“Równe prawa trudna sprawa”

 Gdy wielotysięczne tłumy przechodzą ulicami miast, by wyrazić swoje poparcie dla wartości Rodziny, w innych miejscach organizuje się parady, których uczestnicy eksponują przekonania degradujące tę najważniejszą a zarazem podstawową grupę społeczną. Gdy jedni uważają rodzinę i małżeństwo za źródło radości i szczęścia inni, uznają ten stan za ograniczenie wolności i wyraz obciachu.

W Marsze dla Życia i Rodziny z roku na rok włącza się coraz więcej osób, tych którzy dostrzegają potrzebę zamanifestowania w przestrzeni publicznej, jak istotna jest rodzina. W ciągu czterech ostatnich lat liczba uczestniczących w tej akcji miast wzrosła z 16 do ok. 140. Ale tendencje wzrostowe ujawniają się także po przeciwnej stronie. Poparcie – zwłaszcza ze strony mainstreamu – zyskują także środowiska kierujące się sprawiedliwością pojętą, jako zapewnienie nieograniczonych swobód dla zlaicyzowanych grup eksponujących hasło: „Równe prawa, to wspólna sprawa”.  
 
Czyżby rzeczywiście osoby wspierające silnie liberalny nurt myślowy tak bardzo zabiegały o równe prawa dla wszystkich?? Czy raczej w tym pełnym (na pierwszy rzut oka) tolerancji zawołaniu przejawiają się skłonności o charakterze czysto egoistycznym? Bo przecież o ile można zrozumieć i jak najbardziej wpierać postawy prorodzinne, obronę życia, szczególnie tych najbardziej bezbronnych, o tyle mniej jasne staje się występowanie przeciwko tym prawom w imię szeroko – a może i mylnie – pojętej wolności. Bo przecież wolności nie definiuje się pojęciem niczym nieskrępowanej swobody, jak pisał Benedykt XVI.  A zatem, czy można tak ochoczo głosić konieczność wprowadzenia równości, jednocześnie ograniczając a nawet niszcząc odwieczne prawa ustanowione porządkiem naturalnym, (wierzący powiedzieliby prawem Bożym)??
 
Na niebezpieczeństwo tego typu dążeń wskazał Gerhard Müller, prefekt Kongregacji Nauki Wiary zauważając, iż wprowadzenie homomałżeństw jest dyskryminacją związku małżeńskiego między mężczyzną i kobietą, a w ten sposób także dyskryminacją rodziny. Czy podejmowanie akcji mających na celu eksponowanie odmienności, a raczej jednakowości (bo chodzi o tu o manifestowanie zachowań homoseksualnych) nie należy uznać za przejaw dyskryminacji środowisk respektujących prawa naturalne i wartości chrześcijańskie?
 
Opinia publiczna skupiona wokół mainstreamu podejmuje wszelkie działania w sposób mniej lub bardziej wyrazisty, by wymusić na chrześcijanach okazywanie swojej wiary w zawężeniu do strefy prywatnej. Nie jest to oczywiście nowe zjawisko choć może dzisiaj przybrało nieco inną formę. Bowiem analogicznie, tak jak współcześnie artyści, celebryci opowiadają się za – nie tyle równością, co – jednakowością tak niegdyś, jak podawał G. Orwell – w kręgach literackich za „dziwactwo” uchodziło, gdy ktoś nie był mniej lub bardziej „na lewo”. I tak jak niegdyś na popularności zaczęło zyskiwać przeświadczenie, że pisarz musi być aktywnym lewicowcem, bo w przeciwnym wypadku jest złym pisarzem – tak i dziś, gdy ktoś nie popiera nowoczesnych rozwiązań i panujących trendów – temu grozi napiętnowanie mianem zacofanego. Tylko dlaczego te kilkunastowiekowe tradycje mają być ograniczone do strefy prywatnej jedynie dlatego, że nadszedł nowy trend?? 
 

 

 
 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code