Sumienie homo, czyli o człowieczej odpowiedzialności za własne czyny

Częstotliwość, z jaką problem osób homoseksualnych i ich obecności w Kościele pojawia się w mediach, świadczy o tym, że nie jest to tylko temat zastępczy w sezonie ogórkowym. To ważna kwestia dotykająca rzeczywistych ludzkich dylematów.

Medialny spór wydaje się toczyć bardziej na poziomie idei, niż rzeczywistości. Jedna ze stron debaty – nazwijmy ją umownie konserwatywną – o wiele bardziej walczy z ideologią (homo- i genderideologią), niż z konkretnymi gejami. Przedstawiciele tej grupy bronią jasno określonego porządku moralnego. Często powołują się na Pismo Święte i nauczanie Kościoła o tym, że orientacja homoseksualna to „skłonność obiektywnie nieuporządkowana”.

Druga strona debaty – skoro opozycyjna, to nazwijmy ją liberalną – podnosi problem praw osób homoseksualnych (np. związki partnerskie, adopcja dzieci). Znacznie częściej od konserwatywnej posiłkuje się przykładem i zdaniem osób homoseksualnych, które jawnie przyznają się do swojej orientacji.

W wywiadzie dla Znaku (nr 697/2013) dr Grzegorz Iniewicz przyznaje, że „w zależności od tego, jaką grupę dobierzemy do badania, jesteśmy w stanie różne rzeczy udowodnić”, a dodatkowo z takich analiz można wyciągać też różne wnioski. Każda ze stron debaty na temat homoseksualizmu posiłkuje się wygodnymi dla niej badaniami, a niewygodne stara się interpretować pod własną tezę.

W tym miejscu pomijam język obu grup, bo zarówno po jednej jak i drugiej stronie można znaleźć dalekie od merytorycznej dyskusji epitety, takie jak „pederasta” czy „gejożerca”. Podkręcanie języka nie służy tej debacie.

Mam wrażenie, że w sporze między tymi dwiema grupami zapomina się o znacznej grupie osób homoseksualnych. Liberałowie ich pomijają, bo są homoseksualistami, którzy nie skarżą się na dyskryminację i nie domagają się specjalnych przywilejów dla gejów i lesbijek. Konserwatyści z kolei mówią o nich rzadko, bo nie są wyznawcami homoideologii. Mowa o osobach o niechcianej orientacji homoseksualnej.

Do redakcji Kwartalnika eSPe docierały sygnały, potwierdzone przez duszpasterzy powołań, że znaczna część maili czy telefonów od chłopaków rozważających wstąpienie do seminarium dotyczyła problemu ich skłonności homoseksualnych. Z tego powodu w nr 101/2013 opublikowaliśmy dwa teksty: „Homoseksualizm a powołanie” oraz „Czy osoba homoseksualna może być księdzem?” . 

Problem homoseksualizmu jest złożony a kwestia powołania (każdego!) bardzo osobista, ale w ramach tematyki, którą podejmuje eSPe nasze teksty mogą dawać odpowiedzi lub być pretekstem do wchodzenia w tę problematykę dalej i głębiej. 

***

Kwartalnik Fronda (67/2013) publikuje kalendarium wydarzeń „Wobec homoseksualizmu: między religią, nauką a ideologią”. Tekst jest o tyle cenny, że syntetycznie zbiera „odkrycia” czy poglądy na temat homoseksualizmu od 1948 r. Jedną z głównych tez, które chce w ten sposób udowodnić autor, jest kwestia społecznych, a nie biologicznych uwarunkowań homoseksualizmu. Wydaje mi się jednak, że udowodnienie istnienia genu odpowiadającego za homoseksualizm lub wykluczenie takiej możliwości ma większe znaczenie dla walki ideologicznej, niż dla samych gejów i lesbijek, zwłaszcza tych z „niechcianymi skłonnościami homoseksualnymi” (orientacja ego-dystoniczna – orientacja seksualna niezgodna z ego). Ci ostatni, żeby aktywnie uczestniczyć w życiu Kościoła, wezwani są do powstrzymania się od aktów homoseksualnych, bo tylko one są grzeszne a nie sama skłonność – o czym naucza Kościół i co zresztą przypomniał ostatnio papież Franciszek. 

A już w lidzie artykułu Frondy czytamy m.in.: „Osoba podlegająca homoseksualnym skłonnościom, jeśli podejmuje zachowania homoseksualne, to nie dlatego, że nie może im nie ulec, ale dlatego, że je akceptuje”. To przekonanie autora doskonale obrazuje myślenie osób, które raczej walczą z ideologią, niż troszczą się o zbawienie dusz. Bo przecież już św. Paweł zauważył, że „nie czyni dobra, którego chce, ale czyni zło, którego nie chce” (por. Rz 7, 14-25). Zresztą osoby o niechcianych skłonnościach homoseksualnych chyba bardzo dobrze mogą odnaleźć swoją sytuację w całej tej perykopie z Listu do Rzymian, którą redaktorzy zatytułowali „Skłonności upadłej natury”. 

Wydaje się konieczna zmiana perspektywy osób krytykujących homoseksualistów. Sprawy nie da się tak łatwo zamknąć stwierdzeniem, że skoro ktoś podejmuje działania homoseksualne, to znaczy, że je akceptuje. W tym miejscu warto zwrócić uwagę na wątek raczej pomijany w dyskusji o homoseksualizmie, czyli fakt, że Kościół wzywa do zachowania czystości wszystkich, nie tylko gejów i lesbijki. Zatem podział wśród grzeszących przeciw szóstemu przykazaniu na homo- i heteroseksualnych wydaje się sztuczny. Czy nieczystość gejów jest większym przestępstwem niż mężczyzny i kobiety niebędących małżeństwem, a współżyjących ze sobą? 

Przy tej okazji przywołam cytat z wspominanego już numeru Znaku, w którym o. Robert Plich OP wyjaśnia różnicę między biologicznym rodzicielstwem w małżeństwie, a prawnym rodzicielstwem w związku jednopłciowym (pierwszy raz spotykam się z takim wyjaśnieniem problemu, a jest cenny dla myślenia katolików na ten temat i dodatkowo może mieć bardziej uniwersalne zastosowanie niż w dyskusji o wychowywaniu dzieci przez pary jednopłciowe): 

„Kobieta i mężczyzna, przekazując życie nowej istocie ludzkiej poprzez współdziałanie seksualne, współpracują w tym szczególnym akcie z Bogiem Stworzycielem. To sprawia, że zarówno aktywność seksualna, jak i sama seksualność człowieka, w której naturę wpisane jest przeznaczenie do takiej współpracy z Bogiem przy przekazywaniu życia, przybiera charakter sakralny. Ludzka seksualność jest święta świętością życia, które przekazuje, a którego dawcą jest sam Bóg. Ponieważ rzeczy świętych nie wolno używać niezgodnie z ich sakralnym charakterem i przeznaczeniem, każda aktywność seksualna, która celowo wyklucza sakralną możliwość przekazywania życia lub w inny sposób deformuje formę sakralnego, naturalnego aktu małżeńskiego, tym samym godzi w pewien sposób w samego Boga”. 

***

Czerwcowy numer Znaku został poświęcony rodzicielstwu par jednopłciowych. Redakcja w ten sposób podniosła problem, który dotyczy ok. 50 tys. dzieci wychowywanych przez takie pary. Autorzy i eksperci znowu żonglują argumentami i powołują się na różne badania nad lepszością dorastania dzieci w rodzinach hetero- i homoseksualnych z różnymi nasileniami patologii w jednych i drugich. Pomijając w tym miejscu dyskusję nad prawem do adopcji dla par jednopłciowych, wychowywanie dzieci przez gejowski i lesbijskie pary jest faktem. Kościół nad sprawą powinien się pochylić, żeby z sensem mówić na ten temat z ambony, na katechezie i – co chyba najważniejsze – w konfesjonale. 

Redakcji eSPe, która opublikowała dwa teksty na temat homoseksualizmu, bliskie było myślenie o indywidualnym wymiarze homoseksualizmu, niż jego aspekcie społecznym czy kulturowym. Z tego powodu cieszę się, że także Znak (nr 695/2013) obrał ten kierunek, publikując wywiad z duszpasterzem homoseksualistów. Chociaż nasze teksty były kierowane jednak do innej grupy, to rozważania na temat sumienia w sprawie homoseksualizmu uważam za fundamentalne.  

Niech cytat z tego wywiadu będzie podsumowaniem tych przydługich dywagacji: „To ten człowiek podejmuje decyzje, nie ktoś z zewnątrz. To jest jego życie i jego odpowiedzialność. Wiara nie jest stanem, w który się zanurzamy i w nim tkwimy. Wiara jest drogą, na której chcemy być przy Bogu. Wsłuchując się w głos sumienia, idziemy ku Niemu. Gdybyśmy nie podejmowali własnych decyzji, ale zrzucali odpowiedzialność na innych, bylibyśmy marionetkami. Podejmując samodzielnie decyzje, powinniśmy jednak być otwarci na pouczenia innych i na to, na co otwiera nas modlitwa”.

 

Komentarze

  1. zefir

    biologiczne podstawy homoseksualizmu to nie spór ideologiczny

    Dziękuję Panu za ten ciekawy tekst.

    Chciałbym się odnieść do dwóch kwestii.

    Pierwsza – bardzo mi bliska to sprawa biologicznych podstaw homoseksualizmu.

    Piszę Pan, że tu chodzi o spór ideologiczny. Ja uważam, że tu chodzi po prostu o prawdę. Środowiska konserwatywne prezentują homoseksualizm jako kwestię wyboru. Geje natomiast podkreślają, że nie wybierają sobie orientacji homoseksualnej, tylko ją w sobie odkrywają (mówię tu o prawdziwych homoseksualistach a nie mężczyznach, którzy się homoseksualistami określają, a wcale nimi nie są). Na pytanie czy prawdziwy homoseksualizm jest kwestią wyboru czy wrodzoną cechą człowieka powinna odpowiedzieć właśnie nauka.

    Samej, nauce a właściwie biologii nie zależy na drążeniu tematu czy homoseksualizm jest moralny czy nie. Biologia stara się odpowiedzieć na pytania: dlaczego homoseksulizm istnieje (jaki jest mechanizm jego powstawania) oraz jakie są jego funkcje w populacji. 

    Wydaje mi się, że Kościół czuje się z tego powodu trochę zagrożony. Raz, że przez setki lat, to religia kształtowała pojęcie ludzkiej seksualności, a teraz zaczęła to robić biologia. Dwa – nauka wpływa na kulturę i jej wpływ może się Kościołowi nie podobać z powodu innego podejścia na te sprawy i zmian w odbiorze społecznym.

    Kwestia gej-genu jest traktowana bardzo powierzchownie. Po pierwsze, za homoseksualizm wcale nie musi odpowiadać jeden gen tylko grupa genów. Mówiąc o biologicznej genezie homoseksualizmu trzeba mieć świadomość, że wiele procesów od genów zależy. Funkcjonowanie hormonów w życiu płodowym także, a to że hormony mają niebagatelne znaczenie w ludzkiej seksualności jest dla biologów sprawą oczywistą. Laik słysząc jednak coś o hormonach, nie wiąże tego z genami. To są bardzo skomplikowane, złożone procesy.

    Odnoszę wrażenie, że obecnie zarówno konserwatyści jak i liberałowie niechętnie zapatrują się na badania wyjaśniające biologiczną, a szczególnie genetyczną przyczynę homoseksualizmu. W przypadku odkrycia genetycznej podstawy homoseksualizmu, konserwatyści stracili by swój argument, że orientacja jest kwestią wyboru a nie czymś wrodzonym, naturalnym. Drugi powód jest wspólny dla obu obozów: odkrycie gej-genu mogłoby spowodować, że homoseksualne płody byłyby poddawane aborcji na masową skalę. Nikt tego nie chce. Dlatego obecnie zapanowało status quo mówiące o tym, że przyczyna homoseksualizmu nie jest znana a badania nad przyczyną homoseksualnej orientacji są podejmowane niechętnie.

     

    Druga sprawa – osoby o niechcianej orientacji homoseksualnej.

    Nie wiem na jakiej podstawie uznał Pan, że takich osób jest znaczna ilość? Ja nie poznałem takich wielu. Proces odkrywania w sobie homoseksualności i akceptacji jest bowiem procesiem rozłożonym w czasie i może trwać nawet wiele lat. Na początku młodzi ludzie często nie akceptują swojej homoseksualności i starają się jej wyprzeć, myśląc że sama przejdzie albo próbując związków i seksu z dziewczynami co tylko pogarsza sprawę.

    Z moich doświadczeń mogę powiedzieć, że takie osoby są bardzo nieszczęśliwe, pełne sprzeczności. Nie akceptują siebie, traktują jako gorszych. Jednocześnie mają bardzo krytyczne stanowisko w stosunku do innych gejów, których stawiają jako wzór czegoś co najgorsze i nienawidzą ich. Będąc homoseksualistami są jednocześnie homofobami. Takim osobom powinno się pomagać zaakceptować własną orientację.

     

     

     

     
    Odpowiedz
  2. Jadzia

    a przeciez to już wiadomo

    Tekst jest o tyle cenny, że syntetycznie zbiera „odkrycia” czy poglądy na temat homoseksualizmu od 1948 r. Jedną z głównych tez, które chce w ten sposób udowodnić autor, jest kwestia społecznych, a nie biologicznych uwarunkowań homoseksualizmu. Wydaje mi się jednak, że udowodnienie istnienia genu odpowiadającego za homoseksualizm lub wykluczenie takiej możliwości ma większe znaczenie dla walki ideologicznej, niż dla samych gejów i lesbijek, zwłaszcza tych z „niechcianymi skłonnościami homoseksualnymi”

     

    Przeciez to już wiadomo

    Naukowiec Dorner i Diamond niezaleznie od siebie prowadzili badania nad skłonnościami seksualnymi płci. Wyniki ich badań były bardzo podobne. Stwierdzili, że jeśli w którymś ze stadiów rozwoju płodu dojdzie do zaburzeń to mężczyzna będzie agresywny i pewny siebie a będzie homoseksualistą lub będzie miał typowo zniewieściały spoób bycia i bedzie przejawiał zainteresowania płcią przeciwną. Jeśli tylko ośrodki preferencji seksualnych poddane zostaną działaniu "niewłaściwego" hormonu, to człowiek może przejawiać zainteresowanie własna płcią, a jednocześnie mieć tylko niewiele nietypowych dla swojej płci cech zachowania czy wyglądu.
    Innym rodzajem zaburzeń płciowych jest transseksualizm, tzn. uwięzienie w pułapce przeciwnej płci. Osoba mimo, że wychowywana społecznie jako męzczyzna czuje się i chce być kobieta i odwrotnie.
    Dorner stwierdził także,że na homoseksualizm dziecka może mieć wpływ zwiekszony stres kobiety ciężarnej, a także przyjmowanie barbituranów.

    ze strony 

    http://www.sciaga.pl/tekst/22963-23-plec_mozgu_anne_moir_i_david_jessel

     

    Oraz

    Szereg prac wskazuje na większą liczbę homoseksualnych i biseksualnych osób wśród dziewcząt z nieprawidłowo wysokim poziomem androgenów, wynikającym np. z wrodzonego przerostu nadnerczy. U dziewcząt takich zresztą stwierdzano również występowanie typowo chłopięcych zachowań: skłonność do zabaw preferowanych przez chłopców oraz agresję. Co więcej, wyniki testów psychologicznych wskazywały na duże podobieństwo ich wyników do tych uzyskanych przez ich rówieśników o przeciwnej płci.

    ze strony

    http://www.polskieradio.pl/23/266/Artykul/175826,Co-potrafia-zrobic-z-nami-hormony

     

    Wiec proszę – czytajmy doniesienia naukowe, a nie twierdzmy, ze nic nie wiadomo.

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code