spotkania

Niestety mój poprzedni wpis zniknął bezpowrotnie w niedzielne popołudnie. Cóż, technika czasami zawodzi:-)
Pisałam o ważnych spotkaniach jakie mają miejsce w naszym życiu. W międzyczasie usłyszałam piękne opowiadanie bardzo pasujace do tego tematu.
Wyobrażmy sobie pustynię. Piach, upał, zeschnięte trawy. Słońce piecze niemiłosiernie. W takim upale wędruje przez te piaszczyste bezdroża człowiek. Marzy o odpoczynku i wodzie. Jest bardzo spragniony, wyczerpany. Nagle w oddali dostrzega jakieś domostwo. Dzieli go dość duży dystans od tych zabudowań, ale postanawia tam dotrzeć. Idąc wyobraża sobie co zrobi gdy tam dojdzie. Myśli o czym zagadnie do gospodarza, jak go powita, aby ten go przyjął pod swój dach.
Gdy jest już blisko domu dostrzega pracującego obok budynków człowieka. Zauważa, że człowiek ów jest bardzo zajęty swą ciężką pracą i postanawia nie przeszkadzać mu. Postanawia nie absorbować gospodarza własną osobą, problemami, potrzebami. Mija dom
i idzie dalej.
Gospodarz natomiast już z dala zauważa wędrowca. Cieszy się bardzo, gdyż w tej okolicy bardzo rzadko pojawiają się ludzie. Z radością myśli o spotkaniu, rozmowie. Postanawia poczęstować przybysza skromnym posiłkem na jaki go stać. Ale gdy wędrowiec zbliża się do domu gospodarz postanawia udawać, że pracuje aby nie być natrętnym w swym wyczekiwaniu. Boi się, że swym wypatrywaniem może odstraszyć wędrowca. Więc bierze się za porządkowanie obejścia.
Teraz ze smutkiem patrzy za oddalającym się człowiekiem. Jest mu przykro. Myśli, że ten człowiek pewnie nie miał ochoty się zatrzymać w jego domu, że ma lepsze możliości, towarzystwo…
Ta krótka opowieść uśwadomiła mi, że chowamy się przed sobą, łatwo rezygnujemy z możliwości jakie daje nam los. Snujemy scenariusze myśli innych ludzi. Boimy się zaryzykować śmieszność, rozczerowanie. Boimy się otworzyć przed innymi. Otworzyć swoje drzwi okazanego zainteresowania, podzielenia się z kimś sobą. Czekamy, aż zjawi się w naszym życiu ktoś…, ale nie dostrzegamy go.

 

Komentarze

  1. Anonim

    To nie tak!
    Pamietam z

    To nie tak!
    Pamietam z dziecińsywa, gdy chodziło sie na wycieczki, w góry, w lasy. Wtedty zupełnie normalnym było, ze kazdy kazdego pozdrawiał na szlaku, a gdy spotkało sie na swej drodze jakis-domek-chałupe z usmiechem sie pozdrawiało a gospodarz zapraszał do srodka i przewaznie czestował czymkolwiek, najczesciej ugotowanymi ziemniakami (grulami)z kwasnym mlekiem.I mile się przy tym gawędziło.

    A teraz? To nie ludzie sie zmienili.
    Po pierwsze nie kazdego teraz stac nawet na poczestunek tymi ziemniakami z tym mlekiem. Niektorzy ludzie sa po prostu tak bardzo biedni.
    A gdy sa bogaci? No coz kazdy wobec zarazajacej agresji i napadów, po prostu boi sie wedrowcow. Boi sie ze zostanie okradziony, pobity a moze zamordowany.
    Niechętnie też rozmawia się z ludzmi spotkanymi na szlaku, z tych samych powodów.
    To nie zło tkwi w samych ludziach, ale w tym, ze np media wciaż pokazuja agresję, ze jest bezdomnosc , bezrobocie, bieda wspomagana agresją w mediach. Mozna kupic bron itp.

    A kazdy ma prawo się bać…jezeli np juz cos takiego mu sie przydarzyło gdy nieznajomego zaprosił do siebie.

     
    Odpowiedz
  2. Jacob

    Trudno mi z Tobą

    Trudno mi z Tobą rozmawiać, Jadwigo. W tym przypadku moje myśli też bujają gdzie indziej. A czuję, że rozmawiać warto. To właśnie spotkanie. SPOTKANIE. (Jak trzeba mogę być “panem”, dostosuję się). Mam aż za dużo ziemniaków:), meneli się nie boję, w górskiej pustelni przemieszkałem parę lat. Spotkania to MAGIA – takie me doświadczenie… Czego się boisz?

     
    Odpowiedz
  3. Jacob

    No i stwierdzić muszę,

    No i stwierdzić muszę, że – Aniu i Jadwigo, inspirację Wam zawdzięczam, tekst o “Mordercy” spłodziwszy… Czary-mary… Ryjek stary…

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code