Raniący – kochający

 


Raniący – kochający

Często słyszę w rozmowach duszpasterskich słowa, ludzie mnie poranili, rodzina mnie poraniła oraz wiele innych stwierdzeń wskazujących na to, że ci, którzy są dla nas najbliżsi najwięcej nas ranią. Czy to jest normalne i i czy rzeczywiście tak to wygląda, jak to czujemy i postrzegamy, postanowiłem nad tym się pochylić.

Relacje serca, bo tak należałoby je nazwać, czyli rodzice – dzieci, dzieci – rodzice, rodzeństwo, małżeństwo, duszpasterskie – szczególnie w małych wspólnotach, firmowe – w małych środowiskach.

Relacje rodzice – dzieci. Oczywiście w tych relacjach na pierwszym miejscu jest miłość macierzyńska, dzieci po prostu się kocha, wybacza się im już od najmłodszych lat, naprawia ich błędy, uczy się je i ma nadzieję, że wyrosną na przyzwoitych ludzi. Nasze wychowanie, jednak może czasami być zbyt gorliwe i nasza pociecha może zapamiętać przykre chwile, które ma za złe rodzicowi. O ile w dzieciństwie łatwiej się wybacza korygowanie, o tyle w dorosłym życiu, kiedy rodzice dalej strofują swoje dzieci, jest to trudne. Spotykają się tu dwie siły, parcie do niezależności i samostanowienia młodej rodziny z tradycjonalizmem opartym o doświadczenia. Jeśli rodzice nie zaniechają pouczania dzieci, ci gotowi są do drastycznego ograniczenia swoich wizyt, i do wygaszania relacji lub będą godzić się na cierpienie. Jeżeli rodzic jest już  w zaawansowanym wieku, łatwiej się wybacza i spycha na karb chorób itp. Natomiast, gdy rodzic jest młody, to sprawa jest bardzo trudna.

 Wyrosłem w domu, gdzie moja najstarsza siostra jest 25 lat starsza ode mnie i ma czwórkę dzieci starszych ode mnie. Mam syna z młodości, który ma już swoją rodzinę, urodził się gdy miałem 24 lata, a więc jestem młodym ojcem i dziadkiem. Mam jednak też córkę 7 letnią, która urodziła się, gdy miałem 46 lat, a więc spokojnie mógłbym być jej dziadkiem. Inaczej muszę traktować dorosłego syna, który dochodzi do 30, a inaczej moją najmłodszą córkę, która jest jeszcze małym dzieckiem. Pomiędzy są jeszcze dwie córki 17 l. i 11 l.  Mając na uwadze swoje wychowanie, zwracam uwagę na to, aby w tej mozaice nie ranić nikogo.

 Rodzeństwo kocha się, czasami mocniej, czasami słabiej, ale istnieje u nich silna więź poczucia przynależności do tego samego „stada”. Posiadania tych samych rodziców i podobnego wychowania. Jeżeli jakieś dziecko jest faworyzowane lub staje się domowym kozłem ofiarnym, nie jest lubiane. Takim przykładem może być Józef syn Jakuba, którego ojciec wyróżniał strojem i miłością. Chociaż była duża różnica wieku pomiędzy braćmi i raczej mogliby oni traktować go jako małego synka, to jednak uczucie zazdrości bardzo mocno zdeterminowało ich relacje. Tak jest i dziś, chodzi o miłość, uwagę, dobra materialne. Czasami to właśnie tego młodego rodzice obsypują dobrami, a czasami ten najmłodszy jest ostatni w kolejce. I to i to  w kwestii relacyjności nie jest dobre.

 Relacje duszpasterskie bywają bardzo wrażliwe, szczególnie w małych wspólnotach opartych o relacje. Pan Jezus zachęcał do tego aby te relacje były relacjami miłości jednak dużą wagę przykładał do kwestii przebaczania, wiedząc o tym, że im bliższe są relacje, tym łatwiej o rany serca. Częstokroć wobec tego, który głosi Słowo Boże czy naucza, czy jest liderem w jakiejkolwiek służbie stawia się wysokie wymagania, może i słusznie, wszak sam Bóg objawiając swoje wymagania 1 Tym . 3,1-13; Tyt. 1,5-9, wskazuje na niepospolitość swoich sług. Jednak czasami bywa tak, że patrzymy na te wymogi, jakby dana osoba musiała je już posiadać, a nie jakby były one celem dla tej osoby. Mało tego, dokładamy dziesiątki własnych wyobrażeń o tym jakim powinien być, samemu jednak nosząc wielkie belki w oczach.

 

Relacje w pracy, w małych rodzinnych firmach zazwyczaj bywają rodzinne. Tu waży się nasza egzystencja, pieniądze zarobione w pracy dają nam zaopatrzenie, ich ilość w pewien sposób określa nasz status społeczny. Inaczej jest w rodzinie, gdzie pracujący rodzice zarabiają 3 tyś. Inaczej gdy 20 tyś. W związku z tym nasze serce może krwawić, kiedy pracując uczciwie nie jesteśmy w stanie zaspokoić podstawowych potrzeb swojej rodziny.

 

Pamiętam mając 23 lata, podjąłem zamiar ożenku, było to grzeszne, głupie i emocjonalne, jak szybko się zaczęło, tak szybko się skończyło. Zrobiłem to ze złych pobudek i ze złych skończyliśmy. Co wyszło na dobre wszystkim. Jednak ja w tym kontekście o czym innym. Otóż wiedząc o moich zamiarach, pragnąłem zarabiać więcej, aby mieć jakieś zabezpieczenie dla nowo powstającej rodziny. W pracy jednak nikt za bardzo poważnie mnie nie traktował. Wyszedłem dopiero co z wojska, jeszcze jakimś fachowcem nie byłem, byłem początkującym tokarzem. Kiedy majster rozdzielał pracę, ja dostawałem zawsze taką, na której niewiele można było zarobić (pracowaliśmy w akordzie) . Bardzo mnie to smuciło, nie wiedziałem co zrobić, pytałem majstra czy nie mógłby mi dawać lepszej pracy, a on i inni mówili młody jesteś i i masz czas, inni mają rodziny. Pewnego ranka, pamiętam rozpłakałem się z tego powodu, wszyscy na mnie patrzyli jak na dziwoląga, a ja wtedy wykrzyczałem, ja też niedługo będę miał rodzinę, dlaczego tak niesprawiedliwie jest na tym świecie?

 Mój majster przejął się moją postawą, wszyscy zamilkli i rzeczywiście od tej pory zaczęto mnie inaczej traktować. Praca się polepszyła, zarabiałem więcej i radośniej patrzyłem na przód. Moje serce nie krwawiło. Jednak gdybym nie powiedział o swoich planach, nikt by mnie nie rozumiał, od zawsze najmłodsi zarabiali najmniej, a kawalerowie tym bardziej. Może i dziś tak jest, ostatnio pracuję z młodymi ludźmi i widzę, że nie mają zbyt wielkich oczekiwań, przygotowujemy ich do pracy i nastawiamy, aby cenili siebie, choć ich umiejętności zapewne są jeszcze mizerne.

 No ale teraz do rzeczy, co chcę pokazać tymi przykładami. Zauważmy, że w tych wszystkich relacjach, które opisałem dochodzi do zbliżenia serc. Oprócz tego w tych sercach znajdują się ogromne oczekiwania wobec siebie. Czy to dziecka wobec rodzica, czy rodzica wobec dziecka, czy rodzeństwa wobec siebie. Te oczekiwania są również pomiędzy liderami czy duchownymi wspólnoty – wobec członków danej wspólnoty i odwrotnie, ludzi wobec ich liderów. Podobne relacje bywają w pracy, pracownika wobec szefa, szefa wobec pracownika. Dlaczego można rzec ci wszyscy ludzie najwięcej się ranią. Otóż odpowiedź jest bardzo prosta, gdyż mają zbyt wygórowane oczekiwania wobec drugiego, to te niespełnione oczekiwania nas najmocniej bolą. Bo ja myślałem/ myślałam a on/ona. Jak on/ona mogła. Nie rozumie mnie. Każdy przedstawiony przeze mnie przypadek jest bardzo wrażliwy dla nas. Czasami możemy urazy z kilku dziedzin scedować na jedną relację. Obwinić np. pracodawcę, za mało mi płaci i stąd te wszystkie problemy, duszpasterza, on nie chodzi w pomazaniu Pańskim i stąd brak błogosławieństwa dla nas. Tak czy owak, mamy tendencję do tego, aby zrzucać winę na kogokolwiek, byle nie na siebie. Działa oczywiście w tym mechanizm psychologiczny wyparcia, ale o tym przy okazji ranienia się przez małżonków, innym razem.

 

Reasumując kochani, zasada naszego Pana o wybaczaniu jest znakomita. Jeżeli będziemy ją stosować w swoim życiu, będziemy ludźmi chodzącymi w zdrowiu. Nasze rany będą się zabliźniać, a to, że one będą jest oczywiste, gdyż jesteśmy zawodnymi ludźmi i nigdy nie sprostamy oczekiwaniom drugiego. Nie miejmy tez wobec siebie zbyt wygórowanych oczekiwań, niezaleznie jakie role społeczne wobec siebie pełnimy. Gdyz takich nas Pan kocha i pracuje nad nami, aby świadomie zadawanych sobie ran było jak najmniej, a wybaczania jak najwięcej. Pamiętajmy tez , ze przebaczenie jest łaską od naszego Pana Jezusa Chrystusa.

 

Wasz w Panu Kazik J.

 

 

 

6 Comments

  1. zefir

    Niestety, rzeczywistość wygląda inaczej

    Zauważyłem, że duchowni bardzo często opisują stosunek osób zranionych do tych, którzy ich zranili, że ci drudzy i tak ich kochają. Niestey nie mogę się z tym zgodzić. Moim zdaniem, są na świecie matki i ojcowie, które nie kochają własnych dzieci. Są dzieci, które nie kochają własnych rodziców. Rodzeństwa, w których nie ma wcale miłości. Czasem ludzie ranią się tak bardzo, że trwale niszczą miłość, która ich łączyła. Oczywiście jest to smutne, ale prawdziwe.

     
    Odpowiedz
  2. Kazimierz

    Zefir

     Ile osób, tyle przypadków. Jednak myślę, że większośc rodziców kocha swoje dzieci i dzieci, którte kochają rodziców. Podobnie też rodzeństwo. I raczej wyjątkami sa ci co tak nie czynią.

    KJ

     

     
    Odpowiedz
  3. eskulap

    Drogi Pastorze,ciekawie

    Drogi Pastorze,

    ciekawie poruszł Pan temat relacji. I podoba mi się końcowe podsumowanie czyli wiara, że źródłem miłości jest miłosierny Jezus, Syn Boży.

    Ale także dostrzegam to o czym napisał Zefir. Czyli mechanizm projekcji  przez który "ofiary" braku miłości rodzicielskiej przenoszą swe pragnienie i tęsknotę na bliskich, ktorzy jednak nie odopowiadają akceptacją, ciepłem i miłoscią. W takiej dramatycznej sytuacji głodu wydaje się, że rzeczywiście jedynym źródłem, które może ugasić pragnienie jest Bóg. Co więcej, często wydaje się, że nie tylko może ugasić pragnienie, ale przez pragnącego wylać "wodę żywą" dla innych .

    Bardzo ciekawa jest ostatnia scena filmu "Wszyscy jesteśmy Chrystusami".

    Tam ojciec alkoholik świadom wyrządonych krzywd pyta syna o przyzwolenie : "Czy ja teraz mogę Cię kochać?"

    A syn (Misiek Koterski) odpowiada zdziwiony : "Przecież Ty mnie kochasz tato".

    serdecznie pozdrawiam,

    Eskulap

     

     
    Odpowiedz
  4. januszek73

    Rany a pomyślność ?

      Temat jest rozległy i nie taki prosty. Pastor w swoim wątku podkręśla, że dobre relacje w rodzinie przekładają się na późniejszą pomyślność. W/g mnie jest to grube uproszczenie a na pewno nie jest to zależność liniowa. Ja to rozumię inaczej – dobre relacje w rodzinie, rodzinach to zdrowa osobowość a zdrowa osobowość to umiejętność radzenia sobie z problemami. Problemy natomiast są szerokie – np. zdrowie i tutaj przytoczę coś kontrowersyjnego – Mądrość Syracha

    Zdrowie i bogactwo

    14 Więcej wart biedny a zdrowy o silnej postawie,
    niż bogaty a ukarany na swym ciele [chorobą].

    15 Zdrowie i siła lepsze są niż wszystko złoto,
    a mocne ciało niż niezmierny majątek.

    16 Nie ma większego bogactwa nad zdrowie ciała
    i nie ma zadowolenia nad radość serca.
    17 Lepsza jest śmierć niż przykre życie
    i lepszy wieczny odpoczynek niż stała choroba.

    1Łakocie położone przed zamkniętymi ustami
    to stosy żywności leżące na grobie

    1Na cóż się przyda ofiara z owoców bożkowi?
    Nie będzie przecież jadł ani czuł zapachu –
    tak jest z tym, kogo Pan doświadcza.

    Patrzy oczami i wzdycha,
    jak wzdycha eunuch obejmujący dziewicę.

    Oraz dalszy ciąg mówiący o radości i smutku – fragment bardzo ważny, bo istnieje zależność, iż im większe bogactwo, tym większa ilość depresji i problemów z tym związanych. Dam przykład, ale "umierająca na wszelkie choroby Afryka, to bardzo radosny kraj, gdyby nie było tam muzułmanów, to byliby najszczęśliwszy ludzie na świecie.

    Radość

    21 Nie wydawaj duszy swej smutkowi
    ani nie dręcz siebie myślami.

    2Radość serca jest życiem człowieka,
    a wesołość męża przedłuża dni jego.

    2Wytłumacz sobie samemu, pociesz swoje serce,
    i oddal długotrwały smutek od siebie;
    bo smutek zgubił wielu
    i nie ma z niego żadnego pożytku.

    2Zazdrość i gniew skracają dni,
    a zmartwienie sprowadza przedwczesną starość.

    2Gdy serce pogodne – dobry apetyt,
    zatroszczy się ono o pokarmy.

    Mamy w powyższym cytacie wymienione aż 3 wady, które zatruwają ludziom życie: smutek, zazdrość, gniew, oraz zmartwienie. Dlaczego występują powyższe ?, to skomplikowane, ale zapatrzenie, tylko w ten żywot powoduje takie udręki, wtedy wszelkie straty (strata i nieumiejętność pogodzenia się ze stratą, stratami, jest powodem smutku) są nie do udźwignięcia. Trzeba umieć "tracić" a Jezus mówił wręcz "aby stracić wszystko dla Niego". Nie chodzi tutaj aby nagle stracić całą materialność, czy np. swoją cieleśność, ale aby nadmiernie nie przywiązywać się do tego co jest tylko "marnością". Tak przecież mówił Kohelet – "wszystko marność". No nie wszystko jest "marnością", ale wszystko przemija a nam pozostaje tylko Bóg.

     
    Odpowiedz
  5. Kazimierz

    Wojtek

     Dziekuję za twój wazny głos, a szczególnie na prawdę, ze to Chrystus wylewa wodę zywą, która moze zagasić kazdy pozar ludzkich nieporozumień i krzywd. 

    Czerpmy z Niego. 

    Pozdrawiam cię bardzo serdecznie i zapraszam, jeśli będziesz w okolicy znów 🙂

    Kazik

     

     

     

     
    Odpowiedz
  6. Kazimierz

    Januszek

     Masz sporo racji w tym co piszesz, "wszystko przemija a nam pozostaje tylko Bóg" piszesz, myślę, ze nie tylko, ale az, gdyz On jest wszystkim we wszystkim. Mając Jego mamy wszystko, moze raczej, gdy On nas ma, to mamy wszystko, czego potrzebujemy 🙂

    Pozdrawiam cię Kazik

     

     
    Odpowiedz

Skomentuj

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

*

code