Rocznica (świadectwo)

 
Rozważanie na V Niedzielę Wielkiego Postu, rok A2

Rekol__Wielk__2014.jpg

6 kwietnia.

Dziś rocznica mojego chrztu. A także Bierzmowania i Pierwszej Komunii.

Było to w Wielką Sobotę podczas liturgii Wigilii Paschalnej w roku Pańskim 1985. Tego dnia wstąpiłam do KRK.

Miałam wówczas dwoje dzieci w wieku 4 i 2 lata, i męża (bo choć nie mieliśmy żadnego ślubu, w sercu był moim mężem, a zarazem troskliwym ojcem naszych dzieci). Byłam więc dorosłą osobą, żyjącą w wolnym związku, a do tego asystentem w Zakładzie Filozofii Marksistowskiej!

Jak to było możliwe? Próbuję zrozumieć…

Wychowana w domu ateistycznym, nie znałam Kościoła (chyba że od zewnątrz, jako COŚ uroczystego, odmiennego, dziwnego i tajemniczego). W moim języku nie było takich terminów jak: msza, liturgia, sakrament… Nie znałam się kompletnie na obrzędowości.

Natomiast Biblię znałam w dość zażyły sposób od dziecka – stała na półce w domowej biblioteczce obok mitów greckich: czytałam z ciekawością jednocześnie i mity, i Biblię. Lubiłam je tak samo. Gdy dorosłam, poznałam z opracowań św. Augustyna, Mistrz Eckharta, Tomasza z Akwinu, o tyle, o ile to było konieczne do nauczania historii filozofii. Lubiłam św. Augustyna (przeczytałam „Wyznania”) za jego żarliwość, ale nie bardziej niż Pascala, Kierkegaarda czy Sartre’a.

A potem…

W 1979 roku – mieszkaliśmy wtedy w Warszawie – ulegliśmy powszechnej euforii na wieść o przyjeździe Jana Pawła II do Polski. Poszliśmy przed Pałac Belwederski „zobaczyć papieża”. Weszłam na drzewo, żeby Go zobaczyć…

Następnego dnia o świcie pojechaliśmy z Ursynowa na spotkanie z młodzieżą do Kościoła św. Anny. Koniec jazdy nastąpił daleko od miejsca spotkania. Szliśmy Krakowskim Przedmieściem z ludzką falą, ale nie dotarliśmy do kościoła. Zatrzymał nas tłum wcześniej przybyłych. Ludzie stali w pewnej odległości jeden od drugiego, skupieni, spokojni, w ciszy przerywanej tylko wspólną modlitwą. Słuchałam ze zdumieniem płynących z głośnika słów, zupełnie innych niż te, jakie zazwyczaj płynęły z głośników. Ciepły, pewny głos; słowa, które porywały, rozgrzewały, poruszały… Widziałam, jak ludzie klękają jednocześnie na asfalcie jezdni. Klękałam razem z nimi. Pierwszy raz w życiu widziałam przyjmujących Komunię: nie rozumiałam, ale przenikało mnie to do szpiku kości! Dotknęłam mocno innej Rzeczywistości – lub raczej Ona dotknęła mnie.

To było jak lekkie trzęsienie ziemi. Skała przekonań, w jakich żyłam, nieco się skruszyła. Przez szczelinę przeniknęło trochę światła. Rozpoczął się proces, który dla mnie dotąd pozostał Tajemnicą. Nikt mnie nie indoktrynował ani nie nawracał. COŚ dojrzewało i dokonywało się we mnie w ukryciu bez żadnego mojego udziału.

Potem urodziłam córeczkę. Dziecko było ze mnie, ale bardzo wyraźnie czułam, że nie jest moje. Że to Osobny Człowiek. Tajemnica. Dar. Skąd?

Proces trwał. Nie wiem, w jaki sposób łączyły się w całość poszczególne lektury, zdarzenia i przeżycia. Nie potrafię wskazać żadnej zewnętrznej przyczyny, która zmieniała moje serce, myśli, przekonania. Wiem, że dwa lata później, po urodzeniu synka nie miałam wątpliwości. To Bóg działa. Kamień był odsunięty: zostałam zalana światłem! Pierwszą Osobą, jaką zobaczyłam blisko i wyraźnie – był Jezus. Już wcześniej rosła tęsknota za Nim i żarliwa miłość. Teraz zapragnęłam należeć do Niego całkowicie poprzez chrzest. Natychmiast!

Niestety, nie udało się to tak szybko. Musiałam przetrwać czas przygotowań: roczny katechumenat. Jeszcze raz czytałam Stary Testament i Ewangelie: okazało się, że znając Je od tak dawna, zupełnie nie znałam Pisma! Słowo wydobyte z mroku, prześwietlone, odkrywało swój zupełnie nowy, zachwycający sens!

Czytałam też na nowo filozofów chrześcijańskich. Starzy przyjaciele przemawiali do mnie innym głosem; nie były to już zamierzchłe teksty do analizy, ale żywa Prawda! Św. Augustyn ze swoim nagłym nawróceniem stał mi się tak bardzo bliski. Zaczęłam szukać innych: Jan od Krzyża, potem Teresa z Avila. Potem ktoś dał mi do ręki życiorys Edyty Stein. Zdumiewało mnie, jak bardzo podobnie Bóg działa w ludziach, nie zważając na czas i miejsce. Połykałam łapczywie Teresę z Lisieux, Katarzynę ze Sienny, Kwiatki św Franciszka i świadectwa współczesnych, zwykłych ludzi. Żyłam w pewnego rodzaju religijnym amoku; zżerała mnie tęsknota za Żywym Bogiem!

Kościół (zarówno jako wspólnota, jak i jako przestrzeń sakralna), dotąd mi obcy, zaczął mnie przyciągać jak magnes. Wiedziałam już, że tam jest ON MATERIALNIE pod postacią Chleba. Ale bałam się wejść do środka (choć przedtem zwiedzałam kościoły bez problemu, jak muzea) – nie wiedziałam, jak się zachować, a nie chciałam Go urazić… Któregoś dnia krążyłam wokół łódzkiej Katedry targana pragnieniem. Byłam pewna, że nie godzi się nieochrzczonemu…, ale tęsknota była silniejsza. Wbiegłam po schodach, uklękłam w kruchcie, przeżegnałam się i wybiegłam. Szlochałam biegnąc ulicą, zasmarkana i niewiarygodnie szczęśliwa! Śpiewało we mnie: „Jak miło jest przebywać w Twoich przedsionkach, Panie…”

A potem w czasie Wielkiego Postu zaczęłam chodzić na prawdziwe msze – dla katechumenów. Tylko Komunia była poza moim zasięgiem…

Jednocześnie, od narodzin naszej córeczki, wracał do wiary mój mąż, o czym długo nie wiedziałam. Chodził z wózkiem do kościoła i gorąco się modlił; robił to w tajemnicy przede mną, bo on z kolei nie wiedział, że i we mnie coś się zmienia. Aż wreszcie powiedzieliśmy sobie prawdę. Nie sposób opisać, jak bardzo nas to zbliżyło.

Ksiądz, który przygotowywał mnie do chrztu, zaproponował, żeby od razu na drugi dzień odbył się nasz ślub! Wcześniej nie przyszło mi to do głowy – a teraz – oczywiście! Światło było coraz jaśniejsze. Tęsknota coraz bardziej dojmująca. Bo choć wydobyta już z grobu i nieomal oślepiona jasnością dnia, ciągle czułam się spętana sznurami i spowita całunem. Czekałam z bolesną wręcz niecierpliwością na dzień, w którym ogień sakramentów przepali te sznury i płótna opadną!

I ten dzień nadszedł. 6. 04. 1985. Właściwie była to noc. Wielka Noc. Uroczysta msza trwała trzy godziny! Nareszcie! Zjednoczenie, Obecność, Łaska, Pokój, Radość… Nieomal unosiłam się w powietrzu. Byłam wolna! Wolna i zanurzona w Miłości! Ślub w Dniu Zmartwychwstania zamknął sakramentalną ulewę.

Euforia trwała kilka tygodni. A potem… A potem przyszła codzienność ze wszystkimi swymi zmaganiami.

Przez te lata nauczyłam się, że można biec w świetle i wracać do grobowca w przekonaniu, że tam jest odpoczynek. Że po tym, jak Pan wniósł mnie na rękach do Wspólnoty Ochrzczonych i pozwolił, żebym widziała tylko jasne strony Kościoła, trzeba było stanąć na własnych nogach i stawić czoło nie tylko swojej grzeszności (co po takiej euforii nie było łatwe), ale i grzeszności ludzi wokół siebie, których miało się za świętych. A potem ich kochać jeszcze bardziej… i odkrywać, że naprawdę są święci! A potem odkryć, że każdy dobry człowiek ochrzczony czy nie, w tym Kościele czy w innym – ma w sobie świętość! Że Obecność Boża przejawiająca się Miłości nie jest niczym ograniczona! Cały czas, codziennie odkrywam inne oblicze wiary, miłości i nadziei.

Choć na początku drogi wydawało mi się, że już nigdy nie upadnę – upadałam często. Sznury całunu czyhały i nadal czyhają w różnych miejscach i w różnym czasie, by spętać mnie z powrotem. Światło czasem oślepia, a czasem jest przyćmione tak, że prawie go nie widać. Nowy człowiek znów wchodzi w skórę starego. Robię to, czego nie chcę i nie robię tego, co chcę. Uczę się wstawać ciągle od nowa, choć czasem przemożna jest pokusa, żeby już nie walczyć. Z trudem przypominam sobie wówczas porywy serca i żarliwość sprzed lat. Czasem w dni szare i ciemne wiara staje się prawdziwym wysiłkiem, nadzieja czymś mglistym i dalekim, a śladem miłości jest tylko ból…

Ufam jednak, że gdy będzie bardzo źle, gdy popadnę w bezwład i ciemność, a duch mój podda się martwocie, ktoś za mną się wstawi u Niego: kochająca siostra lub brat (a jest ich tak wielu!) wybiegnie Mu naprzeciw i powie: Panie, gdybyś tu był, ona by nie umarła. A On wzruszy się głęboko – i wskrzesi mnie na nowo.

komunia__chrzest.jpg

Rozważania Rekolekcyjne

Rozważania Niedzielne

 

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code