezwyciężać własne lenistwo, własną inercję, własną pychę, własne fikcyjne poczucie samowystarczalności, a zawsze żyć w takim wychyleniu do Pana Boga jako dawcy wszelkiego dobra od największego do najmniejszego.
 
Prośmy dziś Boga przede wszystkim o łaskę pokory, o łaskę pokornej modlitwy w naszej codzienności, o sprawy małe i wielkie, o to, abyśmy z naszymi przyjaciółmi i nieprzyjaciółmi, kiedy proszą nas o chleb – czy faktyczny, czy metaforyczny – kiedy nas proszą o coś, czego nie mają i czego my nie mamy, abyśmy  szli wspólnie do tego przyjaciela każdego człowieka, jakim jest Jezus Chrystus.

Wieczory Biblijne w Kasince Małej

 

Komentarze

  1. Kazimierz

    Piękny temat

    Kiedy myślę o tym fragmencie Słowa Bożego, jawi mi się obraz z Księgi Jeremiasza 13.1-11 o lnianym pasie. Jeremiasz na rozkaz Pana pas, który nosił na biodrach zaniósł nad rzekę i włożył w szczelinę skalną, po jakimś czasie ten pas był do wyrzucenia.  "Bo jak pas przylega do bioder męża, tak chciałem, aby cały dom izraelski i cały dom judzki – mówi Pan – przylgnął do mnie , aby być moim ludem, moją chlubą, chwałą i ozdobą. Lecz oni nie słuchali>"

    Tak myslę, że modlitwa "..bez ustanku się módlcie…" jest takim przylgnięciem do Pana, w każdej sprawie i malutkiej i wielkiej, i rano kiedy dziękujemy Bogu za życie i nowy dzień i wieczorem, kiedy dziękujemy za to co się działo w dzień i w nocy, kiedy nas budzi do modlitwy, nawet nie wiedząc dlaczego i po co, ale On wie!

    Modlitwa jest oddychaniem naszej duszy, potrzebujemy jej, jak powietrza, potrzebujemy rozmawiać z Ojcem, nie mantrować ale rozmawiać, mówić i słyszeć, czasami się droczyć. Pan jest naszym Ojcem, kiedy mamy z Nim bliską relację, oddychamy Jego oddechem, czujemy Jego czuciem, radujemy się Jego radością, tego pragnę i do tego dążę i tego doświadczam.

    Co do dzielenia się ze spotkań, bardzo chętnie – my mamy społeczności (grupę domową) w piątki, od jakiegoś czasu przerabiamy list do Kolosan, chętnie się podzielę, może nie w taki reprterski sposób, jak wy to robicie, bo jest nas kilkoro i często dyskusja trwa godzinę i póltorej, ale najważniejszymi myslami, chętnie mogę się dzielić.

    Pozdrawiam serdecznie

     
    Odpowiedz
  2. Malgorzata

    Witamy pierwszego chętnego

    Witaj, Kazimierzu!

    Ciesz ę się, że chcesz podzielić się z nami treścią spotkań w Twojej wspólnocie. Mam nadzieję, że inni pójdą w Twoje ślady i z czasem będziemy mieli w "Tezeuszu" znacznie więcej podobnych relacji.

    Czytanie Pisma Świętego, jego przeżywanie i rozumienie to bardzo ważne sprawy. Zachęcanie do stałego i wciąż pogłębianego kontaktu ze Słowem Bożym zawsze będzie na pewno jednym z podstawowych zadań "Tezeusza".

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code