Rozmowa z Panią Śmierć

 Wojciech wraz z Towarzyszami postanowili za świętować kolejne sukcesy ich działalności. Właśnie przemierzali kraj i zatrzymali się w pewnym hostelu na nocleg. Siedzieli w Izbie i poili się złocistym napojem bogów. Gdy tak mijały godziny, nagle ni stąd ni z owąd pomieszczenie przeszył przerażający świst. Zrobiło się ciemno, pojawił się ktoś… ktoś kogo nikt się nie spodziewał. Chociaż…

Śmierć: Witajcie, przyszłam po Ciebie Wojtku

Powiedziała Śmierć głosem przypominającym Lorda Vader`a. Towarzyszom ciarki przeszły po plecach, wyłupili swoje gały i popatrzyli jeden po drugim. Wojtas jak gdyby nigdy nic dopił piwo, beknął i odchylając się do tyłu podjął dialog

Wojtas: Witaj kochaniutka. Czekałem na Ciebie. Witaj, witaj, może usiądziesz – wskazał na wolne krzesło –jak miło, że się wreszcie spotykamy.

Powiedział czule Wojtas. To było tak czułe, że Towarzyszą chciało się zakląć, a Śmierć zamarła, przełknęła… coś przełknęła przynajmniej wszyscy słyszeli przełknięcie i dotarło do niej to, że trochę z chłopakami posiedzi.

Śmierć: ale…

Wojtas:  Co ale?

Ś: yyy wiesz zazwyczaj ludzie…

W: …boją się Ciebie i jesteś ostatnią oso… czy czym tam jesteś, co chcą spotkać w życiu

Ś: No właśnie, a gdy już do nich przychodzę są przerażeni jak ci tam – wskazała ręką na Towarzyszy – i coś mamroczą pod nosem, że jeszcze nie ich czas i takie tam. A Ty wyglądasz na kogoś kto…

W: …kto by na Ciebie czekał?

Ś: yhy

W: Dziwi Cię to?

Ś: Ździebko

W: Dobre nie? Jak to możliwe?

Ś: Jak to możliwe?

Powtórzyła cichym głosem Śmierć

W: Chcesz się dowiedzieć?

Ś: Cholera, wdepnęłam w gówno. No dawaj

W: Okej.

Wojtas wstał od stołu i poszedł do lodówki i przyniósł czteropak piwa na głowę. Otworzył browara, odchylił się do tyłu. Zachciało mu się jednak palić. Wstał ponownie wyciągnął z futerału fajkę po czym nabił ją i zapalił. Teraz mógł rozmawiać.

W: To może tak, kim jesteś?

Ś: No śmiercią…

W: Widzę, słyszę i czuję

Powiedział śmiejąc się i zachłystując się dymem, kiedy po kilkudziesięciu sekundach doszedł do siebie dodał

Wiesz konkretnie kim, czym jesteś? Czyżby duchem, aniołem a może demonem?

Ś: Noo…

Śmierć wyraźnie zdziwiło to pytanie

W:  No gadaj!

Krzyknął Wojciech

Ś: Właściwie to aniołem. Upadłym aniołem…

Było to wyznanie zarazem przeraźliwe i smutne

W:  Czyli demonem tak?

Ś: Tak, demonem na własne życzenie…

Znów smutne i przeraźliwe zarazem wyznanie, które zaostrza również następująca po chwili przenikliwa cisza. Nagle przeraźliwe i z żalem:

Nienawidzę Go!

W: Kogo?

Ś: Przecież wiesz!

Utkwiła wzrok w Wojciechu, jego żołądek właśnie dotknął kręgosłupa, a ciało przeszył prąd strachu. Miała rację, wiedział.

W: Boga?

Ś:  Tak

Odpowiedziała ze wściekłością

W: Dlaczego?

No i przegiął, śmierć właśnie została wyprowadzona z równowagi.

Ś: Bo Was do cholery kocha!

Rzuciła rozglądając się po Towarzyszach i mówiła dalej:

Mimo tego całego zła, które popełniacie On Was kocha i zawsze przebacza! Takie ścierwa jak Wy powinny zdychać! A On was kocha! Wy Tyle razy Go zawodziliście, a On nadal kocha! Wy w ogóle tego nie rozumiecie! Cholerni ludzie! Pętaki, ścierwa! Błędy w systemie stworzenia! Ale nie! On nadal w Was wierzy! Kapujecie to?! On w Was wierzy!! 

Jedyną moją słodką satysfakcją jest przychodzić po Was i patrzeć jak umieracie ze strachu na mój widok. Patrzeć jak skomlicie żałując, że nie rozumieliście. Jak ja to uwielbiam! Uwielbiam ludzki strach!

Nagle Śmierć ze stanu podniecenia w połączeniu z nienawiścią trochę zmarkotniała. Po chwili ciszy dodała, znów z dozą grozy w głosie:

Dlaczego!? Dlaczego się nie boisz?

W: Może nie mam powodu?

Ś: Powodu?

W: Nie zapytasz mnie?

Ś: Do cholery! Właśnie pytam!

W: Ale nie o to! Nie zapytasz mnie kim jestem?

Ś: Cholernym ludziem! Człowiekiem znaczy się

W: Nie tylko

Ś:  Nie tylko?

W: No nie tylko

Ś:  Przestań to robić!

W: Co?

Ś: Igrać ze mną!

W: denerwujemy się?

Ś: Pieprz się! Gadaj!

W: Ale po co te nerwy! Cholera fajka mi się skończyła, browar nie ruszony. Napijmy się.  Dobra, na czym skończyliśmy?

Ś: Na tym kim jesteś, skończyłeś na tym, że oprócz bycia człowiekiem jesteś także kimś. Tyle złapałam.

W: A no tak! No tak jestem człowiekiem ale nie tylko!

Ś: Znów zaczynasz!

W: Przecież wiesz!

Wojtas popatrzył prosto w oczy Śmierci. Dotarło do niej oczywista prawda. Wściekła się.

Ś: Jak śmiesz się na to powoływać!

W Na to, że tak jak Ty jestem Jego dziełem? Tak, jestem Jego dzieckiem i to ukochanym! Czego więc miałbym się bać?

Ś: No śmierci! Mnie! Końca, bólu, cierpienia, pozostawienia bliskich, wszystkiego co masz i posiadasz. No i zostawienia tej, którą kochasz.

W: Śmierć to tylko chwila samotnej wędrówki po omacku by wpaść w ramiona Taty…

Ś: A co z resztą?

W: Ból i cierpienia znam od małego. Kiedyś się buntowałem, nie godziłem się na to wszystko. Dziś wiem, że to była część mnie. Bardzo cenna część mnie. To właśnie w bólu i cierpieniu spotkałem naszego Ojca.

Ś: Twojego!

W: No jak chcesz… ale właśnie w tym Go spotkałem. W tych ranach odkryłem moje błogosławieństwo. Poza tym wiesz, moje imię. Po słowiańsku Wojciech znaczy ten, którego raduje wojna. Wojciech to ten, który walcząc niesie innym pociechę. Także wiesz…

Odchylił się Wojciech do tyłu i dodał

Ehh cóż to była za wspaniała przygoda to życie!

Ś: Jeszcze trwa

W: Masz rację, jeszcze…

Ś: Zadziwiasz mnie

W:  Czym?

Ś: Zadziwiasz mnie a jednocześnie doprowadzasz do szewskiej pasji. To wszystko. To wszystko tak jakbym już kiedyś to przerabiała.

W: Co masz na myśli?

Ś:  Znasz Biblię? Co za pytanie, pewnie, że znasz. Jak mógłbyś nie znać.

W: No znam, tam znalazłem wszystko

Ś: Znasz Hioba?

W: Głupio pytasz. Znam.

Ś:  No to mam wrażenie jakby z Tobą było podobnie. On! On! On wiedział, że Ty zrozumiesz! On wiedział od początku za nim powstawałeś! Jaka ja jestem głupia… Myślałam, że to się więcej nie powtórzy! A jednak, myliłam się…

W: Weź jaśniej, kto co wiedział? Co ma to wspólnego ze mną i z Hiobem?

Ś: O każdego z Was ludzi z Bogiem się targujemy, robimy coś w rodzaju zakładu.

W: Do cholery jestem już po kilku piwach! Gadaj jasno i prosto z mostu!

Ś: No Bóg, Wasz ten cały Abba do każdego z Was dopuszcza mnie i moich kumpli byśmy mogli coś tam każdemu zrobić, jakoś doświadczyć. No to czasem tak jak Tobie dajemy chorobę od dziecka. Adamowi u progu wejścia w pełni samodzielne i dorosłe Zycie. Piotrowi za młodu odrzucenie. Cel mamy jeden! Mamy Was ludzi zniszczyć! Mamy Was odciągnąć od Niego! A On za każdym razem, wobec każdego z Was mówi, że nie damy rady! Że nikogo nie odciągniemy! Głupiec! Wielu już złamaliśmy i przeciągnęliśmy na naszą stronę! Wielu napluło Mu prosto w twarz! Ha ha ha! Wtedy mam pożywkę i nieziemską satysfakcję kiedy po takich przychodzę! Najlepsze, że pomagają mi w tym sami Jego tzw. „prawdziwi wyznawcy”, często księża. Podają takim delikwentom szpetne kłamstwa o tym, że to kara za zło itd. Największy ubaw mam wtedy, gdy mówią, że to kara za grzechy przodków! Normalnie mam ubaw po pachy Ha ha ha! Jak oni potrafią dolewać oliwy do ognia mówiąc biedaczkom, że tak musi być, że mają siedzieć cichutko bo świętość dokonuje się w absolutnej ciszy ha ha ha

W:  Ale w dzisiejszą noc nie jest Ci wcale do śmiechu

Ś: Nie! Wręcz przeciwnie! Jestem wściekła! Bo Wy to zrozumieliście! Dowalaliśmy Wam jak mało komu ale za każdym razem podnosiliście się. Potrafiliście to co złe zamienić w dobro. Umieliście wyciągać pozytywy z bólu, cierpienia, porażek. Wiedzieliście, że to Boży dopust. Wiedzieliście, że to Boża kuźnia, z której wychodzi to co najlepsze!

Piotr: Nie da się ukryć!

Adam: Bo kogo Pan Bóg miłuje…

Ś:  …temu krzyży nie szczędzi. Znam to!

A: Cieszy mnie to

W: No i widząc sens naszych cierpień zaczęliśmy dawać innym nadzieję.

Ś: Doprowadzając mnie tym do szału! Wtedy też to nakręcałam tych świętoszków na Was

W: W sumie to dzięki

Ś:  Za co?!

W: No za to wszystko! Bo jak to mówią Jezuici tam gdzie są większe przeszkody, tam należy się spodziewać większych owoców.

Ś: No tak. Tylko, że na moje szczęście niewielu to rozumie. Poddają się, odpuszczają i potem na łożu śmierci żałują, że nie szli pod prąd. Skomlą nad tym, że woleli nie wystawiać swoich głów przed szereg. I to wszystko w imię tego ich świętego spokoju. Spokoju, który ich zgubił  a mnie wprawił w wielkie zadowolenie.

W: A tu masz pani zonka

Ś: Taa… I te ich nie chce mi się, nie da się. Durne pytania, durne pytania i pretensje do wszystkich ale nie do samych siebie. Wolą siedzieć nad tym genialnym wynalazkiem ludka: Fejsie, przed TV, pić, jarać trawę czy chodzić na imprezy.

W: Tej my też pijemy, palimy, co prawdę nie trawę ale tytoń, no i czasem idziemy się pobujać

Ś: eee ale Wy pijecie wtedy jak coś zrobicie, a oni wolą prze imprezować życie, przesiedzieć je przed kompem niż wykonać jakikolwiek krok czy zrobić cokolwiek. No bo po co się przemęczać, po co się pocić, po co narażać dobre „imię”. Po co narażać własne ciało czy zdrowie? Będę się oszczędzał to dłużej pożyję. No i żyją dłużej tylko nie życiem ale jego ułudą! Myślą głupcy, że lepsze życie to te dłuższe. Bzdura! Długość życia ma się nijak co do jego jakości. Liczą się tylko owoce. Oni nie wiedzą o tym, że żeby cos mieć najpierw trzeba coś dać. Wiecie im więcej dajesz, tym więcej do Ciebie wraca. Prawo odwieczne zapisane w Biblii, której nie czytają. Całe moje cholerne szczęście, że nie czytają! No ale z Wami jest inaczej. Wojciech, Ty wiedziałeś prawda?

W: O czym?

Ś: O tym, że dość młodo umrzesz.

W: Tak wiedziałem i starałem się na to przygotować zarówno siebie jaki i ludzi wokół mnie.

Ś:  Mało kto to zrozumiał nie?

W: Wszyscy jak mniemam za Twoją namową wmawiali mi, że tak nie można mówić. Mi nie przystoi i takie tam. Bo przecież propaguje życie pełnią. Powtarzałem im cały czas, że owszem kocham życie, a śmierć nie jest mi straszna. Kocham życie choć wiem, że będzie krótkie dlatego nie oszczędzałem się, dużo podróżowałem. Robiłem to co kochałem. Robiłem to do utraty tchu! No i w końcu umrę tak jak marzyłem przy robocie(Wojtek śmieje się do siebie). Jak to mówi Słowo „Błogosławiony sługa, którego Pan zastanie przy swojej czynności”. Mnie zastał jak krzyczałem: Warto żyć! Bo życie jest piękne! Kilku mi uwierzyło, oni wierzą(spogląda na Towarzyszy), oni zrozumieli.

A: Zrozumieliśmy to Wojtas.

P: Zrozumieliśmy dlatego jesteśmy gotowi dalej kontynuować to dzieło.

A: Razem, aż po grób! Nawet za cenę żegnania się z przyjacielem.

Ś: Długo byście się nie nie widzieli. Za jakiś czas zamierzałam przyjść także i po Was…

W: Jest chyba coś czego się boję

Ś: Czego takiego?

W: tego, że ci którzy tak powtarzali mi o dbaniu o sobie. Ci, którzy powtarzali mi, że gadam głupoty, że nie powinienem, że nie przystoi i takie tam. Boję się, że oni nie zrozumieją mojego, naszego przesłania.

Ś:  Masz rację, nie zrozumieją.

A: Nie bądź tego taki pewny. W końcu to my lubimy Tobie krzyżować plany.

Wojtas uśmiechając się do siebie:

W: No właśnie, pamiętaj oni zrozumieli!

Ś: No dobra, a co z ukochaną?

W: Fakt to będzie bolało, jej będzie mi najbardziej żal, jednak zanim oboje poszliśmy we wspólną przygodę wiedzieliśmy o tym. Wiedzieliśmy jak to się może skończyć. Wierzę, że Bóg się Nią zaopiekuje. Ufam Mu i wierzę. W końcu to On mi ją dał. Ona bardziej do Niego należy niż do mnie. Ona jest jak lilia, którą Pan pięknie przyodziewał. I myślę, że dalej ją przyodziewać równie pięknie będzie. A może i piękniej. Kto wie?

Ś: A nie żal Ci Twojego działa? Tyle niedokończonych spraw, niezrealizowanych celów. Nawet dobrze się nie nacieszyłeś tym sukcesem, którego świętowanie Wam przerwałam.

W: Trochę i żal, wszak kawał serducha w to włożyłem. Wiele poświęciłem no ale to również nie jest i nigdy nie było moje. To po prostu był powierzony mojej opiece skarb. Miałem tylko pomnożyć to co zostało złożone w moje ręce i tyle. On mi to dał i teraz może mi to odebrać. Oddaję więcej niż otrzymałem. O! kończy się piwo, trochę się zasiedzieliśmy.

P: To może toast!

Wydarł się w swoim benedyktyńskim zwyczaju Piotr

A: Czemu by nie!

W: Chluśniem bo odwykniem!

 

Wszyscy utkwili wzrok na Śmierci

Ś: No dobra ale za co?

Towarzysze(chórem): Za życie!

Rankiem wszystkich obudziło słońce wpadające zza okiennych zasłon. Wstali rozejrzeli się wokół. Są butelki po piwie, pudełka po pizzy. Jest i stół i cztery krzesła. Popatrzyli tylko na siebie. Czy to był sen czy jawa? Nikt tego z Towarzyszy do końca nie wiedział. Jeden drugiego bał się też pytać o minioną noc. W każdym razie oni wciąż tu są i kochają życie oraz krzyczą, że jest nadzieja, więc warto żyć! Żyć do końca, kochać do końca, tak by Śmierć kiedy znów przyjdzie, mogłaby się kolejny raz rozczarować!

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code