Szkice z przemocy

Normal
0
21

false
false
false

MicrosoftInternetExplorer4

/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:Standardowy;
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:””;
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:”Times New Roman”;
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}


Abstrakcyjny obraz samo-wyniszczenia znajdziemy w ewangelicznej przypowieści o Siewcy, gdzie Bóg może być tym, który sieje po to by ostatecznie zebrać plony podczas żniw. Istotne że w żadnym z tych obrazów, Bóg nie zostaje utożsamiony z polem, glebą z którego wyrasta życia – czyli łonem bo pierwiastek kobiecy jest obcy męskim wyobrażeniom o Bogu. Z tej perspektywy Bóg przedstawia się nadal na wzór władczy, roszczący sobie prawo do egzekucji owoców roli, posiadania jej w charakterze technicznym choć nigdy twórczym. Jest więc wykonawcą "kary" na jej płodach czyli wojownikiem, co ostatecznie umieszcza Go w obszarze mentalności wojennej, która nie umie rodzić inaczej jak przez wojnę, działania konfliktowe. Natomiast kobiecy cień zostaje zepchnięty w obszar nieświadomości, jedyny obraz kobiety jak tu znajdujemy, ogniskuje się na cichym przyzwoleniu na kosmiczne zapłodnienie.

Kontynuacja obrazu siewcy znajduje swe spełnienie dopiero w kaźni krzyża. Co już zostaje wcześniej podkreślone, Jezus przynosi miecz a więc przemoc – choć miecz to zarówno symbol penisa, zapładniający ziemię nasieniem, ale też narzędzie destrukcji. Znowu, w żadnym przypadku boskość nie identyfikuje się z łonem a element płodności pozostaje bierny do końca. Zaszczyt zapłodnienia oraz odbioru płodu zostaje przypisany całkowicie mężczyźnie, jednak to kobieta daje życie choć jest ona tutaj nieobecna lub zredukowana do formy abstrakcyjnej. Męskość to zaś walka, obrona i zabijanie. W pierwotnym kształcie Księgi Rodzaju, stworzenie świata następuje po walce jaką toczy Bóg z potworem Tiamat – metaforą morskiego żywiołu, nieokiełznanych sił i symbolu zła. Pierwiastkiem Tiamat jest woda czyli źródło życia, stąd jest kobietą, pierwszą matką dającą życie pokoleniom bogów. Tiamat jest ucieleśnieniem chaosu a kobiecie z reguły przypisywano kierowanie się nie rozsądkiem, a emocjami, zagłuszającymi racjonalne kalkulacje. Żeby przezwyciężyć chaos i w jego miejsce wprowadzić porządek, Tiamat musi zginąć – to dlatego na początku czytamy o Bożym Duchu unoszącym się nad wodami będącego de facto obrazem pierwotnego pobojowiska, archetypem kontroli nad kobiecą bezpośredniością przekutą w coś potwornego. W pewnym sensie to też przykład samo-obrony przed dominującą mężczyzn kobiecą zmysłowością; w ascetycznej mechanice nie ma miejsca na pociągające ciało. Zaś odrzucenie z myśli religijnej archetypu kobiecej opiekuńczości, utworzyło szersze pole dla dominacji kultu typu mężczyzny-wojownika, co w konsekwencji dla mentalności wiary oznaczało większe zespolenie dogmatu i przemocy. Po części taki ciąg zdarzeń nie wydaje się niezrozumiały ani obcy, w dużej mierze model rozmiłowanego w walce łowcy jest prowokowany przez obecność kobiet. Macierzyństwo oraz cechy opiekuńcze mogły się rozwijać tylko w tle agresywnych zachowań plemiennych mężczyzn. Obrona struktur grupowych tworzyła odpowiednie warunki do reprodukcji, opieka nad potomstwem miała negatywne odbicie w koniecznych potyczkach samców. Żeby przypomnieć obraz biblijnego Lameka, rzucającym groźby zemsty w obecności swoich żon – wojowniczość czyniła z mężczyzn seksualnie atrakcyjnych partnerów dla kobiet, nośników tych cech, które zapewniały bezpieczeństwo społeczności. Gdzie indziej dobro i umiłowanie pokoju nigdy nie było utożsamiane z męstwem, to odwaga, bezpośredniość i poczucie siły wzbudzało u kobiet pociąg do płci przeciwnej, autentyczne pożądanie; analogicznie wydaje się że Jezus nigdy nie współżył z kobietą, obecność otaczających Go kobiet w grupie nie ma charakteru erotycznego.

Jak już zostało powiedziane, pierwotne artefakty kultury człowieka to miecz: symbol wojny; oraz sierp: narzędzie żniw. Natomiast Bóg, który jest projekcją ludzkich atrybutów, przenosi te cechy człowieka w obszar transcendentalny przez co stają się one jakby wytłuszczone; znajdują swe odbicie w mitach, które są symboliczną rekonstrukcją psychiki człowieka na gruncie świata kulturowego – ewolucji względem biologicznej tkanki. Zgodnie z tezami Eugena Drewermanna, człowiek jest wojowniczy przez konieczność adaptacji czyli walki o utrzymanie własnego bytu. Z tego powodu odczuwa nieustanne poczucie winy, bo zachowanie życia idzie w parze zabójstwami: na ludziach i przyrodzie. Oddaje cześć naturze i współżycie z nią co odbywa się na gruncie jej eliminacji z ciągłym zapładnianiem. To rodzi u niego schizofrenię. Bo z jednej strony jest przekonany o świętości życia, z drugiej musi walczyć z tym co go podtrzymuje. Tu swoje źródło ma przekonanie że z tym światem jest coś nie tak, a egzystencja musi być skutkiem Upadku. Przemiana polegająca na zniesieniu tego poczucia winy, ma miejsce wtedy gdy ofiara drapieżnego instynktu człowieka zostaje zrównana z czymś boskim czy świętym. Wtedy mord staje się jednocześnie rytuałem, przebaczenie odnajduje w spożywaniu ciała zwierzęcia będącego zarazem obiektem czci i znakiem obecności boskiej siły. Jednak przemoc trwa dalej – co sprawia że człowiek przestaje żyć w stanie rozdwojenia jaźni, zawsze pomiędzy zniszczeniem a odtworzeniem?

Pierwotny myśliwy bierze na siebie ciężar okrutnego rozprawienia się z dziełami natury, przemoc która nie ma końca może znaleźć swoje spełnienie dopiero w krwawej ofierze złożonej z Syna wiecznego łowcy. Zmieszane kulty płodności i wyniszczenia wtedy zyskują odkupienie gdy ich wykonawcy stają się częścią samego procesu wzrostu i anihilacji. To Bóg płaci za zbrodnie – reprezentacja kolektywnej winy wobec natury znajduje ujście w rytualnym uboju człowieka, umieszczonego już na równi z istotą boską. Cykl zamyka się jeśli kat staje się ofiarą. I jeśli to przyroda była wcześniej umieszczana w porządku boskim a człowiek był wobec niej agresorem, intruzem gwałcącym ziemię, tak teraz można powiedzieć że role się odwróciły i zamiast kaźni zadawanej przepełnionej boskim duchem naturze (wina pierwotna; utrata raju) to Stwórca odbiera sobie życie, zamykając błędne koło zabijania i zachowywania życia, splatając w sobie i winę mordu i przebaczenie. Król przesycony podbojami nie ma już innego wyjścia jak stoczyć końcową walkę z źródłem przemocy, którą ostatecznie znajduje w sobie. Żeby przerwać cykl przemocy wojownik przestaje szukać wrogów zewnętrznych, dalszych obszarów posiadania, sam staje się obiektem kanibalistycznego nasycenia przez członków pierwotnego stada. Współbiesiadnicy Dionizosa najpierw odczuwają radykalne upodlenie wobec konieczności drapieżnego wyrwania z łona ziemi jej płodów, zyskują łaskę przez ekstatyczne rozpływanie się w Jego esencji – winie, które jest krwią zabitego boga, stając się tym co się zabija. Ale czy wybaczenie oparte na przemocy może przerwać systemowe cierpienie? Przecież w tej wizji Stworzenie zaczyna się i kończy na wojnie.

Podobno krzyżowcy podczas krucjat po oblężeniu i rzezi w syryjskim mieście Ma’arrat al-Numan dopuszczali się aktów kanibalizmu, spożywając ciała jeńców i piekąc na ogniu ciała dzieci. Klasyczny wręcz przykład działań demobilizujących obóz wroga, akty barbarzyństwa miały wzbudzać strach i przerażenie, podczas wojen jedną z kluczowych broni nie jest materialne uzbrojenie lecz także kampania oparta na psychologicznym wyniszczeniu. To jedna ze stron znanej nam przemocy w kręgach religii. To zaś rodzi wątpliwość czy wiara rzeczywiście może wyzwolić z cierpienia czy może je produkuje? Buddyści starają się wyzwolić z kręgu sansary, cyklicznego nawrotu do przestrzeni cierpienia, przez zmianę postrzegania, które przez przywiązanie do przedmiotów oraz przekonanie o stałości świata wraz z pojęciem substancjalnego "ja", jest odpowiedzialne za ból istnienia. Nirwana potrafi znieczulić lub przynieść spokój umysłu, ale czy znosi przemoc? Buddyjscy mnisi zrozpaczeni sytuacją wyniszczania tybetańskiej socjo-kulturowej tkanki przez Chiński system totalitarny, znajdują jedyne wyjście w dalszym wytwarzaniu przemocy, w tym przypadku samospaleniu. W na pół mistycznym anty-westernie Alejandra Jodorowsky’ego pod tytułem El Topo spotkamy się z podobnie rozumianą symboliką. Tam nawrócony, czy też raczej oświecony rewolwerowiec, całkowicie odrzuca swoją gwałtowną przeszłość wraz z przemocą, którą powodował. Jednak na końcu zostaje zmuszony do konfrontacji z lokalną społecznością, która przerażona obecnością kalek sprowadzonych przez byłego przestępcę, reaguje eksterminacją obcych istot, burzących dewiacyjny porządek miasta. Mnich, który przez ten cały czas stał się anty-tezą przestępczego życia, zszokowany nagłym atakiem, popełnia samobójstwo przez dokonanie samospalenia. To wizja, która pokazuje że religia nie znalazła antidotum na przemoc, w ostatecznym sensie stała się przemocą. A ten świat nadal budzi przekonanie że Miłość jest mutacją na tle przemocy.

Może dlatego John Dominic Crossan, jeden z naczelnym przedstawicieli trzeciego poszukiwania, w swojej książce God and Empire odrzuca apokaliptyczne roszczenia finałowej wizji chrześcijańskiego objawienia, w której to Jezus staje się częścią procesu rozprzestrzeniania boskiej sprawiedliwości opartej na ludzkim rozumieniu tego jak powinna wyglądać kara na zgniłej ludzkości. Nie stoi On więc ponad krwawymi podziałami, lecz jest ich częścią przez uczestnictwo w wojnie, którą po części sam inicjuje i wtłacza stając na czele niebiańskiej armii. Wyścig zbrojeń i dziwacznie rozumiane odstraszenie najwyraźniej obejmuje i świat anielski, paradoksalnie rozumienie królestwo nie z tego świata staje się wszystkim czym ten świat jest: cyklem odradzania się przez zbrojne interwencje.  W tej interpretacji, oryginalne przesłanie Jezusa z Nazaretu uległo już nie tyle zatarciu lecz zbankrutowało; żeby mogło rozpocząć się królowanie Boga, muszą wpierw nastąpić klęski będące elementem pomsty na skalę uniwersalną. Przelew krwi nie jest, jak to było pierwotnie, skutkiem wewnętrznych tarć między państwami, do masowej rzezi przykłada rękę także Chrystus stając się żywym zaprzeczeniem zasady, która za wzór brała stanie w opozycji do ziemskiego wymiaru rządzenia. Jeśli Jezus na krzyżu wyrzekł się władzy, która gwarantowała własne trwanie przez opresję i krwawe tłumienie przeciwników, tak w wizji Jana daje już upust pierwotnym impulsom, wypartych wszak przez głoszenie miłości do nieprzyjaciół; ta skumulowana energia powraca w apokaliptycznej satyrze na Imperium, gdzie resentymentalny Jezus upomina się o zwrot władzy wszczynając prywatny holocaust a historia wraca tam gdzie się zaczęła – do plemiennych walk o terytorialną dominację, z zasadami dyktowanymi przez tego kto dysponuje największą siłą, z prawem które za poczynione szkody domaga się siedmiokrotnej pomsty.

Na tym polu Crossan zauważa, że Królestwo Niebieskie, które ogłasza Jezus polega nie na ewakuacji z tego świata, lecz jest jego transformacją. I choć wskazuje na władzę, nie ma politycznych aspiracji, nie odnosi się też do użycia armii jako gwaranta utrzymania rządów. To zupełnie inny typ myślenia. Podstawa władzy w rozumieniu fizycznej siły jest nieobecna, zamiast tego mamy obrazy wzajemnego spożywania posiłków jako siły utrzymującej wspólnotę Królestwa. Jednak z czasem w chrześcijaństwie następuje załamanie, pod naporem prześladowań rozumienie władzy w boskim wymiarze uległo stopniowym przemianom, czego szczyt znajduje się w przesłaniu Księgi Objawienia. W tej wersji przyszłych/obecnych wydarzeń, niesprawiedliwości obszarom Cywilizacji towarzyszy gniew zemsty Boga, co w sumie okazuje się nie mieć między sobą aż takich sprzeczności, zlewają się z sobą produkując parodię Królestwa Niebieskiego w postaci Imperium Boga. Taka sprawiedliwość zmienia się w coś co dobrze znamy, z pojęciem miłosierdzia zostającym gdzieś daleko w tyle, jakby zapomnianym.

Ekstremizm kosmicznego ludobójstwa: Apokalipsa przynosi świadectwo całkowitego wyniszczenia w imię kary za grzechy, przywrócenia ładu w imię Boga – to coś co trudno porównać z ofiarą Jezusa na krzyżu. W pewnym sensie, końcowe słowa Nowego Testamentu negują to co stanowi rdzeń znaczenia poświęcenia się aż do śmierci. W końcu w historii Jezusa naczelną rolę pełni wątek dobrowolnego oddania życia za obcego, często wrogiego, człowieka, nie zaś kara na nim. Apokalipsa to odwraca, czyniąc intencje Jezusa za bezzasadne czy po prostu pozbawione sensu. Bo jeżeli w jednej scenie Nazarejczyk odrzuca zemstę a najgorsze cierpienia są tu okazją do pojednania przez wybaczenie oprawcy bez wyraźnej skruchy zabójcy (!) a w następnej powraca w chwale depcząc swoich wrogów, rozkoszując się bryzgającą krwią i masową zagładą, to coś tu jest nie tak. To dwie zupełnie różne wizje oczyszczenia ludzkości, z tą pierwszą jako wzorem radykalnego miłosierdzia w opozycji do imperialnego mordu. Przywołując do głosu wspomnianego autora, mamy tu do czynienia z pewnym dysonansem. W Ewangeliach horror wojny, zagłady i zbiorowe szaleństwo należą do działań pogańskich wojsk, ale co istotne, mają miejsce zanim następuje paruzja – powtórne przyjście Chrystusa. Porządek Sądu Ostatecznego jest wciąż obecny w rzeczywistości będącej jednak realiami po-wojennymi; najwyraźniej w obrazach końca świata przytoczonymi przez Jezusa, Bóg nie uczestniczy ani nie bierze udziału w walkach poprzedzających paruzję. Orgia zniszczenia od początku do końca przypisywana jest ludziom. Z kolei w Apokalipsie Jana drugie przyjście ma odbywać się z udziałem powracającego Chrystusa w towarzystwie niebiańskich wojsk, zarazy, głodu i żywiołowych klęsk prowadzących atak na ziemski wymiar – nie przeciwdziałają przemocy lecz są jej częścią i ją prowokują.

Jakie więc na samym końcu pozostaje wyjście? Powtórne przyjście Jezusa jako zbawienie na gruzach ludzkości czy bezpośredni udział w wojnie między wrogimi stronnictwami? Być może jedyna odpowiedź jest taka że właściwy powrót Zbawiciela już dawno nastąpił, inaczej oczekiwanie na boską sprawiedliwość to zapowiedź dalszego ciągu rozprzestrzeniania przemocy, także tej w boskim wymiarze. A używając słów samego Crossana: "Drugie Przyjście Chrystusa nastąpi kiedy my Chrześcijanie ostatecznie zaakceptujemy fakt Pierwszego Przyjścia jako Jedynego Przyjścia i zaczniemy współpracować z boską obecnością". W końcu Królestwo Niebieskie (=panowanie Boga) jest pośród Was.

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code